"Małe diablątko" - święta pianistka z charakterem
Wielu jest świętych, ale nie każdy potrafi tak zainspirować swoim życiem jak św. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej. Kochała życie, ludzi, świętowanie - była niczym Frassati.
Urodziła się 18 lipca 1880 r. we Francji jako Elżbieta Catez. Jej ojciec był kapitanem, a matka zajmowała się prowadzeniem domu. Jako dziecko była pełna energii, wybuchowa i niezwykle uparta. Tata nazywał ją swoim "małym diablątkiem". Matka nieprzychylnie spoglądała na to, jak ojciec rozpieszczał córkę i akceptował jej wybryki. Dlatego, gdy zmarł, zajęła się wychowaniem córki. Postępowała z nią bardzo surowo, ale nigdy nie żałowała jej też czułych gestów. Krótko po śmierci rodzinę spotkały finansowe problemy i matka z córką zdecydowały się sprzedać droższe mieszkanie, aby zamieszkać w skromnym domu w sąsiedztwie karmelitanek bosych. Tam pierwszy raz Ela spotkała siostry, w których charyzmacie później całkowicie się zakochała.
Pierwszym ważnym duchowym przeżyciem była dla niej Pierwsza Komunia. Od tego dnia postanowiła pracować nad sobą, aby nie postrzegano jej już jako rozkapryszonej dziewczyny. W czym młoda Elżbieta była podobna bł. Piotra Frassatiego? Tak jak on kochała życie, spotkania ze znajomymi, relacje z ludźmi i świętowanie. Chodziła często na zabawy i była duszą towarzystwa. Grała też pięknie na fortepianie, a na lekcje poświęcała codziennie przynajmniej godzinę. Wygrała nawet konkurs fortepianowy.
(fot. Willuconquer [CC BY-SA 3.0 or GFDL], via Wikimedia Commons)
Kilkunastoletnia dziewczyna była postrzegana przez przyjaciół i ludzi z zewnątrz jako niezwykła i charyzmatyczna. Posiadała hipnotyzującą wręcz osobowość. W swoim sercu nosiła jednak wielką tajemnicę, o której nikomu wcześniej nie mówiła, nawet matce. Dlatego nikt nie mógł się pogodzić z jej wyborem życiowej drogi. Ludzie po prostu za nią tęsknili. W wieku 14 lat złożyła osobiste śluby czystości i podjęła decyzję o wstąpieniu do karmelitanek bosych. Gdy była już pełnoletnia poinformowała o tym swoją matkę, a ta zareagowała bardzo negatywnie. Ograniczyła córce uczestniczenie w nabożeństwach przez większą ilość obowiązków domowych. Widziała jednak starania córki i jej przemianę z krnąbrnej dziewczyny w dojrzałą młodą kobietę. Po pewnym czasie wydała zgodę na jej odejście do zakonu, ale dopiero po ukończeniu 21 lat.
W 1901 r. Elżbieta wstąpiła do Karmelu i przybrała imię Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej. Bardzo starała się w swoim życiu realizować to wezwanie zapisane w jej imieniu. Zrezygnowała całkowicie z dalszego grania na fortepianie. Całe jej duchowe i mistyczne przeżycia znamy dzięki dziennikom, które prowadziła, będąc w zakonie. Dowiadujemy się z nich m.in., że miała mistyczne doznania, w których spotykała Jezusa podczas adoracji i Komunii Świętej. Chciała mu się cała oddać i być Jego chwałą na ziemi. Otrzymała mistyczne imię "Laudem Gloriae", które tłumaczyła jako "chwała Majestatu". Podczas swojej zakonnej drogi wiele razy przeżywała moment poczucia samotności i tzw. nocy wiary. Nie poddawała się i walczyła.
Na początku 1906 r. zaatakowała ją choroba Addisona. Postępowała ona bardzo boleśnie, a niedoczynność nadnerczy powoli odbierała jej sprawność. Przestała jeść, bardzo szybko chudła. W tamtych czasach choroba była jeszcze mało poznana i nie leczona powszechnie. 30 października kolejny atak choroby sprawił, że Elżbieta została przykuta do łóżka. W takim stanie spędziła swoje ostatnie dni. Zmarła 9 listopada wczesnym rankiem, wypowiadając przed śmiercią ostatnie słowa: "Idę do Światła, do Miłości, do Życia".
25 listopada 1984 r. św. Jan Paweł II beatyfikował młodą zakonnicę. Był pod jej wielkim wrażeniem i wygłosił wtedy ważne słowa, że "wraz z bł. Elżbietą rozbłyska dla nas nowe światło, w naszym świecie tak pełnym niepewności i ciemności pojawia się nowy przewodnik - pewny i bezpieczny". Kanonizacji dokonał papież Franciszek 16 października 2016 r. w Watykanie.
Elżbieta była niesamowicie piękną kobietą i fizycznie, i duchowo. Jej przenikające spojrzenie zostało uwiecznione na zdjęciu. Jeśli potrzebujesz umocnienia, wytrwałości i chcesz oddać się Bogu, ale boisz się utracić radość życia, to św. Elżbieta pomoże ci odnaleźć spokój. Radość pochodzi z serca.
Szymon Żyśko - redaktor DEON.pl, grafik, prowadzi autorskiego bloga "Pudełko NIC"
Skomentuj artykuł