8 Marca - Dzień Matek
Jeszcze kilka lat temu z kościelnych kręgów dobiegały głosy niechęci wobec 8 marca, gdyż wielu osobom kojarzył się on wyłącznie z PRL-em. Świętem państwowym uczyniły go socjalistyczne władze. Po 1989 roku upamiętniały je feministki, co roku organizując happeningi i marsze. Dzisiaj katolickie media chętnie poruszają tematykę "kobieta", w wielu miejscowościach odbywają się spotkania i debaty zorganizowane przez organizacje lub instytucje katolickie, a czasem - niekatolickie, lecz z udziałem ludzi Kościoła. Diecezja łowicka obchodzi nawet Diecezjalny Dzień Kobiet, w czasie którego panie wspólnie się modlą, wymieniają doświadczeniami, dyskutują. Według KAI bp Andrzej F. Dziuba odprawił mszę świętą, a każda kobieta otrzymała (już nie PRL-owskiego?) tulipana. To miłe.
Dzień 8 marca jest dziś świętem dość oczywistym, pozbawionym konotacji z poprzedniej epoki, zgrzebnej i ascetycznej konsumpcyjnie. Trudno o atmosferę prawdziwej walki ideologicznej, gdy kobiety są kuszone przez producentów i handlowców bazujących na tradycyjnym modelu kobiecości. Wystarczy przejść się w niedzielę na spacer po mieście, żeby uderzyły po oczach świąteczne pakiety promocyjne w witrynach sklepów.
Kosmetyki, biżuterię, ciuchy i inne "niezbędne przedmioty" można nabyć w wyjątkowo atrakcyjnych cenach. Wbrew zaleceniom hierarchii (dyspensa na niedzielę?) znajdą chętnych - i trudno się dziwić. Bo gdy nakładają się na siebie sprzeczne przekazy: bądź piękna i zadbana; nie korzystaj z okazji bycia piękniejszą za pół ceny, trzeba mieć wielki hart ducha, żeby się oprzeć pokusie.
Dzień Kobiet to nie są Walentynki, napisał Jacek Siepsiak SJ. Zgoda. Według mnie w Kościele data myli się jednak głównie z 26 maja - Dniem Matki. Dalej czytamy: "Święto Kobiet jest potrzebne nam, facetom. […] Bo rozkosznie jest być rycerzem, czyli dżentelmenem, nie tylko wobec jednej damy, ale tak w ogóle." Mam nadzieję, że kultura opiekuńczych rycerzy nie zniknie wraz z narastającą samodzielnością kobiet: intelektualną, finansową i życiową (troska o istoty słabsze, w tym słabsze fizycznie niewiasty, była jedną z najważniejszych cnót zawartych w średniowiecznych kodeksach rycerskich). Skoro św. Ignacy Loyola, w młodości zafascynowany Rycerzami Okrągłego Stołu, jest postacią ponadczasową, to musi być jakiś sposób na udany mariaż tradycji i współczesności. Może szkoda, że nikt nigdy nie wpadł na to, by stworzyć kobiecy odpowiednik kodeksu rycerskiego?
Intryguje mnie to, że męskie wartości (etos) i zachowania wywodzi się przede wszystkim z kultury, a kobiece - z natury. Jaki związek z naturą ma choćby męski honor?
Samodzielność kobiet zaczyna się od wykształcenia i samodzielnego myślenia. Od wyrażania swojego zdania bez lęku przed krytyką. Pod tym względem rok będzie ciekawy. Oto w jednym czasie ukazuje się kilka godnych uwagi książek na temat kobiet w Kościele, autorstwa kobiet. W Polsce kuleje recepcja nauczania św. Jana Pawła II, który napisał wiele o nierównym traktowaniu kobiet ale poświęcił temu zagadnieniu relatywnie mało wystąpień publicznych. Dlatego potocznie łączony jest tylko z obroną rodziny i pro-life. A to jedna strona medalu. Drugą spowił całun niepamięci.
Już są książki: dr Anny Szwed "Ta druga. Obraz kobiety w nauczaniu Kościoła rzymskokatolickiego i w świadomości księży", dr Anety Gawkowskiej "Nowy Feminizm na tle koncepcji pojednania według Jana Pawła II". Lada chwila ukażą się: "Kościół kobiet" Zuzanny Radzik, doktorantki UW, a także "Osob(n)a: kobieta a personalizm Karola Wojtyły - Jana Pawła II. Doktryna i rewizja" dr Justyny Melonowskiej. Wiem o jeszcze jednej publikacji koleżanki doktor z Wydziału Humanistycznego AGH w Krakowie, która ma się ukazać pod koniec roku (oparta na cennych badaniach empirycznych). Znam - tak się złożyło - wszystkie autorki. Wiem, że prezentują bardzo różne, czasem rozbieżne punkty widzenia. Łączą je za to rzeczy fundamentalne dla jakości debaty publicznej: są rzeczowe, świetnie przygotowane merytorycznie; pracują na najlepszych w kraju uczelniach świeckich (nie katolickich); nie ulegają presji ani z prawa, ani z lewa, ani z kościelnego mainstraemu. Oby to był zaczyn nowej jakości debaty o kobietach w Polsce, w katolickiej przestrzeni.
Te kobiety mają swoje zdanie. Uzasadniają je solidnie argumentami. Mogą się więc uczciwie między sobą spierać. Czy kobiety do dziś siedziały cichutko? Ależ nie.
Dobrym przykładem wypowiedzi publicznej kobiety-katoliczki jest felieton "Babskie sprawy" Agaty Puścikowskiej (gosc.pl z 5 marca br.). Czasem się zgadzam z Agatą, czasem nie. Można nas posłuchać 8 marca o godz. 11. 05 w Radiu Kraków, w audycji "Rozmowy o wierze" (powtórka o północy, po tygodniu link z nagraniem na stronie radia). Redaktor Anna Kluza-Łoś zaprosiła nas do dyskusji o tym, jak Kościół reaguje na przemoc wobec kobiet. Z tekstem Agaty też niestety zgodzić się nie mogę, choć bardzo bym chciała. Utożsamiła bowiem, nie wiem czemu, słowo kobieta, z matką wielodzietną. Na jakiej podstawie terminy używane są zamiennie?
Puścikowska najpierw pisze ogólnie o "kobietach" i ich inicjatywach. O babskim świecie, "babskich miejscach", w których można dostać wsparcie, zintegrować się itd.. Potem nagle, bez zająknięcia, przechodzi do "kobieta - matka, żona", by po chwili pisać o "klubikach dla mam". Babskie sprawy ilustruje przykładem inicjatywy wielodzietnych matek z Otwocka.
I pisze: "Marzy mi się, by powstała duża strona internetowa, portal, który skupiałby wszystkie podobne inicjatywy - opisywał je, pokazywał." Wspaniały pomysł. Lubię Agatę. Dokładnie 3 lata temu spotkałyśmy się krakowskiej knajpce, wraz z kolegą dziennikarzem, żeby porozmawiać o takim portalu. Wtedy miał to być portal dla katoliczek. Wiesz Agato o kim myślałam przy czytaniu? O wspaniałej kobiecie, która do nakreślonego obrazka nie pasuje. O Janinie Ochojskiej.
Gdyby - analogicznie - za mężczyznę brać jedynie męża i ojca, to kim byliby księża?
Skomentuj artykuł