Co naprawdę zagraża chrześcijańskiej Europie?
Jeśli chrześcijaństwo nie odrodzi się jako religia łącząca ludzi, aktywna w kulturze i obecna we wszystkich działaniach ludzkich, już wkrótce możemy znaleźć się w strefie zdominowanej przez religię i kulturę islamu.
Od 11 września 2001 roku, kiedy światem wstrząsnęła wiadomość o niebywałym dotąd zamachu terrorystycznym skierowanym na wieżowce World Trade Center wyznawcy islamu wywołują uczucie niegasnącego niepokoju lub wręcz lęku. Mimo z przekonaniem powtarzanych słów obrony, iż religia nie jest temu winna, terroryzmu nie należy z nią utożsamiać, a przemoc występuje również w świecie chrześcijańskim - opinia publiczna zachwiana tym oraz podobnymi wydarzeniami pozostaje wciąż nieufna i nie daje się przekonać nawet wobec najsilniejszych argumentów. Wszak zabójstwa z rąk wyznawców islamu są powszechne w wielu krajach. Prawdą jest także, że u źródeł wszystkich trzech religii monoteistycznych: chrześcijaństwa, judaizmu i islamu - znaleźć można ślady krwi.
Powstają zatem pytania: czy utożsamienie islamu z fundamentalizmem jest właściwe? Czy jest to religia niereformowalna? Czy wiara muzułmanów jest wiarą w przemoc? W ostatnich latach nagłówki gazet raczej budziły lęk, niż nadzieję.
Islam jest religią bezkompromisową, co w efekcie prowadzi do prześladowań i wojen ze wszystkimi, którzy jej zagrażają, w tym także z muzułmanami podchodzącymi zbyt swobodnie do zasad spisanych w Koranie. Tylko czy zjawisko to nie było obecne w chrześcijaństwie i w religii judaistycznej? Często tam, gdzie pojawiało się imię Jezusa - lała się krew innowierców. Podobnie na przestrzeni wieków było z imieniem Allaha.
Pułapki stereotypów
Fanatyzm jest jedną z form postawy występującej we wszystkich religiach świata. Świadczą o tym współczesne wydarzenia na terenie Indii i Pakistanu, Filipin, Afryki i innych krajów muzułmańskich w środkowej Azji i na Bliskim Wschodzie, a także na terenie Bałkanów w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Fanatyzm jest zawsze taki sam: wynika z przekonania o własnej słuszności i ślepej wiary w posłannictwo, czyni z religii działalność barbarzyńską.
Chrześcijaństwo, po 2000 lat istnienia, w czasie których niejednokrotnie zdarzało mu się zbłądzić, stanęło przed lekcją prawdy. Współczesny islam wszedł w swój wiek XV. Wiek XV według rachuby zachodniej zanotował z kolei przebudzenie, a następnie kontrreformację i długotrwałe wojny religijne. Kraje islamu potrzebują wewnętrznej stabilizacji, określenia kierunków rozwoju, a świat chrześcijański powinien im w tym dopomóc.
Fanatyzm religijny nie rodzi się z niczego. Często wyrasta na podłożu ekonomicznym lub politycznym, a religia staje się jednym ze środków służących do osiągnięcia zamierzonego celu. W mediach zachodnich między fundamentalizmem islamskim a fanatyzmem często stawia się znak równości. Termin "fundamentalizm" w odniesieniu do islamu używany jest w wielu znaczeniach - stąd bierze się sporo nieporozumień. Ogólnie odnosi się on do prądów myślowych i ruchów muzułmańskich, które w XIX i XX wieku narodziły się pod wpływem kontaktów z Zachodem.
Muzułmanie zauważyli, że ich cywilizacja, w przeszłości przewyższająca na wielu polach zachodnią, współcześnie militarnie, politycznie i technologicznie jest znacznie słabsza, a w świecie dominującą rolę odgrywają państwa europejskie i USA, przy czym nierzadko wywierają też wpływ na sytuację w państwach muzułmańskich. Ruchy i partie polityczne o nastawieniu fundamentalistycznym coraz częściej zyskują zwolenników w społecznościach muzułmańskich, rozczarowanych niewydolnością i nepotyzmem rządów wzorujących się tylko powierzchownie na europejskich systemach sprawowania władzy, obwiniają je również o uleganie presji mocarstw zachodnich, wskazując głównie na dynastię Saudów, panującą w Arabii Saudyjskiej.
Obserwacje te stały się początkiem głoszenia postulatów odnowy islamu i jego cywilizacji poprzez powrót do podstawowych zasad, czyli do fundamentów wiary - stąd fundamentalizm. Część radykalnych fundamentalistów sięga po terror. Z zasady przedstawiciele tej grupy nie wywodzą się z najbiedniejszych i niewykształconych warstw społecznych - należą raczej do klasy średniej. Nierzadko są wykształceni na Zachodzie, czego przykładem mogą być sprawcy zamachów przeprowadzonych przez Al-Kaidę 11 września 2001 roku, w tym sam Osama ibn Laden.
Należy wziąć pod uwagę fakt, że większość fundamentalistów wywodzi się z odłamu szyickiego, który stanowi niewielki procent wszystkich muzułmanów, a w którym najbardziej radykalni również stanowią niewielką część. Jednak spektakularne akcje terrorystyczne tych ostatnich, nagłaśniane przez media na całym świecie, tworzą w wyobraźni odbiorców zafałszowany obraz całego islamu.
Mimo negatywnego obrazu islamu utrwalonego w odbiorze społecznym Zachodu, liczba wyznawców tej religii wciąż wzrasta. Wielu muzułmanów jest przekonanych, że islam już w niedługim czasie będzie jedyną religią świata. Bardzo łatwo zakorzenia się on w zsekularyzowanych społeczeństwach Europy, np. we Francji lub w Niemczech. W całej Europie żyje ok. 38 mln. wyznawców Allaha, a według prognoz w roku 2025 ta liczba ma się wahać od 40 do 50 mln. muzułmanów. Warto tutaj dodać, że wśród wyznawców islamu przybywa również Europejczyków.
Islam należy zaliczyć do najbardziej dynamicznych ze wszystkich religii świata, co jest konsekwencją rozwoju demograficznego (podczas gdy w krajach chrześcijańskich mamy do czynienia z niżem demograficznym) oraz sekularyzacji społeczeństw zachodnioeuropejskich. Muzułmanie w Europie zaczynają wypełniać pustkę po umierającym chrześcijaństwie. Kultura islamska odpiera wszelkie misyjne wysiłki Kościoła. Głoszenie imienia Jezusa i Jego Krzyża jest uważane za podważanie zasad islamu.
W wielu krajach arabskich nie ma miejsca na pluralizm religijny, gdyż muzułmanie uważają swoją religię za jedyną słuszną. Według wiary muzułmańskiej Prorok Mahomet ustanowił najlepsze prawo religijne i najlepszą wspólnotę, dlatego inne grupy religijne nie mają racji istnienia. Świat muzułmański widzi destrukcję, materializm i nihilizm euro-amerykańskiego człowieka. Dlatego ma rację Tomas Halik, gdy pisze, że "obecnie nie ma nic ważniejszego w naszym świecie niż znalezienie drogi między Scyllą religijnego fundamentalizmu a Charybdą fanatycznego sekularyzmu".
Potrzeba dialogu
Z tego powodu tak istotny w obecnym świecie jest dialog międzyreligijny, w którym nie chodzi tylko o samą wymianę myśli. W dialogu obie strony powinny być traktowane jako podmiot. Potrzebne nam jest otwarcie na doświadczenie i wymiana duchowa z innymi religiami, które inaczej postrzegają swoje zbawienie. Bo, jak stwierdził Karl Rahner, istnieje kilka różnych dróg do zbawienia, a chrześcijaństwo jest jedną z nich. Wyznawców innych wyznań nazwał "anonimowymi chrześcijanami". Wszak i inne religie cechuje głęboka duchowość, a nawet mistyka.
Ważną ilustracją zmiany teologicznej była ogłoszona przez Vaticanum Secundum w 1965 roku deklaracja Nostra aetatae ("W naszej epoce"). W historii Kościoła po raz pierwszy oficjalnie sobór uznał pozytywne wartości islamu oraz innych religii, tym samym otwierając drogę do dialogu międzyreligijnego.
Zadanie to, ze względu na świadomość wielowiekowej wzajemnej niechęci i wrogości - nie należy do łatwych. Widoczna jest odmienność obu stron w postrzeganiu roli religii. Dla chrześcijan "religia to raczej sprawa prywatna, niezwiązana ze sprawami obywateli, rządów i innymi zagadnieniami świata świeckiego. W islamie natomiast obie sfery są połączone - wiara i życie społeczne splatają się ze sobą".
Szyita Seyyed Hossein Nasr - na przykładzie słów wypowiedzianych przez Jezusa, wołającego, by oddać Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie - pisze, że w islamie nigdy nie było takiego problemu "jak odróżnianie siebie od cesarza. Od samego początku islam stara się włączyć domenę cesarską, czyli życie polityczne, społeczne i ekonomiczne, do wszechobejmującego światopoglądu religijnego". Nasr spostrzega też, że "w każdym dialogu między islamem a chrześcijaństwem bierze udział trzecia strona: sekularyzm współczesnego zeświecczonego Zachodu, co dodatkowo utrudnia rozmowy". Okazuje się, że nawet najlepsze intencje nie przynoszą oczekiwanych rezultatów.
Wiele w kwestii dialogu międzyreligijnego dokonał święty Jan Paweł II. Niezapomniane pozostaje jego spotkanie w słynnym meczecie Umajjadów w Damaszku w maju 2001. Meczet ten został wzniesiony na miejscu chrześcijańskiego kościoła pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela, gdzie w pierwszych latach islamu modlili się zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie.
Muzułmanie znający ducha chrześcijan zastanawiali się, czy Papież nie żywi nadziei na to, że muzułmanie się nawrócą. Lecz czy także muzułmanie nie mają podobnych życzeń w stosunku do chrześcijan, czy nie czekają na to, że i oni kiedyś się nawrócą? Wspólna historia naznaczona śladami wypraw krzyżowych, inkwizycji, wypełniona duchem zachodniego kolonializmu, także tradycja - pokazują, jak trudny jest dialog na tle podziałów z niej wynikających.
Samir Khalil Samir, egipski jezuita przedstawia problem dialogu międzyreligijnego w oparciu o wystąpienie Benedykta XVI z 20 sierpnia 2005 roku w Kolonii, podczas spotkania z przedstawicielami wspólnot muzułmańskich. Ówczesny papież kładł w nim nacisk na obustronne krzywdy: "Jeśli razem uda nam się wyeliminować z serca ślady wzajemnych pretensji, oprzeć się wszelkim formom nietolerancji i wyrazić sprzeciw każdemu przejawowi przemocy, zawrócimy falę okrutnego fanatyzmu, która zagraża życiu tak wielu osób i utrudnia postęp na drodze pokoju na świecie. Zadanie jest trudne, ale nie niemożliwe i wierzący mogą tego dokonać".
Podkreślił w tym miejscu niezwykle ważną kwestię, mianowicie problem "usunięcia z serc śladów wzajemnych uraz". Według Benedykta XVI zrozumiałym jest, że te wzajemnie niewybaczone krzywdy są jedną z przyczyn współczesnego terroryzmu. Dialog musi opierać się na centralnym umiejscowieniu człowieka ponad kulturowymi i ideologicznymi kontrastami, a brzemię trudnej, często naznaczonej nieporozumieniami historii powinno zostać przełamane.
Dzisiaj już nikt nie zakwestionuje stanowiska, że dialog międzyreligijny mija się z celem. W dobie gwałtownych przemian stał się on niemal koniecznością, bez niego trudno byłoby sobie wyobrazić pokojowe spotkania różnych religii i kultur. Nie tylko spotkania są nam potrzebne - potrzeba też dzielenia się wiarą doświadczaną i przeżywaną. Przecież w religiach monoteistycznych jest to wiara w jednego Boga. Im więcej będzie zrozumienia i szacunku dla obu stron, tym skuteczniejsze będzie poszukiwanie płaszczyzny wzajemnego spotkania się i głębokiego porozumienia.
Jerozolima i Palestyna, zamieszkujący ją muzułmanie, żydzi i chrześcijanie - wciąż stanowi miejsce pełne napięć i emocji, których nie da się łatwo wyeliminować. Arabowie przyznają, że są potomkami Abrahama, którym również przysługuje prawo dane od Boga. Przez tysiąc lat ziemia ta była w ich posiadaniu. Czy zatem należało ich z niej wysiedlać? A co z dostępem do świętych miejsc na wzgórzu świątynnym - Haram asz-Szafir? Jest to także jeden z ostrych punktów zapalnych.
Granice tolerancji
Należałoby zrobić w tym miejscu mały rachunek sumienia i przyjrzeć się czy, a jeśli tak - to jak, na przestrzeni wieków wspólnej historii, Zachód darzył szacunkiem islam i muzułmanów? Czy należy patrzeć na islam tylko poprzez problem zagrożenia wynikającego z działań ekstremistów? Czy mogą istnieć obok siebie dwie wielkie religie monoteistyczne, czy może religia to tylko prywatna sprawa człowieka? Potrzebujemy wzajemnego dialogu, głębszego poznania tradycji i kultury, a przede wszystkim religii.
Dziś islam w sposób pośredni dokonuje ekspansji w Europie - do tej pory chrześcijańskiej. Pomaga mu w tym szerząca się w europejskim społeczeństwie niewiara i ateizm. Obsesja nieupubliczniania symboli i atrybutów wiary, w imię "tolerancji" dla wszystkich postaw społecznych i religii, doprowadza w efekcie do wykluczania wiary z życia społecznego, a czasami powoduje zaskakujące i nieprzewidywalne reakcje ludzi naprawdę wierzących. "W Anglii to właśnie muzułmanie zaprotestowali przeciwko usuwaniu chrześcijańskich symboli z miejsc publicznych. Widać, że to nie muzułmanie są zagrożeniem chrześcijaństwa w Europie, lecz wojujący sekularyści. To oni zagrażają tolerancji oraz integralnemu rozwojowi człowieka i Europy".
Propagowana w Europie od końca XVIII wieku idea oddzielenia spraw wiary od polityki państwa doprowadziła współcześnie do marginalizacji znaczenia religii w życiu społecznym i ograniczenia jej wyłącznie do praktyk religijnych. Nastąpiła wielka ateizacja społeczeństwa, a wielu wierzących ogranicza swą wiarę do zwyczajowych rytuałów niedzielnych i świątecznych. Z dnia na dzień znikają z naszego życia zwyczaje, atrybuty i elementy kultury chrześcijańskiej. Wieże kościołów, do niedawna dominanty w pejzażu miast, zasłaniają ateistyczne wieżowce, coraz rzadziej słychać głos dzwonów regulujący kiedyś czas pracy i modlitwy. W wielu miejscowościach zakazano ich używania. Kapliczki przydrożne, gdzie podróżny zatrzymywał się na odpoczynek i modlitwę, ustępują zajazdom i stacjom benzynowym.
Jeśli chrześcijaństwo nie odrodzi się jako religia społeczna łącząca ludzi, aktywna w kulturze i obecna we wszystkich działaniach ludzkich, możemy faktycznie znaleźć się w strefie zdominowanej przez religię i kulturę islamu. Dzieci wychowane w otoczeniu żywej kultury religijnej, widocznych symboli dla niej charakterystycznych - staną się jej wyznawcami. Jeżeli z otoczenia znikną dotychczasowe duchowe i materialne elementy kultury chrześcijańskiej, a ich miejsce zajmą aktywne religijnie inne społeczności, ich znaki i symbole - to czy nie tam młode pokolenie zacznie szukać Boga i wiary w Niego?
Wiara, dążenie do porozumienia, zerwanie z rozpamiętywaniem dawnych sporów i rozdrapywaniem starych ran, wiedza i unikanie stereotypowego myślenia, ale także pielęgnacja własnych wartości duchowych, kontynuowanie tradycji chrześcijańskich i niezapieranie się "wiary ojców" (w tym miejscu to właśnie muzułmanie stanowią przykład dla chrześcijan) - są narzędziem do porozumienia. Takie łatwe, a takie trudne.
Opracowała Małgorzata Golik
Skomentuj artykuł