"Testament życia" drogą do legalizacji eutanazji

KAI / psd

"Postulowany przez Ruch Palikota "testament życia" "uprawniałby" do zażądania eutanazji, co wiązałoby się z nałożeniem na lekarza obowiązku jej dokonania" - podkreśla w wypowiedzi dla Katolickiej Agencji Informacyjnej o. dr Jacek Norkowski OP. Wykładowca Papieskiego Uniwersytetu św. Tomasza w Rzymie zaznacza, że podejście takie stanowi odejście od przysięgi Hipokratesa i grozi pogwałceniem sumień większości pracowników służby zdrowia.

Proszę Ojca, projekt "testamentu życia" przewiduje, że byłby on spisywany na wypadek, gdyby pacjent znalazł się "w stanie wyłączającym świadome wyrażenie zgody lub sprzeciwu". Wola dotycząca przyszłego leczenia byłaby spisywana na piśmie i rejestrowana w Centralnym Rejestrze Dyspozycji. "Testament życia" byłby ważny przez pięć lat. Lekarz nie mógłby takiej woli pacjenta zignorować - groziłyby mu za to sankcje. Jakie konsekwencje przyniosłoby to dla pracowników służby zdrowia i dla chorego?
Doszłoby w takim przypadku do sytuacji, w której lekarz nie zgadzający się w swoim sumieniu na stosowanie eutanazji musiałby uciekać się do klauzuli sumienia, czyli broniąc życia musiałby się tłumaczyć przed tymi, którzy uważają, że zabijanie pacjenta jest czymś najzupełniej normalnym i dopuszczalnym. Takie podejście byłoby odejściem od przysięgi Hipokratesa w klasycznej formie, od całej wielkiej tradycji, zrozumiałej zarówno dla antycznych pogan, pogłębionej w kulturze chrześcijańskiej. Ponadto konieczne były by zmiany w prawie, co prowadziło by do dalszej jego degradacji, gdyż prawo pozwalające na zadawanie śmierci niewinnej osobie ludzkiej jest zawsze krokiem w złą stronę, stanowiąc pogwałcenie zasady poszanowania życia ludzkiego jako najwyższej wartości doczesnej.
Czy ludzi, którzy decydowaliby się na "testament życia" zdają sobie sprawę, co podpisywałyby? Czy ich decyzja może ulec zmianie?
Osoby, które sporządzałyby "testament życia" wyobrażają sobie, iż jeśli znajdą się w jakiejś sytuacji krytycznej, nie będą chciały żyć. Natomiast praktyka pokazuje coś zupełnie innego: Osoby, które doznały wypadku, znalazły się w śpiączce, w stanie wegetatywnym, a następnie znajdują się w stanie świadomości minimalnej - chcą żyć. Z reguły bowiem zaczynają z czasem słyszeć, nawiązywać kontakt. Chociaż w testamencie napisały, że życie w stanie "podłączenia do rurek" nie ma dla nich sensu, to jednak kiedy są do tego zmuszone, cieszą się życiem, cieszą się, kiedy spotykają się z pomocą - zupełnie zmienia się ich optyka. Taka jest reguła. Człowiek otoczony życzliwością osób najbliższych czy personelu, nie czuje się odrzucony, ani też przymuszany do eutanazji i wyczuwa wartość swojego życia. Wiemy na przykład, że ludzie w krajach, gdzie zalegalizowana jest eutanazja emigrują do domów opieki w krajach, gdzie ich życie będzie poszanowane, bojąc się nacisków, zmuszania, by poddać się eutanazji.
Często nie mamy jasności czym różni się zaniechanie "uporczywej terapii" od eutanazji?
Zaniechanie "uporczywej terapii" to działanie zgodne z zasadami sztuki lekarskiej i normami etycznymi. Chodzi o sytuację, w której śmierć chorego jest już nieuchronna i rezygnujemy z zabiegów, które jedynie przedłużyłyby agonię, zwiększyły cierpienia, z zabiegów, które nie służą już dobru chorego, nie mogą zatrzymać zaawansowanego procesu umierania - na przykład w wypadku bardzo zaawansowanej choroby nowotworowej. Oczywiście osobą chorą w tej sytuacji nadal trzeba się zajmować, być przy niej i medycyna wie, jak to należy czynić - przez podawanie leków uśmierzających ból, umożliwiając to wypalanie się płomyczka życia w sposób jak najłagodniejszy, bez zbędnych cierpień.
Czyli w miejsce uporczywej terapii konieczna jest właściwa, specjalistyczna terapia wobec osoby umierającej. Ale to jest coś zupełnie różnego od nagłego przerwania życia osoby umierającej, czy tylko przestraszonej perspektywą umierania w cierpieniu, bo na ogół wmawia się osobie chorej, że będzie bardzo cierpiała umierając i lepiej, aby umarła wcześniej, pod kontrolą lekarza, czyli "zabijemy ciebie i znieczulimy, żebyś nie cierpiał, gdy będziesz umierał sam". Takie podejście to rzecz jasna eutanazja - sprzeczna z zasadami etyki, prawa naturalnego, wpisanego w naturę człowieka, z zasadami wiary a także medycyny, która posiada środki, by pomagać ludziom umierającym.
O. Jacek Norkowski OP, ur. w 1957 r. W 1982 r. ukończył studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Poznaniu. Następnie wstąpił do dominikanów. Święcenia kapłańskie przyjął w roku 1989. Uzyskał kościelny licencjat na Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza w Rzymie (Angelicum) oraz doktorat nauk medycznych w Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy.
DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

"Testament życia" drogą do legalizacji eutanazji
Komentarze (2)
lucy
11 stycznia 2013, 22:19
Również jestem za przerwaniem sztucznie podtrzymywanego życia, ( gdy nie ma szans na wyleczenie)  i też uważam, że nie jest to eutanazja, której jestem przeciwna.
jazmig jazmig
11 stycznia 2013, 18:08
Testament życia, nakazujący przerwanie sztucznego podtrzymywania życia w sytuacji, kiedy człowiek jest w głębokiej śpiączce i nie jest znana kuracja, która by go z niej wyprowadziła, jest jak najbardziej uzasadniony, a przerwanie podtrzymywania życia nie jest eutanazją. Ja jestem absolutnym przeciwnikiem eutanazji, rozumianej jako zadanie komuś śmierci, a nie jako przerwanie sztucznego podtrzymywania życia. Nie chciałbym być karmiony latami przez rurki w[ychanymi przez nos do żołądka, albo dożylnie, nie życzę sobie takiej weggetacji, ona jest nienaturalna i wolę umrzeć. Mam takie prawo, a lekarz nie ma prawa sztucznie mnie przy życiu utrzymywać.