Wypluć prawdę?

(fot. filmweb.pl)
Katarzyna Jabłońska, ks. Andrzej Luter / Więź

Chociaż w filmie nie pada nazwa Jedwabne, a scenariusz nie jest dokumentalnym zapisem tamtych zdarzeń - to jednak nie ulega wątpliwości, że inspiracją dla reżysera były wydarzenia ujawnione i opisane przez Jana Tomasza Grossa w książce Sąsiedzi.

Ksiądz: Pokłosie Władysława Pasikowskiego to uderzenie - jak to, Kasiu, lubisz określać - w splot słoneczny. Pasikowski, po długiej przerwie, wraca do kina filmem o zbrodni w Jedwabnem albo ściślej mówiąc: o zbrodni dokonanej przez Polaków na swoich żydowskich sąsiadach w czasie drugiej wojny światowej. Chociaż w filmie nie pada nazwa Jedwabne, a scenariusz nie jest dokumentalnym zapisem tamtych zdarzeń - to jednak nie ulega wątpliwości, że inspiracją dla reżysera były wydarzenia ujawnione i opisane przez Jana Tomasza Grossa w książce Sąsiedzi.

Kobieta: Reżyser zresztą tego nie kryje, w jednym z wywiadów powiedział: "nie wszystko w naszej historii jest tak cudowne, jak chciałaby oficjalna edukacja. Nie byłem aż tak naiwny, ale na Sąsiadów profesora Grossa nie byłem przygotowany. Zareagowałem napisaniem scenariusza niemal natychmiast […]. Ten film powstał ze wstydu. To jest bardzo silna emocja".

Ksiądz: Scenariusz czekał prawie osiem lat na realizację, a jeśli chodzi o prace Grossa, to ich emocjonalność zaważyła na odbiorze książek. Nie ulega jednak wątpliwości, że fakty podane przez autora Sąsiadów są prawdziwe i, nawet jeśli zawyżył on nieco liczbę ofiar - co wytykają mu niektórzy historycy - to z mojego punktu widzenia nie ma to żadnego znaczenia. Zbrodnia jest zbrodnią, nie da się jej wymazać z historii Polski.

Te straszliwe fakty z czasu II wojny światowej były skrywane przez cały okres PRL, a ujawnione w wolnej Polsce wywoływały burzliwe reakcje: u jednych wstrząs, u innych oburzenie na Grossa. Obawiam się, że podobne reakcje wzbudzi Pokłosie. Nie kryję też, że sam byłem pełen obaw, bo poprzednie dwa filmy Pasikowskiego - Reich i Operacja Samum - to, mówiąc wprost, klęski artystyczne. Tymczasem Pokłosie to film niezwykle udany właśnie pod względem artystycznym, a przy tym trzymający w napięciu thriller z elementami westernowymi.

Pasikowski jest profesjonalistą, czuje kamerę, potrafi tworzyć niemal hitchcockowski stan napięcia. Kiedy jeden z głównych bohaterów wysiada o zmroku na przystanku autobusowym, tuż pod lasem, czujemy, że zaraz coś się zdarzy, choć nie mamy żadnych podstaw, aby tak sądzić. U amerykańskiego mistrza suspensu wystarczyło, że ktoś przechodził przez ulicę i spotkał się wzrokiem z nieznajomym, i już wiało grozą. Napięcie Pokłosia podsyca znakomita muzyka Jana Duszyńskiego. Zresztą w tym filmie wszystko doskonale zagrało - twórca wydobył tragizm zdarzeń, posługując się środkami popularnymi. Ale dlaczego mi, Kasiu, nie przerywasz?! Wiesz przecież, że o kinie mogę mówić długo i namiętnie, zwłaszcza kiedy do głębi mnie porusza.

Kobieta: Wiem, Andrzeju. A nie przerywam Ci dlatego, że z Pokłosiem mam duży kłopot i próbuję dowiedzieć się od samej siebie, dlaczego. Doceniam przecież robotę filmową jego twórców - Pokłosie to kino od początku do końca przykuwające uwagę widza i trzymające go w napięciu. Ma właściwą thrillerowi dynamikę i intensywność, jest bardzo dobrze zagrane. A przedstawiona w nim historia pomyślana została oryginalnie - Pasikowski opowiada o tym, jak zamilczana prawda o dokonanej w przeszłości zbrodni ciąży nad czasem teraźniejszym nie tylko nielicznych żyjących jeszcze jej sprawców, ale również ich dzieci. I tu udało się pokazać ogromną złożoność tej sytuacji…

Ksiądz: … dodajmy od razu, że Pasikowski zrealizował film współczesny - czas akcji to 2000, może 2001 rok - nie ma w nim żadnych scen wojennych ani retrospekcji z przeszłości. Bohaterami są dwaj bracia: starszy Franek Kalina (Ireneusz Czop) po latach emigracji - wyjechał jeszcze za Jaruzelskiego, wiadomo, stan wojenny - przyjeżdża z Chicago do swojej podlaskiej wsi, gdzie w gospodarstwie po rodzicach mieszka młodszy brat: Józek (Maciej Stuhr).

Franek odnosi wrażenie, że w jego wsi nic się nie zmieniło, w komisariacie policji nawet korony na głowie orła nie zdążyli jeszcze zamocować - tak jakoś zleciało. Czas tu mija spokojnie, jak u Pana Boga za piecem, na ławce przed sklepem kilku mężczyzn popija piwo, komendant posterunku policyjnego doskonale rozumie się z młodym wikarym, który ma przejąć parafię po schorowanym proboszczu - słowem wszyscy się tu znają, wiedzą o sobie dużo i nie chcą, żeby ktoś zakłócał im spokój. I tylko ten Józek Kalina! Chyba zwariował. Nie wiadomo, dlaczego zniszczył państwową drogę - wyrywał z niej macewy, którymi utwardzili ją hitlerowcy, a teraz postanowiono zalać wszystko asfaltem. A macew jest jeszcze więcej - przy studni na parafialnym podwórku, w wielu wiejskich obejściach. Józek staje się wrogiem - te macewy są jak wyrzut sumienia, bo przypominają o wydarzeniach, o których wszyscy solidarnie chcieli zapomnieć.

Kobieta: Chyba niezupełnie tak, Andrzeju, bo przecież tych, którzy pamiętają tragedię z czasów wojny jest już niewielu, a oni raczej nie opowiadają o tamtych zdarzeniach. Znamienne, że ówczesny sołtys, dobiegający właśnie dziewięćdziesiątki, żyje na uboczu i - jak mówi Józek - nie rozmawia nawet ze swoimi bliskimi. Jego milczenie w kontekście prawdy, która w końcu wyjdzie na jaw, wydaje się symboliczne - ta prawda jest tak potworna, że odbiera mowę. Wiele wskazuje więc na to, że dzieci tych, których życie przypadło na czas wojny, w przeważającej większości nie zdają sobie sprawy, w co zamieszani byli ich bliscy.

Ksiądz: Chyba jednak coś przeczuwają. Na pewno nie znają szczegółów, przynajmniej nie wszyscy. Ale czują zapach dawnej zbrodni, dlatego są tak agresywni wobec Józka.

Kobieta: Pewne jest, że gest młodego Kaliny zasiał we wszystkich niepokój - nikt się do tego nie przyznaje, ale chyba wielu w skrytości musiało uznać, że wyrwanie z ludzkich grobów płyt nagrobnych i użycie ich w celach budowlanych nie jest w porządku. Zrobili to wprawdzie niemieccy żołnierze, ale od wojny minął już szmat czasu i nikt dotąd nie zatroszczył się, aby "naprawić" hańbiący czyn hitlerowców.

Te ustawione teraz do pionu i oczyszczone przez Józka Kalinę nagrobki przywołują zmarłych, którzy kilkadziesiąt lat temu żyli we wsi, a po wojnie ślad po nich całkowicie zaginął. Można powiedzieć, że zostali podwójnie uśmierceni - nie tylko poprzez swoją fizyczną śmierć, ale także poprzez niepamięć swoich sąsiadów, której symbolem są bezczeszczone przez lata macewy. Już samo to sprawia, że mieszkańcy wsi muszą się czuć nieswojo, do pewnego stopnia tłumaczy to też ich agresję wobec Józka, który miał czelność okazać się lepszy od całej reszty.

Szkoda, że - skądinąd prawy i mądry - odchodzący właśnie na emeryturę ksiądz proboszcz nie zachował się jak proboszcz jednej z podwarszawskich parafii: kościelny dziedziniec podczas wojny Niemcy również wyłożyli macewami, ale tam proboszcz doprowadził do jawnego wywiezienia nagrobnych płyt z terenu kościoła. Kiedy proboszcz z Pokłosia otwarcie i wprost stanie po stronie obu braci Kalinów - będzie już za późno.

Ksiądz: Może i za późno, ale jednak stanął po właściwej stronie. Proboszcz z filmu żył w społeczności dotkniętej piętnem własnej zbrodni. Jego sytuacja była zatem diametralnie inna niż Twojego księdza spod Warszawy. Poza tym jego następca na probostwie zamiast wyciszać wrogie nastroje - podjudzał je, przeciw Józkowi Kalinie i przeciw staremu proboszczowi. Chyba nawet nie próbował rozumieć racji ich obu. Zresztą nawet sam Józek nie potrafi wyjaśnić Frankowi, dlaczego ratuje macewy. On, prosty, niewykształcony chłop, trochę nieokrzesany, zaczął się nawet uczyć hebrajskiego, żeby wiedzieć, co jest na tych nagrobkach napisane.

"Tyle rzeczy jest nie w porządku na tym świecie - powie bratu - ale jakoś z tym żyjemy, bo inaczej się nie da. Ale ja sobie myślę, że są rzeczy bardziej nie w porządku niż inne". Franek zdecydowanie stanął po stronie brata. Był co prawda bezrefleksyjnym antysemitą, jego niechęć do "Żydków" - jak mówił - nie była jednak na tyle zakorzeniona, żeby ostatecznie nie mogło zatriumfować w nim sumienie.

Kobieta: Na pytanie Franka, dlaczego to właśnie on, Józek, stara się ten porządek przywrócić, usłyszy najprostszą z możliwych odpowiedź: bo o tych, na których grobach ustawiono kiedyś macewy, nie ma się tu kto upomnieć. Kto wie, czy do obudzenia się w Józku powinności wobec nieżyjących, nieznanych mu żydowskich sąsiadów nie przyczynił się w nieświadomy sposób również sam Franek. Nie przyjeżdżając z Chicago na pogrzeb rodziców, on również nie dopełnił obowiązku wobec swoich zmarłych. Na szczęście dopełnił go brat i sąsiedzi, którzy - co znamienne - z naganą przypominają teraz Frankowi, że "nie był na pogrzebie ojców".

Ksiądz: Bracia, niesieni jakimś niezrozumiałym porywem dochodzenia prawdy, rozpoczynają prywatne śledztwo, które przemieni ich życie na zawsze, a nawet doprowadzi do nowej tragedii - być może okaże się ona dla mieszkańców wsi oczyszczeniem ze strasznej i nieodpokutowanej winy.

Pasikowski stopniuje napięcie, żeby w końcówce osiągnąć apogeum. Jego film przejdzie do historii choćby z powodu trzech scen. Chodzi o rozmowy Józka i Franka ze starymi ludźmi, świadkami wojennej tragedii. Najpierw w szpitalu rozmowa ze starą Palkową (Maria Garbowska), która udaje, że już niewiele pamięta, a może rzeczywiście nie pamięta, wspomina jednak pięknych żydowskich chłopców, a w jej zmęczonych oczach pojawia się uśmiech. Mówi też: "ja Żydków, jak inne, nie sprzedawałam". Potem bracia spotykają starą zielarkę (Danuta Szaflarska), która we wstrząsającej "spowiedzi" nie pozostawia żadnych złudzeń, co do tego, jaka była prawda. I wreszcie scena kulminacyjna, najważniejsza - przyznam się, Kasiu, że jakiś prąd przeze mnie przeszedł, kiedy Franek i Józek dowiadują się, co się naprawdę wydarzyło w ich wsi, jak zostali zamordowani jej żydowscy mieszkańcy.

Pasikowski wie, że epatowanie okrucieństwem i trupami już dzisiejszym widzem nie wstrząśnie, pokazuje więc człowieka obnażającego swój grzech i swoją zbrodnię. Oto bracia "przesłuchują" starego Malinowskiego - w czasie wojny sołtysa wsi. W tej epizodycznej roli występuje nieznany szerszej publiczności, a znakomity w tej roli - Robert Rogalski. Nie, to nie epizod, to kreacja, którą zapamiętuje się na zawsze. Stary człowiek jakby w konwulsjach wykrzykuje braciom: "Bajki pieprzyta, Kaliny, bajki". I wypluwa z siebie całą prawdę.

Kobieta: Spotkanie z Malinowskim to scena wstrząsająca - bracia zostają prawdą, której z taką determinacją dochodzili, wręcz opluci. Bo to jest prawda potworna, miażdżąca, potrafiąca w jednej chwili przeskalować w człowieku dotychczas wyznawane wartości. Niezwykłość tej sceny polega także na tym, że również my - widzowie - stajemy się jej bohaterami.

Kiedy czytałam o zbrodniach Polaków dokonywanych podczas ostatniej wojny na Żydach w Jedwabnem, podkarpackiej Gniewczynie czy innych jeszcze miejscach, stawiana byłam w sytuacji - zachowując oczywiście proporcje - w jakiej znaleźli się bohaterowie Pokłosia w chwili konfrontacji z Malinowskim. W pierwszym odruchu - podobnie jak Józek Kalina - też chciałam gdzieś przed tą prawdą uciec. To reakcja zrozumiała - protest wobec tak straszliwych zdarzeń wyraża się często w sposób nie tylko psychologiczny, ale wręcz fizjologiczny. Źle jednak, kiedy w odpowiedzi na tę tragiczną prawdę natychmiast przywołujemy - jak to często ma miejsce podczas naszych dyskusji na ten temat w Polsce - zdarzenia sytuujące się po jasnej stronie prawdy, a symbolizowane np. przez Irenę Sendlerową czy rodzinę Ulmów. Na szczęście w naszej historii z czasów ostatniej wojny jest również wiele jasnych punktów, nie można ich jednak traktować jako przeciwwagi dla tych mrocznych, a co więcej przywoływać jako okoliczności łagodzących.

Ksiądz: Pasikowki nie zrealizował filmu o Żydach, tylko o Polakach i o prawdzie.

Ciągle słyszę wrzeszczącego sołtysa Malinowskiego: "Taką prawdę chcecie ludziom mówić, taką prawdę? No to udławta się nią". Tu nie można uciec przed pytaniem, jak głosić prawdę, która jest tak porażająca, jak ta wyjawiona przez Malinowskiego Kalinom. Bo prawda może nas oczyścić, ale może też zniszczyć. Zależy kto, w jaki sposób i dlaczego ją ujawnia. Pokłosie Władysława Pasikowskiego to wielkie oczyszczenie. I wielki triumf tego reżysera. Pozostaje w oczach widzów obraz podpalonej stodoły i płonących łanów zboża, w których Józek ukrył macewy.

Franek Kalina argumentuje: "ten świat jest kurewski i my tego nie poprawimy. Ale przynajmniej nie przykładajmy do tego ręki". Efektownie to brzmi, ale czy prawdziwie? Na jednym z portali przeczytałem, że jest to film antypolski, a napisała to osoba, która filmu nie widziała, ale ona już wie. Jeżeli takie zarzuty zostaną postawione po premierze, to znaczy, że ktoś w Polsce oszalał.

Kobieta: Zarzuty o antypolskość Pokłosia stawiają również niektórzy z tych, którzy film już widzieli. To nie jest mój zarzut, w końcu jednak sformułowałam sobie, Andrzeju, na czym polega mój kłopot z filmem Pasikowskiego.

Moją wątpliwość budzi nie porażająca prawda, której dokopują się - również w dosłownym znaczeniu tego słowa - bracia, ale sposób, w jaki przedstawiona została w Pokłosiu wiejska społeczność. Sąsiedzi Józka Kaliny - znający go od dziecka, niemal w całości wrogo nastawieni do niego, a potem również do jego brata - przedstawieni zostali jako prymitywny tłum, gotowy do przemocy, a w końcu zbrodni. I problem nawet nie w tym, że ta wrogość ostatecznie doprowadzi do brutalnego morderstwa - ono wpisuje się w gatunek filmu i poza tym ma wymiar symboliczny. Moja wątpliwość polega na tym, że w postawy sąsiadów Józka Kaliny wpisano te należące do ich żyjących w wojennych okolicznościach rodziców czy krewnych. A przecież akcja Pokłosia dzieje się współcześnie!

Rozumiem intencje autora, który chciał potworną prawdę wypowiedzieć językiem odpowiednim do jej skali i swoim filmem niejako wypluł ją nam w twarz. Daję również twórcy prawo do wyostrzonego spojrzenia na rzeczywistość, trudno mi jednak zgodzić się na jednowymiarowość i istotne uproszczenie w przedstawianiu spraw tak skomplikowanych, jak np. relacje polsko-żydowskie i winy, jakich w strasznych czasach Holokaustu Polacy dopuścili się wobec Żydów. Trudno mi się na to zgodzić, bo te uproszczenia niejeden już raz przeszkodziły w dochodzeniu prawdy o tamtych zdarzeniach, a w Pokłosiu są tym dotkliwsze, że właśnie sam proces dochodzenia do tragicznej prawdy i próba mierzenia się z nią zostały akurat tutaj przedstawione w sposób wielowymiarowy.

Ksiądz: Kasiu, to zdecyduj się: czy jest to film jednowymiarowy, czy wielowymiarowy, bo nie bardzo Cię rozumiem. Pokłosie to thriller, ale i western, z wszystkimi tego konsekwencjami.

A tłum, o którym mówisz, nie jest ani odrażający, ani brudny, ani zły. Jego wściekłość i nienawiść to przejawy obrony przed prawdą, która może zniszczyć ich "spokojne" życie. Jak rozumiem, różnimy się w tym punkcie zasadniczo. Ja uważam, że w postawy współczesnych mieszkańców wsi Pasikowski nie musiał nic wpisywać, bo świadomość mordów dokonywanych przez Polaków na Żydach mieli wszyscy, chociaż zapewne nikt z pokolenia powojennego (albo prawie nikt) nie chciał wierzyć w winy swoich ojców, ukrywających zresztą przed dziećmi szczegóły. Słowem, mord został dokonany, ale to inni za nim stali, a może jednak Niemcy… tak, na pewno zrobili to hitlerowcy. Znamy mechanizmy wyparcia.

Nie da się jednak zatrzasnąć przeszłości, ona ciągle wyłazi przez szpary i atakuje nasze sumienia. Tylko przy takim założeniu ma sens symboliczna scena "ukrzyżowania", być może ta ofiara oczyści wszystkich mieszkańców wsi: z winy zbrodni i z winy przemilczenia tej zbrodni. Ale nie mam co do tego pewności.

Kobieta: Zdaje mi się, Andrzeju, że Władysław Pasikowski zamierzył Pokłosie nie tylko jako połączenie thrillera z westernem, ale chciał również, żeby było moralitetem. Podjęty w Pokłosiu temat oczywiście tę intencję tłumaczy, jednak jej nie realizuje. I dzieje się tak nie tylko dlatego, że pewne istotne kwestie kreślone są tu zbyt grubą kreską. Ale również dlatego, że twórca tak mocno złączył temat swojego filmu z konkretnymi zdarzeniami z najnowszej historii Polski - traktując przy tym te historyczne zdarzenia w sposób bardzo wycinkowy - że w Pokłosiu nie może wybrzmieć w sposób wystarczający ani ów uniwersalny wymiar zawartej w filmie opowieści, ani historyczna prawda, do której twórca sam się odwołuje i nam każe się odnosić.

Ksiądz: Widzę, Kasiu, że tym razem powinniśmy spisać protokół rozbieżności.

Pokłosie - scen. i reż.: Władysław Pasikowski, zdj. Paweł Edelman, muz. Jan Duszyński, scen. Allan Starski, montaż Jarosław Kamiński, występują: Ireneusz Czop, Maciej Stuhr, Zbigniew Zamachowski, Jerzy Radziwiłowicz i inni, Polska 2012, dystrybucja Monolith Films.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wypluć prawdę?
Komentarze (20)
L
leszek
24 listopada 2012, 01:16
 Poglądy Jerzego Roberta Nowaka na temat stosunków polsko-żydowskich mają dokładnie taką samą wartość poznawczą, co poglądy Andrzeja Żbikowskiego na temat pisarstwa Radomira Malyego.
L
leszek
24 listopada 2012, 00:52
W Jedwabnem sprawa mordu na Żydach nigdy nie była żadną tajemnicą, wszyscy o tym wiedzieli, łącznie z młodym pokoleniem które doskonale znało sprawę z rodzinnych przekazów. Mój bliski znajomy pochodził z tej okolicy (aczkolwiek nie z samego miasta) i sprawa była mu doskonale znana. Problem polegal wyłącznie na tym, że do roku 2000 nikt się ich o to nie pytał i nikt w Polsce się tym nie interesował. Gdy dziennikarze zaczęli się tam pojawiać w 2000 roku, to bez problemów uzyskiwali relacje. To się dopiero potem zmieniło, gdy sprawa nabrała rozgłosu i nagle mieszkańcy zaczęli modyfikować swoje relacje w zależności od tego, kto pytał.  Więc cała podstawowa intryga tego filmu jest oparta na jakiś zmyśleniach, w ogóle nie dotyka istoty problemu. 
23 listopada 2012, 23:20
Sz.P. leszku, chytry Pan jest (zaiste Leszek ozn. por. 'chytrość'): Poza pouczeniem nie widze zadnej odpowiedzi na pytania. A juz wydawalo sie, ze mozna jakos nawiazac rzeczowy kontakt, jakas manipulacja. To tak jak z miloscia mgr historii (nieuka ) Tuska. Klejny POski HOCHSZTAPLER??? co googla i copy/ paste. Jesli Pan tak sie czepia J.R. Nowaka to dlaczego nie napisze Pan o specjalizacji Grossa. Co do habilitacji i doktoratow czy posiada Pan jakis tylul naukowy czy jedynie kompleksy. A Instytut Zydowski specjalizuje sie w wyciaganiu szmalu przede wszystkim. Wybaczy Pan ton, ale hochsztaplerow na tym portalu co niemiara. Kimze sa tak na prawde? Jeżeli JRN ma taką wiedzę jak na temat Węgier to wspólczuję tym którzy się jego opiniami wspierają.Ja pamiętam i na własne uszy słyszałem jak w komunistycznej TV specjalista od spraw węgierskich JRN obarczał winą za wydarzenia w 1956 roku powstańców i obecnego prymasa Węgier a sowietów gloryfikował jako tych którzy uratowali Węgry.Wystarczy??????????????????????
K
Kita
23 listopada 2012, 22:23
Na razie to sie wszędzie opluwamy inwektywami a film jest naprawdę dobry, polecam i radze podejśc do niego obiektywnie, POKOSIE ma szerszy wydźwię niż nasz "podwórkowy"
L
leszek
23 listopada 2012, 20:09
Ale co ma wspólnego jakieś "postępowanie Kuleszy i Witkowskiego" z artykułem Andrzeja Żbikowskiego zamieszczonym w tomie "Wokół Jedwabnego" ?
A
Andrzej
23 listopada 2012, 15:06
Ponieważ "Psy" się pojawiły to przekleję jeden z komentarz na ich temat z Filmwebu: "Adam Michnik pisał kiedyś, że obie tradycje w literaturze (romantyczna i krytyczna) są społeczeństwu potrzebne. Oba nurty chronić miały przed wynaturzeniami - w jedną lub drugą stronę. Czy tak jest rzeczywiście? Czy prawdzie rzeczywiście służą skrajne poglądy - jeśli nie nazywa się tych półprawd kłamstwami? Pielęgnowanie "artystów-odbrązowiaczy" nie służy chyba pokojowi, a potęguje podziały... Byłoby ciekawe zbadać, w jakim stopniu "Psy" zawładnęły wyobraźnią uczestników obu marszów z okazji 11 listopada (2012r). Czy nie jest tak, że wszyscy jednako zostali zarażeni fałszywą przecież tezą o powszechnej prostytucji i o tym, że tylko kałasznikow daje szanse na sprawiedliwość? Różnica polega na tym, że uczestnicy marszu prezydenckiego - pragmatycznie - godzą się na to, że się czasem w ich towarzystwie trafi podejrzany typ, ale wierzą w ochronę kompanii reprezentacyjnej i BOR. Uczestnicy marszu "anty-prezydenckiego" - idealistycznie - wierzą, że wśród nich podejrzanych typów nie ma, a żałują, że tych "chłopców z Solidarności" ktoś kałachem nie pociągnął. A dla ludzi, których Franz przeraża równie bardzo co Olo, coraz mniej miejsca... Pasikowski wielkim reżyserem może jest, tak Leni Riefenstahl..."
A
AP
23 listopada 2012, 13:25
Leszek, pisałeś, że byłeś na filmie więc mam pytanie. Czy to poniżej to jest prawdziwa scena z Pokłosia czy to parodia i ktoś sobie jaja robi? <a href="http://www.youtube.com/watch?feature=pla<x>yer_em<x>bedded&v=_-1vDxGLwk4">Pokłosie? Frag.</a>
jazmig jazmig
23 listopada 2012, 11:34
@leszek Ja na bieżąco śledziłem wszystko, co robili ludzie z IPN ws. Jedwabnego. Całą ta opieracja: otwarcie mogiły, ropoczęcie ekshumacji, odnalezienie pocisków w mogile itd. Śledziłem wypowiedzi na ten temat w różnych miejscach w internecie i w innych mediach. Efekt moich obserwacji przedstawiłem skrótowo w moim pierwszym komentarzu. Jak łatwo w nim wyczytać, nie mam za grosz zaufania do tego, co IPN raczył sporządzić w tej sprawie. Postępowanie Kuleszy i Witkowskiego wołało o pomstę do nieba, dlatego odrzucam jako tendencyjne i świadomie zakłamane wszelkie materiały IPN w tej sprawie.
A
a
22 listopada 2012, 22:36
 Gwoli sprawiedliwosci na sztuce filmowej to jednak Pan sie zna (Psy). Mysle, ze ten film wyszedl p. chalturnikowi dzieki aktorom w zyciowej formie .
A
a
22 listopada 2012, 22:31
Sz.P. leszku, chytry Pan jest (zaiste Leszek ozn. por. 'chytrość'): Poza pouczeniem nie widze zadnej odpowiedzi na pytania. A juz wydawalo sie, ze mozna jakos nawiazac rzeczowy kontakt, jakas manipulacja. To tak jak z miloscia mgr  historii (nieuka ) Tuska.  Klejny POski HOCHSZTAPLER??? co googla i copy/ paste. Jesli Pan tak sie czepia J.R. Nowaka to dlaczego nie napisze Pan o specjalizacji Grossa. Co do habilitacji i doktoratow czy posiada Pan jakis tylul naukowy czy jedynie kompleksy. A Instytut Zydowski specjalizuje sie w wyciaganiu szmalu przede wszystkim. Wybaczy Pan ton, ale hochsztaplerow na tym portalu co niemiara. Kimze sa tak na prawde?
MF
Michał Faflik
22 listopada 2012, 22:00
Nie oglądałem filmu, ale z powyższego tekstu wynika, że film wyprany jest z kontekstu polsko-żydowskich stosunków przedwojennych i postawy Żydów wobec wkraczających czerwonoarmistów. To zaciemnia obraz i czyni go jednostronnym, dalekim od obiektywizmu. Tworząc film o takich, trzeba pokazać wszystkie okoliczności, żeby pozostać uczciwym a nie bazować tylko na emocjach.
A
AP
22 listopada 2012, 21:46
Polecam książkę (Jedwabne, 1941) i liczne artykuly prof.Tomasza Strzembosza!
L
leszek
22 listopada 2012, 21:23
 Jeśli chodzi o książkę "Wokół Jedwabnego", to jest to praca zbiorowa, ale bardzo interesujący jest artykuł Andrzeja Zbikowskiego: ------ Andrzej Żbikowski - Pogromy i mordy ludności żydowskiej w Łomżynskiem i na Białostocczyźnie latem 1941 roku w świetle relacji ocalałych Żydów i dokumentów sądowych ----  Fragment biogramu Żbikowskiego z wiki: http://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_%C5%BBbikowski ------------ Andrzej Żbikowski (ur. 1953) – profesor w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, w Żydowskim Instytucie Historycznym kieruje badaniami nad najnowszymi dziejami polskich Żydów. W 1993 roku na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie historii za rozprawę Żydzi krakowscy i ich gmina 1869-1919. W 2006 roku obronił kolokwium habilitacyjne na Wydziale Historycznym UW na podstawie książki U genezy Jedwabnego. Żydzi na Kresach Północno-Wschodnich II Rzeczypospolitej, wrzesień 1939 - lipiec 1941. Odbył staże naukowe w Institut Wissenschaften der Menschen w Wiedniu, Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie, United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie, Instytucie im. Szymona Dubnowa w Lipski i Fundacji Pamięci Szoa w Paryżu =============== Natomiast odczytuję biogram prof. Nowaka: http://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Robert_Nowak ===================== Jerzy Robert Nowak (wcześniej również Robert Nowak; ur. 8 września 1940 w Terespolu) – polski historyk, publicysta, doktor habilitowany nauk politycznych[1], specjalizujący się w problematyce węgierskiej, tłumacz książek Radomíra Malego. ==================== Wydaje mi się, że zbędny jest dalszy komentarz.
A
a
22 listopada 2012, 21:06
Polecam publikacje prof. Jerzego R. Nowaka. Pytanie do leszka: to ilu Zydow zginelo w Jedwabnem ilu bylo postrzelonych i jaki byl charakter i  udzial Niemcow a jaki Polakow a moze rownież Zydow w tej zbrodni.  Jaki jest najbardziej wiarygodny dokument zawarty w tej ksiazce.
L
leszek
22 listopada 2012, 21:02
 Jeśli zaś chodzi o film "Pokłosie" to byłem i z góry ostrzegam, że to gniot koszmarny. Pasikowski nakręcił bardzo udany film sensacyjny "Psy" - nikt mu tego nie odmawia. Ale tutaj wyszedł gniot, ale - jak to zwykle bywa - aby uratować gniota dokleja się do niego legendę, że jest nosicielem jakiś głębokich treści. Może i coś tam da się z niego wyskrobać, ale trzeba w to włożyć duzy wysiłek. 
A
a
22 listopada 2012, 20:56
 Jakos Wolyn go nie rusza, przez tyle lat i nic. Wrazliwy to chalturnik zaprawde.
L
leszek
22 listopada 2012, 20:54
Jeśli chodzi o komentarz kolegi "Jazmiga" to zamiast opowiadać jakieś wyssane z palca teorie zalecam lekturę wydanej przez IPN : ========== Wokół Jedwabnego, pod red. Pawła Machcewicza i Krzysztofa Persaka, t.1 Studia, s. 525, t. 2 Dokumenty, s. 1034, Warszawa 2002 ========== Autorami są naukowcy pracujący na dokumentach źrodłowych, specjaliści w tej dziedzinie. Na moim egzemplarzu jest cena 95 złotych, więc niestety całkiem spora,, ale jak dobrze poklikać to pewnie da się znaleźć taniej. Ale bez względu na cenę nabywa się wartość bezcenną, to znaczy ze świata bajęd, legend, opowieści, bajdurzeń przechodzi się do świata wiedzy racjonalnej, opartej na faktach, dokumentach i przede wszystkim opartej na wiedzy specjalistów zajmujących się tymi tematami. Niezależnie od tego przed te 10 lat od czasu napisania tej ksiażki ci i inni specjaliści widali jeszcze sporo literatury dotyczącej stosunków polsko-żydowskich, gdyż źródła jak najbardziej istnieją, trzeba tylko do nich dotrzeć i poprawnie odczytać.
A
a
22 listopada 2012, 20:31
Najwartoscowszy na tej stronie jest komentarz Pana jazmiga. POLECAM. Powinnismy szanowac martyrologie innych narodow, tych pieknych dzieci zydowskich, az lza sie w oku sie kreci, ale swoja kochac. Polska przestaje byc kochana, Polska cicho naprawde placze, nie skarzy sie bo nie potrafi. Rodzimy chalturnik p. Pasikowski ma szanse na oscara niewatpliwie, jest tam zdaje sie taka kategoria dla filmow zagranicznych. Wyczul gornym wechem ze dobry czas nadszedl.  Jakie sa zrodla finansowania tego filmu. Jezeli jest taki szczery (a żul artystyczny bynajmniej nim nie jest), to dlaczego nie zrobil filmu o sowieckich czolgach zapelnionych Zydami (sic!) najezdzajacych Polakow na kresach ilu ich wowczas zginelo. Przykre to, ale tak bylo i zyja jeszcze swiadkowie tych wydarzen. 
T
tak
22 listopada 2012, 19:44
To Ci, którzy za najważniejsze zadanie swojego życia, wymagające wyższego wtajemniczenia , ogromnej  mądrości i wrażliwości przyjęli na siebie trud i odpowiedzialność uszlachetnienia nic nie rozumiejących Polaczków. Po prostu tytani.
jazmig jazmig
22 listopada 2012, 19:15
Ksiądz jest najłagodniej to określając, człowiekiem niedoinformowanym i naiwnym, a jego partnerka nielepsza. Na temat Jedwabnego nie wiemy nic pewnego poza tym, że doszło tam do wymordowania pewnej liczby Żydów. Liczba ofiar jest nieznana, nieznany jest sposób zadania im śmierci, nie wiadomo, czy, a jeżeli tak, to ilu i kto, z Polaków brał udział w tej zbrodni. Gdy rozpoczęto ekshumację mogiły w Jedwabnem, znaleziono w niej mnóstwo pocisków karabinowych oraz kilka pocisków z pistoletu, a także łuski od pocisków. W tym momencie przerwano ekshumację, rzekomo dlatego, że Żydzi nie zgodzili się na jej przeprowadzenie, a nasze władze postanowiły ich posłuchać. Skoro nie zbadano zwłok, to nie wiemy, jak Żydzi zginęli. Potem dorobiono uzasanienie do tych pocisków, ale było ono tak śmieszne, że nikt rozsądny nie potraktował poważne tego uzasadnienia. Wygląda na to, że Żydów po prostu wystrzelano, co wyklucza udział Polaków w zbrodni. Zaraz po wojnie skazano 2-3 ludzi, za udział w tej zbrodni, ale sądząc po wyrokach, karano za pomocnictwo, a nie za samą zbrodnię. Prokuratorzy IPN - Witkowski i Kulesza zastraszali świadków wysokimi karami więzienia, gdy ci zeznawali coś innego, niż obaj prokuratorzy chcieli usłyszeć. Dlatego te zeznania są warte tyle, co inne wymuszane przez UB i SB. Ksiądz z tego artykułu i sama gazeta oczywiście nie wiedzą o tym wszystkim, bo gdy jedyną lekturą jest GW, Więź i TP, to zakres wiedzy o tym, co się dzieje w Polsce i świecie jest mocno zawężony i z gruntu fałśzywy.