John Wayne. Kowboj, który został katolikiem
To był mężczyzna jakich mało. Symbol męstwa i odwagi, kojarzony przede wszystkim z kowbojami i westernami. Ale czy wiesz, że został katolikiem na łożu śmierci? Poznaj historię jego nawrócenia.
John Wayne pracował w Hollywood przez ponad 50 lat, grał w ponad 160 filmach (w większości z nich główną rolę). Zyskał popularność dzięki rolom w westernach, został legendą i symbolem Stanów Zjednoczonych. Zdobył oskara za "Prawdziwe męstwo" (1969). Jego gra w filmach "Rio Bravo" oraz "Poszukiwacze" do dziś wzbudza podziw. John Wayne zmarł w wieku 72 lat na raka żołądka w 1979 roku. W dniu śmierci został katolikiem.
Wayne urodził się w kościele prezbiteriańskim i przez większość swojego życia nie był aktywnym chrześcijaninem. Wielu wypomina mu dwa rozwody oraz liczne związki pozamałżeńskie. Sam Wayne wielokrotnie żartował, że był "zawałowym katolikiem" - że dopiero w ostatniej minucie swojego życia porozmawia z księdzem. Dotrzymał obietnicy. Pod koniec życia coś zaczęło się zmieniać.
W połowie lat 60. wykryto u niego raka płuc. Aktor początkowo się nie poddawał, założył nawet specjalną fundację mającą na celu wsparcie tych, którzy walczyli z rakiem. W 1974 roku zdiagnozowano u niego nawrót choroby, a ostatecznym ciosem była informacja o raku żołądka, która pojawiła się niecałe dwa lata przed śmiercią.
Wayne kilka lat wcześniej obserwował chorobę swojego przyjaciela, Johna Forda (reżysera westernów, w których grał Wayne), który zmarł z różańcem w dłoni w towarzystwie katolickiego kapłana.
14 marca 1979 roku jeden z synów Wayne'a - Michael - zapytał ojca, czy może go odwiedzić abp Marcos McGrath. Aktor spędził z hierarchą niemal cały dzień. Trzy miesiące później, 10 czerwca, John Wayne otrzymał wszystkie sakramenty. Tego samego dnia zmarł.
- Do czasu, gdy umierał w szpitalu, ojciec nie był nawet ochrzczony - wspomina Patrick, jego syn - Był w śpiączce przez 10 dni przed śmiercią. Przychodziłem do niego i rozmawiałem z nim, nawet wtedy gdy spał. (...) W poniedziałek [gdy zmarł - przyp. KW] byłem przy nim, jego stan ciągle się pogarszał. Zadzwonił telefon - był to katolicki kapelan, który chciał odwiedzić ojca, mimo że ten był w śpiączce.
- Powiedziałem: "Tato, kapelan chce cię odwiedzić". Oczywiście nie oczekiwałem odpowiedzi. Wstałem i zacząłem iść w stronę drzwi. Wtedy usłyszałem - "OK". Byłem w szoku - mówi Patrick.
- Po 40 minutach przyszedł kapłan, a tata znów zapadł w śpiączkę. Powiedziałem "Tato, przyszedł kapelan". I znów usłyszałem - "OK"! Zostawiłem ich na 15 minut. Rozmawiali. Gdy kapłan wyszedł, powiedział że ochrzcił tatę - dodaje Patrick.
Obecnie jeden z jego wnuków, Matthew Munoz, został księdzem. Jest on wnukiem jego pierwszej żony, Josephine Saenz, która po rozpadzie małżeństwa do końca życia żyła samotnie. Jak wspomina ks. Munoz, modliła się o nawrócenie dla swojego męża. Dodaje, że jego dziadek żałował, że nie został katolikiem wcześniej, oskarżając o to swój pracowity styl życia.
- Mój dziadek był wojownikiem. Myślę, że wiele rzeczy dzisiaj by go smuciło, wielokrotnie czułby zawód. Ale myślę też, że nie traciłby nadziei. Patrzyłby na ten czas jako moment wiary. Ludzie są w kryzysie i szukają czegoś, co da im sens, co będzie prawdziwe - mówi ks. Munoz.
- Myślę, że patrząc na obecne czasy powiedziałby - nie zniechęcajcie się! Myślę, że zachęcałby nas, by się angażować, by nie chować się w jakiejś skorupie i bronić się (...). Myślę, że sam by się angażował i działałby na rzecz dobra. To robił w swoich czasach - mówi ks. Munoz.
Skomentuj artykuł