Czy istniej coś takiego jak ewolucja muzyki?
Muzyka jest przeważnie efektem pracy kompozytorów i wykonawców. W PNAS opisano eksperyment, w którym muzykę "zmuszono", by ewoluowała. To pokazuje, jak ważną rolę w procesie kształtowania różnorodności dźwięków odgrywa "dobór naturalny" czyli gust słuchaczy.
Robert MacCallum z Imperial College London w Londynie i trzej jego współpracownicy założyli, że muzyka oraz sztuka innego rodzaju, podobnie jak kultura oraz język, ewoluuje w procesie pełnym modyfikacji i doboru w sposób podobny, jak organizmy poddane prawom ewolucji. Wraz z odtwarzaniem utworu przez kolejnych wykonawców, jest on modyfikowany, zaś na sposób wykonania, popularność i żywotność melodii wpływa muzyczny gust słuchaczy - napisali w "Proceedings of the National Academy of Sciences" (PNAS).
- Każdy "wie", że muzykę stworzyły pokolenia i tradycje muzycznych geniuszy. Bach przekazał pałeczkę Beethovenowi, który z kolei podał ją do Brahmsa; Lennon i McCartney podali ją braciom Gallagherom [tworzącym zespół Oasis - red.], którzy scedowali ją na Chrisa Martina [z Coldplay]. Ale czy to właśnie to powoduje ewolucję muzyki? Zastanawialiśmy się, czy wybór konsumenta jest faktyczną siłą, stojącą za bezlitosnym pochodem muzyki pop - opowiada jeden z autorów pracy, profesor ewolucyjnej biologii rozwojowej z Wydziału Nauk o Życiu na Imperial College London, Armand Leroi.
Naukowiec zauważył, że za każdym razem, gdy ściągamy z internetu taki, a nie inny plik muzyczny, albo gdy kupujemy płytę - zawsze dokonujemy wyboru. - Miliony takich wyborów to miliony aktów twórczych. Jak by nie było, tak właśnie selekcja naturalna stworzyła życie na Ziemi. Jeśli mogła do tego doprowadzić ślepa zmienność i selekcja - zastanawialiśmy się, czy mogłaby również doprowadzić do stworzenia popowej piosenki. Aby to sprawdzić, wymyśliliśmy eksperyment - dodał.
Będąc przekonanymi, że muzyka ewoluuje w procesie darwinowskim (bez żadnej kontroli ze strony kompozytora) - naukowcy chcieli tę hipotezę udowodnić. Posłużyli się specjalnie stworzonym programem komputerowym DarwinTunes, który działa w Internecie i generuje trwające po 8 sekund serie przypadkowych dźwięków, które co jakiś czas przechodzą rekombinacje, mutacje i podlegają reprodukcji.
Rolę analogiczną do doboru naturalnego, który działa w przyrodzie, w przypadku DarwinTunes odegrało siedem tysięcy internautów - ochotników, którzy słuchali "utworów" i oceniali je na skali od "nie mogę znieść" po "uwielbiam!". Ocena wpływała na dalszy los "kompozycji".
Utwory oceniane najgorzej szybko "wymierały", podczas gdy te doceniane mogły się ze sobą "krzyżować" (mieszała się stanowiąca je treść) i "rozmnażać", dając początek nowym pokoleniom, które zastępowały starsze. W trakcie tych procesów zachodziły też przypadkowe mutacje.
Po około 2,5 tysiącach pokoleń utworów, które ewoluowały pod wpływem "selekcji" (ocen słuchaczy), układy dźwięków wyraźnie miały coraz mniej wspólnego z hałasem, i stawały się coraz milsze dla ucha - stwierdzili autorzy doświadczenia. Był to m.in. efekt pojawienia się wśród szumu przyjemnie brzmiących akordów i rytmów, które słuchacze wyraźnie faworyzowali i swoimi ocenami wzmacniali ich rację bytu.
To właśnie wtedy standard piosenek zaczął się stabilizować, a ewolucja muzycznych fragmentów spowolniła. Zdaniem autorów publikacji, odzwierciedla to proces zachodzący w przyrodzie, będący efektem niekorzystnych mutacji i rekombinacji.
Leroi nie wątpi, że gdyby eksperyment potrwał dłużej (kilka lat, zamiast miesięcy), i gdyby wykorzystano do nieco większe, szybsze komputery, a także miliony - a nie tysiące - internautów, mogłaby powstać fantastyczna muzyka. - Czy byłby to Mozart? Nie sądzę. Nikt mu nie dorówna. Nie byłby to wyraz indywidualnego muzycznego geniuszu. Byłaby to po prostu muzyka ludzi w najczystszej formie - powiedział badacz cytowany przez serwis BBC.
Skomentuj artykuł