ŚDM to przestrzeń spotkania, w której przypominamy sobie, że jesteśmy jednym Kościołem [WYWIAD]
Czym są Światowe Dni Młodzieży? Jaką rolę spełniają? Czy wciąż są potrzebne? O ŚDM jako przestrzeni spotkania i sposobie budowania relacji w rozmowie z Martą Łysek opowiada ks. Marcin Filar, duszpasterz młodzieży archidiecezji krakowskiej.
Marta Łysek: Jakie to uczucie dla duszpasterza, gdy młodzi sami przychodzą i chcą się modlić, robić coś więcej?
Ks. Marcin Filar: - Jakie to jest uczucie? (śmiech) Cudowne! Przecudowne po prostu. Myślę, że ogromną troską duszpasterzy młodzieży, tym pytaniem, które do znudzenia się pojawia, jest to, jak dotrzeć do młodych, jak ich przyprowadzić, przyciągnąć. Gdy to oni sami przychodzą, jestem świadom tego, że jest to owoc pracy innych, wiary innych: ich rodziców, ludzi, których wcześniej spotkali. Czuje się wtedy wielką radość, że oni chcą, ale też wielką odpowiedzialność, żeby ich swoimi działaniami nie stracić.
Podczas przygotowań do ŚDM młodzi tak właśnie do księdza przyszli…
- To jest historia, która przydarzyła mi się totalnie niespodziewanie, zaczyna się od Światowych Dni Młodzieży i prowadzi do ŚDM. Był ścisły lockdown, Niedziela Palmowa w 2020 roku. Normalnie spotkalibyśmy się na Wawelu, na obchodach diecezjalnych Światowego Dnia Młodzieży, ale nie było takiej możliwości, wszyscy byliśmy zamknięci w domach. I wtedy grupa młodzieży, którą znam z ŚDM w Panamie, odezwała się do mnie, czybyśmy się nie spotkali, żeby pogadać, żeby się pomodlić, a skoro nie da się inaczej - no to na Messengerze. Więc się spotkaliśmy się, pomodliliśmy się – i ta konwersacja nam została.
Jakiś czas była wyciszona, po czym młodzi piszą do mnie we wrześniu, czybyśmy się znowu nie spotkali. I ja w takim pierwszym odruchu zaproponowałem, żebyśmy się spotykali bardziej regularnie, na przykład na kręgu biblijnym online – a młodzi z ogromnym entuzjazmem przyjęli tę propozycję, zresztą o wiele większym, niż się spodziewałem. Myślałem, że się spotkamy raz na dwa miesiące, a oni na to: no nie, jak to, spotykajmy się co tydzień!
I rzeczywiście zaczęliście się spotykać.
- To było takie kiełkujące ziarenko, bo zaraz się zaczęło: czy mogę komuś zaproponować, czy możemy zaprosić, bo jest ktoś, kto też był w Panamie… Grupka nam się troszkę rozrosła. Później w duszpasterstwie młodzieży archidiecezji krakowskiej prowadziliśmy rekolekcje internetowe, nazywały się „Weźże się ogarnij”. Po nich kolejne dwie osoby znalazły się w tym moim kręgu. Potem po Niedzieli Palmowej wrzuciłem na Facebooka pytanie, czy ktoś z okazji Niedzieli Słowa Bożego nie chce dołączyć do kręgu biblijnego online. I tak nam się ta grupka w lockdownie rozrosła do kilkunastu osób.
Co więcej, ma taką specyfikę, że powrót do spotkań na żywo nas nie dotyczy, bo jesteśmy obecnie z czterech różnych diecezji. Wartością tej grupy jest też jednak to, że nie tylko modlimy się wspólnie, ale też razem przygotowujemy się do wyjazdu na ŚDM. I z jednej strony wszyscy w jakiś sposób angażują się w przygotowania, mogę na nich liczyć jako na wolontariuszy, ale z drugiej strony budują fajne relacje ze sobą: spotykają się, byli razem z górach. I tym są właśnie Światowe Dni Młodzieży: wykorzystaniem jednorazowego spotkania, eventu do tego, by budować relacje.
Tym są właśnie Światowe Dni Młodzieży:
wykorzystaniem jednorazowego spotkania, eventu do tego, by budować relacje.
Przygotowuje Ksiądz obchody piątej rocznicy ŚDM w Krakowie. Słychać opinie, że to trochę sztuczne, bo jedzie się raz, przywozi wspomnienia i koniec, nie ma co w nieskończoność celebrować przeszłości. A mimo to wciąż jest grupa ludzi, która jest przywiązana do ŚDM, chce być na takiej rocznicy. Jak Ksiądz to ocenia?
- Myślę, że trzeba się tu posłużyć obrazem ŚDM, którego użył św. Jan Paweł II i który też jest podkreślany przez duszpasterzy młodzieży: ŚDM mają stanowić oś duszpasterstwa. Na co dzień formujemy się w różnych grupach, wspólnotach młodzieżowych. Papież Franciszek jeszcze podkreślił w adhortacji Christus vivit, że trzeba iść w to bogactwo, w różnorodność grup i ruchów w duszpasterstwie młodzieży – ale nie możemy zapominać o tym, że jesteśmy jednym Kościołem. I Światowe Dni Młodzieży w sposób wyjątkowy dają nam to poczucie jedności.
Dlatego obchody rocznicy nawet w takiej formie, w jakiej będą teraz, nie są tylko odświeżaniem wspomnień, nie są po to, żebyśmy się spotkali i porozmawiali o tym, jak staliśmy w kolejkach, co się działo w komitecie czy kto co najbardziej pamięta, tylko pewnym otwarciem. I są ludzie, którzy wtedy byli zaangażowani, a teraz mają rodzinę, dorosłe życie, są ustatkowani – a mimo to się pojawiają po pięciu latach; to znaczy, że ŚDM były dla nich ważnym wydarzeniem wiary. Natomiast są też tacy, dla których to był pewien start, pewien początek: dlatego nie spotykamy się w kontekście „powspominajmy”, tylko w kontekście: przed nami jest spotkanie w Lizbonie.
Czyli ta rocznica to nie celebrowanie przeszłości, ale otwieranie przyszłości.
- I nieustanne przekazywanie wiary. Ktoś, kto mając lat kilkanaście, czerpał z pracy innych, włożonej w przygotowanie ŚDM w Krakowie, teraz, mając siedem lat więcej, może dać z siebie coś, gdy będą ŚDM w Lizbonie. Może przekazywać to, co dostał. To jest taki nieustanny przekaz wiary. ŚDM to jest pewna droga, na której jesteśmy. To nie jest tylko odświeżanie, wracanie, ale cały czas otwarcie. A wspomnienia z Krakowa wszystkim dodają troszeczkę energii, bo wiele się wydarzyło przez te pięć lat przeróżnych rzeczy, które mogły osłabić poczucie wspólnoty, poczucie jedności – a my dzisiaj bardzo tego poczucia jedności potrzebujemy.
ŚDM to jest pewna droga, na której jesteśmy. Nieustanny przekaz wiary.
To nie jest tylko odświeżanie, wracanie, ale cały czas otwarcie.
Jak można w trakcie przygotowań do ŚDM budować poczucie jedności?
- Gdy w 2017 roku rozpoczęliśmy diecezjalne przygotowania do wyjazdu do Panamy, zbiegło się to ze 140 rocznicą objawień w Gietrzwałdzie. Wiedzieliśmy, że trzeba zacząć od modlitwy, i szukaliśmy inspiracji, by zacząć – a pierwsze zdanie wypowiedziane przez Matkę Bożą a w Gietrzwałdzie brzmiało: chcę, abyście codziennie odmawiali różaniec. Uznaliśmy, że lepszego pomysłu nie ma: będziemy codziennie odmawiać różaniec.
Tak powstała akcja #panamska10. Zgłaszały się pięcioosobowe grupki osób. Każda osoba była gotowa codziennie mówić dziesiątkę różańca, i dostawała swój wirtualny domek przy ulicy Panamskiej. Domek był narysowany, miał swój numer. „Zbudowaliśmy” ponad czterdzieści takich domków – a to oznaczało ponad czterdzieści różańców dziennie mówionych w intencji Ojca Świętego, Światowych Dni Młodzieży i młodych z całego świata.
I potem, w trudnych momentach przygotowań, gdy rzeczy się komplikowały, otuchy nam dodawało to, że przecież codziennie czterdzieści różańców jest mówione, mamy to wsparcie, ta modlitwa nas jednoczy. Drugim sposobem było organizowanie spotkań panamskich w różnych miejscach diecezji. Chodziło nam o to, żeby do Panamy pojechała nie wycieczka, ale wspólnota. Z archidiecezji krakowskiej leciało ponad sześćset osób, kilkanaście grup – ale dzięki tym działaniom udało się wiele z nich wcześniej zintegrować i czuliśmy, że jesteśmy w Panamie razem, że jesteśmy wspólnotą.
W trudnych momentach przygotowań, gdy rzeczy się komplikowały, otuchy nam dodawało to, że przecież codziennie czterdzieści różańców jest mówione, mamy to wsparcie.
Gdy wróciliśmy z Panamy, rozpoczęliśmy przygotowania do Lizbony. Różaniec się sprawdził: dlatego powstała kolejna, podobna akcja modlitewna - Port M10. Port, bo Lizbona w języku fenickim oznacza „bezpieczny port”. Zamiast domków mamy łódki, w każdej pięcioosobową załogę. Ten port ma też drugie znaczenie – patronką ŚDM jest Maryja, nazywana „Portem Rozbitków”. I tak budujemy ten nasz port – i to buduje relacje. Jest kilka łódek, w których modlą się osoby, które nie znały się wcześniej: tacy samotni żeglarze dostają wspólną łódkę, kontakt do siebie i zaczynają się razem modlić. To też jest sposób na tworzenie relacji. A łódek mamy już czterdzieści. W jednej płynie z nami papież Franciszek.
Statystyki mówią, że młodzi uciekają nam z Kościoła. Dwieście osób modlących się na różańcu, kilkanaście w kręgu biblijnym - w kontekście takiej milionowej imprezy to jest bardzo mała liczba. Jak na to patrzeć? Mamy się bać, że to jest tak mało, za mało?
- Wiem, że bardzo bezpiecznie się czujemy z liczbami. Natomiast nie da się w liczbach ogarnąć tego, co się dzieje w drugim człowieku, co po ŚDM w Krakowie jest owocem w parafiach – bo nie pod flagą ŚDM i nie w ŚDM-owych statystykach mamy młodych ludzi, których wtedy coś poruszyło i bardziej się zaangażowali w swojej parafii. Zaangażowali się we wspólnoty, w służbę liturgiczną, albo nawet, nie mając wspólnoty w parafii, są bliżej Pana Boga i szukają swojego miejsca w Kościele. I to jest zjawisko o tak ogromnym zasięgu, że możemy ze spokojem robić swoje.
Wydarzenie masowe zawsze przyciąga. I zawsze będzie grono ludzi, dla których ŚDM w Lizbonie to będzie po prostu event albo wycieczka, bo chcą zobaczyć Portugalię. A z drugiej strony nie wiemy, ilu z tych, którzy pojadą na wycieczkę, wróci jako pielgrzymi… Nie da się tego zamknąć w statystykach i liczbach. Z drugiej strony ufam, że czasem może wydarzenie jest zorganizowane w Bożym zamyśle dla kilku osób, do których ma dotrzeć, i Pan Bóg więcej od nas nie oczekuje, a to my sami jesteśmy niewolnikami statystyki: mało – znaczy, że nie wyszło. Ale co wtedy z tymi, którzy rzeczywiście Jezusa spotkali? Czy to nie ma znaczenia? Oczywiście, że ma.
Jasne, że obecnie bombarduje się nas statystykami: ilu ludzi nie chodzi do kościoła po pandemii, jak chodzą młodzi, jak się wypisują się z katechezy. Czy mamy siąść z założonymi rękami, obrazić się na rzeczywistość i nic nie robić? Nie. Róbmy swoje, bo skoro wierzymy, że Pan Bóg jest w stanie zadziałać w życiu młodego człowieka i że to, co głosimy jest wartościowe, jest bezcenne, to nie możemy się zatrzymać.
Czym są w takim razie Światowe Dni Młodzieży?
- Punktem stycznym. Przestrzenią spotkania. Na co dzień funkcjonujemy w różnych wspólnotach, duszpasterstwach, z różnymi charyzmatami, każdy robi swoje. A tu mamy stworzoną przestrzeń spotkania, w której przypominamy sobie: jesteśmy jednym Kościołem. Cieszymy się sobą, dzielimy się tym, co robimy, akceptujemy to, że jesteśmy różni, i wracamy do swojej roboty z poczuciem jedności.
SDM to przestrzeń spotkania, w której przypominamy sobie: jesteśmy jednym Kościołem.
A co z tymi, którzy przyjeżdżają na ŚDM, a nie są w żadnej wspólnocie?
- To jest jak z takimi historiami o młodych, wyciągniętych trochę siłą na rekolekcje. I taka osoba przyjeżdża na te rekolekcje, odkrywa, że są ludzie w jej wieku, którzy się modlą, że msza święta wygląda inaczej, niż ta w parafialnym kościele, że da się rozmawiać o Piśmie Świętym, że na adoracji można coś przeżyć. I taki człowiek po rekolekcjach często ląduje właśnie we wspólnocie parafialnej.
Podobnie jest ze Światowymi Dniami Młodzieży: pokazują trochę inny obraz Kościoła, trochę inny sposób przeżywania wiary. Są dookoła ludzie, których można zapytać: a co ja mam zrobić, gdy wrócę do domu, żeby to trwało? Wtedy to jest wyzwanie i dla innych pielgrzymów, i dla duszpasterzy, żeby pokazać młodemu człowiekowi: wracamy z ŚDM, ale nie musi się kończyć twoja przygoda z Panem Bogiem. Znam z Panamy takie historie, że ktoś pojechał na fajną wycieczkę, a wrócił z pytaniem, do jakiej wspólnoty może dołączyć.
Nie da się w liczbach ogarnąć tego, co się dzieje w drugim człowieku.
Nie jesteśmy w stanie tych przeżyć i relacji zamknąć w liczbach i statystykach.
Dlatego właśnie ŚDM to przestrzeń spotkania – a dopiero po powrocie wiele dobra dzieje się w małych grupach, w parafiach, na dobrze prowadzonej katechezie w szkole. Nie jesteśmy w stanie tych przeżyć i relacji zamknąć w liczbach i statystykach.
Taką przestrzenią do spotkania są też wydarzenia pomiędzy kolejnymi obchodami ŚDM: na przykład - tworzenie chóru, który zaśpiewa hymn ŚDM w Lizbonie...
- Pomysł zrodził się w dniu premiery wersji oryginalnej: był luty, lockdown. Słuchałem portugalskiego hymnu w przerwie między lekcjami online i przyszedł mi do głowy dość szalony pomysł. Mieliśmy już z ks. Sebastianem, wtedy archidiecezjalnym duszpasterzem młodzieży, takie doświadczenie nagrania przez młodych utworu w wersji całkiem zdalnej, gdy siedzieli w domach, i widzieliśmy, jak bardzo było to wspólnototwórcze, jak bardzo ważne dla nich, że mogli zabrzmieć razem.
Dlatego zaproponowaliśmy ks. Mariuszowi Wilkowi, dyrektorowi Krajowego Biura Organizacyjnego ŚDM, że nagramy polską wersję hymnu ŚDM. Ale nie, że tylko Kraków zrobi: chcieliśmy zaprosiliśmy młodych ze wszystkich diecezji. Do współpracy zaprosiliśmy też pana Huberta Kowalskiego, kompozytora i producenta muzycznego z Krakowa. Powiedział, że nasza wizja rzeczywiście jest dosyć szalona, ale przyjął nasze zaproszenie bardzo chętnie. Zrobiliśmy przesłuchania online. Wybraliśmy w końcu grupę ponad 100 chórzystów i 40 instrumentalistów. Nie wiedzieliśmy, czy obostrzenia zostaną zluzowane, a chcieliśmy, żeby nagrywanie polskiej wersji hymnu też było przestrzenią spotkania - i naprawdę Bożym działaniem było to, że stopniowo obostrzenia były wycofywane. Dzięki temu udało nam się przygotować pierwszy zjazd na Zesłanie Ducha Świętego.
I udało się spotkać już nie online, ale na żywo.
- Młodzi przyjechali do Krakowa i stworzyli wspólnotę modlitewną. To było przede wszystkim poznanie się, przygotowanie do przeżywania Zesłania, to była wspólna modlitwa w intencji tego dzieła i zgranie zespołu. Później w czerwcu spotkaliśmy się na nagranie hymnu, wtedy też się modliliśmy, zwiedzaliśmy Kraków, nagrywaliśmy teledysk. Teraz będzie premiera: i już się cieszę, że oni przyjeżdżają, bo mamy młodych z całej Polski, którzy przeżywają to nagranie hymnu jako wydarzenie modlitewne, jako coś duchowego, jako Boże spotkanie. Stworzyli ze sobą modlącą się wspólnotę. Bywały takie sytuacje, że ktoś sam przyjechał ze swojej diecezji, ale już ma masę dobrych znajomych w różnych miejscach Polski.
Mamy młodych z całej Polski, którzy przeżywają to nagranie hymnu
jako wydarzenie modlitewne, jako coś duchowego, jako Boże spotkanie.
I powstają nowe relacje w młodym Kościele…
- A to, że są z wielu różnych diecezji, to też jest taki fajny znak dla nas, na przygotowania do Lizbony. Tytuł hymnu w wersji portugalskiej brzmi: „há pressa no ar” - co dosłownie znaczy „jest pośpiech w powietrzu”. Ale to znaczący fragment refrenu, a tłumaczenie musi pasować do melodii. Pracując nad tłumaczeniem, którego jestem współautorem, staraliśmy się oddać sens, tego, że coś się zaraz wydarzy, musimy być gotowi. Dlatego zdecydowaliśmy się na tłumaczenie „powietrze już drga”. Ono zostało bardzo dobrze przyjęte przez chórzystów i przez pana Huberta, i tak powtarzaliśmy co chwilę te słowa: „powietrze już drga”.
Myślę, że jest taka nadzieja w nas wszystkich, że jak powietrze zadrga w momencie premiery polskiej wersji hymnu, to później w całej Polsce, we wszystkich diecezjach powietrze będzie drgało i coś się będzie działo. Przy Krakowie często powtarzaliśmy słowa Papieża Franciszka, że trzeba robić raban. I to drganie to jest taki raban. Bo gdy są młodzi, coś się dzieje, a gdy coś się dzieje, zaczyna się napędzać, drgania się przenoszą, potęgują, i ufam, że to jest właśnie działanie Ducha Świętego, które się objawia w tych młodych, przygotowujących się do kolejnych ŚDM.
---
Ks. Marcin Filar - kapłan archidiecezji krakowskiej od 2018 roku, obecnie archidiecezjalny duszpasterz młodzieży. Zaangażowany w przygotowania do ŚDM w Panamie i Lizbonie, pomysłodawca rekolekcji i projektów modlitewnych dla młodzieży, m.in.#panamska10, Port M10, CrossPost.
Skomentuj artykuł