Sudan: nie można budować nowych kościołów
Władze Sudanu ogłosiły, że wstrzymują wydawanie pozwoleń na budowę nowych kościołów. Decyzję tę ministerstwo spraw religijnych tłumaczy faktem, że liczba wyznawców Chrystusa w tym kraju znacznie zmniejszyła się po ogłoszeniu niepodległości przez Sudan Południowy w 2011 r., skąd pochodziła większość chrześcijan mieszkających w stołecznym Chartumie. Po podziale państwa musieli oni opuścić Sudan.
Sudan znajduje się na 11 miejscu Światowego Indeksu Prześladowań, corocznej liście 50 krajów, w których chrześcijanie są najbardziej prześladowani. Ich "sytuacja prawna jest naprawdę niepokojąca" - podkreśla bp Eduardo Hiiboro Kussala z południowosudańskiej diecezji Tambura-Yambio. Przypomina, że choć konstytucja gwarantuje te same prawa wszystkim obywatelom, bez względu na wyznawaną wiarę, to w praktyce "chrześcijanie są uważani i traktowani jak obywatele drugiej kategorii". Duchowni "nie mogą uzyskać paszportów, a gdy już wyjadą z kraju, nie wiedzą już czy będą mogli wrócić". Wielu kapłanów zostało wydalonych z Sudanu, a biskupów "zmuszono do milczenia, gdyż nie mogą swobodnie wyrażać własnych opinii".
Jednak najbardziej poszkodowani są zwykli wierni, tacy jak Meriam Yahia Ibrahim Ishaq, skazana na śmierć za apostazję. - Wiara Meriam była dobrze znana wszystkim, ale pewnego dnia dziewczyna zaczęto jej grozić i została skazana. Władze nie podjęły żadnych działań, pozwalając przywódcom islamskim zdecydować o przyszłości kobiety - podkreśla hierarcha.
Meriam została ostatecznie uwolniona z powodu silnej presji międzynarodowej, ale nie może opuszczać Sudanu.
W 2013 r. przewodniczący Islamskiego Centrum Nauczania Religijnego i Studiów Porównawczych Ammar Saleh surowo skrytykował rząd za niepodejmowanie zdecydowanych działań przeciwko zbyt "odważnie" działającym misjonarzom chrześcijańskim w kraju. Według niego przypadki apostazji i ateizmu mają miejsce w Sudanie coraz częściej, podczas gdy rząd niedbale zajmuje się tym problemem. Saleh zwrócił się z oficjalną prośbą do przedstawicieli rządu i lokalnych społeczności, by sprzeciwili się chrystianizacji i znaleźli długoterminowe rozwiązanie tego problemu.
Skomentuj artykuł