"Raport Pileckiego". Czy takiej produkcji oczekiwałby rotmistrz?
Historia rotmistrza Witolda Pileckiego nie jest stosunkowo znana od dawna. W czasach PRL podlegała cenzurze, a jego raporty z Auschwitz ujrzały światło dzienne dopiero w 2000 roku. Po latach czyny bohatera narodowego doczekały się ekranizacji. Czy jednak rotmistrz Pilecki nie zasłużył na coś lepszego?
Życie rotmistrza Pileckiego
Od 1 września w kinach obejrzeć można film "Raport Pileckiego". Opowiada on o tytułowym rotmistrzu Witoldzie Pileckim, który zasłynął ze swojej ofiarności wobec ojczyzny. Był uczestnikiem Bitwy Warszawskiej, brał udział w powstaniu warszawskim, a także walczył w armii generała Andersa. Przede wszystkim zasłynął jednak z tego, że dobrowolnie stał się więźniem obozu w Auschwitz, z którego po 947 dniach brawurowo zbiegł, aby poprzez raporty przekazać światu prawdę o tym strasznym miejscu i zbrodniczej działalności Niemców.
Po wojnie rotmistrz Pilecki nie miał łatwego życia. Został aresztowany przez komunistów, którzy go torturowali, a następnie skazali na śmierć za działalność wrogą Polsce Ludowej. Współczesny bohater narodowy nigdy nie wyrzekł się swoich ideałów. Jak sam przyznał "Starałem się tak żyć, abym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć niż lękać".
Długie oczekiwanie na "Raport Pileckiego"
Polscy widzowie na "Raport Pileckiego" czekali długo. Podczas jego kręcenia nie zabrakło perturbacji w postaci zmiany reżyserów. Pierwszy z nich, Leszek Wosiewicz, chciał skupić się przede wszystkim na pobycie Pileckiego w Auschwitz, natomiast Krzysztofowi Łukaszewiczowi zależało na ukazaniu pełniejszej biografii rotmistrza, do czego finalnie doszło.
Nie można jednak powiedzieć, że ilość wątków wziętych z życia polskiego bohatera i ukazanych w produkcji wyszła jej na dobre. Ekranizacja przedstawia m.in. przesłuchiwanie i torturowanie Pileckiego przez komunistów, pobyt i działalność rotmistrza w Auschwitz (choć filmowemu obozowi do jego rzeczywistej drastyczności jest z pewnością daleko) czy jego relacje z żoną i dziećmi.
Co więcej, widz ujrzy niemało scen związanych z Józefem Cyrankiewiczem (również więźniem Auschwitz, którego w czasach PRL-u uważano za jednego z organizatorów obozowej konspiracji). Finalnie "Raport Pileckiego" nie wyjaśnia, czy główny bohater miał w ogóle jakiś związek z Cyrankiewiczem. Być może ten wątek należałoby nieco skrócić i skupić się na innych obszarach interesującego życia Witolda Pileckiego.
Witold Pilecki i Polska Ludowa
Film o rotmistrzu Pileckim to przede wszystkim proces, jaki władze Polski Ludowej toczą wobec niego. W produkcji za mało jest jednak samego Pileckiego, a zbyt dużo wyciągniętych i rozgrzebanych wątków, z których nierzadko niewiele wynika. Brakuje iskry, która wzbudziłaby większą ekscytację u widza. "Raport Pileckiego" ogląda się zwyczajnie, bez większych fajerwerków. A te z pewnością by się przydały, bo już sama biografia rotmistrza to temat na niejeden ekscytujący film czy serial.
Plusem "Raportu Pileckiego" jest za to gra aktorska Przemysława Wyszyńskiego, który wcielił się w rolę tytułowego bohatera. Jest on bardzo podobny do rotmistrza, którego znamy z poniższej fotografii.
Rotmistrz Witold Pilecki (fot. domena publiczna)
Przemysław Wyszyński wzbudza w sobie wiele emocji, dobrze gra na uczuciach widzów. Najważniejszymi wartościami dla rotmistrza Pileckiego były Bóg, honor, ojczyzna, co także w dobry sposób przekazał aktor. Poprzez jego grę widać, jak ważne dla Pileckiego były wymienione wartości, zwłaszcza Polska, za którą całe życie walczył.
- Moim zadaniem było opowiedzenie historii autentycznego człowieka, który kiedyś istniał, miał swoje marzenia i pragnienia, odczuwał pełne spektrum emocji, radość, miłość i strach, człowieka, który został postawiony w sytuacji bez wyjścia, a mimo to, udało mu nie utracić swojego człowieczeństwa. Witold miał piękne, kochające serce, którego potrafił słuchać. To bardzo inspirująca postać, dlatego przede wszystkim postanowiłem poznać Witolda, dowiedzieć się o nim możliwie najwięcej, o tym jakim był człowiekiem, jakie były jego motywacje i cele. Pragnąłem ujrzeć świat jego oczami - powiedział Przemysław Wyszyński.
Zaletą produkcji jest także wplecenie w scenariusz słów bohatera. "Znalazłem w sobie radość wynikającą ze świadomości, że chcę walczyć", "Starałem się tak żyć, abym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć niż lękać", słyszymy w filmie.
Czy warto obejrzeć "Raport Pileckiego"? Mimo wszystko tak, chociażby ze względu na pamięć dla rotmistrza. Nie należy się jednak spodziewać fajerwerków. Kto wie, może w niedalekiej przyszłości polscy widzowie będą mogli obejrzeć bardziej ekscytującą ekranizację naprawdę ciekawego życia Witolda Pileckiego.
Skomentuj artykuł