"To może być koronny dowód w sprawie ks. Jankowskiego". Przyszedł czas na wysłuchanie ofiar?

(fot. Antoni Buczek / CC BY 2.0 / wikimedia commons // shutterstock.com)
wp.pl / WAM / Joanna Podsadecka / kw

O innych ofiarach ks. Jankowskiego oraz o zmianie w postrzeganiu ofiar pedofilii w Kościele mówi Joanna Podsadecka, autorka książki "Sztuka czułości", w której pojawia się świadectwo Barbary molestowanej w dzieciństwie przez dawnego kapelana "Solidarności".

- Barbara Borowiecka zdecydowała się opowiedzieć mi historię swojej przemiany, która dokonała się dzięki ks. Kaczkowskiemu. O tym jest "Sztuka czułości" - mówi w wywiadzie dla wp.pl Joanna Podsadecka. Wcześniej opublikowała na ten temat specjalne oświadczenie.

Jak wyjaśnia autorka, z jednej strony nie podała nazwiska oprawcy swojej rozmówczyni, aby ją chronić i uszanować jej decyzję. - Basia przekonywała mnie, że wszyscy będą chcieli zamieść ten temat pod dywan, że ofiary obchodzą niewiele osób, że prałat Jankowski był zbyt znaczącą postacią. Ona była przekonana, że nawet jak ujawni się jego nazwisko w tym kontekście, to nic nie zmieni. Jest zaskoczona reakcją ludzi na ulicach, w internecie. Tym, że stają w jej obronie - mówi Podsadecka.

Rodzina księdza Jankowskiego chce pozwać "Gazetę Wyborczą" za zarzuty o pedofilię >>

DEON.PL POLECA

Autorka "Sztuki czułości" wskazuje również, że choć dla niej świadectwo Borowieckiej było "bardzo wiarygodne", to rzeczywiście "stałym elementem obrony sprawców molestowania i pedofilii" jest dyskredytowanie ofiar: - Głosy znieważające ofiary, które zdecydowały się mówić, zawsze będą się pojawiać, szczególnie z bliskiego otoczenia oskarżonego. Ale klimat do wyjaśniania historii jest lepszy niż dawniej - kiedyś ofiary pedofilów po prostu lekceważono. Teraz pod pomnikiem w Gdańsku ludzie, którzy przecież nie znają tych pokrzywdzonych, upominają się o prawdę i zadośćuczynienie, a nawet o pomnik dla ofiar pedofilii.

Jak przyznaje Podsadecka, oczekuje ona, by hierarchowie Kościoła katolickiego wykazali się dobrą wolą i wysłuchali ofiary: - Ten temat "nie przyschnie", jak słusznie zauważył prezydent Adamowicz.

Autorka ujawniła również, że koleżanka Barbary Borowieckiej, również ofiara ks. Jankowskiego, może zdecydować się na opowiedzenie swojego świadectwa: - To może być koronny dowód w sprawie ks. Jankowskiego - przyznaje Podsadecka.

Sprawa Barbary Borowieckiej ponownie ujrzała światło dzienne, gdy została opisane w reportażu w "Dużym Formacie". Wcześniej jednak jej historię opisała Podsadecka, która skupiła się jednak na pozytywnej roli, jaką odegrał w życiu ofiary ks. Jan Kaczkowski.

- Wzbudził jej zaufanie i potrafił ją przekonać, by opowiedziała mu o swoim życiu. W końcu zdecydowała się na to, zrzuciła ten ciężar - w czasie spowiedzi Jan płakał razem z nią - i to była rewolucja w jej życiu - wspomina w wywiadzie dla wp.pl autorka "Sztuki Czułości".

Wskazując na czyste intencje Borowieckiej, Podsadecka argumentuje, że "nasza książka, w której pojawia się dokładny opis działań ks. Jankowskiego, ale nie pada jego nazwisko (Basia o to nie walczyła), jest dowodem na to, że to nie jest kobieta, która dąży do zemsty. Ona chce pomóc innym ofiarom. Takim, które nie miały szczęścia trafić na księdza w typie Jana Kaczkowskiego".

Świadectwo Borowieckiej można w całości przeczytać w książce "Sztuka czułości" autorstwa Joanny Podsadeckiej.

Tutaj publikujemy krótki fragment:

W pobliżu naszego bloku stał kościół, a obok niego salka katechetyczna. Ja na religię nie chodziłam, po prostu rodzice mnie nie zapisali. Była druga połowa lat 60., miałam trochę ponad 10 lat, kiedy na naszym podwórku zaczął się często pojawiać trzydziestoparoletni ksiądz, który rozpoczął pracę w parafii nieopodal. Gdyby ktoś go obserwował z zewnątrz, to pewnie by się dziwił, bo gdy wchodził na podwórko, wszystkie dzieci - dziewczynki i chłopcy - rozbiegały się po kątach, uciekały.

Interesowały go dzieci od ośmiu do kilkunastu lat. Jak miał kogoś upodobanego, to zaciągał go na strych albo do piwnicy, a nawet szukał go po piwnicach (a były rozległe, poniemieckie), gdy ten przed nim uciekł. Niekiedy we dwoje czy troje chowaliśmy się przed nim w kotłowni za stosami węgla. Nie rozmawialiśmy wtedy o tym, dlaczego tak się dzieje. Byliśmy dziećmi, jeszcze tylu rzeczy nie rozumieliśmy…

Kiedy córka sąsiadki, młodsza ode mnie, powiedziała rodzicom, wymieniając jego nazwisko, że on jej robi krzywdę, dostała od nich straszne baty za to, że opowiada takie rzeczy o księżach. To była katolicka rodzina, tam nie można było o księżach mówić źle. Poza tym w tamtych czasach dzieciom się nie wierzyło. Miały zamknąć się, odrabiać lekcje i tyle. Ja nikomu wtedy nie mówiłam, co się działo, wstydziłam się.

Gdy mnie zaciągnął po raz pierwszy, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Wykorzystał mnie seksualnie. Wtedy nawet nie wiedziałam, że to się tak nazywa.

Starał się doprowadzić do stosunku, obleśnie się ocierał, obmacywał, próbował całować. Bywało, że zakradał się na klatkę przed moim wyjściem do szkoły. Wystarczyło mu, że będzie miał wytrysk na moje ubranie. Potem wychodziłam do szkoły brudna, wściekła i przerażona.

(...)

Moja przyjaciółka (ta, która powiedziała rodzicom, że była gwałcona, a oni jej nie uwierzyli), kiedy dowiedziała się, że jest z tym księdzem w ciąży, popełniła samobójstwo. Zostawiła list. Napisała w nim, że to, co powiedziała, było prawdą, i że nie urodzi dziecka osoby, która ją gwałciła. Podała tam nazwisko księdza. Dopiero wtedy doszło do rodziców, że nie kłamała. Z tego, co wiem, długo sobie nie mogli wybaczyć.

Druga z moich koleżanek z podwórka jako 15-latka urodziła jego dziecko, syna. Matka jej zabroniła usunąć ciążę, nie uwierzyła też, że to sprawka księdza. Uważała, że jej córka się z kimś puściła. Ta koleżanka nigdy nie ułożyła sobie życia, nie weszła w żaden związek, nie miała więcej dzieci. Spotkałam ją przypadkiem w latach 80., gdy przyleciałam do Gdańska z córkami. Szła z tym swoim synem, który wyglądał jak klon naszego oprawcy… Patrzyłam na niego i ciarki mnie przechodziły.

Poszłyśmy na kawę. Powiedziała: "Wiem, co myślisz. Od narodzin tego dziecka serce mi mówi, że powinnam je kochać, a ja w nim wciąż widzę kogoś, kto mnie gwałcił. Dzień w dzień jego twarz przypomina mi, co przeszłam". Płakała. Nigdy potem nie widziałam jej uśmiechniętej, zawsze miała wyraz twarzy pełen żalu.

Nie da się opisać, co czuję, gdy słyszę dziś o księdzu, który dla wielu pozostaje bohaterem…

Kiedy opowiedziałam o tej traumie Janowi, podziękował mi za zaufanie i przyznał, że nie dziwi się mojemu stosunkowi do kleru. Wyjaśniłam, że nie odeszłam od Boga, odeszłam od Kościoła. Zależało mi, żeby to wiedział.

* * *

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"To może być koronny dowód w sprawie ks. Jankowskiego". Przyszedł czas na wysłuchanie ofiar?
Komentarze (23)
27 grudnia 2018, 14:48
Jeszcze jedno - pani Podsadecka przytacza jako autorytet prezydenta Gdańska Adamowicza. To rzeczywiście "autorytet": nie potrafi wypełnić deklaracji podatkowej, zapomina o kilku mieszkaniach, dziwne ciemne interesy (nomen omen oczyszczalnia ścieków), zabytki płonące w miejscach ulubionych przez deweloperów, patriotyzm proniemiecki z hołdowaniem nazistom made in Deutschland - gratuluję "autorytetu".
20 grudnia 2018, 21:26
Trzeba dobrze prześwielić te sprawy. Dziś panuje dziwna moda, że ludzie nagminnie nagle coś sobie przypominają po dziesięcioleciach - najczęściej, że ukrywali Żydów w czasie wojny lub że molestował ich duchowny
SK
Sofia Kowalik
20 grudnia 2018, 16:28
Zastanawiam się czy ludzie wspołpracujący z Jankowskim, korzystający z jego wpływów potrafią sobie spojrzeć w lustro?
20 grudnia 2018, 21:25
Dobre pytanie do prezydenta Adamowicza oraz tych pożal się Boże styropianowych bohaterów co obalali
SK
Sofia Kowalik
20 grudnia 2018, 23:29
do całej obecnej "elyty", wszystkich partii
Ewa Zawadzka
20 grudnia 2018, 13:56
Niestety w Kurii gdańskiej wciąż pokutuje myślenie abp. Michalika: "Słyszymy nie raz, że to często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga." Dlatego woli ona próbować wyciszyć sprawę w ten sposób broniąc sprawcę i niejako podważając świadectwo jego ofiar.
SK
Sofia Kowalik
20 grudnia 2018, 16:29
Ewa tak jest wszędzie, nie tylko w Gdańsku. Tam sytuacja jest o tyle specyficzna iż ociera się o obecne "elity" polityczne, które oczywiście nie nie widziały przez lata o_O
A
Adam
20 grudnia 2018, 11:14
Z jednej strony trzeba wynagrodzić ofierze i dojść do prawdy (wtedy wyciagnąć konsekwencje) Z drugiej chronić Matkę Kościół by jej dobre imię nie było szargane przez przecież grzesznych ludzi (dlatego się utaja grzechy Jej dzieci) Bo czy ja czy ty przyjacielu będziesz zle gadał o własnej Matce. 
Ewa Zawadzka
20 grudnia 2018, 14:06
Problemu by nie było gdyby Kościół dbając o dobre imię nie bronił sprawców molestowania. Teraz zaczęły wychodzić na jaw takie sprawy, a to pewnie jeszcze nie koniec. Jedyna możliwość to rzeczywiste rozwiązanie problemu. Usunięcie ze stanu duchownego sprawców molestowania i dymisja tych którzy te wykroczenia tuszowali. 
20 grudnia 2018, 16:14
To jest kuszenie pod pozorem dobra: Dobre imię kosztem zabicia wiary w sercu jakiejś osoby.
20 grudnia 2018, 09:56
Joanna Podsadecka - 2005-2016 publikowała na łamach serwisu Wirtualnej Polski, no i już wiemy jakie to towarzystwo... O Tygodniku Powszechnym nie wspomnę.
20 grudnia 2018, 16:16
I dlatego, nawet jeśli w swoim reportażu napisała prawdę, to dla Ciebie jest ona nic nie warta, tak?
T
Tadeusz_25
27 grudnia 2018, 14:21
Nie, tylko chodzi o obiektywizm podejścia. Podejrzenia przedstawia się jako udowodnione tezy, przytacza się relację tylko jednej strony, a to jest już manipulacja. Proszę spojrzeć na oficjalne dane: ile oskarżeń wobec duchowynych okazało się wyssanymi z palca (grubo ponad 90%), a bardzo głośny medialnie pierwszy przypadek okazał się grubymi nićmi szytą fałszywką - które media piszące o tym przeprosiły? Żadne! Jakie jest więc prawdopodobieństwo, że ta relacja jest prawdziwa? Najpierw należy sprawdzić na 100%, a potem ogłaszać medialnie.
MR
Maciej Roszkowski
20 grudnia 2018, 09:40
Dlatego tak ważne jest normalne postępowanie wyjaśniające
20 grudnia 2018, 09:36
Jak widać po ocenach pedofilia nie traci zwolenników.Nie ważne czy miała miejsce tylko kogo dotyczy.Przerażające.
20 grudnia 2018, 09:35
Jeszcze jedno - widać, że DEON tematu nie odpuszcza. Nie ważne, że tylko w Kościele zadbano o pełne zabezpieczenie dzieci, nie ważne, że to margines przypadków, nie ważne, że 90% oskarżeń po dokładnym sprawdzeniu okazuje się oszczerstwem. Nie ma nowych przypadków? Nie szkodzi stare można odgrzewać i wymyślać bez końca. Najważniejsze, że temat jest grillowany. PS. Nawert GW ostatnio odpuściła...
M
Monika
20 grudnia 2018, 10:38
Przecież te informacje można rzetelnie zweryfikować, np. przez przeprowadzenie badania DNA pana, który być może jest synem księdza Jankowskiego. 
Ewa Zawadzka
20 grudnia 2018, 13:59
Sęk w tym, że Kościół zadbał o sprawców i swoje dobre imię - niczego nie wyjaśnił, i niczego wyjaśniać nie chce. Co najwyżej przyzna się do spraw nagłośnionych przez media. Takie są fakty
27 grudnia 2018, 14:29
Nie jest to prawda, przykładem jest działanie ks. bpa Andrzeja Czaji z Opola, znam też kilka przypadków z innych diecezji. Ale oczywiście one nie są nagłaśniane w mediach. Czy to, że w mediach nie piszą, że pani spożywa posiłki oznacza, że już dawno umarła pani z głodu? Nie muszą pisać o tym media, by coś się działo. Czyli milczenie mediów nie jest dowodem na to, że coś się nie dzieje.
27 grudnia 2018, 14:33
Zgadza się, MLL masz rację, należy to zrobić jak najszybciej. Ale najpierw zróbmy badania, a potem stawiajmy tezy publicznie. Nie odwrotnie! Zob. moją odpowiedź dla Cogito.
20 grudnia 2018, 09:27
Jak łatwo atakować kogoś, kto nie żyje i nie może się bronić. Ponadto nie wierzę, by osoba tak manifestacyjnie zachowująca się wobec dzieci nie była celem zainteresowania MO lub ORMO, a taki przypadek to byłaby nie lada gradka na proces pokazowy, którego by nie przegapiły ówczesne komunistyczne władze. No chyba, że wykorzystano to do zaszantażowania do współpracy, a wtedy należy o to zapytać ówczesnych SB-ków i UB-ków.
Ewa Zawadzka
20 grudnia 2018, 14:03
To żaden argument. Sprawa Jankowskiego jest znana od 2004 roku. Był czas ją rozwiązać. Skoro Kościół poprzez swoich hierarchów np. abp. Głódzia wolał wychawalać Jankwoskiego to sam doprowadził do tego że sprawa wróciła i to w znacznie poważniejszym stopniu. Wszystko przez to że Kościół bronił i nadal broni sprawców. A jak chcesz się zająć sprawą żyjącego sprawcy molestowania seksualnego to czeka sprawa abp. Paetza. Jak widać Kościół również w tym wypadku czeka aż sprawca umrze.
27 grudnia 2018, 14:43
Ewa, znów pudło, co za problem? Są ofiary, są świadkowie, wystarczy zgłosić na prokuraturę i sprawa się zacznie. Dlaczego nagle ucichło? Też jestem ciekaw. Sprawa znana od... jakoś nic o tym nie słyszałem. Nie widziałem też artykułów w prasie, proszę o parę konkretnych przykładów. Proszę też nie mylić argumentów z dowodami. A widzę, że tu ma pani poważny problem. Akurat mój argument podany wyżej jest bardzo silny. Dla jasności - nie bronię przypadków zamiatanych pod dywan i nie przeczę, że takie były, ale nadużyciem jest mówienie o ich skali bez żadnych dowodów, a nawet sensownych argumentów.