Mimo wątpliwości, nie potrafiłabym żyć bez wiary

(fot. archiwum prywatne)

Dziś już wiem, że kryzys w wierze wcale nie musi być oznaką słabości, ale świadomości swojej wiary, realnego spojrzenia na problemy palące nie tylko mnie, ale cały Kościół.

Wątpliwości w wierze dopadały mnie nie raz. Początkowo były one głównie wyrazem niezrozumienia, nieumiejętności radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. Wówczas miałam do Niego ogromny żal, czasem wręcz reagowałam złością. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, myślę sobie o tym, jak łatwiej by mi było, gdybym zmieniła w rozmowie ton, gdybym spojrzała na Niego, jak na tego, przed którym mogę otworzyć serce, albo gdybym zwyczajnie o tym z kimś porozmawiała.

Ale to, że jestem dziś tu, gdzie jestem, nie jest tylko moją zasługą i to dla mnie największy dowód na to, że mogę zwątpić, zachwiać się w wierze, ale On nigdy nie przestanie wierzyć we mnie.

Kolejne kryzysy pojawiały się, gdy widziałam bądź słyszałam, jak zawodzą ludzie Kościoła. Trwają nadal, ale w porównaniu do tych pierwszych nie ma w nich żalu do Boga, ale do ludzi. Dlaczego mimo to jestem w Kościele?

DEON.PL POLECA

Wiara

W sierpniowym wydaniu miesięcznika „W drodze” Paweł Kozacki OP pisząc o tym, dlaczego pozostaje w Kościele mimo jego wyraźnych wad i grzechów, zwrócił uwagę na to, że tymi, którzy zawiedli są ludzie, natomiast Jezus bez względu na sytuację pozostaje taki sam. Jest niezmienny, tak jak jego nauka, którą nam zostawił. Jak zatem możemy obwiniać o coś Jego, skoro zostaliśmy obdarzeni wolną wolą i przekazano nam, jak czynić dobro? Wiem, że taka refleksja może być czasem trudna do przyjęcia, zwłaszcza, gdy spotyka nas coś naprawdę trudnego i bolesnego. Wiem również, jak łatwo rzucić oskarżenie w kogoś, kto nam nie odpowie, a jedynie wysłucha wyrzucanej z nas złości, i nie mieć z tego żadnej satysfakcji.

Nie potrafiłabym żyć bez wiary. Mimo wielu zachwiań nigdy nie zwątpiłam w Niego na dobre. Wiem, że moja wiara nie jest idealna, że zdarzają mi się potknięcia, ale właśnie one pozwalają mi się rozwijać, wyciągać wnioski z popełnianych błędów i nad nią pracować. Jest silnie we mnie zakorzeniona i dojrzewa wraz ze mną. Czym by były okrzyki radości, gdybym nie dziękowała w nich Jemu? Albo te chwile wyciszenia, gdy bardzo potrzebuję wyrzucić coś z siebie i znaleźć ukojenie w tym, że On tego wszystkiego słucha? Komu miałabym dziękować za dobro, które otrzymuje od ludzi? Lubię nasze pogawędki, lubię to, że On mnie dobrze zna, wie jaka jestem i nic Mu nie jest obce. A gdy wiem, że On jest i działa, łatwiej mi wszystko przetrwać.

Ludzie

Widzę, jak wiele rzeczy w Kościele nie działa poprawnie, nie tylko na szczeblu instytucjonalnym, ale często także wspólnotowym. Widzę sytuacje, które go rujnują i jestem wtedy przerażona. Wówczas daję wyraz swoim emocjom i cieszę się, że mam w swoim otoczeniu ludzi, z którymi mogę o takich sytuacjach szczerze porozmawiać. Bo choć to ludzie zawodzą, to także oni potrafią stworzyć miejsca, w których chce się być i inspirują do działania i pogłębiania więzi z Bogiem.

Od zawsze podziwiałam moją babcię za jej niezłomną wiarę. Czasem bywa okraszona ona nutą zabobonu, ale czy można mieć o to żal do wiejskiej staruszki? Jej wiara jest przede wszystkim szczera. Prawdziwa do granic możliwości, nie ma w niej przesady, nawet jeśli dni babci wypełnione są długą modlitwą. Widzę w niej przede wszystkim bezgraniczne zaufanie Bogu i tak samo bezgraniczną miłość. Lubię słuchać, jak mówi o swojej wierze i inspirować się jej postawą.

Lubię nasze pogawędki, lubię to, że On mnie dobrze zna, wie jaka jestem i nic Mu nie jest obce. A gdy wiem, że On jest i działa, łatwiej mi wszystko przetrwać.

I szukam takich ludzi więcej. Szukam miejsc, w których mogę ich spotkać. Wybór kościoła, do którego udam się na niedzielną Eucharystię jest podyktowany także pragnieniem usłyszenia pokrzepiającego mnie słowa, homilii, która opowie mi o Bogu, i która pozwoli mi odkryć głębie Słowa Bożego. Szukam pasterzy, którzy mnie poprowadzą, którzy będą prawdziwymi głosicielami Ewangelii i godnymi reprezentantami Jezusa. Dobrzy ludzie i czynione przez nich dobro nie pozwalają mi stracić nadziei. Nie jest to wcale łatwe, bo złe rzeczy mają to do siebie, że bardziej zapadają w pamięć. Nie pozwalam sobie na przymykanie na nie oczu, ale nie chcę też tylko nimi się karmić.

Działanie

Wątpliwości w wierze są dobre. Przyznał się do nich nawet sam Franciszek. Nie są oznaką słabości, ale świadomości swojej wiary, realnego spojrzenia na problemy palące nie tylko nas, jednostki, ale cały Kościół. Często to właśnie kryzysy umacniają nas najbardziej i mobilizują do zmiany. Trzeba tylko chcieć podjąć ten wysiłek. “Szukajcie, a znajdziecie”.

Magdalena Syrda - redaktorka portalu DEON.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mimo wątpliwości, nie potrafiłabym żyć bez wiary
Komentarze (3)
KA
~Kapitan Arianator
16 listopada 2019, 21:47
Jeśli dla kogoś jakieś kwestie (np. wiara) są naprawdę ważne i będzie serio o nich myślał, to zawsze zrodza się jakieś wątpliwości. Tylko ci, których to mało obchodzi, nie mają wątpliwości, bo się nigdy nie zastanawiali nad daną kwestią.
SM
Sylwester Mrozik
16 listopada 2019, 11:00
Jak to mawiał młody Talar z serialu ,,Dom": ,,Tylko krowa nie ma wątpliwości". Ludzie, którzy nie mają wątpliwości bywają niebezpieczni. Hitlerowcy nie mieli wątpliwości, że każdy Żyd to komunista, więc czekało go ,,specjalne traktowanie". Stalin nie miał wątpliwości, że otaczają go wrogowie, także w najbliższym, partyjnym otoczeniu i stosownie do tego postępował.
AM
~Andrzej Mateusz Kamiński
16 listopada 2019, 10:07
Jeśli masz wątpliwości to znaczy, że wierzysz.