Siedem Aniołów, czyli wspólna wędrówka, odkrywanie siebie i ewangelizacja bez słów
Siedem Aniołów to niezwykła inicjatywa, której założeniem jest integracja uczestników oraz lokalnej społeczności poprzez wzajemne rozwijanie talentów. Jest to wędrowanie przez różne miejscowości, spotkanie z Bogiem, ewangelizacja czynem i finałowy spektakl, do którego przez całą wędrówkę przygotowują się jej uczestnicy. O Siedmiu Aniołach opowiada twórca inicjatywy brat Cordian Szwarc OFM.
Tomasz Kopański: Czym jest inicjatywa Siedem Aniołów?
Brat Cordian Szwarc OFM: - Siedem Aniołów to przestrzeń, w której każdy może się odnaleźć i każdy może tworzyć. Tworzą ją wspólnoty z całej Polsce, dzieci i młodzież z Ukrainy, dzieci i młodzież z mamami z ośrodka cudzoziemców z Lininy oraz Czeczeni.
To jest nasze działanie międzykulturowe i międzyreligijne, ponieważ są także muzułmanie, grekokatolicy, Kościół wschodni. W tej przestrzeni staramy się poruszać, żeby wspólnie odkrywać, czy są granice miłości.
Skąd się wzięła nazwa Siedem Aniołów?
- Pierwsze wędrówki były do siedmiu miejscowości, w okolicach Pakości. Rozpoznawaliśmy jakie są informacje o mieszkańcach, przygotowywaliśmy słowo do nich słowo. Wzorowaliśmy się na listach do siedmiu kościołów z Apokalipsy. I tak powstała nazwa Siedem Aniołów.
W jaki sposób działacie i integrujecie ludzi?
- Jest kilka aspektów m.in. wspólna droga. Wędrujemy do miejscowości, w której chcemy zagrać spektakl. To także wspólna przestrzeń warsztatowa, wspólne rozmowy, posiłki czy budowanie interakcji z mieszkańcami miejscowości, do których idziemy. Ta inicjatywa nie jest statyczna.
Na jakie wartości, aspekty chcecie zwrócić uwagę uczestnikom Siedmiu Aniołów?
- Tegorocznym aspektem, który mocno naznacza nasze działania jest fakt wojny na Ukrainie i niezaplanowana obecność młodych Czeczenów i Ukraińców na naszym spotkaniu. Tutaj szukamy dialogu, porozumienia.
Chcemy także zwrócić uwagę na wspólną twórczość, oraz na to, że często z naszymi słabościami jesteśmy sami i wspólnota może być odpowiedzią, miejscem, gdzie będziemy mogli odpocząć. We wspólnocie łatwiej znosić nasze ciężary.
Czy ludzie z różnymi trudnościami odnajdują Pana Boga, pytają się o Niego, chcą z kimś o Nim porozmawiać?
- Na pewno msze anielskie są takim momentem, na które wiele osób zwraca uwagę. Mamy także świadectwa. Na przykład Kamila Stolarskiego, który cierpi na autyzm i pod wpływem tych anielskich działań otworzył się. Maluje portrety wszystkich osób napotkanych na swojej drodze, tworzy je w setkach. Codziennie robi wystawę, na której każdy z uczestników może siebie odnaleźć.
Jak według ojca obserwacji czują się ze sobą uczestnicy wyprawy, których różni kultura, narodowość i niekiedy wyznanie?
- Przed chwilą wyszedłem ze spontanicznego stania w kółku na sali gimnastycznej. Wzruszyłem się, bo zobaczyłem młodych Polaków, Czeczenów i Ukraińców stojących w jednym kółku i z radością grających w piłkę. Ale oczywiście temu wszystkiemu towarzyszy duży wysiłek i bardzo duże zmęczenie, bo są upały niemiłosierne.
Jakie przewidujecie atrakcje dla uczestników Siedmiu Aniołów? Wędrujecie od miejscowości do miejscowości i co w tych miejscach robicie?
- Jest na pewno msza święta. W tym roku idziemy do jednej miejscowości, ponieważ budujemy spektakl stacjonarnie w Nowym Mieście Lubawskim. Z rzeczy, które były przygotowane dla mieszkańców to np. koncerty „Cukra”, „Bonoboco”, potańcówka ludowa, koncert „Sendersów”, koncert zespołu „Dikanda” i spektakl finałowy.
Organizujecie także wydarzenia dla mieszkańców miejscowości, do których przybywacie. Jak oni na was reagują?
- Są bardzo otwarci. Są momenty, które przyciągają do nas ludzi. Na przykład momenty, gdzie ludzie mogą po latach się wyspowiadać. Ta radosna przestrzeń obecności wspólnoty w danej miejscowości jest zaraźliwa. Ludzie do nas wracają, przychodzą na zajęcia, jest to bardzo miłe.
Siedem Aniołów jest organizowane od 2014 roku. Czy na przestrzeni tych kilku lat widzicie już jakieś owoce tej inicjatywy?
- Widzimy, że to jest wspólnota, do której ciągnie dużo osób samotnych, z trudnościami, które aktualnie przeżywają kryzys. Dostajemy też sygnały, że ta inicjatywa jest miejscem, do którego inne wspólnoty chcą wracać.
Mamy na „koncie anielskim” np. przepiękną uroczystość ślubną, ponieważ w wyniku nawrócenia jedna dziewczyna na tej wędrówce odnalazła Pana Boga i postanowiła, że chce wziąć także ślub. Było przepiękne wesele. To właśnie te owoce najbardziej rzucają się w oczy.
Można powiedzieć, że ewangelizujecie ludzi, których spotykacie na swojej drodze.
- Mamy taką nadzieję, że to jest zdrowa ewangelizacja: mniej mówienia, a więcej robienia i obecności.
Dlaczego wędrujecie, nie łatwiej byłoby zrobić w jednym miejscu tego wydarzenia?
- W tym roku organizujemy Siedem Aniołów bardziej stacjonarnie, ponieważ wędrujemy tylko do jednej miejscowości. Idziemy do niej dwa razy, ponieważ podjęliśmy się wymagającego zadania zbudowania spektaklu. Do tego potrzeba czasu i miejsca.
Kiedyś to była wędrówka anielska. Wędrowanie od wsi do wsi, ponieważ w drodze Pan Bóg mówi do nas różne rzeczy. To jest element pielgrzymowania, ale także ekologii. Nie jemy z plastikowych naczyń tylko z biodegradowalnych. Jest element społeczny, integracyjny, międzykulturowy, międzyreligijny. To wszystko tworzy taką ewangelizację bez słów.
Spektakl pt. „Do granic możliwości” jest finałem naszych działań. Chcemy w tym spektaklu zaangażować dzieci, młodzież, Czeczenów, Ukraińców, Polaków z różnych miejsc. Oni wspólnie mówią o trudnościach, przełamywaniu barier, swoich lęków i granic.
Czy w ciągu roku, jako Siedem Aniołów także organizujecie inne wydarzenia?
- Tak, mamy spotkania wakacyjne, ferie dla dzieci, rekolekcje. To działa przez cały rok.
Skomentuj artykuł