Kobiety po aborcji również przechodzą żałobę. Nie jesteście same [ROZMOWA]

(fot. depositphotos.com)
s. Maksymiliana / Ewa Biedroń / KAI

Kobiety po aborcji "spowiadają się wielokrotnie, bo nie ufają do końca, że Jezus im wybaczył. Dostają rozgrzeszenie, czują chwilową ulgę, jednak dalej nie mogą sobie wybaczyć" - mówi s. Maksymiliana Kamińska, która pomaga nie tylko kobietom, ale i mężczyznom w wychodzeniu z traumy poaborcyjnej.

Ewa Biedroń: W diecezji tarnowskiej właśnie zakończyły się rekolekcje "Winnica Racheli" dla kobiet z syndromem poaborcyjnym. Jak bardzo potrzebne są takie rekolekcje w Polsce?

S. Maksymiliana: Potrzeba rekolekcji jest ogromna, tylko świadomość możliwości jest mała. Po pierwsze, same zainteresowane nie wiedzą, że mają prawo sobie pomóc i że mogą otrzymać takie wsparcie. W rekolekcjach uczestniczyło sześć kobiet w wieku od ok. 20 do 80 lat. Pokazuje to, że syndrom poabocyjny dotyczyć może młodych i starszych, ale najczęściej występuje u kobiet w czasie klimakterium. Kiedyś kobiety decydowały się na "zabiegi" np. ze względu na trudne warunki życiowe. Dziś to starsze panie, które przez całe życie tłumiły żal i ból po stracie dziecka. Każda na swój sposób cierpi i indywidualne próbuje sobie z tym poradzić.

Jak duży jest to problem w USA, gdzie siostra pracuje od kilku lat?

DEON.PL POLECA

Aborcja to ogromny problem w Stanach Zjednoczonych, tam z powodu aborcji codziennie ginie 4 tysiące dzieci, a o pomoc do poradni zwraca się nadal niewiele kobiet. Wstydzą się i boją. W ciągu czterech lat z pomocy poradni "Rachel" w Chicago skorzystało ok. 145 osób, które mają polskie korzenie. Do poradni przychodzą najczęściej osoby, u których to napięcie "pęka" po latach, kiedy cierpienie jest nie do zniesienia. Czasami może to być po 30, 40 latach. Myślałam o rekolekcjach dla Polaków, bo stwierdziłam, że porady psychologiczne to za mało. Dowiedziałam się, że w USA od ponad 30 lat są prowadzone rekolekcje "Winnica Racheli" dla osób w takiej sytuacji, które pod natchnieniem Ducha Świętego napisała Teresa Burke. Zgłosiłam się, przeszłam szkolenie, nabyłam doświadczenia i wraz z grupą Bożych szaleńców rozpoczęliśmy służyć ofiarom aborcji, czyli osobom, które cierpią na zespół poaborcyjny. Maksymalnie w rekolekcjach może uczestniczyć 10 osób.

Jak kobiety, które zgłaszają się do siostry, najczęściej określają swój problem?

Mówią o żalu, strasznym wstydzie, pustce, dołujących wyrzutach sumienia, nocnych koszmarach. Nie radzą sobie. Pamiętają o rocznicy aborcji, liczą, ile lat dziś miałyby ich dzieci. Kobiety bardzo cierpią psychicznie i duchowo, ale najbardziej doskwiera im nieprzebaczenie sobie.

Spowiedź nie wystarcza?

Nie zawsze kobiety przychodzą po spowiedzi, bardzo często dopiero przygotowuję je do spowiedzi. A te, które były wcześniej, najczęściej jednak spowiadają się wielokrotnie, bo nie ufają do końca, że Jezus im wybaczył. Dostają rozgrzeszenie, czują chwilową ulgę, jednak dalej nie mogą sobie wybaczyć. Aborcja jest jak wbicie noża w twoje serce, Jezus wyciąga go rękami kapłana, jednak uraz psychiczny zostaje, bowiem aborcja jest największą traumą, której doświadcza kobieta.

Ten ból duchowy może trwać całe życie, nie działają nawet leki na depresję. Starsi z syndromem poaborcyjnym podkreślają, że boją się śmierci. Jedna z moich pacjentek, która dokonała kilku aborcji, ciągle stawiała sobie także pytania, gdzie są jej dzieci, czy ona będzie potępiona, mimo że dostała rozgrzeszenie.

Czy podobne doświadczenia mają mężczyźni?

Tak, zdarza się. Poproszono mnie kiedyś o modlitwę i spotkanie z umierającym mężczyzną, który konał dwa dni. Wiedziałam, że jego żona dokonała aborcji za jego przyzwoleniem, dlatego wyprosiłam rodzinę z sali. Powiedział mi, że się z tego spowiadał i dostał rozgrzeszenie. Uspokoiłam go, że jego dziecko jest w niebie szczęśliwe i czeka na niego. Podkreśliłam, że ono nie ma do niego żalu, że mu wybaczyło. Później poprosiłam rodzinę, by znów weszła do sali i odmawialiśmy wspólnie Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Po tej modlitwie mężczyzna zmarł.

Kto najczęściej zgłasza się do poradni?

Najwięcej jest kobiet, ale przychodzą także mężczyźni i tzw. ocaleńcy, czyli rodzeństwo dzieci, którym nie było dane się narodzić. Aborcja bowiem jest jak zatrute powietrze, które snuje się pomiędzy wszystkimi członkami rodziny i wolno ją zatruwa. Mężczyźni mają wyrzuty, że zmuszali do aborcji, dali pieniądze na zabieg, czy milczeniem przyzwolili na takie rozwiązanie. Są także młodzi mężczyźni, którym kobiety nawet nie mówią o swojej decyzji, bo wiedzą, że nie mogą na nich liczyć i że oni nie podołaliby obowiązkom bycia ojcem. Przychodzą też mężczyźni, bo boją się rozwodu. Dane wskazują, że 65 procent związków rozpada się po dokonanej aborcji. Kobiety nie przychodzą na terapię razem z mężczyznami. Często później przyprowadzają swoich mężów i zachęcają ich do udziału w rekolekcjach. Za każdą aborcją stoi mężczyzna, który nie przyjął życia i nie wziął odpowiedzialności za dziecko i kobietę. Natomiast mało mam w poradni przypadków dokonania aborcji po gwałcie. Kobiety wiedzą, że mogą oddać dziecko do okna życia czy skorzystać ze wsparcia domów samotnej matki.

Czy podobne skutki duchowe może mieć dla kobiet tzw. aborcja chemiczna?

Sądzę, że nawet gorsze. Kobiety biorąc pigułki poronne robią to w zaciszu domowej kuchni, pokoju czy łazienki. Kiedy pojawia się syndrom poaborcyjny, ich cierpienie jest większe, bo wiedzą, że dokonały aborcji własnymi rękami.

W danej chwili kobiety nie przewidują aż takich następstw. Czy dla niektórych, aborcja to może być rozwiązanie problemu, ulga?

Znam przypadki zgonów kobiet podczas aborcji, lub na wskutek powikłań. Pamiętam kobietę, która obudziła się podczas aborcji, bo narkoza była za słaba i widziała porozrywane części ciała swojego dziecka. Kobiety zazwyczaj przeżywają stres przed aborcją, ponieważ boją się samego jej przebiegu, boja się bólu. Mówi się, że jest ulga po aborcji, ponieważ jest już po wszystkim. Jednak nikt już później nie pyta kobiet, jak się czują po tygodniu, miesiącu po aborcji. Jedną z moich pacjentek była kobieta, którą jako nastolatkę matka zaprowadziła na zabieg aborcyjny. Dziewczyna nie miała do końca świadomości tego, co się stało, ale cieszyła się, że jest już po "problemie". Po kilku latach pobytu w USA leczono ją na nerwicę serca. Sama doszła do tego, że aborcja miała na to wpływ, bo męczyły ją wyrzuty sumienia. Zdecydowała się nawet na wolontariat w Domu Samotnej Matki. Tam "pękła", przeszła terapię, rekolekcje i teraz nam pomaga. Ale są też przypadki, że tzw. zespół rozpaczy pojawia się tuż po wybudzeniu z zabiegu lub do pół roku. Jeśli kobieta nie ma właściwej pomocy, to może to się przerodzić w depresję i myśli samobójcze.

Jak pomagacie osobom mającym syndrom poaborcyjny?

Aborcja rzutuje na całe życie. Najważniejsze jest, aby kobieta pozwoliła sobie na wyrażenie żalu po stracie dziecka, żeby nie bała się zmierzyć z tym bólem. Musi poczuć się zaakceptowana, bez osądzania jej. Powinna zobaczyć, że za jej decyzją stoi wiele osób i okoliczności. Powinna stać się dla siebie adwokatem a nie sędzią. Powinna uczłowieczyć dziecko i nawiązać z nim macierzyńską relację. To wszystko doprowadza później do wybaczenia samej sobie, a to jest najtrudniejsze. Kobiety usprawiedliwiają swoich partnerów, lekarzy, rodzinę a całą winę biorą na siebie. Nasze rekolekcje są oparte na modlitwie, rozmowach ze specjalistami i m.in. medytacji tekstów biblijnych. Podczas rekolekcji kobiety przechodzą ze śmierci do życia, z grzechu do łaski, a nawet z choroby do zdrowia.

Jakie wnioski płyną z rekolekcji w diecezji tarnowskiej?

Bardzo się cieszę, że mogłam zorganizować i przeprowadzić rekolekcje w diecezji, z której się wywodzę. Pochodzę z Tarnowa, tutaj spędzam urlop. Patronat nad rekolekcjami objął Wydział ds. Nowej Ewangelizacji Kurii Diecezjalnej w Tarnowie, a jego dyrektor, ks. Artur Ważny, był jednym z prowadzących. Moim marzeniem jest, aby takie rekolekcje odbyły się we wszystkich polskich diecezjach i z Bożą pomocą jestem gotowa pomóc w ich zorganizowaniu. To będzie dla mnie wielka łaska od Boga i radość, by czynić uczynki miłosierdzia. Korzystamy z amerykańskich doświadczeń rekolekcji "Winnica Racheli". W Polsce jest na razie niewiele osób, które prowadzą takie spotkania. Są w tym gronie ludzie z Warszawy i z okolic Poznania. W Polsce takie rekolekcje są obecne dopiero od pięciu lat. W przyszłym roku planujemy je zorganizować także dla Polonii w Londynie. Na świecie jest dużo kobiet, które cierpią po aborcji. Przyczyną - korzeniem wielu trudnych sytuacji, takich jak np. depresja, nerwica jest właśnie aborcja, choć wiele osób tego na początku nie łączy.

S. Maksymiliana Kamińska - prowadzi w Chicago poradnię "Rachel" dla osób, które cierpią po aborcji, gdzie pomaga nie tylko kobietom, ale także mężczyznom. Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej aborcjabolterapia.com. Z siostrą można się kontaktować, pisząc na adres e-mail: maksymiliana62@poczta.fm.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kobiety po aborcji również przechodzą żałobę. Nie jesteście same [ROZMOWA]
Komentarze (1)
WK
~Wanda Kubiak
11 lutego 2023, 21:02
Bóg wybacza zawsze. Człowiek czasami. Natura-nigdy. Strasznie to zabrzmi, ale każda kobieta, która zabiła swoje dziecko powinna czuć ogromny ból. Bo złamała przykazanie, które Bóg zapisał w jej naturze, w jej najgłębszej istocie. Gdy cierpi, nie może powiedzieć, że nic się nie stało. Gorzej, gdy po dokonanej aborcji cieszy się i namawia do niej inne kobiety, mowiąc, że "potem będzie fajnie". Mamy te wszystkie "zabójcze teamy", które powinny już dawno siedzieć wg litery prawa. A nie siedzą. I z uśmiechem na ustach pomagają mordować.