Kraina kontrastów i wielkich misjonarzy

(fot. shutterstock.com)
Jarosław Duraj SJ / pk

Pewnego dnia, wychodząc z biblioteki jednego z pekińskich uniwersytetów, usłyszałem nastrojową muzykę dobywającą się z głośników kampusu. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom: oto znany śpiew gregoriański wnosił wspaniały klimat duchowy w tutejszą rzeczywistość. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie działo się to na jednym z zachodnich uniwersytetów, a w komunistycznych lub - jak kto woli - socjalistycznych Chinach, gdzie społeczeństwo i religia nadal podlegają ścisłej kontroli państwa i wszelkie nieusankcjonowane formy działalności religijnej są zakazane.

Jeszcze przecież do niedawna radio czy megafony w publicznych miejscach tego kraju rozbrzmiewały ślepą komunistyczną indoktrynacją i pieśniami rewolucyjnymi wychwalającymi przewodniczącego Mao. Patrząc jednak na najszybsze w świecie tempo rozwoju gospodarczego tego kraju, na gruntowną modernizację i coraz większe otwarcie Chin w zakresie współpracy międzynarodowej, zdawać by się mogło, że epoka ta minęła już bezpowrotnie. To jednak tylko jedna strona medalu. Trzeba dostrzegać także tę drugą, mniej chlubną, na którą państwa zachodnie często nie zwracają uwagi - albo przez wzgląd na zachowanie dobrego bilansu w handlu z Chinami, albo w imię modnej poprawności politycznej.

Do Chin przyjechałem ponad dwa lata temu. Moje misyjne pragnienie wyjazdu do tego kraju zrealizowało się po kilkunastu latach od czasu wstąpienia do Towarzystwa Jezusowego. Powołanie misyjne do pracy w Chinach odkryłem już bowiem na początku zakonnej drogi, w nowicjacie. Wówczas głęboko dotknięty faktem prześladowania chińskich chrześcijan oraz potrzebami chińskiego Kościoła odczytałem wezwanie do posługi w tym kraju. Mój pobyt w Państwie Środka oraz kontakt z chińską kulturą i lokalnym Kościołem stały się inspiracją do licznych przemyśleń. W poniższej refleksji chciałbym przedstawić kilka uwag i spostrzeżeń na temat Chin i wyzwań, jakie stoją przed chrześcijaństwem w tym kraju.

Fenomen Chin

Chiny to światowa potęga, której populacja stanowi już ponad jedną szóstą całej ludzkości. Na ogromnym terytorium Państwa Środka mieszka ponad pięćdziesiąt grup etnicznych. Powszechnym językiem jest tu mandaryński, jednak wszystkich języków i dialektów można zliczyć około sześćdziesięciu. Kraj ten coraz częściej znajduje się w centrum uwagi na międzynarodowej scenie politycznej.

Istnieje, niestety, także mroczne oblicze chińskiej rzeczywistości: nagminnie naruszane prawa człowieka, brak rzeczywistej wolności religijnej mimo konstytucyjnych gwarancji, pogłębiająca się przepaść między ubogimi a nielicznymi bogatymi, ogromna korupcja, coraz częstsze bunty studentów czy robotników będące wynikiem frustracji. Wszystko to zakłóca propagowany kolorowy obraz Chin i staje się źródłem głębokiego niepokoju wśród obecnego aparatu partyjnego.

Kościół katolicki i całe chrześcijaństwo z ogromną uwagą i nadzieją spogląda na Chiny. Kraj ten stał się dziś dla Kościoła jednym z priorytetów misyjnych. Chrześcijaństwo, choć początki swej obecności w Chinach datuje już na VII wiek, w gruncie rzeczy nigdy nie zakorzeniło się w chińskim społeczeństwie tak, by mogło odegrać w nim znaczącą rolę. Jest to spowodowane różnymi przyczynami, nie tylko ogromną różnicą kulturową, ale także nieporozumieniami i błędami w ramach misyjnej działalności chrześcijan. Do tych błędów zalicza się w szczególności: spór o obrządki chińskie - zakaz praktykowania ich przez chińskich katolików zahamował wspaniałą tradycję akomodacji chrześcijaństwa w Chinach, czy też fakt działalności apostolskiej misjonarzy będących pod protektoratem europejskich potęg kolonialnych - w okresie wojen opiumowych Chińczycy doświadczyli od nich głębokiego upokorzenia. Odtąd chrześcijanie byli postrzegani bardzo negatywnie jako sprzymierzeńcy kolonialnych państw zachodnich. Niejednokrotnie wywoływało to fale buntów i prześladowań, kończących się często śmiercią męczeńską lub wypędzeniem misjonarzy.

Wyzwania kulturowe

Jakie wnioski i doświadczenia płyną z historii i współczesnej refleksji nad chińskim społeczeństwem? Kiedy przyjeżdża się do Chin, trzeba przede wszystkim w geście uszanowania symbolicznie uchylić kapelusza. Takiej postawy prawie pięćset lat temu nauczył się św. Franciszek Ksawery, przybywając do Azji. Doświadczył tego zwłaszcza w Japonii, zdumiony niezwykłą tradycją i bogatym kodeksem etycznym tego kraju. To właśnie tam przekonano go, że jeśli chce być słuchany w Kraju Kwitnącej Wiśni, musi najpierw zostać przyjęty w Cesarstwie Chin - największym imperium ówczesnej Azji. Z Chinami liczono się nie tylko jako z potęgą polityczną, lecz nie mniej jako z potęgą kulturową i cywilizacyjną. Dlatego właśnie Franciszek Ksawery wyruszył do Chin. Ta podróż jednak okazała się kresem jego ziemskiej pielgrzymki.

Doświadczenia św. Franciszka Ksawerego stały się wzorem postępowania i punktem wyjścia dla wielu jego następców. Najwybitniejszym z nich był o. Matteo Ricci, który właśnie dzięki ogromnemu szacunkowi i respektowi wobec chińskiej cywilizacji zdobył wielkie uznanie wśród rzeszy Chińczyków i uprzywilejowany został tytułem "mandaryna", którym określano elitę intelektualną ówczesnych Chin. Ślad po tym wybitnym misjonarzu pozostał do dziś. Jest on uważany za jednego z najwybitniejszych ludzi Zachodu mających wpływ na kulturę tego kraju. Już w szkole podstawowej mówi się dzieciom o znaczeniu przybycia do Chin tego wybitnego "Mędrca z Zachodu".

Obecnie rzeczywistość Chin różni się od tej, jaką zastał o. Matteo Ricci i jego następcy. Nie trzeba przywozić tu przyrządów astronomicznych, instrumentów muzycznych, wiedzy matematycznej czy geograficznej, słowem tego, czym jezuici w XVII wieku "oczarowali" Chińczyków. Wynika to oczywiście z tego, że zachodnia myśl i osiągnięcia przyjęły się bardzo dobrze w tym kraju, zaś sami Chińczycy w niejednej dziedzinie nie ustępują zachodniemu światu. Niemniej, cały czas kraj ten jest bardzo chłonny na "obcą myśl" i możliwości wzbogacenia swoich doświadczeń o osiągnięcia kultury innych krajów. Każdy cudzoziemiec mający coś do zaoferowania w zakresie jakiejkolwiek dziedziny wiedzy, która może się przysłużyć Chińczykom, jest tu mile widziany i szybko znajduje pracę, nawet jeśli między samymi Chińczykami konkurencja jest niezwykle duża. Chińczycy chętnie uczą się od innych. Chiny to kraj, w którym poniekąd panuje kult wiedzy.

Niestety, nie ma to odzwierciedlenia w poziomie wykształcenia. W wielu regionach kraju analfabetyzm w dalszym ciągu pozostaje poważnym wyzwaniem dla systemu edukacji. Paradoksalnie, choć komuniści obiecywali wszystkim równy i bezpłatny dostęp do nauki, w rzeczywistości wielu rodzin nie stać na zapewnienie wykształcenia swoim dzieciom. Niektórzy zadłużają się i pracują od rana do wieczora, by ich potomstwo mogło zdobywać wiedzę. Wykształcenie jest bowiem najlepszym kapitałem na przyszłość. Rodzice zdają sobie sprawę także z tego, że lepsza przyszłość ich dzieci zapewni im bezpieczne jutro. Przekonanie o niezbędności wykształcenia ma swoje korzenie w wielowiekowym systemie konfucjańskim, który od dawien dawna promował wychowanie i edukację jako najważniejszy środek osiągnięcia szczęścia rodziny i ładu społecznego. Komunizm bezskutecznie starał się wykorzenić tradycyjny, oparty na konfucjanizmie etos umiłowania wiedzy. Wykształcenie i wiedzę uznawano za wrogie postępowi rewolucji proletariackiej. Przewodniczący Mao był świadom, że tylko utrzymując ludzi w niewiedzy, może nimi dowolnie manipulować. Dlatego zwykł mawiać: "Im więcej książek czytasz, tym bardziej stajesz się głupszy". Dziś na szczęście już chyba nikt tego przekonania nie bierze tu poważnie.

Przyglądając się działalności misyjnej o. Matteo Ricciego, zauważamy, że jego sukces misyjny brał się właśnie z jego niezwykle rzetelnej wiedzy, którą potrafił przekazać Chińczykom. On sam nie miał wątpliwości co do ważności roli edukacji w działalności misyjnej w tym kraju i roli książek w dotarciu do rzeszy Chińczyków. Swego czasu miał powiedzieć: "Więcej się zrobi w Chinach za pomocą książek aniżeli słów". Dlatego najpierw sam kilkanaście lat uczył się języka chińskiego, a następnie znalazł dobrze wykształconego mandaryna, aby z jego pomocą przygotować teksty po chińsku i w ten sposób dotrzeć ze swym przesłaniem do chińskiej inteligencji. Myślę, że jego słowa i metoda mogą być inspiracją także dla nas dzisiaj.

Sytuacja społeczna

Sytuacja chińskiego społeczeństwa jest bardzo złożona. Kraj nękają coraz częściej bunty i strajki robotników, rolników i studentów, które wyrażają sprzeciw wobec niesprawiedliwości społecznej. Gwałtowny rozwój ekonomiczny kraju i bogacenie się ludzi zawężone zostały tylko do pewnej grupy społecznej i niektórych regionów. Pekin, Kanton czy Szanghaj to potęgi ekonomiczne. Wystarczy jednak wyjechać z tych metropolii, by zobaczyć rzeczywisty poziom życia przeciętnych mieszkańców miast i wsi ze słabą infrastrukturą oraz ciągle mozolnym tempem przemian. Tylko nieliczna grupa Chińczyków, wykorzystując doskonałą koniunkturę, w krótkim czasie staje się bardzo majętna, choć nie zawsze uczciwą drogą. Ma to miejsce głównie na wschodzie kraju i we wspomnianych, wielkich metropoliach Chin. Zdecydowana większość na zachodzie, północy i południu kraju żyje dość ubogo. W najcięższym okresie komunizmu za czasów Mao, kiedy przeprowadzono eksperyment ekonomiczny znany jako "wielki skok", z głodu umarło ponad trzydzieści milionów ludzi. Współczesnym Chińczykom żyje się o tyle lepiej, że z głodu już nie umierają, nadal jednak są niepewni swego jutra i bardzo często migrują w poszukiwaniu pracy. Szybki rozwój gospodarczy Chin nie przekłada się więc automatycznie na wyższy standard życia przeciętnego obywatela.

Kraj boryka się również z wieloma innymi problemami, jak choćby wzrastającą liczbą chorych na AIDS - w 2006 roku było zarejestrowanych ponad sześćset pięćdziesiąt tysięcy chorych. W kraju tym wykonuje się wiele wyroków skazujących na śmierć. Ich ilość przekracza liczbę egzekucji wykonywanych na całym świecie. Sprzyja to rozwojowi handlu organami do transplantacji, które pobierane są od skazańców po wykonaniu wyroku. Wedle oficjalnego stanowiska dokonuje się to za zgodą ich lub ich rodzin. Ten proceder kwitnie także dlatego, że wiele zamówień na organy płynie z różnych stron świata!

Powszechnie narzucona polityka kontroli urodzeń - czyli tak zwany model "dwa plus jeden" sprawił, że już teraz dochodzi do pewnego rodzaju destabilizacji społecznej. Obowiązkowa aborcja i preferowanie męskiego zamiast żeńskiego potomka doprowadziły do zachwiania równowagi w przyroście naturalnym, co jest coraz bardziej zauważalne. Na stu siedemnastu chłopców przypada już tylko około stu dziewczynek, z czego wynika, że pewna grupa mężczyzn nie będzie w stanie założyć rodziny. Rząd tłumaczy ze spokojem i zadowoleniem, że wprowadzona w latach osiemdziesiątych kontrola przyrostu naturalnego przyniosła spodziewane rezultaty, ponieważ gdyby nie ona, populacja Chin byłaby dziś o czterysta milionów większa. De facto jest to powód do niepokoju. W istocie bowiem wielu rodziców posiadających jedno dziecko martwi się o swoją przyszłość. Tradycyjna etyka konfucjańska, która nakazuje dzieciom opiekować się rodzicami w duchu "miłości synowskiej", przestaje znajdować zastosowanie i następuje jej degradacja. Dzisiaj wielu młodych ludzi bardziej interesuje się własnymi dziećmi niż starszym pokoleniem i w pogoni za lepszym standardem życia często opuszcza swoich rodziców, wyjeżdżając na studia lub w poszukiwaniu pracy. Wielu rodziców jest więc pozostawionych samym sobie. Stanowi to poważne wyzwanie dla państwa. Godna uwagi staje się także psychologiczna kondycja jedynaków, którzy stanowią większość w chińskich rodzinach. Wychowywani bez rodzeństwa, doświadczający szczególnej troski ze strony rodziców i krewnych - ponieważ są "jedynym skarbem rodziny" - stają się ofiarami tego systemu, dorastając w poczuciu swej wyjątkowości. Silnie ukształtowany egoizm wcale nie przygotowuje ich do wymagającej nieraz ogromnych wyrzeczeń rzeczywistości, jaka ich czeka w dorosłym życiu.

Wobec sytuacji panującej w Chinach także przed chrześcijaństwem stoją ogromne wyzwania. Pomimo formalnego zakazu działalności organizacji chrześcijańskich, w gruncie rzeczy w Chinach obecne są zgromadzenia zakonne i indywidualne osoby - duchowni i świeccy - pracujące w ramach różnych projektów socjalnych, takich jak: pomoc w sierocińcach, prowadzenie ośrodków dla chorych na AIDS, praca z trędowatymi itd. Do pewnego stopnia możliwa stała się także praca w zakresie edukacji, o ile pozostaje w zgodzie z prawem, czyli z punktu widzenia rządu nie jest "działalnością wywrotową". Obcokrajowcy mogą pracować z młodzieżą i studentami w ramach instytutów czy uniwersytetów, ucząc języków (największe zapotrzebowanie), filozofii, psychologii, nauk ścisłych oraz - co staje się szczególnie popularne - ekonomii i biznesu. Jest to więc okazja, aby dawać młodym ludziom nowe spojrzenie i niejednokrotnie dyskutować na temat tradycji zachodniego chrześcijaństwa.

Sami Chińczycy żywo interesują się światem Zachodu i przejmują jego niektóre trendy kulturowe. Zdają sobie sprawę, że aby lepiej zrozumieć zachodnią kulturę, powinni studiować chrześcijaństwo. Dlatego już na wielu uniwersytetach oficjalnie naucza się kultury i filozofii chrześcijańskiej. Powstaje coraz więcej instytutów prowadzących studia nad chrześcijaństwem i innymi religiami, zwłaszcza w perspektywie porównawczej z kulturą azjatycką. Coraz więcej intelektualistów i młodych ludzi chce studiować chrześcijaństwo, jednak nie w perspektywie przyjmowania wiary, lecz jako system filozoficzny lub zjawisko kulturowe. Wiedzą, że jest to dla nich klucz do zachodniej kultury. Często takie osoby określa się mianem "chrześcijan kulturowych". Wydawać by się mogło, że te zjawiska niewiele mają wspólnego z bezpośrednią ewangelizacją. Wierzę jednak, że ten rodzaj kontaktu Chin z chrześcijańską tradycją wiary będzie jak ewangeliczne ziarno gorczycy, które wyda owoce w swoim czasie.

Tradycyjne religijne Chin

Istotnym wymiarem chińskiej kultury i tradycji stanowiącym wyzwanie dla chrześcijaństwa są chińskie religie. Obecnie oficjalnie uznane religie w Chinach to: konfucjanizm, taoizm, buddyzm, chrześcijaństwo i islam. Wszystkie podlegają kontroli ze strony państwa za pomocą stowarzyszeń patriotycznych. Rodzime religie chińskie to konfucjanizm, którego założycielem był Konfucjusz, oraz taoizm założony przez Laocy. Na ogół mówi się, że są to nie tyle religie, co systemy filozoficzne czy etyczne. Istnieją jednak pewne cechy, które pozwalają traktować je także jako systemy religijne. Zanim jednak ukształtował się konfucjanizm i taoizm, w Chinach obecne już były tradycyjne wierzenia, wśród których szczególne miejsce zajmowały "kult nieba" i "kult przodków". Już bowiem od zarania dziejów Chin "Niebo" (Tian) było uważane za prazasadę wszystkiego i źródło wszelkiej harmonii w świecie. Przez długi czas koncepcja "Nieba" miała charakter osobowy w sensie najwyższego Suzerena, by później (prawdopodobnie pod wpływem buddyzmu) nabrać znaczenia bardziej bezosobowego. Chrześcijańscy misjonarze, poszukując w XVII wieku rodzimej chińskiej terminologii na oddanie chrześcijańskich prawd i przetłumaczenia pojęcia Boga (Deus), znaleźli dwa odpowiedniki: Shang Di (Najwyższy Byt, Stwórca) oraz Tian Zhu (Pan Nieba). Dzisiaj to pierwsze jest używane przez Kościoły protestanckie. Jednak pojęcie Shang Di ma konotację bliską weneracji cesarzy chińskich, którzy niejednokrotnie pozostawili ślad w historii jako krwawi uzurpatorzy. Ponadto, terminu tego używa się w taoizmie religijnym na oznaczenie różnych bóstw. Dlatego Kościół katolicki opowiedział się za przyjęciem drugiego określenia, które jest oryginalne i nieobciążone znaczeniowo.

Tradycyjna myśl chińska, filozofia i kultura wypływają ze zorientowanego etycznie myślenia chińskiego. Etyka bowiem leży u podstaw chińskiej tradycji. Konfucjusz jest tym myślicielem, który wywarł największy wpływ na chińską myśl. Kładł nacisk na wymiar zbiorowy, społeczny, na obowiązki wobec państwa. Stąd indywiduum o tyle ma znaczenie, o ile jest częścią rodziny i społeczeństwa.

Komplementarny wobec konfucjanizmu jest taoizm, który nie interesuje się zbiorowością, lecz indywiduum, stąd z tego, co społeczne, kieruje uwagę na jednostkę. Chińska myśl taoistyczna podkreśla wagę uzupełniania się przeciwieństw w celu osiągnięcia harmonii. Taoiści zawsze głosili pochwałę prostego życia i harmonii z naturą przez życie w pełni zgodne z cnotą i zasadą "drogi" (Dao), która wyraża najwyższy porządek "Nieba". Taoiści dalecy są od dominowania natury, postulują harmonijne współżycie z nią, gdyż człowiek stanowi tylko jej część. Chińczycy, głównie pod wpływem taoizmu, nie są skłonni do spekulatywności, lecz do umiłowania natury i konkretu. Mają wyostrzony zmysł praktyczności i przedsiębiorczości, co sprawiło, że myśl spekulatywna nie rozwinęła się tutaj do tego stopnia jak w świecie zachodnim. Jednak taoistyczna wrażliwość na naturę, piękno, estetykę i harmonię może być inspiracją dla nieco przesadnie "zracjonalizowanej" chrześcijańskiej refleksji teologicznej. I odwrotnie, chrześcijańskie umiłowanie kontemplacji stworzenia może znaleźć podatny grunt w chińskiej wrażliwości taoistycznej oraz odkryć sposoby komunikacji "misterium stworzenia" dla tej kultury.

Trzecia ważna religia w Chinach to buddyzm, który został "importowany" z Indii na przełomie I i II wieku naszej ery. Dzięki spotkaniu z refleksją taoistyczną i konfucjańską buddyzm nabrał chińskiej specyfiki, przyjął się doskonale i bardzo głęboko ukształtował rodzimą kulturę. Wraz z pojawieniem się buddyzmu w Chinach została wyraźnie ożywiona refleksja nad wymiarem transcendentnym, znaczeniem wymiaru ascetycznego, dystansu do świata i wyrzeczenia jego dóbr. Te kwestie jednak dla tak przedsiębiorczego i praktycznego narodu, jakim są Chińczycy, nie były łatwe do zaakceptowania.

Dziś, po okresie komunizmu, zwłaszcza po rewolucji kulturalnej (1966-1976), czyli po okresie kulturowego i moralnego spustoszenia, zerwania z przeszłością i niszczenia tradycyjnych wierzeń oraz chińskich zwyczajów, tradycje religijne Chin wracają do łask. Fanatyczna siła destrukcyjnej ideologii nie potrafiła opróżnić ludzkich serc i najgłębszych pragnień duchowych człowieka. Kiedy okazało się, że ludziom nie wystarcza już ideologia marksistowsko-maoistowska, w latach osiemdziesiątych pozwolono na ożywienie gospodarcze. Nadzieja na sukces i wzbogacenie stała się nowym programem społecznym z nadbudową ideologii socjalistycznej. Niemniej, wiele osób znużonych "ślepym" ożywieniem ekonomicznym, pogonią za pieniądzem i w konsekwencji coraz bardziej stresującym życiem poszukuje wartości, które nadadzą sens ich egzystencji. Ożywienie religijne zaczyna zataczać coraz szersze kręgi społeczne. Nawet liderzy partii wypowiadają się publicznie, że religia może mieć swoje miejsce w budowaniu harmonijnego państwa. Jeszcze niedawno gorliwie powtarzane przekonanie, że religia jest trucizną i "opium dla ludu", odeszło do lamusa. W wielu miejscach zauważa się odbudowę zniszczonych zabytków oraz architektury sakralnej nierzadko z wydatną pomocą finansową państwa. Pojawiają się liczne religijne publikacje. Tłumaczenia Biblii, głównie protestanckie, można już nabyć niemal w każdej księgarni. Wspólnoty religijne, nawet jeśli kontrolowane, zaskakują żywotnością i entuzjastycznym duchem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kraina kontrastów i wielkich misjonarzy
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.