Biskup Robert Barron, "Dystrykt 9" i wielkie pytanie
Właśnie obejrzałem niezwykły film pod tytułem Dystrykt 9. To ekscytujący, przygodowy film science fiction, ale i coś więcej. W rzeczywistości zgłębia z wielką wnikliwością problem, który zaprząta umysły współczesnych filozofów od Hegla do Levinasa, zagadkę relacji z "drugim".
Dystrykt 9 stawia pytanie w najbardziej dramatyczny sposób, ponieważ fabuła skoncentrowana jest na relacji pomiędzy istotami ludzkimi a pozaziemskimi, które natknęły się na planetę Ziemię. W trakcie filmu dowiadujemy się, że w latach osiemdziesiątych XX wieku pojawił się wielki międzygwiezdny statek kosmiczny, unoszący się nad Johannesburgiem w Republice Południowej Afryki. Po wdarciu się na pokład odnaleziono tysiące słabych i niedożywionych istot pozaziemskich. Stworzenia, przypominające krzyżówkę owadów i małp człekokształtnych, spędzono do wielkiego obozu koncentracyjnego w pobliżu miasta, gdzie zezwolono im na życie w nędzy i zaniedbaniu przez dwadzieścia parę lat. Z czasem mieszkańcy Johannesburga zaczynają postrzegać przybyszów z kosmosu jako irytujących i niebezpiecznych, a kluczowa narracja filmu rozpoczyna się od próby zamknięcia obozu i przeniesienia "krewetek" do miejsca bardziej oddalonego od miasta.
Osobą wyznaczoną do operacji relokacji zostaje Wikus van de Merwe, układny, nieszkodliwy pionek w stanowej machinie. Gdy Wikus szuka broni w szopie jednego z obcych, natrafia na tajemniczy cylinder. Podczas sprawdzania go czarny płyn rozpryskuje się na jego twarz, powodując, że w ciągu kilku godzin beznadziejnie się rozchorowuje. Zostaje zabrany do szpitala i badający go lekarze ze zdumieniem odkrywają, że jego przedramię przekształciło się w kończynę istot pozaziemskich. Niemal natychmiast funkcjonariusze stanowi sprowadzają cierpiącego człowieka do poziomu przedmiotu, podejmując decyzję o wykonaniu na nim sekcji i przeprowadzeniu eksperymentów. Wikusowi udaje się w cudowny sposób uciec, ale przez dalszy ciąg filmu jest bezwzględnie ścigany. Obiecuję nie zdradzić już więcej fabuły. Dodam jeszcze tylko jedną rzecz: wraz z postępem przemiany Wikus staje się sprzymierzeńcem "krewetek", które zaczynają go szanować i chronić przed prześladowcami.
Mając na uwadze zarys tej historii, chciałbym powrócić teraz do dwóch filozofów, o których wspomniałem na początku. Dziewiętnastowieczny niemiecki filozof Georg Wilhelm Friedrich Hegel nauczał, że sporą część historii ludzkości można zrozumieć, rozpracowując to, co określał jako relację pan - niewolnik. Zazwyczaj ludzie posiadający władzę - politycznie, kulturowo, militarnie - znajdują kogoś "innego", słabszego i bardziej bezbronnego, którym zaczynają manipulować, nad którym zaczynają dominować, którego wykluczają i z którego robią kozła ofiarnego. Panowie potrzebują niewolników, a niewolnicy, jak postrzegał to Hegel, na swój własny sposób potrzebują panów. Każda z grup uzależnia od siebie drugą w dysfunkcyjny sposób. Panowie nie starają się zrozumieć niewolników (pomyśl o dominujących Grekach, którzy określali cudzoziemców mianem barbarzyńców, ze względu na to, że mówili jedynie "bar-bar"); ale raczej wykorzystują ich. Co więcej, niemal cała historia opowiedziana jest z punktu widzenia panów, a dominacja jest stanem, do którego aspirują wszyscy przy zdrowych zmysłach.
Emmanuel Levinas, dwudziestowieczny filozof żydowski, którego rodzina zginęła w Holokauście, przypomniał nam, w jaki sposób Biblia konsekwentnie podważa tę dynamikę pan - niewolnik, ponieważ opowiada historię z punktu widzenia tego drugiego, obcego, ciemiężonego. Levinas twierdził, że etyka biblijna zaczyna się nie od filozoficznych abstrakcji na temat dobrego życia, ale od stanowiącego wyzwanie oblicza cierpiącego "drugiego". Prorocy Izraela stale przypominają ludowi, że skoro oni sami byli niegdyś niewolnikami w Egipcie, powinni okazywać współczucie cudzoziemcowi, obcemu, wdowie i sierocie. W twarzach tych "drugich" odnajdują oni podstawę własnych moralnych zobowiązań. Nakłaniali lud do tego, aby nie przejmował postawy pana, ale z wrażliwością przeszedł do postawy niewolnika. Ten niezwykły punkt widzenia Izraelitów znalazł swoje ucieleśnienie w Jezusie, który "istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby być na równi z Bogiem" i "ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi" (Flp 2,6-7). W Chrystusie Bóg Izraela sam stał się niewolnikiem, pogardzanym drugim, aż po odrzucenie przez panów i straszliwą śmierć na krzyżu. W Jezusie Bóg Izraela spogląda z twarzy drugiego człowieka i wywołuje współczucie u tych, którzy wpatrują się w Niego.
W Dystrykcie 9 dynamika zjawiska pan - niewolnik ukazana jest bardzo wyraźnie: określanie obcych uwłaczającym przezwiskiem, trzymanie ich w odosobnieniu w nędznym getcie, przemoc - bezpośrednio i pośrednio stosowana względem nich itp. Praktyki te widoczne są od starożytności po dzień dzisiejszy. Ale obserwujemy także coś innego: identyfikowanie się ciemiężyciela z ciemiężonym, otwartość na interpretowanie świata od ciemnej strony, z perspektywy ofiary. Na tym, pozwoliłbym sobie zasugerować, polega biblijna różnica, choć wątpię, aby większość ludzi w dzisiejszych czasach potrafiła ją rozpoznać. To pogląd, który pochodzi z tamtej dziwnej duchowej tradycji, który osiąga swój szczyt w Bogu, który nie tworzy niewolników, ale raczej sam jednym z nich się staje.
Skomentuj artykuł