Daję na WOŚP i nie robię tego na złość Kościołowi
Każdego roku na początku stycznia słyszę od różnych osób jedno pytanie: "Dajesz na WOŚP?". Zawsze odpowiadam tak samo: no pewnie! Po kilku latach mógłbym już wyciągnąć ciekawe wnioski statystyczne, że najczęściej pytają o to zagorzali przeciwnicy Jurka Owsiaka lub sympatycy, którym trudno uwierzyć, że zadeklarowany katolik gra z Wielką Orkiestrą.
Spór wykreowany przez pewną grupę ludzi - o to, czy wspierać WOŚP, czy nie - wpisał się już na stałe w styczniowy krajobraz Polski. Ja wrzucam pieniądze do puszek wolontariuszy i nie robię tego na złość Kościołowi. Nie wyobrażam sobie też styczniowej szarówki bez radosnego grania Orkiestry. Kościół nigdy nie zajął stanowiska w tym sztucznym sporze i nie zabronił wspierać WOŚP. Jak również nigdy nie nakazał. To, że jeden lub drugi ksiądz czy też katolicki publicysta ma z tym problem, nie jest głosem całego Kościoła.
Cieszy mnie, gdy chrześcijanie angażują się w WOŚP. Tak samo cieszy, gdy kupują świece Caritasu, opłatki wypiekane i sprzedawane przez hospicja czy biorą udział w zbiórkach na leczenie chorych dzieci. Dobro zawsze dobrem pozostaje, kiedy masz w sercu czystą intencję, jaką jest chęć pomocy drugiemu człowiekowi.
W miniony poniedziałek siostry dominikanki z Broniszewic postanowiły wesprzeć Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Zrobiły to z bardzo konkretnego powodu:
"Kilka lat temu w tym domu było bardzo biednie. Były to czasy, że brakowało nam pieniędzy na chleb. Pan Jurek Owsiak odpowiedział bardzo szybko na naszą prośbę o materace przeciwodleżynowe dla tych oto chłopaków (…). To, co nas niezmiennie zaskakuje, to szybkość działania, brak formalności. Najpierw sprzęt, potem podpisy. Zupełnie inaczej niż to działa w większości fundacji" - mówiła w wywiadzie dla TVN24 s. Małgorzata Myk.
W takich chwilach liczy się każda minuta, gdy trzeba odpowiedzieć na cierpienie innych. Próba przymykania na to oczu, a już w ogóle kalkulowania, czy nam się to duchowo opłaci, to po prostu czyste zło.
Koloratka świetnie komponuje się z sercem WOŚP
W zeszłym roku w zbiórki i aukcje zaangażowało się wielu ludzi Kościoła. O niektórych z nich mogliśmy usłyszeć w mediach. Ks. Krzysztof Faron z Ząbkowic Śląskich jako pasjonat trójboju siłowego wystawił na licytację profesjonalny trening i doskonalenie techniki pod jego okiem. Na zbiórkę patrzy pozytywnie, bo inkubator zakupiony przez fundację Jurka Owsiaka ocalił życie chłopcu, którego on zna osobiście. "Pragnę dołożyć swoją cegiełkę, by kolejny Michał, Sebastian, Piotrek mogli żyć" - mówił ks. Faron.
Podobnie zareagował ks. Artur Kaproń z Osiecznicy, znany z zamiłowania do kulturystyki, który również wystawił na aukcję trening ze sobą. Ks. Patryk Frankiewicz z Grudziądza dorzucił cenne pamiątki żużlowe z autografami oraz sesję zdjęciową na stadionie; a Ksiądz Rafał Przybyła z parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gliwicach zaprosił do swojej szkółki jeździeckiej.
WOŚP wspierają nie tylko duchowni katoliccy. Ks. Robert Augustyn z Kościoła ewangelicko-augsburskiego uwielbia rajdy samochodowe, więc na finał Wielkiej Orkiestry w zeszłym roku wystawił miejsce obok siebie w samochodzie. Największe poruszenie jednak wywołała decyzja księdza z parafii polskokatolickiej w Elblągu, który w trakcie mszy podszedł do wolontariuszy WOŚP i wrzucił do puszki całą zebraną na niej ofiarę. Zanim to zrobił, uczciwie poinformował o swoim planie zebranych wiernych.
Deficyt wrażliwości gorszy od dziury budżetowej
Przyznaję, że miałem taki moment, gdy zastanawiałem się nad wspieraniem WOŚP. W moim otoczeniu byli ludzie, którzy starali się przekonać mnie do zmiany myślenia. Ich argumenty były jednak szyte grubymi nićmi. W jednym zdaniu pojawiał się Jezus, Leszek Balcerowicz i światowa masoneria. Szybko okazało się, że zacząłem podejrzliwie patrzeć na wszystkie inicjatywy charytatywne. Mojego sumienia nie uspokajało przeglądanie ani raportów z działalności różnych fundacji, ani rozliczeń ze zbiórek i darowizn. Byłem przekonany, że fundacje szkodzą, bo od pomagania jest państwo, na które płacę podatki. I że to państwo jest psute przez tego typu działania, które pozwalają mu na niebranie odpowiedzialności. Prymat pomocy systemowej nad ludzką wrażliwością i odwieczny konflikt wędka czy ryba.
Z tej nieufności i bezmyślności wyleczyła mnie dopiero s. Chmielewska. Na pytanie Piotra Żyłki, czy jest sens pomocy doraźnej, odpowiedziała:
"I jedno, i drugie ma sens. Nie mogą nędzarze i głodni czekać, aż my zmienimy systemy. Więc trzeba pracować dwutorowo. Człowiek jest głodny tu i teraz, nie ma gdzie spać tu i teraz. Zmieniając jego sytuację, zmieniamy świat. Chrystus utożsamia się z konkretnym człowiekiem, nie z systemem".
Podobnie mówiła w "Sposobie na cholernie szczęśliwe życie":
"Receptą jest zmiana naszej mentalności (…). Co z tego, że dasz komuś wędkę, gdy on nie ma gdzie łowić ryb".
Daję na WOŚP właśnie dlatego, że Kościół mnie tego nauczył
Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą chcieli coś ugrać na dobroczynności, ale to nas nie zwalnia z pomagania. Nie będę opowiadał historii o dzieciach, które widziałem w inkubatorach z logiem WOŚP - były takie nawet w mojej rodzinie. Ale Orkiestra gra już 26. rok, idąc na studia, spotykałem moich rówieśników, którzy żyli dzięki temu, że był odpowiedni sprzęt. A jeśli politycy odpowiedzialni za Ministerstwo Zdrowia wliczają pieniądze z WOŚP w roczny budżet, obniżając tym samym subwencję państwa, to w żadnym wypadku nie jest problem wolontariuszy i fundacji, a naszej mentalności. Ochrona zdrowia równa dla wszystkich, nie wykluczająca ani najmniejszych, ani najstarszych, ani najuboższych, powinna być priorytetem w sprawiedliwym państwie, jakim chcemy być.
W listopadzie zeszłego roku uczestniczyłem w zbiórce pieniędzy na leczenie 4-letniej Martynki. W niecałe 3 miesiące rodzice musieli uzbierać 1,6 mln zł, żeby ratować własne dziecko. A to nie jedyny taki przypadek. Przekazywaliśmy wszystko, co mogło zostać zlicytowane. Udało się dosłownie na kilka dni przed terminem wyznaczonym przez niemiecką klinikę. Martynka pojechała. W takich chwilach rodzice nie pytają, skąd przychodzi pomoc. Chcą ratować dziecko nawet kosztem własnego życia.
Chęć czynienia dobra jest wpisana w naszą naturę - głęboko w to wierzę. Nie wiem, czy Jezus wrzuciłby pieniądze do puszki wolontariusza WOŚP. Wiem natomiast, że na pewno zainteresowałby się losem tych, na których fundacja zbiera każdego roku. Bierność w momencie, kiedy możemy pomóc, to najsmutniejsza reakcja, jaka może się nam "przydarzyć". Daję na WOŚP właśnie dlatego, że Kościół mnie tego nauczył.
Szymon Żyśko - dziennikarz i redaktor DEON.pl. Autor książki "Po tej stronie nieba. Młodzi święci". Prowadzi autorskiego bloga www.nothingbox.pl
Skomentuj artykuł