Św. Jan Paweł II i (młody) abp Grzegorz Ryś na jednym zdjęciu. Mija 30 lat od święceń metropolity łódzkiego
Z okazji jubileuszu na stronie Archidiecezji Łódzkiej pojawiły się słowa arcybiskupa oraz zdjęcie, które pokazuje jego spotkanie z papieżem Polakiem.
Jak wyglądało to spotkanie?
(fot. Archidiecezja Łódzka)
Treść tekstu abpa Rysia przedstawiamy poniżej.
(kontekst sugeruje, że słowa zostały napisane przed przyjęciem święceń biskupich w 2011 r.)
Moja droga kapłańska jest trochę nietypowa, a może i typowa - to się okaże - dla biskupa. Po święceniach byłem tylko rok na parafii w Kętach, a potem wróciłem na studia z historii, gdyż już w trakcie seminarium studiowałem na drugim wydziale, Wydziale Historii Kościoła, gdyż zawsze mnie pasjonowała właśnie historia Kościoła. Potem właściwie całe życie kapłańskie byłem związany z uprawianiem nauki. Pracowałem na Wydziale Historii, potem byłem szefem Archiwum na Wawelu, co dla historyka jest zawsze doświadczeniem niezwykłym: obcowanie z takimi źródłami.
Natomiast za wszelką cenę chciałem ocalić życie kapłańskie, żeby nie być tylko uczonym. Realizowałem to w posłudze małym grupom. I może to właśnie mnie jakoś przygotowywało do różnych miejsc w Kościele. Mam taką grupę akademicką, z którą się spotykam regularnie od 20 lat. W którymś momencie znalazłem się na drodze neokatechumenalnej, do której się przyznaję i poczuwam. Ostatnio było to trudniejsze, gdyż cztery ostatnie lata byłem rektorem seminarium. Liczba obowiązków była tak duża, że dość trudno było to wszystko godzić. Ale wiara przeżywana w małych wspólnotach jest dla mnie bardzo ważna. Ponadto regularnie głosiłem rekolekcje we wspólnotach zakonnych czy kapłańskich, w parafiach. Jest to więc droga realizacji kapłaństwa w takich skromnych wymiarach kościelnych. Może taka jest też dzisiaj potrzebna…
Są rzeczy, które zawsze przeżywałem jako ważne wymiary Kościoła. Przez ostatnie lata szczególnie mi była bliska sprawa powołań do kapłaństwa i formacji kapłańskiej. Innym ważnym tematem jest ekumenizm w Kościele: dialog między chrześcijanami, dialog międzyreligijny.
To jednak co jest według mnie najważniejsze dla biskupa pomocniczego, to po prostu bycie w parafiach, z ludźmi: jeździć, nawiedzać, wizytować, bierzmować, być z młodymi ludźmi, zwłaszcza wśród rozmaitych ruchów, wspólnot kościelnych, których tu w Krakowie zawsze było i jest dużo i za to chwała Bogu. Nie myślę zatem o jakichś planach duszpasterskich, ale po prostu o byciu z ludźmi i towarzyszeniu im w ich wierze, tam gdzie się spotykają, gdzie się gromadzą, gdzie się modlą - to wydaje mi się istotne.
Gdy chodzi o zawołanie biskupie, to przychodzi mi do głowy, także z racji na to, jak ostatnio przeżywam swoje bycie w Kościele, to jest «Moc w słabości» z 2. Listu do Koryntian. Jest tam taki moment, w którym Paweł odpowiada na zarzuty, że jest niekompetentny, i że się tak naprawdę nie nadaje, i że są znacznie lepsi od niego apostołowie. On ma przez moment pokusę, żeby się bronić, żeby powiedzieć, że jest równie kompetentny, że jest Żydem jak inni, że jest faryzeuszem i że cierpiał dla Chrystusa więcej niż inni, ale na końcu tej «wyliczanki» mówi, że tak się bronić to znaczy zwariować.
Lepiej więc przyjąć to, że się jest małym i niekompetentnym i żeby swoją pozorną wielkością nie zasłaniać Boga, który naprawdę działa w Kościele, i to jest istotne. Wówczas św. Paweł słyszy słowa Chrystusa: «Wystarczy Ci mojej łaski, moc w słabości się doskonali». To do mnie szczególnie przemawia, jeśli chodzi o posługę kapłańską w Kościele.
Skomentuj artykuł