Można porozmawiać, pośpiewać, a nawet zatańczyć. Tu starość zachęca do życia
Wyrwanie starszych ludzi z samotności i szarej rzeczywistości to jeden z celów, który udaje się realizować w Krasowym Dworze. Ten ponad stuletni, pięknie odnowiony budynek w Mysłowicach stał się dla seniorów drugim domem. A czasem można odnieść wrażenie, że dla niektórych z nich to ich pierwszy dom.
Spokojna, pełna zieleni okolica zaprasza do wyciszenia się i złapania oddechu. Ale zaraz po wejściu do Krasowego Dworu słychać gwar i śmiech seniorów. Ta dobra, naturalna atmosfera towarzyszy mi przez cały czas wizyty. - Tu codziennie się coś dzieje - zapewnia Ewa Ramusińska, kierownik placówki. Pani Róża i pani Basia potwierdzają. Przychodzą tu regularnie.
Skąd tyle w paniach życia?
Spoglądam w pogodne, spokojne oczy pani Basi i pani Róży. Są inne od oczu przechodniów, których codziennie mijam na krakowskich, zatłoczonych ulicach. Obie panie emanują energią i radością. Nie kryją, że to zasługa miejsca, w którym się spotykają i ludzi, z którymi spędzają tu czas. Poza murami Krasowego Dworu zdarza się smutek, nostalgia i samotność.
W życiu przecież bywa różnie. Rodzina daleko, wnuki rzadko odwiedzają. W domu pusto, a człowiek siedząc samotnie traci zapał do wszystkiego. Pani Basia przyznaje, że w życiu bywało ciężko. - Rodzina była bardzo chorowita, musiałam się nimi stale opiekować. Pracowałam jako zwykła kucharka - mówi.
Dowiaduję się, że w budynku, w którym przebywamy, obie panie chodziły kiedyś do szkoły podstawowej. - Tu, gdzie siedzimy, była jedna z sal. A tam były schody na górę - wskazuje palcem pani Róża.
Dziura między pokoleniami
Codzienny pobyt w Krasowym Dworze wynagradza niełatwą przeszłość pań i chwile spędzone samemu ze sobą. Kobiety opowiadają, że pozostali seniorzy mieli podobnie ciężką sytuację zanim trafili do placówki. - Córka jednej z pań jest bardzo nerwowa. Złości się na matkę, na jej powolne ruchy i wolne myślenie. Ma pracę, musi zarabiać pieniądze. Dzieci trzeba odstawić do przedszkola - podają przykład.
Często z tego powodu dorosłe dzieci „pozbywają” się z domu swoich rodziców. Seniorzy nie nadążają za pędzącym światem młodych, w którym najważniejszą jednostką jest czas i pieniądz. Dziura między pokoleniami jest bardzo duża i ciężko ją załatać.
Panie mówią, że gdy były dziećmi, uczyły się od dziadków, czym jest starość, jak opiekować się babcią czy dziadkiem.
Panie widocznie ożywają, kiedy pytam, jak czują się w Domu Seniora. Na ich twarzach znów maluje się „zarażający” uśmiech. Pani Basia i Róża z zapałem opowiadają, że codziennie mają jakieś zajęcia: fizyczne, plastyczne i wiele innych. Dziś jest piątek, więc jak co tydzień odbędzie się msza święta. Nie może także zabraknąć gry w bingo.
- Seniorzy stale muszą mieć jakieś zajęcie. Chodzi to, żeby zająć im jakoś czas, dać im rozrywkę. Nie mogą się nudzić – zaznacza Ewa Ramusińska.
To właśnie jest jeden z celów Krasowego Dworu: wyrwanie starszych ludzi z samotności i szarej rzeczywistości. Trzeba dać im przestrzeń, zorganizować czas, zaproponować zajęcia, poprzez które będą mogli się wykazać i nabrać chęci do życia. Dzięki temu pojawi się szansa na zapomnienie o problemach czy samotności.
Rozglądam się po pomieszczeniu, w którym rozmawiamy. Parapet udekorowany kwiatami z bibuły. W rogu stoi kolorowa tablica żywieniowa. Na ścianie wisi zgrabny kalendarz. Panie chwalą się, że to wszystko własnoręcznie przygotowali seniorzy. Jestem pełen podziwu.
Panie z zachwytem w głosie opowiadają o swoich opiekunach. Czuć, że relacja między seniorami a opiekunami jest sympatyczna i zdecydowanie daleka od relacji pracownik - pacjent.
W domu widzę uśmiechnięte twarze, dostrzegam życzliwość okazywaną sobie wzajemnie. Są rozmowy, żarty, czasem ktoś się pożali. Ma go kto posłuchać. Nikomu w życiu łatwo nie było. O kierowniczce Krasowego Dworu panie mówią, że jest dla nich niczym matka i córka jednocześnie.
- Opiekuje się nami a my panią Ewę rozpieszczamy - wyznają kobiety, a pani Ewa musi pójść po chusteczki, aby otrzeć łzy, bo słowa seniorek ją wzruszyły.
Bliskość jest najważniejsza
Organizowanie zajęć dla seniorów to tylko jeden z celów placówki. Innym, być może ważniejszym, stanowiącym wręcz misję Domu Seniora, jest po prostu bycie blisko. Towarzyszenie drugiemu człowiekowi w jego starości, słuchanie, rozmawianie, śmiech, dzielenie się problemami, czułość, wrażliwość i empatia. Najgorsza ze wszystkiego jest samotność.
- Jakże ważna jest ta bliskość, bycie obok drugiego człowieka - wzdycha pani Róża, dodając, że „wy młodzi macie gorzej od nas, bo macie wszystko”. Te słowa zapadają w pamięć. Dla moich rozmówczyń niezwykle ważne jest to, że mogą spędzić czas z kimś w podobnym wieku, kto ich rozumie. Panie są zachwycone, że w Krasowym Dworze można porozmawiać, pośpiewać, a nawet zatańczyć. Po prostu żyć i znów poczuć życie.
Prawie każdy z seniorów, który trafia do placówki, początkowo jest zdystansowany. Szybko jednak pochłania go atmosfera pozwalająca się zasymilować z nowym otoczeniem.
Poświęcić się dla drugiego człowieka
Kiedy pytam Ewę Ramusińska, czy lubi swoją pracę, odpowiada, że nie wyobraża sobie żadnej innej. Szczęściem jest dla niej to, że może poświęcić się i dać coś od siebie drugiemu człowiekowi. Dla pani Basi i pani Róży ta kwestia także jest bardzo ważna.
- Opiekujemy się sobą wzajemnie, dajemy innym coś od siebie - zaznaczają kobiety.
- Kiedy widzę drugiego w potrzebie, jak mogę mu nie pomóc? Dla mnie pomoc to normalna rzecz - dodaje pani Basia ze szczerością w głosie.
Rozmowa z paniami mogłaby trwać bardzo długo. Ciągle znajdują się ciekawe tematy. W Krasowym Dworze czas płynie, ale tu nikogo nie ogarnia znużenie. Nie ma na to szans. Za dużo rzeczy jest do zrobienia.
Ideą Krasowego Dworu w Mysłowicach, będącego dziennym domem pobytu, jest to, że seniorzy trafiają do placówki na 11 miesięcy. Spędzają tu niemal cały dzień, wracając do swoich domów dopiero wieczorem. Dla pani Basi i pani Róży powoli kończy się czas pobytu w placówce. Przepisy, do których dom się musi stosować, zakładają, że teraz trzeba ustąpić miejsca innym. Nie można wziąć udziału w kolejnym naborze.
Moje rozmówczynie nie ukrywają, że będzie im brakować tego miejsca i tych ludzi. - Co my teraz będziemy robiły? - zastanawiają się kobiety, a w głosie można wyczuć, że myśl o samotności rodzi obawy. - Będziemy przecież mogły do siebie dzwonić i się spotykać - dodają po chwili z nadzieją w głosie.
Na zakończenie pobytu w Mysłowicach dyrektor Krasowego Dworu Krzysztof Mikołaj pokazuje mi jeszcze plany rozbudowy placówki. Ma powstać budynek z całodobową opieką nad osobami starszymi. Informacje o tym niezwykłym miejscu znaleźć można klikając w ten link.
Skomentuj artykuł