Władysław Bartoszewski jakiego nie znacie! "Po spotkaniu z nim chciało się żyć, działać"

Władysław Bartoszewski jakiego nie znacie! "Po spotkaniu z nim chciało się żyć, działać"
Fot. Wikimedia / CC BY-SA 3.0 PL

- Władysław Bartoszewski zaciągnął straszliwy dług w Auschwitz. Spłacał go przez całe swoje życie. To była siła, która sprawiała, że ani dnia, ani godziny nie marnował - mówi Marek Zając, dziennikarz, autor książki "Pędzę jak dziki tapir".

19 lutego 1922 r. przyszedł na świat w Warszawie Władysław Bartoszewski - właśnie przypada 100. rocznica jego urodzin. W opublikowanej z tej okazji przez Wydawnictwo WAM książce Marek Zając poprzez anegdoty opowiada, jak niezwykłym człowiekiem był Władysław Bartoszewski. A autor książki "Pędzę jak dziki tapir" miał okazję poznać swojego bohatera bardzo dobrze.

DEON.PL POLECA

Druga część "Pędzę jak dziki tapir"

Kamil Babuśka: - To już druga część tej opowieści. W pierwszej części były 93 anegdoty, czyli tyle, ile lat przeżył Władysław Bartoszewski. W drugiej czytelnik dostaje jeszcze więcej, bo 123.

Marek Zając: - Pierwsze wydanie książki spotkało się z fantastycznym przyjęciem ze strony czytelników. Wtedy uznaliśmy, że zatrzymamy się na 93 anegdotach, bo tyle lat przeżył Władysław Bartoszewski. Jednak nieco tych anegdot pozostało na ławce rezerwowych. Ale były to opowieści wcale nie gorszego sortu niż te wydrukowane. Historie, które warto ocalić. Dlatego w związku z setną rocznicą urodzin Władysława Bartoszewskiego postanowiliśmy przygotować drugie, poszerzone wydanie – dodając kolejne 30 anegdot, chociaż… Gdybyśmy chcieli, to pewnie dodalibyśmy nawet 50 czy 60 kolejnych. No, ale w pewnym momencie trzeba powiedzieć stop.  

Między innymi dzięki takim ludziom jak Władysław Bartoszewski możemy dziś żyć w wolnym kraju i swobodnie się rozwijać.

Zrobił on na tyle dużo, żebyśmy zainspirowani jego słowami i postawą na własną rękę, na własną odpowiedzialność i na własną miarę brali się do działania. Jeżeli ktoś przeczyta książkę i postanowi w swoim życiu coś zmienić, to warto było opublikować drugie poszerzone wydanie zbioru anegdot, który czytelnicy pieszczotliwie ochrzcili… TAPIREM. 

Życie Władysława Bartoszewskiego było pełne doświadczeń, nieraz niezwykle trudnych. Przeżył przez 199 dni "piekło" obozu Auschwitz. Jaki wpływ na życie Władysława Bartoszewskiego miało to doświadczenie?

- Jest to doświadczenie absolutnie fundamentalne. Wyobraźmy sobie, że do piekła Auschwitz trafia 18-letni chłopak, przypadkowo zagarnięty przez łapankę na Żoliborzu, wymierzoną w polską inteligencję. Bartoszewski był jedynakiem, wychuchanym przez matkę, wychowanym przed wojną w mieszczańskim domu i wykształconym w prywatnych szkołach katolickich. Nigdy w życiu nie spotkał się bezpośrednio z przemocą, był słaby fizycznie.

Sympatyczny okularnik zatopiony w książkach. Młody chłopak pełen ideałów, który przed wojną chciał wstąpić do jezuitów. A tu nagle zderza się z najmroczniejszą postacią zła. To oczywiście powoduje głęboki wstrząs. Cały jego świat skonstruowany w oparciu o to, czego uczył się w domu, w szkole, w Kościele – nagle się rozpada. Dopiero  na gruzach tamtego dawnego świata Bartoszewski zaczyna budować to, co będzie robił przez całe swoje życie. Potężny gmach osobowości, tożsamości i moralności, która potrafi już przetrwać najcięższe próby. 

To jest w ogóle cud, że Władysław Bartoszewski biologicznie był w stanie przetrwać Auschwitz. Po ponad dwóch miesiącach pobytu w obozie jest już wrakiem człowieka, ma odmrożone ręce, ciało pokryte wrzodami, zapalenie płuc. W połowie grudnia 1940 roku na apelu porannym traci przytomność.

Dwóch więźniów zawlokło go do obozowego szpitala. W środku – ograniczona liczba miejsc. Władysław Bartoszewski zapamiętał, jak dwóch lekarzy (doktorzy Edward Nowak i Władysław Dering) wiodło nad nim spór. Jeden chciał go przyjąć. Drugi tłumaczył, że ten chłopak nie przeżyje, nie ma najmniejszych szans. Wtedy doktor Nowak powiedział: "Weźmy go, bo to to jest młody inteligent. Jeżeli przeżyje, może dać świadectwo”.

To była siła, która napędzała Władysława Bartoszewskiego przez całe życie.

Jego książki zawsze był pełne imion i nazwisk ludzi, o których nikt nigdy by nie pamiętał, gdyby nie Władysław Bartoszewski. Dawał świadectwo prawdzie przez całe życie: historyka, dziennikarza, publicysty, dyplomaty, wykładowcy.

To był straszliwy dług, który Władysław Bartoszewski zaciągnął w Auschwitz. On go spłacał całe swoje życie, to była siła, która sprawiała, że ani dnia, ani godziny nie marnował.

Przez całe życie pędził, był zaangażowany w dziesiątki naprawdę ważnych inicjatyw.

Kiedy opuszcza Auschwitz, przeżywa głęboki kryzys wiary. W połowie 1942 r. spotyka ks. Jana Zieję, który pomaga ludziom dręczonym przez dylematy związane z wojną, okupacją. Duchowny mówi młodemu Bartoszewskiemu, że nie ma sensu się zastanawiać nad tym, dlaczego akurat on ocalał, a inni nie przeżyli. Lepiej się zastanowić, po co ocalałeś. W rozmowie dochodzą wspólnie do odpowiedzi - żeby robić coś dobrego.

Władysław Bartoszewski jezuitą?

Władysław Bartoszewski przed wojną rozważał wstąpienie do zakonu jezuitów. Jak mocne były to rozważania i jak blisko było obrania takiej drogi życiowej?

- Naprawdę blisko. Latem 1939 roku maturzysta Władysław Bartoszewski – uczeń szkół katolickich – był przesiąknięty duchem chrześcijańskim i uznał, że powinien wstąpić właśnie do jezuitów. Udał się nawet na rozmowę do klasztoru na ulicę Rakowiecką, na Mokotowie. Ojciec duchowny powiedział mu jednak, że może wybuchnie wojna, trzeba będzie walczyć. Niech młody chłopak da sobie jeszcze trochę czasu.

Ostatecznie okazało się, że Opatrzność napisała dla Władysława Bartoszewskiego zupełnie inny scenariusz.

Marek Zając o Władysławie Bartoszewskim

Przez wiele lat współpracował pan z Władysławem Bartoszewskim. Jak pan go zapamiętał?

- Jest to jedna z najważniejszych postaci w moim życiu, którą stawiam na równi z moimi rodzicami czy siostrami. Człowiek, który w ogromnym stopniu mnie ukształtował. Blisko współpracowaliśmy, przede wszystkim w sprawach oświęcimskich. Byłem sekretarzem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, której przewodniczył Władysław Bartoszewski. W związku z tym okazji do wspólnych spotkań nie brakowało.

Nigdy o tym publicznie nie mówiłem, ale ja wręcz szukałem pretekstów, żeby się spotkać z Bartoszewskim nawet na 5 czy 10 minut.

Po każdym spotkaniu z nim, i to jest nie tylko moje doświadczenie, człowiek wychodził uskrzydlony, naładowany życiową energią. Chciało się góry przenosić.

I nie chodziło wcale o to, że Władysław Bartoszewski używał pięknych słów. Nie posługiwał się coachingowymi banałami. On po prostu był taki, że po spotkaniu z nim chciało się żyć, działać.

Miał swoje powiedzonka, np. bardzo często na koniec spotkania mówił: "No dobrze, panie Marku, to teraz robimy, co możemy, a czego nie możemy - też robimy!". 

Moja współpraca z Władysławem Bartoszewskim przypadła na okres po śmierci moich rodziców. W różnych sprawach był dla mnie tak jak ojciec. Jak potrzebowałem rady, to myślałem o nim.

Przez kontakt z Bartoszewskim, obserwowanie go, człowiek potrafił sobie poukładać hierarchię priorytetów w życiu. Należę do tych ludzi, którzy łatwo się zapędzają w różne sprawy i czasem mylą ważne z nieważnym. Siłą Władysława Bartoszewskiego było to, że on miał w życiu wszystko dobrze, mądrze i długofalowo poukładane. Znał prawdziwą hierarchię wartości. 

Każdy, kto przeczyta "Pędzę jak dziki tapir", właśnie dzięki tym często zabawnym historiom będzie mógł na własną rękę sobie w życiu pewne rzeczy mądrzej poukładać.

Dziennikarz i redaktor Deon.pl, student Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie. Uwielbia rozmawiać i poznawać świat z innych perspektyw.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Marek Zając

Bartoszewski. Zawsze na czas

Jak zmierzyć wielkość Profesora? Ciężko byłoby wymienić jego wszystkie honorowe tytuły, odznaczenia i nagrody. Uważał się za przyjaciela każdego człowieka, bez względu na jego pochodzenie i wyznanie. W czasie wojny był...

Skomentuj artykuł

Władysław Bartoszewski jakiego nie znacie! "Po spotkaniu z nim chciało się żyć, działać"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.