Szymon Hołownia o koszmarze hodowli przemysłowej zwierząt

(fot. YouTube.com)

"Delikatne" mięsko? Z "kurczaczka", rzecz jasna: wesoło machającego skrzydełkiem na opakowaniu? Ów kurczaczek na wolności mógłby dożyć nawet ośmiu-dziesięciu lat, ale specjalnie dla nas zabity został w trzydziestym dziewiątym-czterdziestym drugim dniu (nie tygodniu!) życia.

Proszę poczytać w sieci dumne prospekty polskich ubojni, jak szczycą się szybkością swej pracy i liczbą pozbawianych życia zwierząt. Danych z Polski nie mam, te z USA (przytaczane przez Ayshę Akhtar) pokazują, że przy szybkości uboju sięgającej ośmiu tysięcy czterystu sztuk drobiu na godzinę około trzech procent nie zostaje prawidłowo ogłuszonych przed ko­lejnymi etapami uśmiercania. "Na żywo" umiera więc ponad dwa tysiące zwierząt podczas jednego ośmiogodzinnego dnia pracy. Zwierzęta przy rozładunku, przeczuwając, co je czeka, często się zanieczyszczają.

Akhtar podbija jeszcze muśnięty wyżej temat zagrożenia dla zdrowia ludzi, jakie generuje uprzemysławianie produkcji zwierzęcej. Opisuje w swojej książce badania dowodzące, jak skokowo zwiększa się liczba niektórych (bo nie wszystkich) chorobotwórczych drobnoustrojów w odchodach zwierząt poddanych stresowi transportu lub oczekiwania na ubój. Jako specjalistka od zdrowia publicznego (pracująca w państwowej służbie bezpieczeństwa żywności) osobny rozdział poświęca zagrożeniu epidemiologicznemu, ja­kie mogą stanowić olbrzymie farmy, w których patogeny mogą sobie do woli mutować w tysiącach organizmów (dużo skuteczniej, niż zrobiłyby to w ludzkich skupiskach: szpitalach, więzieniach, internatach).

Świńskie grypy i ptasie grypy przemnożone przez taką skalę niosą ryzyko pandemii, która może zebrać setki milionów ofiar (a epidemiolodzy zgodnie mówią, że kolejna wielka światowa zaraza to nie kwestia "czy", tylko "kiedy"). Połowa produkowanych na świecie antybiotyków trafia do zwierząt, tworząc wspaniały poligon doświadczalny, na którym bakterie wytwarzają sobie lekooporność (by później, bo dlaczego nie, przywalić w człowieka). Z drobnoustrojami nie wygramy - pisze Akhtar - one żyją na innej skali czasu, u nich pokolenie to dwadzieścia cztery godziny, u nas - trzydzieści lat. I co nam przyjdzie z bycia mądrymi po szkodzie, z pisanych wtedy łzawych esejów: ach, gdybyśmy byli mądrzy, gdybyśmy umieli dostrzec, że w przyrodzie nic nie ginie i ból zwierząt zemści się kiedyś w bólu naszych dzieci?

DEON.PL POLECA

Powtarzam: nie musimy rezygnować z mięsa. Ale urealnijmy się wreszcie. "Delikatne" mięsko? Z "kurczaczka", rzecz jasna: wesoło machającego skrzydełkiem na opakowaniu? Ów kurczaczek na wolności mógłby dożyć nawet ośmiu-dziesięciu lat, ale specjalnie dla nas zabity został w trzydziestym dziewiątym-czterdziestym drugim dniu (nie tygodniu!) życia.

Przez pierwszych kilka dni komputer w kurniku gospodarstwa "wielkotowarowego" fundował mu białe noce, słońce zobaczył (może) po raz pierwszy w dniu, kiedy wyłapano go wraz z tysiącami towarzyszy i poupychano w klatkach, którymi wyruszyły w podróż do rzeźni. (Jak wygląda to łapanie, opisuje Kapela, który zatrudnił się, za sto złotych, na jedną noc do tej pracy w jednym z kurników w Dolnośląskiem: przerażone, bite ptaki, wypróżniające się w stresie na ludzi, pokrwawione ręce, duszności łapaczy).

A ostatnim jego wspomnieniem było nie podwórko mojego wujka w Bielsku Podlaskim, lecz wiszenie głową w dół z nogami uwięzionymi w taśmociągu wiozącym go do pomieszczenia, gdzie opuszczono go do wody przewodzącej prąd (Kapela zatrudnił się też w ubojni, właśnie "na podwieszaniu": "Z początku trochę kręciło mi się w głowie, bo taśma krążyła wkoło i gdy zbyt długo się w nią wpatrywa­łem, by wybrać kurczaka do złapania, wariował mi błędnik. Po paru takich sytuacjach czułem się jak w transie. Wirujące koło i ja, moje ręce łapią i zawieszają kurczaki. Próbowałem poczuć się jak w filmie.

Udawać, że ciało, które łapie kurczaki, należy do kogoś innego, a ja jestem tylko jego chwilowym pasażerem. (...) Ale to byłem ja. To moje ręce łapały kury za uda, aby rozprostować ich nogi i umieścić kurze stópki w metalowych uprzężach. Czułem ich ciepłe ciała, czułem, jak stawiały opór. Czułem ich pióra i dzioby na swoich dłoniach. Wiele dni później miałem jeszcze strupy na rękach"). Owszem, kurczak ekologiczny, z tak zwanego chowu ekstensywnego, też zginął (choćbyśmy nie wiem jak to wypierali, nie da się zjeść kurczaka, który nie doświadczył śmierci), mógł jednak chociaż wyjść z kurnika, połazić po trawie, nie podawano mu mieszanek paszowych przyspieszających wzrost.

Jajeczka! Kochamy jajeczniczki, jajka na miękko! Włosi, by uczcić zmartwychwstałego Pana, masowo zarzynają malutkie jagnięta, u nas Jego symbolem są jajka. Głównie "trójki" (to wciąż ponad osiemdziesiąt procent kupowanych przez Polaków jaj; dla porównania: w Wielkiej Brytanii czterdzieści siedem procent rynku to "jedynki"; dodajmy, że kontrole Inspekcji Handlowej w 2016 roku wykazały, iż w Polsce prawie trzydzieści procent jaj jest niewłaściwie oznakowanych, ktoś robi na tym grube kanty). Znoszą je kury (w Polsce jest ich mniej więcej tyle samo co Polaków) żyjące (około dwóch lat) w klatkach, w których na jedną przypadać musi siedemset pięćdziesiąt centymetrów kwadratowych powierzchni (i to po wywołującej lamenty w środowisku drobiarskim zmianie nakazującej wprowadzenie "klatek wzbogaconych", powiększonych o rozmiar dłoni mężczyzny; "klatka wzbogacona" - co to jest swoją drogą za cudowny oksymoron!).

Kura to - dla przypomnienia - ptak, a wspomniana powierzchnia to trochę więcej niż kartka A4 (ptaki mają więc dla siebie za życia mniej miejsca niż w piekarniku). Kura ma też mieć dostęp - w budynku - do miejsca do grzebania oraz gniazda do znoszenia jaj. Na świecie wyciska się dziś z nioski jakieś trzysta jajek rocznie, w Polsce, jak wynika z danych GUS, średnio - dwieście dziewiętnaście (znów dla porównania: kur bankiwa, dziki przodek kury domowej, składał w naturze około dziesięciu-dwunastu jaj rocznie).

Biznes jajczarski odpowiada też za jeszcze jedno horrendum: gazowanie lub mielenie żywcem dopiero co wyklutych kurcząt płci męskiej, które do niczego mu się nie przydadzą (wrzuca się je też do foliowych worków na śmieci, gdzie - po zawiązaniu tychże - się duszą). Ta odrażająca praktyka wywołuje tak powszechny sprzeciw, że wielkie firmy spożywcze uczestniczą w tworzeniu technologii pozwalającej rozpoznawać płeć kurzego zarodka na początku jego rozwoju w jajku i w ten sposób oszczędzić cierpień po wykluciu (w Niemczech ten system miał zacząć powszechnie działać już w 2016 roku, podwyższając koszt jajka w przeliczeniu o mniej więcej osiem groszy).

Kiedy się o tym wszystkim słyszy, na myśl przychodzi stara żydowska mądrość głosząca, że aby mieć prawo do zabicia i zjedzenia kurczaka, trzeba najpierw spędzić z nim trzy dni pod jednym dachem. Chcecie zabijać zwierzęta? Dajcie im wcześniej żyć. I nigdy nie pozbawiajcie ich życia machinalnie, bezmyślnie. Religijnym aspektem współczesnej eksploatacji świata zwierząt zajmę się w następnym rozdziale, tu zostawię tylko cytat ze szwajcarskiego teologa Karla Bartha: "Człowiek nie może traktować owej potrzeby defensywnych i ofensywnych czynności przeciw światu zwierzęcemu jako czegoś naturalnego ani włączać ich w swoje postępowanie lub sposób myślenia jako normalny element.

Musi zawsze z niechęcią odnosić się do owej możliwości, nawet jeśli z niej korzysta. Zawsze zawiera ona w sobie niełatwe, ostre pytanie: kim jesteś, człowieku, by twierdzić, że do tego musisz się uciekać, by utrzymać, wspierać i upiększać swe własne życie?".

Jeśli nowoczesny agrobiznes owych pytań zadawać sobie nie będzie, budować będzie na fundamencie pychy, a wiadomo, jakie owoce dają ostatecznie złe drzewa, nawet jeśli tym­czasem zielenią się tak jak wszystkie inne. Jaś Kapela cytuje tak idiotyczną, że aż zabawną w swoim bambistyczno-antropo-centrycznym zadufaniu refleksję pewnego polskiego potentata przemysłu jajczarsko-drobiarskiego (po której człowiek sam się zastanawia, czy skoro tak się sprawy mają, i jemu nie lepiej zamieszkać w więzieniu): "Nie wiadomo, która kura jest szczęśliwsza.

Te podwórkowe muszą przecież walczyć o pożywienie z innymi. Muszą też obawiać się jastrzębi, lisów i kun. Kura w klatce ma ciasno, ale ciepło. Czystą wodę i pełnoporcjową karmę ma pod dziobem. Może to jej się lepiej żyje?". Scully opisuje swoje rozmowy z przedstawicielami przemysłu mięsnego (weterynarzami) wyjaśniającymi mu, że kluczowe dla dobrostanu świni nie jest to, czy trzymana jest w metalowej klatce czy kojcu, w którym może się obrócić, ale to, czy system działa prawidłowo; nauka mówi nam bowiem, że świnia nie wie nawet, iż może się odwrócić - ona chce jeść i czuć się bezpiecznie, i to może czuć również w kojcu.

Scully kwituje: "Co za szczęśliwy zbieg okoliczności, że świnia - która nie wie nawet, że może się odwrócić - z jakiegoś przedziwnego powodu próbuje się odwrócić, chce tak dokładnie tego samego co farmer. (…) Jak nisko możemy upaść, gdy w ludzkim umyśle obowiązek i zysk nagle i w cudowny sposób zaczynają przemawiać jednym głosem!".

Fragment pochodzi z książki: "Boskie zwierzęta" >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Szymon Hołownia o koszmarze hodowli przemysłowej zwierząt
Komentarze (9)
Andrzej Ak
10 grudnia 2018, 20:49
No i wszystko splata się w jedną logiczną całość. Jak już kiedyś pisałem, Bóg obdarzył mnie "przebudzeniem" w Duchu Świętym, dzięki czemu zbliżyłem się o wiele bardziej do Boga niż sądziłem, iż jest to możliwe jeszcze tu na Ziemi. Od tamtej pory czasami rozmawiam z Bogiem o rzeczach nazwałbym "wyjątkowych". I tak kiedyś zadałem Bogu pytanie, jak to będzie w przyszłości. Jak będzie wyglądało życie naszych pokoleń. Nie byłem pewny czy Bóg odpowie, bo Bóg czasem dziwne pytania po prostu przemilcza. Spodziewałem się jednak przyszłości ludzi gdzieś w przestrzeni kosmicznej, ludzi eksplorujących kosmos lub coś podobnego. Bóg jednak obdarzył mnie widzeniem przyszłości, o której nawet boję się pisać. Jednak brutalna rzeczywistość eksploatacji świata zwierząt na ziemi i w oceanach, którą czyni człowiek być może już przesądziła o naszej przyszłości na tej planecie. Pozwólcie, iż w kilku zdaniach postaram się napisać co widziałem i doświadczyłem jako jeden z wielu w przyszłości. Moje widzenie rozpoczęło się od wojny w której czołgi będą burzyć domy mieszkalne, bloki i wieżowce. Ludzie na ulicach będą umierać dziesiątkowani przez głód, zimno, choroby i inne. Potem znalazłem się tak jakby w innej przestrzeni czasu, pośród ludzi, którzy byli przepychani w jakimś systemie ogromnych klatek. Dziesiątki i setki ludzi były tym systemem selekcjonowani i grupowani, by następnie całą grupą zostać przemieszczeni do kolejnych systemów klatek.  Każdy kolejny etap "podróży" stawał się coraz bardziej brutalny. Towarzyszyłem tym ludziom, tak iż byłem pośród nich.
Janusz Wstydliwy
11 grudnia 2018, 08:30
bracia i siostry, zaczynam wszystko rozumieć, układa się to w logiczny ciąg. Już od dawna mam pewien charyzmat, nie pisałem o tym żeby się nie wywyższać, ale nadszedł TEN moment i muszę to zrobić. Mam dar rozeznania i potrafię powiedzieć czy ktoś ma dar od Boga czy od jego podłego przeciwnika.  Przykro mi to mówić, ale andrzej_a jest fałszywym prorokiem. Wiem również że ma dobre serce i opowiada swoje przemyślenia w dobrej wierze. Niestety nie można go słuchać, bo to prowadzi do śmierci. Andrzeju, bracie wzywam Cię do nawrócenia i odwrócenia się od złej drogi fałszywych samozwańczych proroków. Pokutuj i wyznaj grzechy abyś otworzył się na Łaskę Pana. A pychy wystrzegaj się jak ognia. Amen. Amen.
Andrzej Ak
11 grudnia 2018, 19:07
Czym jest rzekoma pycha wobec groźby utraty życia i to życia wiecznego? Nie piszę tego dla siebie i niczego nie oczekuję w zamian, albowiem darmo otrzymuję i darmo też daję. Dzielę się tym co otrzymuję, bo może to przynieść dobre owoce dla nas wszystkich. Wiem, że wielu ludzi wciąż dostrzega tylko własne potrzeby i pragnienia nie wiedząc, iż kresem tego życia tu na ziemi jest sąd przed Sprawiedliwością Bożą. Ze wszystkiego, absolutnie wszystkiego będziemy tam rozliczani. Nawet minuty naszego życia, choćby najnudniejsze nie umkną Sprawiedliwości Boga. Z pychy jak piszesz bracie BUKA będę się spowiadał, jak i z wielu innych słabości, bo też jestem tylko słabym człowiekiem. Jeśli wydało Ci się, iż się wywyższam zasłaniając Wolę Boga to serdecznie przepraszam, być może już mam taką słabą naturę. Serdecznie pozdrawiam i z Bogiem.
Andrzej Ak
10 grudnia 2018, 20:48
cz II Ostatni etap ludzie przemierzali już nago i początkowo wpychani byli do jakby małego jeziora lub zbiornika mętnej wody, która wraz z odległością stawała się coraz głębsza. Ja od ostatniego wyjścia zostałem zepchnięty na prawą stronę i zanurzony w tej wodzie po pas początkowo patrzyłem na resztę ludzi. Oni byli wyprowadzani na wprost i na lewo. Selekcję prowadziły ogromne roboty z ramionami zdolnymi przesuwać dziesiątki ludzi, inne wyłapywały nieposłuszne „obiekty”. Widziałem jak na głębi mętna woda zamieniała się w kwas, który rozpuszczał żywcem ludzi. Potem widziałem jak doszczętnie rozpuszczone ciała z kośćmi (w dalszych obiektach) były zamieniane na na jakieś płynne produkty.. Potem zrozumiałem iż był to przyszły przemysł spożywczy. I na tym momencie już odpadłem, nie mogłem już znieść niesprawiedliwości jaką tam ujrzałem. Doprawdy długo rozważałem, co by miała ta wizja oznaczać. Dzisiaj nadal sądzę, że to co ujrzałem może się kiedyś wydarzyć. A patrząc jak ludzie dziesiątkują walenie, wieloryby, orki, delfiny...a na końcu kury, nutrie i zwierzęta do badań laboratoryjnych to przestaję się dziwić, iż Sprawiedliwość Boża może nas tak surowo kiedyś osądzić.
Andrzej Ak
10 grudnia 2018, 20:47
cz III Z innej rozmowy z Bogiem dowiedziałem się, iż to co czynimy zwierzętom nie jest wcale tym najgorszym co Boga „kaleczy”. Najgorszym są zabójstwa bezbronnych istnień ludzkich. To nas najbardziej obciąża! Dlatego powinniśmy przeciwdziałać początkowo choćby tutaj w Polsce aborcyjnym procederom. Tak, aby umniejszyć Bogu bólu z powodu tych okrutnych zabójstw za tej ziemi. Jednak ta ziemia to ma być początek tej naszej trudnej drogi Bożych powołań. Naprawdę My wszyscy wierzący powinniśmy ruszyć "tyłki" i zacząć pracować nad przyszłością. Przecież dzieci niechciane też można zagospodarować w powołanych wspólnotach, ośrodkach, klasztorach. Wiem, wiem kiedyś już to było... Dajmy jednak szansę tym bezbronnym, może tym razem będzie lepiej. Trzeba zacząć chcieć! Jestem przekonany, iż Bóg nie pozostawi chętnych, bez pomocy! Zdaję sobie sprawę, iż większość to czytających już w połowie odpadła. Wiem, iż trudno w takie słowa uwierzyć. Sam bym wcześniej również nie dał wiary, zasłaniając się choćby Miłosierdziem Boga. Jednak przed Miłosierdziem stoi na naszej drodze Boża Sprawiedliwość i to Ona będzie nas kiedyś jako pierwsza witać. Wątpiącym mogę polecić samego Boga, Jego sami zapytajcie! A z drugiej strony dostrzegam, iż czas jest już krótki, chyba niewiele nam zostało czasu do rozważań i zastanawiania się. Bracia i Siostry w Chrystusie Panu Trzeba Działać! Trzeba choćby próbować zmieniać ten straszny wymiar naszej egzystencji, testów naszej wiary i prostować ścieżki Bogu w tym naszym okrutnym świecie, świecie sennych i obojętnych ludzkich serc.
MK
Marek Kępka
10 grudnia 2018, 23:08
Zaraz, zaraz... czyli Bóg odczuwa ból? Teologia mówi, że jest transcendentny w swej immanencji, czy zatem może odczuwać ból, czy też jest ponad nim. Czy nasze grzechy go ranią? Wiele ciekawych wątków.
Andrzej Ak
10 grudnia 2018, 23:28
Trudno opisać duchową istotę Boga tak, aby była ona zrozumiała dla naszego umysłu (ciała). Aby choć w odrobinie Boga pojąć trzeba przyjmować Dary Boga (Charyzmaty). Jednym z nich jest "umysł duszy", innym "oczy duszy". Tych darów jest jest u Boga jak sądzę niezliczona ilość tak jak wielka i nie pojęta jest Osoba samego Boga Stwórcy. Jednak "spłycając" zagadnienie do poziomu zrozumienia, ból Serca Syna Bożego (o którym powyżej napisałem), czyli Jezusa Chrystusa (człowieka i Boga w jednej osobie)  jest bólem odczuwalnym przez samego Boga Stwórcę. Tak więc to co kiedyś (przed przyjściem Syna Bożego na ziemię) było niepojęte w osobie samego Boga Ojca (Jego transcendentność), tak po przyjściu Syna zostało sprowadzone do poziomu ludzkich doznań i świadmomości ludzkiej. Poprostu Bóg się dla nas ludzi umniejszył przybliżając nas bardziej ku Sobie, oczywiście nic nie tracąc na swojej wielkości.
MK
Marek Kępka
10 grudnia 2018, 16:38
[*] kurczaczki
Janusz Wstydliwy
10 grudnia 2018, 16:16
brawo, piekny i wzruszający tekst. Tak przyznam się, że miałem łzy w oczach czytając o zagazowanych pisklatkach i rozkładanych kurzych udach... mocne, ale tak trzeba. kiedyś oglądałem film jak lwy rozszarpały małą zebrę na oczach zrozpaczonej matki. Jak Bóg mógł na to pozwolić? To jest właśnie tajemnica zła. Powinniśmy milczeć w obliczu trageii kurczaków. proszę byście nie wpisywali już żadnych postów. dziękuję