Mój stosunek do Powstania jest szczególny, bo jestem "genetycznie obciążony", ale film nie jest oceną tego wydarzenia. Z Irkiem Dobrowolskim, scenarzystą i reżyserem filmu "Sierpniowe niebo. 63 dni chwały", który trafi do kin 13 września rozmawia Małgorzata Bilska
Małgorzata Bilska: Film miał wejść do kin na jesieni 2009 r.. Jedną z głównych ról gra Krzysztof Kolberger, który zmarł w 2011 roku. Co opóźniło premierę?
Irek Dobrowolski: Dokładnie cztery lata temu powstał scenariusz i zaczęły się pierwsze zdjęcia. Niestety zostaliśmy osamotnieni, jeśli chodzi o wsparcie różnych instytucji, które obiecały nam pomoc przy produkcji. Szukaliśmy koproducentów. Trwały też prace nad ostateczną konstrukcją filmu.
Opiekunem merytorycznym jest Muzeum Powstania Warszawskiego, patronami: Prezydent Miasta Stołecznego Warszawy i Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Tak trudno było znaleźć środki finansowe na film o Powstaniu Warszawskim? Tematem zajął się też Jan Komasa, głośno o nim w mediach.
Moje doświadczenie pokazuje, że nie jest łatwo. Jest duże zapotrzebowanie na taki film ale kwestia finansowania to zupełnie co innego. Film to jest bardzo kosztowna rzecz. W końcu udało nam się samodzielnie doprowadzić projekt do końca.
Powiedział Pan kiedyś, że film nie będzie oceną wydarzeń, tymczasem jest reklamowany jako "hołd dla młodych Polaków, którzy walczyli w Powstaniu 44’". To zdanie nie zawiera oceny? Krytycy nie mają racji?
Mój stosunek do Powstania musi być szczególny, ponieważ jestem "genetycznie obciążony"; mój ojciec - Leszek Dobrowolski ps. "Wrzos" walczył na Starym Mieście tak samo, jak jego bracia. Ale film nie jest oceną tego wydarzenia. Stawia pytania: ile warta była ofiara powstańców z dzisiejszego punktu widzenia? Kto o powstaniu pamięta, kto nim żyje? Dlatego biorą w nim udział m.in. reprezentanci młodego pokolenia, którzy żyją tą tematyką na co dzień - hip-hopowcy tworzący patriotyczne piosenki, które śpiewa z nimi ich pokolenie.
Robert Darkowski "Wilku" i Maciej Bilka "Bilon" znani z grup Hemp Gru i Molesta Ewenement to gwiazdy polskiego hip-hopu. Raperzy z warszawskiego Mokotowa grają z przyjaciółmi specyficzne koncerty pod nazwą "Tajne komplety". Co było pierwsze, ich zaangażowanie w "nowatorskie lekcje historii" czy film?
Nie wierzę w przypadki. Kiedy szukałem współczesnych przedstawicieli wartości, które tętniły we krwi młodych powstańców, ktoś pokazał mi materiał filmowy z inicjatywy pt. "Poznaj Warszawę na własnej skórze". Zobaczyłem Roberta Darkowskiego "Wilka" z Hemp Gru, który zrobił sobie bardzo efektowny tatuaż powstańczy i pomyślałem, że byłby ciekawym bohaterem. Spotkaliśmy się razem z "Bilonem" i okazało się, że oni właśnie pracują nad utworem "63 dni chwały". Wysłuchałem go i już wiedziałem, że mówimy o tym samym. Mamy podobną wrażliwość na temat. Zaproponowałem im stworzenie do utworu klipu, który byłby "zamknięciem" mojej fabuły. Obecnie powstał drugi utwór pt. "Sierpniowe niebo", którego teledysk za chwilę ukaże się w sieci, on także zawiera fragmenty filmu.
Teledysk Hemp Gru do utworu "63 dni chwały" ma ponad 2,5 miliona wejść na YouTube. Ale... nie bał się Pan obsadzić muzyków w rolach aktorskich?
Pracowało nam się znakomicie. Oni grają siebie. To jest pewna różnica. W filmie dowiadują się o próbie zbezczeszczenia powstańczych zwłok podczas prac budowlanych i próbują temu zapobiec. Tak powstaje piosenka "63 dni chwały"...
Wywodzę się z dokumentu, tam zdobyłem szlify jako reżyser, odnosiłem największe sukcesy. W tym przypadku używam przewrotnego określenia "fabuła dokumentalizowana". Zygmunt Walkowski - to jest postać pomnikowa, jeśli chodzi o archiwa filmowe, człowiek, który uratował za komuny materiały z Powstania, zweryfikował je i opracował - wyszukał dla nas najciekawsze, mało znane lub nieznane ujęcia z filmów archiwalnych. Szukałem sposobu, żeby zbudować nieformalny pomost między dokumentami a ujęciami fabularnymi. Udało nam się to na tyle dobrze, że widz nie jest w stanie odróżnić jednych od drugich. Dzięki temu film ma specyficzną atmosferę. Nastrój Powstania jest w nim żywo obecny.
W filmie występują koledzy Pana Ojca, którzy walczyli razem z nim w powstaniu. Kogo grają?
Prawdziwi powstańcy, tacy jak np. Jerzy Romanowski ps. "Drań" - bliski kolega mojego ojca z batalionu "Gozdawa", występują w roli współczesnych odpowiedników naszych fikcyjnych bohaterów. Jerzy Romanowski to współczesny "Staś", który pod bezimiennym brzozowym krzyżem na Powązkach co roku zapala świeczkę poległym koleżankom i kolegom. Pali ją również dla ukochanej Basi, o której mogile nie może wiedzieć, bo kiedy wydostał się z zawalonej piwnicy po pomoc, został ranny i trafił do niewoli. Trójka bohaterów wieńczącego fabułę teledysku Hemp Gru przemienia się we współczesności w powstańców. Tu również występują autentyczni bohaterowie powstania.
Zobaczymy 63 dni walki?
Akcja filmu rozgrywa się jednego dnia, w jednym miejscu, na dwóch płaszczyznach czasowych. Współcześnie, w pewnym wykopie budowlanym, zostaje odnaleziony pamiętnik, który przenosi widzów do historii sprzed lat.
Mało kto wie, że 5 sierpnia 1944 r. na Woli w Warszawie został popełniony największy mord na ludności cywilnej w czasie II wojny światowej. W podręcznikach historii mówi się o Babim Jarze w Kijowie, a w Warszawie według różnych źródeł zginęło wtedy 40-60 tys. ludzi. Wymordowanych dom po domu, przez oddziały Waffen SS Dirlewanger, składające się zawodowych morderców i oddziałów SS RONA, dezerterów z Armii Czerwonej, która stała po drugiej stronie Wisły czekając, aż miasto "się wykrwawi". Moim celem nie było epatowanie martyrologią czy okrucieństwem. To jest pokazane w sposób bardziej poetycki. Taki mam styl. Tamte tragiczne wydarzenia napiętnowało historię mojego miasta. Jestem z Warszawą bardzo związany rodzinnie i historycznie. Ona nigdy potem nie była już taka sama. Złożyła ofiarę, która nie może zostać zapomniana. Nie była nadaremna. Powinniśmy godnie się do niej odnieść.
To dość oryginalny debiut fabularny.
Tak, to mój fabularny debiut. Ma oryginalną strukturę i formę, ponieważ jest kontynuacją mojego myślenia o filmie. Warto robić rzeczy, których nikt wcześniej nie zrobił. Powielanie jest stratą czasu, do niczego nie prowadzi.
Mógłby Pan wymienić najważniejsze wartości, na których film się opiera, podzielane z raperami z Hemp Gru?
Większość młodzieży, którą znam, jest świadoma faktu, że bez zrozumienia historii kraju pozostanie bez korzeni. Tacy ludzie są najbardziej podatni na manipulacje. Główne powstańcze wartości to: honor, godność i niezgoda na zło. Najważniejsze przesłanie filmu zawiera cytat, który go wieńczy, z Ignacego Krasickiego:
"Wolności ! której dobra nie docieka
Gmin jarzma zwykły, nikczemny i podły,
(…)
Większaś nad przemoc ! A kto ciebie godny -
Pokruszył jarzma, albo padł swobodny."
Wolność pochodzi od Boga i jest cechą ducha. Wolność jest święta. Kto ma poczucie wolności, żyje godnie i z honorem. Za wolność Ojczyzny odda życie. Dzisiaj trudno wytłumaczyć ludziom, co to znaczy. Wtedy to była podstawa wychowania, która niewątpliwie wpłynęła na decyzje tamtej młodzieży.
Życie też jest wartością absolutną, pochodzi od Boga. Wolność jest cenniejsza? Przecież im się nie udało wywalczyć wolności. Wojna skończyła się rok później, a komunizm - dopiero w 1989 r..
Na to pytanie powinien odpowiedzieć wybitny teolog lub filozof. Ja spróbuję z serca. Życie jest najwyższą wartością i nie wolno go lekkomyślnie narażać. Ale są "sytuacje ostateczne". Czy można poświęcić życie w obronie życia innej osoby? Św. Maksymilian Maria Kolbe oddał w Auschwitz życie za człowieka, który według niego bardziej życia potrzebował. Młodzi ludzie idący do powstania woleli umrzeć na stojąco, niż żyć na klęczkach. Trzeba to traktować w sposób metaforyczny: głód wolności był dla nich tak wielki, że nie wchodzili w rozważania czy warto. Nie mieli wątpliwości.
Mówi Pan o Ojcu, że "walcząc w kompanii Orląt na warszawskiej Starówce wszedł w dojrzałość". Dzisiejsza młodzież nie ma wyzwań, które byłyby poważną formą inicjacji do dojrzałości. Jak mają naśladować tamtych młodych bohaterów?
Mam dzieci, które weszły w dorosłość zawodową lub prawną. Syn skończył właśnie 18 lat. Mam też młodsze dzieci. Jest olbrzymia różnica nawet między "pokoleniem Kolumbów", a moim - wszedłem w dojrzałość w stanie wojennym. To było nasze przeżycie pokoleniowe, czyli wydarzenie historyczne, z którym można się utożsamiać. Dzisiaj jest inaczej i trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy źle.
Młodzież dojrzewa teraz wolniej. To, co my osiągaliśmy mentalnie, powiedzmy: samodzielność życiową, w wieku 20 lat, jest przesunięte o lat pewnie dziesięć. Bardzo możliwe, że gdyby rzeczywistość postawiła przed nimi inne wyzwania, to by temu sprostali. Jak pisał powstańczy poeta Krzysztof Kamil Baczyński: dorośli w czasie. Tamto pokolenie dorastało umierając. Nie chcę, żeby to się powtórzyło. Nikt nie chce, żeby jego dziecko musiało stawać przed takim wyborem i składać ofiarę z życia.
Irek Dobrowolski - ur. w 1964 roku; absolwent Akademii Teatralnej w Warszawie. Od 1990 roku zrealizował szereg filmów dokumentalnych, między innymi: "Portrecista" (wielokrotnie nagrodzony na festiwalach w kraju i zagranicą), "Rachunek szczęścia", "Dziady 1968", "Profesor", "Teatr w telewizji", "Hübner", "Ket-Puzyna", "Kościół w piekle", "Tajemnice Służewskiego Wzgórza". Pracował jako Szef Artystyczny Canal+ (1996/97), Wizji TV (1997/99), Tele 5 (2002). Autor libretta głośnego widowiska "Opentaniec", librecista i reżyser wystawianych w Teatrze Wielkim w Warszawie musicali "Modus Creati" i "Razem możemy więcej…".
Skomentuj artykuł