"Szukacie domu? Ja znalazłem". Ludzie z misją stali się rodziną dla uchodźców

"Szukacie domu? Ja znalazłem". Ludzie z misją stali się rodziną dla uchodźców
Z przemyskim duszpasterstwem organizującym pomoc dla uchodźców z Ukrainy współpracują ludzie z kilku krajów (fot. Duszpasterstwo Rodzin Archidiecezji Przemyskiej)
Family News Service

- Zaczęło się od jednego domu, który był otwarty na uchodźców, ale nie było pieniędzy na opał i żywność. Mieliśmy zero, a Bóg postawił przed nim jedynkę. Potem doszły kolejne ośrodki - opowiada ks. Marek Machała, szef Duszpasterstwa Rodzin Archidiecezji Przemyskiej, które już w 13 ośrodkach udziela pomocy uchodźcom z Ukrainy. W pomaganie uciekinierom angażują się pracownicy i wolontariusze z Polski, Francji, Kanady, Ukrainy i USA. To dzięki nim ludzie dotknięci koszmarem wojny często mówią: Znalazłem dom.

Od 24 lutego [od dnia agresji Rosji - przyp. red] do Polski z Ukrainy przybyło już ponad 5,5 mln uchodźców. Za każdym z nich ukrywa się oddzielna często bardzo dramatyczna historia. Jedną z wielu wspólnot, które angażują się w pomoc uchodźcom, jest Duszpasterstwo Rodzin Archidiecezji Przemyskiej. Wszystkich łączy jeden cel – uczynić bardziej normalnym życie tych, którzy boleśnie doświadczyli bestialskiej nienormalności. W malowniczych zakątkach Bieszczad, z dala od blasku fleszy dzieje się wiele dobra.

Noc. Wijąca się bieszczadzka droga. Spadają gwiazdy. Jedziemy busem. Z tyłu słychać intensywny płacz dzieci. Za kierownicą ksiądz Marek – energiczny, z nieznikającym z twarzy uśmiechem. - To dobrze, że płaczą, to znaczy, że zdrowe. W Tesco dzieci nie płakały - wchodziłeś na ogromną salę pełną matek z dziećmi i porażała cię cisza. Płacz nic już tam nie dawał. Te rodziny, które teraz wieziemy, spotkaliśmy przy granicy. Trzy miesiące jeździli po Polsce i wszystko im się skończyło - pieniądze, siły, nadzieje. Chcieli wracać pod bomby do Charkowa. To poprosiłem, żeby dali nam szansę. Jedziemy do domu...

DEON.PL POLECA

Prym w Duszpasterstwie Rodzin Archidiecezji Przemyskiej wiedzie Joanna Front, szczupła, wysoka blondynka, która blisko 20 lat mieszkała we Francji. W Przemyślu jest od początku marca.

- Miałam tylko zostawić dary i wrócić z 15 uchodźcami, bo tyle mieliśmy miejsc w busie. Zostaliśmy trzy tygodnie i wysłaliśmy do Francji 700 osób. Moim pierwszym zadaniem było słanie 1500 łóżek na sali w dawnym hipermarkecie Tesco, który stał się przejściowym obozem dla uchodźców. To, co się tam działo, jest nie do opisania. Tam poznałam księdza Marka. Teraz, w duszpasterstwie ogarniam projekty, wolontariuszy i zajmuję się komunikacją... robię co jest do roboty - wysyłam też za granicę kolejne grupy uchodźców. Codziennie pracuję z ludźmi - to dodaje mi sił - mówi Joanna.

Różne narodowości, różne profesje – jedna wspólna sprawa

Centrum logistyczne organizacji operującej w 13 bieszczadzkich placówkach stanowi jeden z budynków przemyskiego seminarium. Pachnie tu jeszcze remontem - wszystko nowe. Na górze mieszkają wolontariusze, na dole uchodźcy. Całym domem zawiaduje Natalia - ruchliwa, uśmiechnięta, zwiewna, księgowa z kijowskiej korporacji. Na początku marca wyjechała z miejscowości znajdującej się niedaleko Buczy. - To straszne uczucie, kiedy zamykasz dom i uciekasz donikąd. Dlatego staram się tworzyć tu dom dla wszystkich - wyznaje. Przyjechała z mamą i z nastoletnią córką, która wśród śmiechu i hałasu opiekuje się na podwórku małymi dziećmi. Z dziećmi bawią się też amerykańscy i francuscy wolontariusze, wśród nich Thierry - postawny, uśmiechnięty, z czarną brodą. Jest Normandczykiem, ale od 16 lat pracuje w Maroku jako fotograf.

- Zobaczyłem w telewizji, że mamy z dziećmi potrzebują pomocy i przyjechałem. Nie da się opowiedzieć co tu się działo - to trzeba przeżyć. Na początku kupowaliśmy w supermarketach żywność i koce i woziliśmy na granicę. Potem postawiliśmy tam namiot i przyjmowaliśmy ludzi cały czas odbierając pomoc z Francji. Teraz, kiedy sytuacja się uspokoiła, współpracujemy już tylko z Duszpasterstwem Rodzin. Niedawno przyjechało z Francji kilku fryzjerów. Jeździliśmy z nimi po ośrodkach – było sporo radości. Teraz są tu francuscy skauci. Pracujemy głównie z dziećmi - opowiada Thierry.

Szukacie domu? Ja znalazłem!

Na podwórku stoi też kilka busów. Z jednego z nich wysiada Łukasz Cisowski - emerytowany operator kamery z bogatym doświadczeniem wojennym. Przypomina Indianę Jonesa - zawsze w kapeluszu, mówi krótko niskim, chropowatym głosem.

- 27 lutego wysiadłem na dworcu w Przemyślu i zobaczyłem, co się dzieje. Tłum nie do opisania, chaos. Założyłem kamizelkę, na której napisałem, w jakich mówię językach. Poczułem, że jestem znów na wojnie. Nie tam, gdzie padają bomby, ale tam, gdzie przyjeżdżają ofiary. Z przerwami jestem tu ponad pięć miesięcy. Księdza Marka poznałem, kiedy woziłem uchodźców z granicy. Zaproponował mi współpracę i zostałem szefem logistyki. Jakoś to ogarniam - opowiada. Łukasz tłumaczy po wojskowemu zasady pracy Serhijowi: - Za  godzinę na dworzec przyjedzie pociąg z Odessy. Jedź tam i pomagaj ludziom, mów, co mają robić, jak będą potrzebowali mieszkania, to dzwoń - będziemy szykowali im miejsca.

Ukrainiec, wysoki blondyn, ma może 30 lat: - Przyjechałem z Ukrainy cztery dni temu z żoną i małymi dziećmi, bo koło naszego domu spadały bomby. Nie wiedzieliśmy, co robić. Spotkałem wolontariuszkę z duszpasterstwa i tak się tu znalazłem. Nie mogę usiedzieć, więc zostałem kierowcą. Będę jeździł na granicę, na dworzec, do Tesco i będę woził ludzi. Będę przekonywał, żeby tu przyjechali, bo tu jest jak w rodzinie… - mówi. Serhij ma żółtą kamizelkę i identyfikator duszpasterstwa. Na dworcu rozmawia po ukraińsku, zagaduje zmęczonych długą podróżą ludzi, odpowiada na pytania, wskazuje palcem na logo duszpasterstwa, mówi: - Szukacie domu? Ja znalazłem!

Wielu rzeczy w ogóle nie da się powiedzieć

Drogi w Bieszczadach są kręte, co chwila zza zakrętów wyłaniają się nieziemskie widoki. Słońce wędruje po połoninach kojąc zszarpane nerwy i zmysły. Dojeżdżamy do jednego z 13 ośrodków terenowych, w których znajdują się uchodźcy przyjęci przez Duszpasterstwo Rodzin Archidiecezji Przemyskiej. Wita nas Aneta Piekuś – uśmiech i siła spokoju: - Byłam nauczycielką, ale zawsze marzyłam o czymś więcej, żeby wyjść bliżej do człowieka… Księdza Marka znam sprzed wojny, z duszpasterstwa. Kiedy zaczęła się wojna zrezygnowałam z pracy i zawiaduję sprawami personalnymi. Wiem, kogo przyjmujemy i kto wyjeżdża. Przez wszystkie nasze ośrodki przeszło prawie 1300 osób. Wydawało się, że sytuacja się uspokoiła… ale pozornie. Pomoc na granicy się zwinęła, a przychodzi teraz wiele osób z linii frontu. Przeżyli straszne rzeczy i są w trudniejszej sytuacji niż wielu dotychczasowych uchodźców…

Fot. Duszpasterstwo Rodzin Archidiecezji PrzemyskiejFot. Duszpasterstwo Rodzin Archidiecezji Przemyskiej

Na tych, którzy mają tak trudne doświadczenia, czeka psycholog, Katarzyna Czarnecka - Ukrainka, która wyszła za mąż za Polaka i od lat mieszka w Ustrzykach przy granicy.

- Trudno sobie wyobrazić, co oni przeżyli… Jedna z mam uciekała z Melitopola, Rosjanie czasowo oddzielili ją od dziecka. Ono teraz się boi, że mama umrze i ma straszne myśli. Inna uciekała z dziećmi samochodem. Rosjanie wszystko z tego samochodu powyrzucali – pieluchy, ubranka – i kazali im jechać, a potem strzelali do nich z tyłu. Jej córka zginęła. Oswajanie się trwa czasem tygodniami i miesiącami. Wielu rzeczy w ogóle nie da się powiedzieć. Jestem tu od tego, żeby rozmawiać. Oni wiedzą, że jestem Ukrainką i to im pomaga przełamać lody – mówi siostra Małgorzata, nazaretanka, która przyjechała do Duszpasterstwa Rodzin z Kijowa ze specjalną misją. Jej uśmiech kruszy lód, a temperament wprawia wszystko w ruch: - Ukraina jest moim domem i moją miłością i będę walczyć o każdego brata i siostrę. Po to tu jestem…

Kiedy ktoś przekracza próg naszego domu to staje się częścią rodziny

- Witaj Asiu, jaka pogoda we Francji? U nas upały, ale dajemy radę. Załatwiamy teraz pracę w szpitalu jednej z kobiet, które przyjechały ostatnim transportem. A jak reszta? W porządku, dzieci chodzą do przedszkola, dorośli uczą się języka. Kiedy przyjadą następni? - Joanna Front rozmawia z koleżanką z Francji organizującą życie uchodźcom, którzy niedawno wyjechali z Duszpasterstwa Rodzin na zachód.

- Kiedy ktoś przekracza próg naszego domu, to staje się częścią rodziny – mówi Joanna. - Opiekujemy się nim cały czas, nawet jak wyjedzie… Naszym założeniem jest pomoc ludziom tu, niedaleko Przemyśla, a potem wysłanie ich do miejsc, w których bezpiecznie i pod opieką doczekają do końca wojny. Wysłaliśmy już blisko 800 osób. Pojechali do Francji, Hiszpanii, Szwecji i Niemiec, wysyłamy ich też do różnych lokacji w Polsce. Teraz przygotowujemy miejsce we Włoszech.

Joanna kończy rozmowę, a do wspólnej kuchni dla wolontariuszy w centralnym budynku duszpasterstwa wchodzą lekarze. Jeden z nich przyjechał z USA, drugi z Kanady. Wizytują ośrodki, w których pełnią codzienne dyżury. Jest z nimi Sandra Kondrat, emerytowana pielęgniarka z USA: - Mój ojciec był w polskiej armii. W niemieckim obozie dla jeńców poznał moją mamę i po wojnie wyjechali do Ameryki, gdzie się urodziłam. Naszymi sąsiadami byli Polacy i Ukraińcy. Kiedy teraz zaczęła się wojna to musiałam tu przyjechać. Jestem pierwszy raz w Polsce. Jestem tak dumna, że jestem Polką… Bo Polacy są tacy dobrzy, tak wiele robią dla swoich braci Ukraińców… (płacz)

Mówią, że nie potrzeba już dziś pomagać uchodźcom…

Noc. Dojeżdżamy busem do domu rekolekcyjnego zatopionego w górach. Z tyłu wciąż płaczą dzieci…

- Były głosy, że księża i Kościół nie pomagają uchodźcom - mówi ksiądz Marek Machała, dyrektor Duszpasterstwa Rodzin Archidiecezji Przemyskiej odpowiedzialny w diecezji z pomoc uchodźcom. - Ja widziałem w wielu miejscach mnóstwo ludzi z duszpasterstw, siostry i księży. Starałem się połączyć te wysiłki. Zaczęło się od jednego domu, który był otwarty na uchodźców, ale nie było pieniędzy na opał i żywność. Mieliśmy zero, a Bóg postawił przed nim jedynkę. Potem doszły kolejne ośrodki - czasem je wynajmujemy, czasem finansujemy. Dziś przyjmujemy ludzi w 13 domach i wysyłamy do 5 krajów. Mówią, że nie potrzeba już dziś pomagać uchodźcom… Dziś niewiele organizacji pomaga tak jak na początku wojny, a potrzeby rosną, bo Polacy, którzy pomagają, są wyczerpani, bo rosną ceny i jest kryzys. Więc my właśnie rozwijamy działalność.

Wysiadamy z busa. Wokół grają nocne świerszcze. Światła w domu są rozpalone, czuć dym z komina. Mieszkańcy ośrodka pomagają wnieść bagaże, dzieci wciąż płaczą…

- Ciiiiiii, idziemy do domu…. Do domu… - mówi po ukraińsku jedna z mam.

Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego z lipca 2022, od początku wojny na Ukrainie blisko 70 proc. Polaków zaangażowało się w pomoc dotkniętym wojną sąsiadom. Pomoc materialna, jakiej udzielili prywatni polscy obywatele wyniosła ok. 10 mld zł.

Duszpasterstwo Rodzin Archidiecezji Przemyskiej w 13 ośrodkach przyjęło blisko 1300 uchodźców z Ukrainy. Blisko 800 osób za jego sprawą wyjechało do Francji, Hiszpanii, Szwecji i Niemiec. Z duszpasterstwem współpracują pracownicy i wolontariusze z Polski, Francji, Kanady, Ukrainy i USA. W najbliższym czasie powołana zostanie fundacja, która rozwinie jeszcze dotychczasową działalność duszpasterstwa.

Więcej informacji na stronie: www.rodzina.przemyska.pl .

Family News Service

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
abp Grzegorz Ryś

Nowe, poszerzone wydanie bestselleru bpa Grzegorza Rysia.

Miłosierdzie pozostaje wielką tajemnicą Boga i wielkim skandalem w oczach ludzi. Zawiera w sobie to, z czym mamy największe trudności: współczucie, przebaczenie, nawrócenie. Nie stawia warunków, nie zna...

Skomentuj artykuł

"Szukacie domu? Ja znalazłem". Ludzie z misją stali się rodziną dla uchodźców
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.