"Na śniegu". Przeczytaj poruszające opowiadanie Józefa Hena

fot. Mikołaj Palazzo / Unsplash

"Nie strzeli - pomyśleli  żołnierze. Chłopiec krzyczał, bił się pięściami po piersi, płakał, ale też myślał: Nie strzeli, nie strzeli. - Oficer stał niezdecydowany, palce zaczęły mu marznąć, czuł, że nie ruszy kurkiem".

Józef Hen to autor kilkudziesięciu książek prozatorskich i scenariuszy, a także tomów wspomnień i dzienników. Wiele jego dzieł zostało przetłumaczonych na różne języki, a także zekranizowanych. Przeczytaj poruszające opowiadanie "Na śniegu", pochodzące ze zbioru "Bokser i śmierć".

***

Szli otępiali, ze zwieszonymi głowami. Zatopić się w myślach - to było najprostsze. Zapomnieć, że dławi plecak, że gniecie karabin, że ciąży manierka z wodą.

Dokoła rozpościerał się ogromny, biały step. Czasem zawył wiatr, podniósł kurzawę śniegu, sypnął za kołnierz lodowatymi ziarnkami, schłostał przepalone mrozem policzki. Czasem któryś przystanął, rozejrzał się - jak biało! Jak przeraźliwie biało! - poprawił plecak, i dalej…

Chłopiec liczył kroki: - Raz… dwa… trzy… Do stu wytrzymam. -  Ale wytrzymywał więcej. Liczby stawały się coraz dłuższe, coraz zawilsze. - Dwieście pięćdziesiąt trzy… dwieście pięćdziesiąt cztery - chłopiec plątał się w nich, gubił, nie nadążał za własnym krokiem. Przestał liczyć.

Bolały nogi. Denerwowało, że droga była zasypana śniegiem, nierówna, jakby na złość, jakby umyślnie. Zbaczało się ciągle w pole, grzęzło w zaspach po kolana, czasem ktoś potknął się, upadł, ale wnet wstawał i szedł dalej - no bo co było robić?

Oficer człapał obok, nachmurzony, zasępiony. Spoglądał od czasu do czasu z troską na żołnierzy i mruczał:

- Prędzej… prędzej… równo… Ale to tylko tak, dla formy.

Bo szli.

Chłopiec kulał - stopy miał pewnie poodparzane - zrobiło mu się gorąco, spocił się. Wiatr zawiewał czasem ostudzającą falą za kołnierz, więc chłopiec rozmyślał: Zaziębię się, zaziębię się, na pewno… - I dziwił się, jak bardzo tego chciał. Zaziębi się, będzie gorączkował, położą go na wozie, wyprostuje zmęczone nogi. Może odeślą go do szpitala?

Potykał się coraz częściej. Ten za nim burknął:

- Co ty, nędzo, nogi nie utrzymasz?

Chłopiec skulił się. Poczuł, że nogi grzęzną w śniegu. Stracił równowagę i upadł. Kolega go szturchnął.

- Wstań!

Mroźny wiatr ledwie muskał twarz, w uszach rozbrzmiewało jakąś daleką, dawno zapomnianą melodią. Rozmarzył się: leży na wozie, koła turkoczą jednostajnie, koń klekoce kopytami po asfalcie.

Próbował zebrać się w sobie, wstać, ale nie mógł. Nie mam sił - uprzytomnił sobie.

- Co ty? Wstań! - naglił kolega.

- Czego chcesz? - bronił się chłopiec. - Przecież nie mam sił. I kiedy go podnosili, ciągle się jeszcze opierał:

- Zrozumcie, zrozumcie, nie mam sił… Ale szedł dalej. Karabin rżnął ramię, sznury plecaka wpijały się w grzbiet. Ten za nim wyjaśniał mu, że trzeba iść, trudno, trzeba - przecież nie można wpaść w ręce nieprzyjacielowi.

- Co poradzisz? - mówił. - Nie wolno wpaść im w łapy.

Chłopiec o tym wiedział, powtarzał to sobie nieraz, ale wiatr tak nieludzko chłostał i wszystko było takie ciężkie. I ta droga: grudy, zaspy, grudy, zaspy. I ten bezkres, koszmar bieli - bezdrzewnej, oślepiającej. Ciągle wracała wizja wozu, ciągle rozbrzmiewał w uszach turkot kół, klekot kopyt. Więc szedł, marząc: leży, wóz unosi go daleko za tę pustkę, między drzewa i ludzi; albo: siedzi przy stole, przed nim kubek gorącej herbaty, ale takiej, że ręce można grzać, a on powoli, powoli ją pije… Ludzie kiwają nad nim głowami, a on im powtarza: "Nie mam sił… nie mam i już…".

Ten za nim ciągle go trąca, kilka razy nastąpił mu na pięty, a on nie rzucił mu nawet krótkiego "przestań". I nagle ogarnęło go przerażenie: O Boże, przecież ja nie mam sił!

Teraz to sobie uświadomił: już koniec. Dalej nie pójdzie. Zostanie tu, na śnieżnym stepie. Albo siądzie na wóz. Wiedział, że na wóz nie wolno siadać, bo szkapina i tak za chwilę, tylko patrzeć, padnie. Ale poprosi oficera.

Oficer zdziwił się:

- Na wóz? Zwariowałeś! Koń przecież zdycha… Nie, nie można! Żołnierze zatrzymali się. Przysłuchują się, kiwają głowami.

- Ja już nie mogę - mówił chłopiec. - Nie mam sił.

- Co ja ci poradzę? - Oficer bezradnie trzepnął - Sam chodzę jak i ty. Jeszcze kilkanaście kilometrów - i nocleg. No, do szeregu!

- Kiedy ja nie mam sił…

- Do diabła! Wszyscy nie mamy sił. Do szeregu!

- Ja dalej nie pójdę - powiedział chłopiec. Oficer pokiwał z politowaniem głową.

- A gdzie zostaniesz? Tutaj? Rozejrzyj się tylko!

Chłopiec rozejrzał się i przeraził. Więc iść dalej? Człapać, dreptać, zapadać się w śnieg, liczyć kroki, brnąć, brnąć.

Powtórzył:

- Ja dalej nie pójdę.

- Nie pójdziesz? - Oficer miał tego dość. - Gadzie! Do nich chcesz przystać?! - Wyrwał z kabury - Zastrzelę! Zastrzelę jak psa!

Żołnierze ich otoczyli. Chłopiec rzucił na nich wzrokiem, potem na nagan, wyprostował się i krzyknął:

- Strzelaj!

Oficer osłupiał.

A tamten krzyczał jak opętany:

- Strzelaj! Strzelaj! No, strzelaj!

Nie strzeli - pomyśleli  żołnierze. Chłopiec krzyczał, bił się pięściami po piersi, płakał, ale też myślał: Nie strzeli, nie strzeli. - Oficer stał niezdecydowany, palce zaczęły mu marznąć, czuł, że nie ruszy kurkiem.

- Marsz do szeregu! - krzyknął. - Na postoju pójdziesz pod sąd! Marsz, bo zastrzelę jak psa!

- Nie pójdę! Strzelaj! Oficer ochłódł.

- Myślisz, że nie strzelę? - spytał, unosząc brew.

- Wszystko mi jedno!

- Pójdziesz czy nie?

- Nie strzeli - usłyszał czyjś szept oficer. Przeraził się zaciekłości chłopca, żal mu go przecież było, taki młody. Ale szał mógł się udzielić żołnierzom i jemu samemu; osłabną i oszaleją wśród ogromnego, śnieżnego stepu.

Zacisnął zęby i wycedził:

- No?

- Nie!

Huknął strzał. Żołnierze wzdrygnęli się. Chłopiec spojrzał ze zdziwieniem na oficera, zatrzepotał rękami i zwalił się na śnieg.

Oficer pokiwał głową, schował nagan do kabury. Przez chwilę stał zgarbiony, przypatrując się chłopcu, wreszcie wyprostował się i powiedział cichutko, z westchnieniem:

- Połóżcie go na wóz… jest ranny…

autor kilkudziesięciu książek prozatorskich i scenariuszy, a także tomów wspomnień i dzienników. Wiele z jego dzieł zostało zekranizowanych, jak umieszczone w tym tomie opowiadania: Bokser i śmierćKrzyż walecznych czy Wdowa po Joczysie, a także powieści: Prawo i pięść czy Nikt nie woła. Tłumaczony na wiele języków.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Na śniegu". Przeczytaj poruszające opowiadanie Józefa Hena
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.