W zamachach na Sri Lance stracił dwoje dzieci. Mimo to, nie ma w sercu nienawiści
"Odpowiedzią jest miłość i pomaganie innym ludziom". Historia amerykańskiego biznesmena, którego syn i córka zginęli w zamachach na kościoły i hotele, obiegła świat.
W zamachach na Sri Lance zginęło ponad 350 osób, wśród nich nastoletnie rodzeństwo - 15-letnia Amelie i 19-letni Daniel.
Jak informuje portal RMF24, w hotelu, w którym znajdował się biznesmen z dziećmi, wybuchły dwie bomby. Eksplozję pierwszej z nich udało się im przetrwać. Wybuch drugiej okazał się dla Amelie i Daniela śmiertelny.
Dad recounts trying to save his kids: 'The bomb went off and they both were running toward me'https://t.co/bgWO6Q8tzu. Moving account.
— Rita Dinger (@kleindinger) 23 kwietnia 2019
Tak śmierć rodzeństwa wspomina ojciec, amerykański biznesmen, który tego dnia przebywał z dziećmi w Colombo. "Bomba wybuchła, gdy oboje biegli w moim kierunku".
Mężczyzna dodaje, że po wybuchu podbiegł do dzieci, ale były one nieprzytomne. "Wydawało mi się, że córka się rusza. Syn leżał nieruchomo. Jakaś kobieta zaproponowała mi, że zniesie na dół Amelie, do karetki. Potrzebowałem, by ktoś pomógł mi przenieść syna" - relacjonuje Linsey, cytowany przez RMF24. Mężczyzna wspomina, że próbował robić synowi masaż serca, niestety bezskutecznie. Ostatecznie nie udało mu się uratować ani syna ani córki.
Matt Linsey wyznaje, że nie czuje do nikogo nienawiści. "Ulubioną piosenką moją i mojej córki była "Love Is The Answer". Tak, chcesz, żeby rząd powstrzymał tych ludzi. Ale z drugiej strony mówię: «Odpowiedzią jest miłość i pomaganie innym ludziom»" - mówi ojciec zmarłych dzieci, cytowany przez RMF24.
Morandi - "Angels" ("Love Is The Answer"):
Skomentuj artykuł