Syryjka z Homs: Syria jest jak piękna kobieta, która cierpi. Mój kraj krwawi każdego dnia
"W pierwszych miesiącach od wyzwolenia miasta nie było niczego. Nie było sklepów, kawiarni, żadnych miejsc, gdzie mogliśmy spędzać czas. Teraz życie wraca do normy. Są szkoły, kościoły są otwarte, życie się toczy normalnie" - mówi Lilian Nazha, pochodząca z syryjskiego Homs.
Lilian przyjechała do Polski m.in. by pokazać swoje zdjęcia ilustrujące zbombardowane Homs, Aleppo, Palmirę czy Tartus. Są one opowieścią tysięcy ludzi wygnanych ze swoich domów. Jednak na fotografiach można zobaczyć nie tylko zniszczone budynki, ale także nieznane, piękne oblicze Syrii. - Syria jest jak piękna kobieta, która cierpi. Mój kraj krwawi każdego dnia - mówiła Lilian Nazha, opowiadając o swojej ojczyźnie. Jak podkreśliła, od zawsze wiedziała, że mimo tego, iż miasto legło w gruzach, chce wrócić do swojego domu, do Homs.
Syryjka podkreśliła także, że jest wdzięczna za międzynarodową pomoc, która od początku wojny płynie do jej kraju. - Wiem, że świat o nas nie zapomniał. Wiem, że w Polsce były organizowane koncerty po to, by nam pomóc. Świat nam pomaga, Europa nam pomaga. To bardzo ważne dla nas - zaznaczyła.
Wojna pozostawiła w sercach mieszkańców wiele ran. - Podczas wojny coś między nami pękło. Baliśmy się każdego napotkanego człowieka. On być może bał się nas tak samo. To było straszne - opowiadała autorka zdjęć. Jak dodała, po pewnym czasie ludzie zrozumieli, że nie zbudują na nowo relacji, jeśli sobie nie zaufają. Zaczęli spędzać czas na wspólnych rozmowach i grach.
Lilian Nazha razem ze swoimi bliskimi postanowiła zorganizować syryjskim dzieciom czas. W taki sposób powstała świetlica, do której na zajęcia uczęszczało najpierw około czterdziestu dzieci, a z czasem ponad dwieście. - Chcemy, by oni mieli takie samo dzieciństwo, jakie my mieliśmy. Żeby za jakiś czas mieli dobre wspomnienia - mówiła. Dzięki temu, że dzieci miały zapewnioną opiekę, coraz więcej rodzin zdecydowało się na odbudowę swoich domów. Zapytana o to, jak radzi sobie z traumą wojny, odpowiedziała, że stara się dziękować za to, co jest. - Przecież mogliśmy nie żyć, a żyjemy. Jestem młoda, mam dużo energii. Dzielę się tym z innymi - wyjaśniła. - O. Frans van der Lugt, jezuita, który był dla mnie jak ojciec, którego znałam "od zawsze", został zamordowany na miesiąc przed wyzwoleniem miasta. Dzięki jego postawie, zaangażowaniu i temu, czego mnie nauczył wiem, że ja mam dla Syrii żyć - dodała.
Zdjęcia Lilian Nazhy można oglądać w krakowskich Polach Dialogu w Krakowie przy ul.Stradomskiej 6 od poniedziałku do piątku w godzinach 10:00-17:00 oraz w soboty od 10:00 do 14:00. Wystawa potrwa do października.
Skomentuj artykuł