Tragiczna śmierć chrześcijanina. Bronił praw słabszych i pokrzywdzonych
Od 20 lat walczył o prawa rodzimych mieszkańców i angażował się w obronę ich praw przed firmami związanymi z przemysłem naftowym i górniczym.
Paul McAuley, brytyjczyk, członek świeckich braci La Salle i aktywista na rzecz środowiska został odnaleziony martwy w Peru. 2 kwietnia jego ciało odnaleziono na terenie schroniska młodzieżowego, które założył dla rdzennych mieszkańców w mieście Iquitos.
Lokalne media podają informację, że jego zwłoki zostały spalone.
McAuley (71 l.) mieszkał w Peru od ponad 20 lat. Pomagał rdzennym mieszkańcom bronić swoich praw przed firmami naftowymi i górniczymi.
Władze przesłuchują sześciu lokalnych nastolatków, którzy feralnego dnia przebywali w schronisku.
Konferencja Episkopatu Peru oświadczyła, że ubolewa nad śmiercią McAuleya i złożyła kondolencje jego przełożonym zakonnym.
McAuley przybył do peru w 1995 roku. Kilka lat później otrzymał nagrodę MBE za pracę w szkole w dzielnicy Punta Piedra w Limie, stolicy Peru.
W 2000 roku udał się w podróż do Amazonii, by tam organizować obywatelskie stowarzyszenie dla lokalnych mieszkańców. W 2004 roku przeniósł się do Iquitos, gdzie założył Loreto Environmental Network, grupę działającą na rzecz ludów tubylczych.
W lipcu 2010 roku rząd Peru próbował wydalić go z kraju w związku z "zaangażowaniem w działania, które zagrażają bezpieczeństwu państwa i obronie narodowej". McAuley otwarcie sprzeciwiał się odwiertom naftowym na dziewiczych terenach Amazonii. W rozmowie z BBC utrzymywał wówczas, że nie jest winnym jakiegokolwiek złamania prawa.
"Pod adresem edukowania ludzi padają czasem zarzuty, że jest ono podżeganiem, którego celem jest zrozumienie własnych praw i zdolności organizowania się. To są prawa człowieka. Jeśli to jest przestępstwo, to owszem, jestem winny. Jako członek Kościoła katolickiego poświęciłem swoje życie w celu edukowania" - powiedział wówczas McAuley.
Skomentuj artykuł