Czy Kościół nie ma nic więcej do powiedzenia na temat seksu niż "Humanae Vitae"?
Próbując odpowiedzieć na to pytanie, warto na początku przypomnieć sobie kontekst powstania encykliki "Humanae Vitae" oraz przyglądnąć się kluczowemu zagadnieniu, które podejmuje.
Nie sposób też w perspektywie katolickiej omawiać kwestii seksu bez odniesienia do w ogóle życia małżeńskiego. Taki trop można także zauważyć w encyklice Pawła VI, i to szersze spojrzenie zostanie zachowane również w tym artykule. I wreszcie, krótkie spojrzenie na katolicką historię refleksji o małżeństwie i współżyciu seksualnym pozwalają zobaczyć "Humanae Vitae" jako zdecydowanie krok naprzód.
25 lipca bieżącego roku minęła pięćdziesiąta rocznica podpisania przez papieża Pawła VI encykliki "Humanae Vitae". Dokument ten, o zasadach moralnych w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego, to jeden z tych w historii dokumentów Kościoła, który wzbudził niemało emocji zarówno wśród wiernych, jak i duchownych. Dlaczego powstała? Otóż w latach 30. XX wieku Kościół anglikański zgodził się w swoim nauczaniu moralnym na dopuszczalność stosowania antykoncepcji. Z kolei na początku lat 60. pojawiła się pigułka hormonalna i w związku z tym papież Jan XXIII powołał specjalną komisję, która miała zająć się tym zagadnieniem z perspektywy moralno-teologicznej.
Po jego śmierci Paweł VI uzupełnia skład komisji o specjalistów z dziedziny biologii, socjologów, lekarzy, zaprasza do dyskusji również małżeństwa. Efekty prac komisji ocenić ma specjalne dobrane gremium 16 biskupów, z których ostatecznie aż 9 głosuje za dopuszczeniem antykoncepcji, trzech się wstrzymuje, reszta wyraża sprzeciw. W pracach bierze udział również Karol Wojtyła i to właśnie jego Paweł VI prosi, by powołał w Krakowie inną komisję, która jeszcze raz zajmie się tą kwestią. W efekcie około sześćdziesięciu procent materiału stworzonego przez krakowski zespół znalazło się w encyklice, poza tym jest ona również w znacznej mierze inspirowana książką Karola Wojtyły "Miłość i odpowiedzialność". Niestety, encyklika spotkała się z burzliwym odzewem, nie tylko ze strony wiernych, ale też poszczególnych episkopatów, które z jednej strony deklarowały posłuszeństwo papieżowi, z drugiej wprost wypowiadały się przeciwko nauczaniu "Humanae Vitae".
Gdzie tkwi zarzewie problemu?
Pytanie, które podejmuje encyklika, to oczywiście kwestia dopuszczalności jakiejkolwiek antykoncepcji, czyli "sztucznych metod ograniczania liczby potomstwa" (HV 7). To zagadnienie właściwie wyrasta z wielu innych kwestii dotyczących kontroli przyrostu naturalnego, odpowiedzialnego rodzicielstwa biorącego pod uwagę warunki życia rodziny, bardziej racjonalnego podejścia do prokreacji (HV 2 i 3). Z jednej strony można powiedzieć, że ewidentnie temat współżycia małżonków jest tu ujęty od strony prokreacyjnej i to jeszcze od strony negatywnej, tzn. czego nie należy robić, by prokreacji nie zakłócać. Ale z drugiej strony pojawia się tu spojrzenie na seksualność człowieka od strony zdecydowanie bardziej integralnej, nieograniczającej się tylko do prokreacji, co w katolickiej refleksji jest stosunkowo nowym, żeby nie powiedzieć rewolucyjnym ujęciem.
Analizując tekst encykliki, można zauważyć, że idąc za nauczaniem Soboru Watykańskiego II Paweł VI przypomina katolicką wizję miłości małżeńskiej, która jest "na wskroś ludzka, a więc zarazem zmysłowa i duchowa" (HV 9), do niej więc w sposób naturalny przynależy współżycie seksualne. W "Humanae Vitae" papież pokazuje poszczególne elementy integralnego spojrzenia na relację małżonków - jest ona czymś więcej niż popędem seksualnym czy funkcją prokreacyjną. Przypomina o wzajemnej przyjaźni, wierności, z kolei miłość małżeńska przedstawiona zostaje głównie jako akt woli, co jest niezwykle istotne, gdyż opiera się ona na wolnej decyzji osób, a nie tylko na zmiennych emocjach czy popędach. I w końcu cała relacja małżonków, łącznie z ich bliskością, zostaje przedstawiona w perspektywie Bożego planu miłości (HV 8), Bóg bowiem chce, by małżonkowie przez wszystkie wymiary swojego wspólnego życia doszli do świętości (HV 9).
W tym miejscu warto zaznaczyć, że "Humanae Vitae" wręcz proroczo i na przekór swoim czasom nie zgadza się na traktowanie seksualności człowieka jako niezależnej (poddanej tylko popędom) sfery ludzkiego życia lub co gorsza jako jedynej i najważniejszej. Ewidentnie z całości encykliki daje się zauważyć nieustanne przypominanie, że relacja małżeńska, a w niej i współżycie są jedną częścią tego samego Bożego planu stworzenia. I podobnie jak w innych kwestiach ludzkiego życia i zbawienia, również tu moralnym punktem odniesienia są dwa podstawowe pytania - czy również w kwestii seksualności człowiek liczy się z Bogiem, Stwórcą i Panem życia (HV 10 i 13) oraz czy podejmując współżycie, widzi je w perspektywie przykazania miłości: "Kto prawdziwie kocha swego współmałżonka, nie kocha go tylko ze względu na to, co od niego otrzymuje, ale dla niego samego, szczęśliwy, że może go wzbogacić darem z samego siebie" (HV 9).
Ponadto nie sposób nie zauważyć w encyklice pozytywnej wypowiedzi Kościoła na temat współżycia seksualnego, nie tylko ze względu na jego funkcję prokreacyjną, ale właśnie po pierwsze ze względu na budowanie jedności między małżonkami: "Albowiem stosunek małżeński z najgłębszej swojej istoty, łącząc najściślejszą więzią męża i żonę, jednocześnie czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia…" (HV 12). Stąd kluczowe dla zmiany katolickiej mentalności stwierdzenie, że współżycie małżonków w okresach niepłodnych jest "moralnie poprawne", ponieważ nie traci swojej funkcji "do wyrażania i umacniania zespolenia małżonków" (HV 11). Co więcej, rewolucyjna (jak na tamten czas) wydaje się tu wypowiedź o wręcz Bożym planie cykliczności okresów płodnych i niepłodnych u kobiety, skoro w taki sposób funkcjonuje cała natura. Zdecydowanie jest to wyraźny krok naprzód w kwestii postrzegania współżycia seksualnego małżonków, nie tylko z perspektywy prokreacyjnej.
Wielki krok, którego nie widać dziś
Być może treści zawarte w encyklice "Humanae Vitae" wydają się dla wielu dzisiaj oczywiste albo niewyczerpujące w kwestii współżycia seksualnego małżonków. Jednak, gdyby popatrzeć na tę encyklikę z perspektywy zmiany postrzegania sfery seksualnej życia małżeńskiego na przestrzeni tylko XX wieku, to dokument ten wpisuje się w jeden z ważniejszych kroków naprzód w tej kwestii.
Z perspektywy historii teologii negatywny stosunek do współżycia seksualnego można zauważyć na licznych przykładach praktycznie od samego początku. Stąd uważanie życia w dziewictwie, czy w ogóle bezżeństwa, za bardziej wartościowe z nielicznymi głosami przeciwnymi, broniącymi wartości samego związku małżeńskiego (na przykład Klemens Aleksandryjski na początku III wieku), aż do nauczania św. Augustyna, który właśnie w funkcji prokreacyjnej widział pierwsze dobro małżeństwa. Ponadto jako kolejne dwa ten wielki doktor Kościoła wymieniał wierność i sakrament - oba interpretowane w sposób negatywny. W przypadku wierności jest to zakaz cudzołóstwa z osobą trzecią, z kolei sakrament podkreślał nierozerwalność, czyli brak możliwości zawierania kolejnego związku. Nauczanie Augustyna wywarło bardzo wyraźny wpływ na kolejne stulecia refleksji i podejścia duszpasterskiego. Nie sposób prześledzić całości nauczania katolickiego odnośnie do tej kwestii, warto jednak wspomnieć kilka dokumentów obrazujących dynamiczną (jak na tempo przemian mentalnościowych w Kościele) zmianę, która dokonała się w XX wieku i w której swojej miejsce ma także "Humanae Vitae".
Kodeks prawa kanonicznego z roku 1917 przyznawał małżeństwu przede wszystkim funkcję prokreacyjną oraz sposób na opanowanie pożądliwości. W encyklice "Casti connubi" z roku 1930 papież Pius XI również jako pierwszy z celów małżeństwa wymienia posiadanie potomstwa, dzięki któremu "lud Boży się pomnaża". Z kolei Pius XII w "Mystici corporis Christi" (1943) wskazuje, że istnieją dwa sakramenty, które szczególnie zaradzają socjalnym potrzebom Kościoła, pierwszy to małżeństwo, ponieważ Kościół pomnaża się zewnętrznie (wzrasta liczba jego członków), drugi to kapłaństwo umacniające go przez nauczanie i sakramenty (MC 16).
Nowy głos w postrzeganiu małżeństwa przynosi Sobór Watykański II, który wymieniając cele małżeństwa, na pierwszym miejscu stawia dobro małżonków, a dopiero na drugim dobro potomstwa czy innych społeczności. Dla podkreślenia godności samego związku małżeńskiego zostaje ono przedstawione jako przymierze wolnych osób, które prowadzi ich do wzajemnego oddania się sobie i przyjmowania siebie nawzajem (KDK 48). Kolejny dokument to omawiana już "Humanae Vitae", po niej, Kodeks prawa kanonicznego z 1983 roku właściwie kontynuuje myśl soboru i "Humanae Vitae" zaznaczając, że małżeństwo jest przymierzem i wspólnotą życia, mającą na celu dobro małżonków oraz zrodzenie i wychowanie potomstwa (kan. 1055).
Skąd zmiana w podejściu do małżeństwa?
Skąd ta zmiana w podejściu do celów małżeństwa w czasie Soboru Watykańskiego II? Zapewne z przyjęcia humanizmu integralnego wypracowanego przez Jacques’a Maritaina, któremu udało się przedstawić taką wizję osoby ludzkiej, w której jej godność, prawo do wolności sumienia, słowa, własności prywatnej nie negowało nadprzyrodzonego powołania. Zdecydowane dowartościowanie osoby ludzkiej, jej rozumności i wolności wydaje się właśnie tym soborowym przełomem. W tej perspektywie wszystkie wymiary życia ludzkiego zostają przedstawione jako pozytywne, wynikające z Bożego planu stworzenia i zbawienia. Dowartościowana została wolność osoby ludzkiej, która jest podstawą dla miłości, dla życia w postawie daru z siebie i przyjmowania drugiego jako daru.
Wracając do tytułowego pytania: czy po "Humanae Vitae" Kościół nie ma już nic więcej do powiedzenia na temat seksu? Należałoby sobie przypomnieć, że Kościół wypowiadając się na różne konkretne zagadnienia, zasadniczo stara się przedstawiać je w odniesieniu do całości Bożego planu stworzenia i zbawienia. Jego zadaniem jest wskazywanie na jedność powołania człowieka, które jest wezwaniem do doskonałości chrześcijańskie, czyli po prostu do miłości. W to powołanie wpisane jest również współżycie seksualne małżonków, w którym - jak we wszystkim innym - obowiązuje postawa wyrażająca się w byciu "dla drugiego", w szacunku dla jego godności jako osoby. Ponadto we wszystkich swoich działaniach człowiek mimo podarowanej mu przez Boga autonomii, zawsze pozostaje stworzeniem zależnym pod względem swojego pochodzenia, praw rządzących naturą i ostatecznego celu od swojego Stworzyciela.
Te dwie kluczowe perspektywy przedstawia "Humanae Vitae" i właściwie w postępowaniu moralnym człowieka pytanie o to, jak dane działanie ma się do Bożego planu i czy jest wyrazem autentycznego, chrześcijańskiego oddania w miłości drugiemu, pomagają rozstrzygnąć, czy będzie ono moralnie dobre, czy też nie. W związku z powyższym, czy naprawdę potrzeba, by Kościół jeszcze coś dopowiadał w sprawie seksu?
Magdalena Jóźwik - doktor teologii dogmatycznej, od ponad roku pracuje w Archidiecezjalnym Centrum Formacji Pastoralnej oraz współtworzy Szkołę Katechetów Parafialnych w Katowicach. Wcześniej przez 5 lat pracowała w sekretariacie II Synodu Archidiecezji Katowickiej
Skomentuj artykuł