Musimy zmieniać nas samych [REPORTAŻ Z ŚDM]
Naszą bronią jest modlitwa i bycie z drugim. Aby zmienić świat musimy zmieniać nas samych i im więcej takich jak my będzie, tym większy pokój na świecie, tym mniej ubogich i tym silniejsza modlitwa.
Dziś zrobiłem coś, co miałem zrobić w środę, ale nie wyszło. Chociaż w końcu trafiłem do wspólnoty Sant'Egidio i spędziłem tam popołudnie, to nadal czuję potrzebę spędzenia z tymi wspaniałymi ludźmi większej ilości czasu. Wspólnota Świętego Idziego kieruje się regułą trzech P: Prayer, Poor, Peace. W polskim skrótowiec z PPP nie budzi takich skojarzeń, ale dla nieangielskojęzycznych wyjaśnię, że to Modlitwa, Biedni i Pokój (MBP nie ratuje sprawy ani trochę). Wspólnota została założona pod koniec lat 60. we Włoszech, a obecnie działa w ponad siedemdziesięciu krajach. Zajmuje się krzewieniem tych trzech wyżej wymienionych wartości, a poprzez działanie w różnych warunkach - adaptowanie ich do wymagań lokalnych.
Dzisiejsze spotkanie prowadzone przez Massimiliano Signifrediego było zbiorem świadectw członków Wspólnoty. Zacznijmy od P jak Poor, czyli biedni. Kota z Budapesztu opowiadała o swojej pracy z uchodźcami na Węgrzech. Wspólnota zaczęła od dostarczania im odzieży czy żywności, obecnie pomaga na terenie obozu, a sama Kota bawi się tam z dziećmi. Problemem uchodźców był na przykład brak mszy po angielsku, o co wspólnota zadbała, z kolei muzułmanom pomogli w organizacji ramadanu. W sierpniu zabierają dzieciaki uchodźców na kolonie. Z ludźmi wykluczonymi, pracuje także Geralda - sama będąca migrantką z Albanii, żyjącą obecnie we Włoszech. Także jej w akomodacji pomogła Wspólnota, a ona teraz opiekuje się dziećmi innych migrantów. Brakuje im ojców, którzy harują żeby przeżyć, a ktoś się dziećmi musi zająć. Michal z Bratysławy nosi kanapki biedakom, a pani z Francji, której imienia niestety nie pamiętam zajmuje się starszymi, samotnymi osobami. Warszawskie skrzydło Wspólnoty pomaga ubogim w stolicy. Jednymi z nich byli Dorota i Edek, z którymi zaprzyjaźnili się ludzie ze Wspólnoty. Sant'Egidio pomogło im wyjść z biedy i bezdomności. Dorota i Edek nieśli dziś krzyż w trakcie drogi krzyżowej na Błoniach.
Żyjemy w kraju, w którym za to, że się modlisz, nic ci się nie stanie, ale są takie, w których jest to niemożliwe. O drugim P jak Prayer opowiadał Steven z Pakistanu. W Pakistanie panuje oficjalne prawo przeciwko bluźnierstwom. Bluźnierstwem jest właściwie wszystko, co nie podpada pod oficjalną ideologię władzy. W praktyce przekłada się to na rozboje dokonywane przez terrorystów w kościołach, powszechny strach katolików przed trafieniem do więzień. Brakuje dostępu do edukacji dla chrześcijan. Wspólnota po jednym z bardziej przerażających incydentów (zamach w Lahorze) pomagała tamtejszym chrześcijanom i stara się wypracowywać wspólny grunt debaty z muzułmanami. Steven mówił o tym, że pomimo lęku, starają się go przełamywać i budować porozumienie, bo przecież obie strony są ludźmi, a to stanowi absolutny punkt wyjścia. Pomyślcie o tym gdy następnym razem ktoś będzie robił sobie żarty z idei praw człowieka.
Trzecie P to Peace, czyli pokój. Miał o nim opowiadać Maher z Syrii, ale on także czynnie uczestniczył w przygotowaniach do drogi krzyżowej (na DEON.pl możecie zobaczyć krótki wywiad z nim przygotowany przez Karola). Świadectwo Mahera odczytał Massimiliano. Maher jest z Damaszku. Był sprzedawcą samochodów, ale pewnego dnia przyszedł do swojego salonu i zobaczył, że ten został spalony. Na ścianie bandyci napisali: "Dziś Twój sklep, jutro Twoje życie". Maher uciekł z całą rodziną do Włoch, potem do Szwecji. Tam nie żyło mu się dobrze, więc wrócił do Włoch, gdzie zajęła się nim Wspólnota, która pomogła mu w opanowaniu języka. Dziękował Wspólnocie za wsparcie idei korytarzy humanitarnych (oby ten lobbowany przez polskich biskupów doszedł do skutku) oraz o modlitwę pokój. Papież Franciszek w trakcie lotu do Polski powiedział wprost: żyjemy w czasie wojny.
Wielu lubuje się w takiej retoryce, od razu przywołując kategorie konfliktu cywilizacji czy starając się uzasadniać przemoc obroną wartości chrześcijańskich. Ale to nie jest sposób naszej, katolickiej walki. Naszą bronią jest modlitwa i bycie z drugim. Aby zmienić świat musimy zmieniać nas samych i im więcej takich jak my będzie, tym większy pokój na świecie, tym mniej ubogich i tym silniejsza modlitwa. Ktoś może powiedzieć: "Co Ty dajesz, ogarnij się, z jakimi wariatami Ty się spotkałeś? Jednemu sklep spalili, a druga im robi ramadan. To jakaś schizofrenia". Wiecie, świat jest naprawdę bardziej skomplikowany niż wam się wydaje. Ot pierwszy przykład z brzegu: zeszłotygodniowy zamachowiec z Monachium był zafascynowany obrzydliwymi wykwitami świata Zachodu - Breivikiem i Hitlerem. W tym samym czasie 200 osób ocalił w monachijskiej piwnicy Afgańczyk-uchodźca, który mieszka od kilku lat w stolicy Bawarii.
Wieczorem byłem na drodze krzyżowej na Błoniach. Tym, którzy nie widzieli współczuję, bo była bardzo piękna, ale polecam przynajmniej przeczytanie rozważań przygotowanych przez biskupa Grzegorza Rysia oraz przemówienia papieża, które ją kończyło. To była niezwykła droga krzyżowa: każda stacja została powiązana z czynem miłosierdzia. Na początku klucz mnie trochę zaskoczył, ale szybko zobaczyłem jak ogromnie to do siebie pasuje. Cierpienie Jezusa na Golgocie było przecież aktem największej miłości i oddania jaką można dać - to oddanie za każdego z nas! Są ludzie, fundacje czy dzieła, które te wszystkie rzeczy na siebie biorą. Oddają siebie, swój czas, pieniądze i siły po to, aby inni mogli żyć. Mają swoją drogę krzyżową, codziennie wędrując przez jej kolejne stacje i pomagając w noszeniu czyichś krzyży. Droga krzyżowa nazywa się misterium męki, ale ta męka jest aktem wielkiej miłości, za którą kryje się nadzieja i radość zmartwychwstania. Odkąd pamiętam Wielki Piątek był dla mnie mocno osobistym przeżyciem.
Myślałem sobie o samotności, smutku i rozczarowaniu przyjaciół Chrystusa, który umarł. Papież dziś wszedł w ten ton, mówiąc: "Drodzy młodzi, w ów Wielki Piątek wielu uczniów powróciło smutnych do swoich domów, inni woleli pójść do domów na wsi, aby zapomnieć o krzyżu. Pytam was, niech każdy z Was odpowie w ciszy własnego serca: jak dziś wieczorem chcecie powrócić do waszych domów, do waszych miejsc zakwaterowania? Jak chcecie powrócić dziś wieczorem, by spotkać się z samymi sobą? Świat patrzy na nas. Do każdego z was należy odpowiedzieć na wyzwanie tego pytania". Odpowiedź leży w tym co zrobimy dla innych i jak mocno będziemy ich kochać. Ludzie - kochajcie się!
Poza tym piąteczek i gorączka piątkowej nocy. W mieście już chyba z milion pielgrzymów, co widać gołym okiem. Knajpy zapełnione, ulice też. I dobrze! Takiej radości dawno w Krakowie nie było. Żeby tylko jutro na pielgrzymkę do Brzegów sił młodym starczyło, ale to chyba oczywiste.
Skomentuj artykuł