Oscary: ostatnie typowania krytyków
Większość statuetek dla "Avatara", spore szanse na Oscara dla "Królika po berlińsku" - tak typują wyniki najbliższego rozdania najważniejszych nagród przemysłu filmowego polscy krytycy filmowi. Laureatów tegorocznych Oscarów poznamy w poniedziałek nad ranem.
Recenzent filmowy Andrzej Bukowiecki trzyma kciuki za jedyny polski film, który w tym roku ubiega się o Oscara, czyli "Królika po berlińsku" nominowanego w kategorii "najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny". "Nie chcę zapeszać, ale z sygnałów jakie dochodzą z Hollywood słychać, że film ma dobre notowania i duże szanse" - powiedział PAP Bukowiecki.
Bożena Janicka z miesięcznika "Kino" kibicuje "Królikowi po berlińsku" od czasu, gdy po raz pierwszy zobaczyła ten film. "Powiedziałam wtedy: „To jest murowany Oscar za inteligencję”. „Królik po berlińsku” ma w sobie najbardziej inteligentny pomysł, jaki od lat widziałam w kinie. Zrobiony jest też świetnie, ale istota rzeczy polega na tym, żeby coś takiego wymyślić. Ten film jest w gruncie rzeczy genialną metaforą. Współczesne kino wyraźnie zaczyna wyrastać z płaskich opowieści w stylu „CV jakiegoś pana”. Metaforyczność „Królika po berlińsku” nawiązuje do tradycji nobilitujących kino jako sztukę wysoką" - powiedziała.
"„Królik po berlińsku” ma szanse na Oscara choćby dlatego, że wyróżnia się na tle innych filmów nominowanych w tej kategorii. To jest film niesłychanie oryginalny jeżeli chodzi o koncepcję artystyczną, metaforyczny i żartobliwy, a także ważny dla Amerykanów, ponieważ pokazuje w krzywym zwierciadle przemiany mentalności w Europie Wschodniej, gdzie przez pół wieku ludzie żyli w systemie pozornie bezpiecznym, choć wolność była udawana. Ten film bardzo pięknie o tym opowiada za pomocą metafory królików i jest zrozumiały pod każdą szerokością geograficzną" - uważa krytyk filmowy Andrzej Wróblewski.
Krytycy zgadzają się, że największe szanse na głównego Oscara ma "Avatar" Jamesa Camerona. "To olśniewająca wizja. Kino miejscami treściowo banalne i powtarzające hollywoodzkie kalki, ale pod względem wizualnym tak niesamowite, tak przełomowe, że jeżeli „Avatar” zgarnie całą pulę oscarową, to trudno się będzie na to gniewać, trudno będzie tego nie zrozumieć" - mówił Bukowiecki.
"Poza „Avatarem” bardzo dobrze życzę kontrowersyjnym „Bękartom wojny”, zwłaszcza jeżeli chodzi o kategorie reżyserską i scenariuszową. Mamy tu też fantastyczną drugoplanową rolę męską Christopha Waltza, moim zdaniem - absolutny pewniak. Innym czarnym koniem może się okazać „The Hurt Locer” wyreżyserowany przez Kathryn Bigelow, byłą żonę Jamesa Camerona, bardzo sugestywnie zrobiony w konwencji dokumentu, czy też „W chmurach” Jasona Reitmana. Wątpię, by w głównej konkurencji ktoś zagroził „Avatarowi”, ale zawsze mogą być niespodzianki, jak przed kilkoma laty z „Miastem nadziei” - filmem, który nikomu nie był znany, a nagle dostał Oscara dla najlepszego filmu" - przypomniał Bukowiecki.
Również Janicka stawia na "Avatara". "Jestem pewna, że ten film zgarnie wielką część oscarowej puli nie tylko dlatego, że jest technicznie perfekcyjny. „Avatar” trafia w pewien klimat duchowy współczesności, który w ogromnym uproszczeniu można nazwać ekologicznym. Ludzkość zaczyna rozumieć, że natura to w istocie coś ważniejszego od człowieka, ponieważ on jest tylko jej częścią. Jeżeli umrze natura, to człowiek też. „Avatar” jest filmowym świadectwem mającego ostatnio miejsce przewartościowania paradygmatu biblijnego o tym, że człowiek może podporządkowywać sobie ziemię" - powiedziała Janicka.
Wróblewski też uważa, że pewniakiem w najważniejszej oscarowej kategorii jest "Avatar". "To film, który zrewolucjonizował kino komercyjne, a jednocześnie zachowuje pozory jakiejś filozoficznej głębi. Poza tym obraz, który ma na koncie ponad 2,5 miliarda zysków nie może pozostać niedostrzeżony przez Akademików, którzy zazwyczaj chcą się wstrzelić w gust publiczności. Tak było zawsze w historii kina amerykańskiego - megahity jak „Przeminęło z wiatrem”, „Ben Hur”, „Titanic” zdobywały Oscary, choć niekoniecznie po latach nadal ceni się ich wartość artystyczną. Z „Avatarem” może być podobnie" - uważa Wróblewski.


Skomentuj artykuł