"Zanieśmy Bogu nasze codzienne krzyże"
- Krzyk Jezusa przypomina nam, że w modlitwie powinniśmy pokonywać przeszkody naszego `ja` i naszych problemów a otworzyć się na potrzeby i cierpienia innych - podkreślił Benedykt XVI i zachęcał, aby modlitwa Jezusa umierającego na krzyżu uczyła nas "modlić się z miłością za tak wielu braci i siostry, którzy odczuwają ciężar życia powszedniego, tych, którzy przeżywają trudne chwile, ból, których nikt nie pociesza, aby także oni mogli odczuć miłość Boga, który nigdy nie opuszcza".
Rozważając modlitwę Jezusa na krzyżu: «Eloi, Eloi, lema sabachthani», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? papież przypomniał, że przedstawiają ją ewangeliści święty Marek i święty Mateusz nie tylko w języku greckim, ale także w swego rodzaju w mieszaninie hebrajskiego i aramejskiego. Słowa te padają o godzinie dziewiątej naszego czasu. Obaj ewangeliści opisali także postawę obecnych wobec ukrzyżowania, którzy nie rozumieli, albo nie chcieli tej modlitwy rozumieć.
Nawiązując do Ewangelii św. Marka papież wyjaśniał, że "w obliczu zniewag różnych kategorii osób, wobec ciemności ogarniających wszystko, w chwili, gdy znajduje się w obliczu śmierci Jezus przez wołanie swojej modlitwy ukazuje, iż wraz z ciężarem cierpienia i śmierci, w których zdaje się iż mamy do czynienia z opuszczeniem, nieobecnością Boga, ma całkowitą pewność bliskości Ojca, aprobującego ten najwyższy akt miłości, całkowitego daru z siebie, pomimo że nie słychać tak, jak w innych epizodach głosu z wysoka".
Ojciec Święty przypomniał także, że "słowa jakie Jezus kieruje do Ojca są początkiem psalmu 22, gdzie psalmista ukazuje Bogu napięcie między poczuciem pozostawienia samemu sobie a pewną świadomości obecności Boga pośrodku swego ludu". - Modli się: `Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, [wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju. A przecież Ty mieszkasz w świątyni, Chwało Izraela!` (Ps 22 [21], 3-4). Psalmista mówi o "wołaniu", aby wyrazić całe cierpienie swej modlitwy w obliczu Boga pozornie nieobecnego: w chwili trwogi modlitwa staje się krzykiem. Ma to także miejsce w naszej relacji z Bogiem: w obliczu sytuacji najtrudniejszych i bolesnych, kiedy wydaje się, że Bóg nie słyszy nie powinniśmy się lękać, aby zawierzyć Jemu cały ciężar, jaki nosimy w sercu, nie powinniśmy się obawiać, żeby wykrzyczeć Jemu nasze cierpienie - wyjaśniał Benedykt XVI. Podkreślił, że w "modlitwie Jezusa są zawarte niezwykłe zaufania i powierzenie się w ręce Boga, także wówczas, kiedy zdaje się nieobecny, także wówczas kiedy wydaje się trwać w milczeniu, wypełniając plan dla nas niepojmowalny".
Ojciec Święty zwrócił uwagę, że "również my znajdujemy się nieustannie na nowo w obliczu `dzisiaj` cierpienia, milczenia Boga - doświadczamy tego tak wiele razy w naszej modlitwie - ale znajdujemy się także w obliczu `dzisiaj` zmartwychwstania, odpowiedzi Boga, który wziął na siebie nasze cierpienia, aby nieść je wraz z nami i dać nam mocną nadzieję, że zostaną przezwyciężone".
Drodzy bracia i siostry,
Dziś chciałbym zastanowić się z wami nad modlitwą Jezusa w bezpośredniej bliskości śmierci, zastanawiając się nad tym, co przedstawiają święty Marek i święty Mateusz. Dwaj Ewangeliści przekazują modlitwę umierającego Jezusa nie tylko w języku greckim, w którym spisana jest ich relacja, ale ze względu na ważność tych słów, jest ona także w swego rodzaju w mieszaninie hebrajskiego i aramejskiego. W ten sposób przekazali nie tylko treść, ale także brzmienie, jakie ta modlitwa miała w ustach Jezusa. Wysłuchujemy rzeczywiście słów Jezusa takimi jakimi były. Równocześnie opisali nam oni postawę obecnych wobec ukrzyżowania, którzy nie rozumieli, albo nie chcieli tej modlitwy rozumieć.
Jak słyszeliśmy św. Marek pisze: "O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eloi, Eloi, lema sabachthani», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (15,34). W strukturze relacji modlitwa, wołanie Jezusa wznosi się ku momentowi kulminacyjnemu trzech godzin ciemności, które od południa do trzeciej po południu zstąpiły na ziemię. Te trzy godziny ciemności są z kolei kontynuacją poprzedniego okresu, także trzech godzin, rozpoczynającego się ukrzyżowaniem Jezusa. Rzeczywiście św. Marek ewangelista informuje nas, że: "była godzina trzecia" [tj. nasza dziewiąta rano], (por. 15:25). Ze wszystkich wskazań czasowych relacji sześć godzin Jezusa na krzyżu jest podzielonych na dwie części, chronologicznie równoważnych.
W ciągu pierwszych trzech godzin, od dziewiątej aż do południa umieszczone są szyderstwa różnych grup osób, demonstrujących swój sceptycyzm, stwierdzających swoją niewiarę. Św. Marek pisze: "Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami" (15,29); "Podobnie arcykapłani wraz z uczonymi w Piśmie drwili między sobą" (15, 31); "Lżyli Go także ci, którzy byli z Nim ukrzyżowani"(15, 32). W ciągu trzech kolejnych godzin, "od szóstej do godziny dziewiątej" [od południa aż do godziny trzeciej po południu] Ewangelista mówi tylko o ciemnościach, które zstąpiły na ziemię; jedynie ciemność zajmuje całą scenę, bez jakiegokolwiek odniesienia do poruszania się osób czy słów. Kiedy Jezus coraz bardziej zbliża się do śmierci, jest tylko ciemność, która ogarnia "całą ziemię". Także wszechświat uczestniczy w tym wydarzeniu: ciemność spowija ludzi i rzeczy, ale także w tej godzinie ciemności, Bóg jest obecny, nie odchodzi. W tradycji biblijnej ciemność ma znaczenie ambiwalentne: jest znakiem obecności i działania zła, lecz także tajemnej obecności i działania Boga, który potrafi przezwyciężyć wszelkie ciemności. Na przykład w Księdze Wyjścia czytamy: "Pan rzekł do Mojżesza: «Oto Ja przyjdę do ciebie w gęstym obłoku»" (Wj 19,9); a dalej: "Lud stał ciągle z daleka, a Mojżesz zbliżył się do ciemnego obłoku, w którym był Bóg" (Wj 20,21). W przemówieniach Powtórzonego Prawa Mojżesz opowiada: "Góra płonęła ogniem aż do nieba, okryta mrokiem, ciemnością i chmurą" (Pwt 4, 11); "usłyszeliście głos spośród ciemności, a góra ogniem płonęła" (Pwt 5,23). W scenie ukrzyżowania Jezusa ciemności ogarniają ziemię i są ciemnościami śmierci, w których zanurza się Syn Boży, aby poprzez akt miłości przynieść życie.
Powracając do narracji św. Marka w obliczu zniewag różnych kategorii osób, wobec ciemności ogarniających wszystko, w chwili, gdy znajduje się w obliczu śmierci Jezus przez wołanie swojej modlitwy ukazuje, iż wraz z ciężarem cierpienia i śmierci, w których zdaje się iż mamy do czynienia z opuszczeniem, nieobecnością Boga, ma całkowitą pewność bliskości Ojca, aprobującego ten najwyższy akt miłości, całkowitego daru z siebie, pomimo że nie słychać tak, jak w innych epizodach głosu z wysoka. Czytając Ewangelie możemy zauważyć, że w innych ważnych przejściach swej ziemskiej egzystencji Jezus był świadkiem, iż znakom obecności Ojca i akceptacji jego drogi miłości towarzyszył objaśniający głos Ojca. Ma to na przykład miejsce w wydarzeniu, które następuje po chrzcie w Jordanie, kiedy rozdarły się niebiosa, dały się słyszeć słowa Ojca: "Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie" (Mk 1,11). Następnie w scenie Przemienienia znakowi obłoku towarzyszyło słowo: "To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!" (Mk 9,7). Natomiast na zbliżanie się do śmierci na krzyżu zstępuje cisza, nie słychać jakiegokolwiek głosu, ale spojrzenie miłości Ojca skoncentrowane jest nam darze miłości Syna.
Jakie znaczenie ma modlitwa Jezusa, to wołanie kierowane do Ojca: "Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?" Czyż w tej modlitwie nie mamy być może do czynienia ze świadomością, że jest się opuszczonym, wątpliwościami co do swojej misji, odnośnie do obecności Ojca? Słowa jakie Jezus kieruje do Ojca są początkiem psalmu 22, gdzie psalmista ukazuje Bogu napięcie między poczuciem pozostawienia samemu sobie a pewną świadomości obecności Boga pośrodku swego ludu. Psalmista się modli: "Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, [wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju. A przecież Ty mieszkasz w świątyni, Chwało Izraela!" (Ps 22 [21], 3-4). Psalmista mówi o "wołaniu", aby wyrazić całe cierpienie swej modlitwy w obliczu Boga pozornie nieobecnego: w chwili trwogi modlitwa staje się krzykiem.
Ma to także miejsce w naszej relacji z Bogiem: w obliczu sytuacji najtrudniejszych i bolesnych, kiedy wydaje się, że Bóg nie słyszy nie powinniśmy się lękać, aby zawierzyć Jemu cały ciężar, jaki nosimy w sercu, nie powinniśmy się obawiać, żeby wykrzyczeć Jemu nasze cierpienie. Powinniśmy być przekonani, że Bóg jest blisko, nawet jeśli pozornie milczy.
Powtarzając z krzyża właśnie słowa początkowe psalmu 22 "«Eli, Eli, lema sabachthani?» «Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?» (Mt 27,46), wykrzykując słowa psalmu, Jezus modli się w chwili ostatniego odrzucenia przez ludzi, w chwili opuszczenia; modli się jednak psalmem będąc świadomym obecności Boga Ojca także i w tej godzinie, w której odczuwa ludzki dramat śmierci. Rodzi się w nas jednak pytanie: jak to możliwe, że Bóg tak potężny, nie interweniuje by uchronić swojego Syna od tej straszliwej próby? Ważne jest zrozumienie, że modlitwa Jezusa nie jest krzykiem tego, który z rozpaczą wychodzi na spotkanie śmierci ani też krzykiem tego, kto wie, że został opuszczony. Jezus w tym momencie czyni swoim cały psalm 22, psalm cierpiącego ludu Izraela i w ten sposób bierze na siebie nie tylko cierpienie swego ludu, ale także wszystkich ludzi, którzy cierpią z powodu ucisku zła i jednocześnie zanosi to wszystko do serca samego Boga, będąc pewnym, że wołanie to zostanie wysłuchane w zmartwychwstaniu: "To wołanie w krańcowej potrzebie jest jednocześnie pewnością Boskiej odpowiedzi, pewnością zbawienia - nie tylko dla samego Jezusa, lecz dla «wielu»" (Jezus z Nazaretu II, 229). W tej modlitwie Jezusa są zawarte niezwykłe zaufania i powierzenie się w ręce Boga, także wówczas, kiedy zdaje się nieobecny, także wówczas kiedy wydaje się trwać w milczeniu, wypełniając plan dla nas niepojmowalny. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy:"W miłości odkupieńczej, która zawsze łączyła Go z Ojcem, przyjął nas w naszym oddzieleniu od Boga, tak że mógł w naszym imieniu powiedzieć na krzyżu: «Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?»"(n. 603). Jego cierpienie dokonuje się w komunii z nami i dla nas. Wypływa ono z miłości i już samo w sobie niesie odkupienie, zwycięstwo miłości.
Ludzie znajdujący się pod krzyżem Jezusa nie potrafią zrozumieć i myślą, że Jego wołanie jest błaganiem skierowanym do Eliasza. W burzliwej scenerii usiłują ugasić Jego pragnienie, żeby przedłużyć Mu życie i sprawdzić, czy rzeczywiście Eliasz pospieszy z pomocą, ale głośny krzyk kładzie kres ziemskiemu życiu Jezusa a także ich pragnieniu. W szczytowym momencie Jezus pozwala, by Jego serce wyrażało ból, ale równocześnie pozwala, by ujawniło się poczucie obecności Ojca i zgoda na Jego plan zbawienia rodzaju ludzkiego. Również my znajdujemy się nieustannie na nowo w obliczu "dzisiaj" cierpienia, milczenia Boga - doświadczamy tego tak wiele razy w naszej modlitwie - ale znajdujemy się także w obliczu "dzisiaj" zmartwychwstania, odpowiedzi Boga, który wziął na siebie nasze cierpienia, aby nieść je wraz z nami i dać nam mocną nadzieję, że zostaną przezwyciężone (por. Encyklika Spe salvi, 35-40).
Drodzy przyjaciele,
zanieśmy Bogu w modlitwie nasze codzienne krzyże, będąc pewnymi, że jest On obecny i nas słyszy. Krzyk Jezusa przypomina nam, że w modlitwie powinniśmy pokonywać przeszkody naszego "ja" i naszych problemów a otworzyć się na potrzeby i cierpienia innych. Modlitwa Jezusa umierającego na krzyżu niech nas uczy modlić się z miłością za tak wielu braci i siostry, którzy odczuwają ciężar życia powszedniego, tych, którzy przeżywają trudne chwile, ból, których nikt nie pociesza. Módlmy się o to do Bożego serca, aby także oni mogli odczuć miłość Boga, który nigdy nie opuszcza.
Skomentuj artykuł