Brak psychologa to wielki brak
(Uwaga: tekst zawiera lokowanie dwóch świetnych książek)
Agnieszkę Doboszyńską poznałam na jednej z medycznych konferencji naukowych kilka lat temu. Spotkanie to dotyczyło leczenia niepłodności. Nie pamiętam, czy to wtedy, czy później, kiedy przeprowadzałam z nią wywiad, opowiedziała mi tę historię.
Otóż na współprowadzonych przez nią warsztatach dla kobiet z problemem niepłodności była pacjentka z tak zwaną niepłodnością idiopatyczną, czyli o nieznanej przyczynie. Fizjologicznie było wszystko w porządku i u niej, i u jej męża, ale wciąż nie zachodziła w ciążę. W trakcie warsztatów okazało się, że zbyt szybko musiała dorosnąć. Okoliczności sprawiły, że jako nastolatka przejęła opiekę nad młodszym rodzeństwem. To odcisnęło się tak mocno na jej psychice, że nawet wiele lat później z podświadomości wychodził impuls "żadnych dzieci" i blokował płodność. Kiedy przyjęła i przeżyła ból i trudne emocje związane ze swoją wczesną młodością, zaszła w ciążę.
Opowieść ta była i jest dla mnie poruszającą historią o potędze naszej psychiki a także tego, jak wiele może dać mądre wsparcie. Wróciła do mnie podczas lektury książki "Nadzieja na nowe życie. Poradnik dla marzących o dziecku", której współautorką jest Agnieszka Doboszyńska. To 28 "odcinków" o tym, czego doświadcza kobieta, której pragnienie macierzyństwa wciąż pozostaje niezaspokojone. Dużym atutem tej pozycji jest to, że opiera się na praktyce: doświadczeniu mierzenia się z niepłodnością jednej z autorek, doświadczeniami z warsztatów, o których wspomniałam, wreszcie jest tam wiele treściwych porad, jak sobie radzić z emocjami lub co robić, kiedy nie możemy sobie z nimi poradzić. Jednym ze słów, które się tam często przewija, jest "wsparcie".
To z kolei kojarzy mi się z wywiadem-rzeką Piotra Żyłki z ks. Janem Kaczkowskim "Życie na pełnej petardzie". Mówiąc o hospicjum i szpitalach, ks. Kaczkowski wspomina także o znaczeniu psychiki w leczeniu oraz opiece paliatywnej. I nie chodzi o to, żeby ktoś siedział i klepał po rączce, powtarzając: "Będzie dobrze", kiedy już wiadomo, że tu, na ziemi, już dobrze nie będzie. Wspierać też trzeba umieć i świetnie to wybrzmiało w tym wywiadzie. Na szczęście można się go także nauczyć, ale do tego potrzebni są trenerzy i psychologowie. Zresztą opieki psychologa w sytuacji choroby na etapie paliatywnym potrzebuje nie tylko chory, ale także jego bliscy, wsparcie będzie potrzebne także w okresie żałoby. Praca z emocjami pozwala nie tylko przetrwać ten najgorszy okres, ale także przemienić go w czas dojrzewania w człowieczeństwie i budowania siebie. Może brzmi to jak slogan, ale dla większości ludzi zderzających się z cierpieniem z pewnością nie są to puste słowa.
Piszę o tym nie dlatego, że potrzebuję podzielić się wrażeniami z moich ostatnich lektur. Piszę, bo mam przed oczami panie terapeutki ze szpitala w Sosnowcu, które wcale nie musiały przychodzić do nas, ofiar wypadku pod Szczekocinami, bo to nie leżało w zakresie ich obowiązków. Jednak przyszły, bo wiedziały, że możemy potrzebować wsparcia. Zawsze pozostanę im wdzięczna za ten gest, a jednocześnie będzie on mi zawsze przypominał o tym, co wymienione przeze mnie książki: w polskich szpitalach wciąż rozpaczliwie brak psychologów. Na wielu oddziałach ich praca jest konieczna, ale szpitale oszczędzają i nie ma dla nich etatów. Tymczasem możliwość rozmowy, wygadania się a czasem po prostu wypłakania przed kimś, kto nas przyjmie ze zrozumieniem i będzie wiedział, jak pomóc, jest też szansą na lepsze przeżycie choroby, wypadku, trudnej diagnozy. Bywa też szansą na uniknięcie choroby, bo źle przeżyta trauma może potem wyrazić się lżejszym lub cięższym schorzeniem, lub pomóc we właściwym rozpoznaniu choroby. Czasem jest też szansą na rozpoczęcie zmian na lepsze w czyimś życiu, jeśli np. ofiara przemocy domowej wreszcie będzie miała okazję opowiedzieć o przeżywanym przez siebie piekle.
Marzy mi się moment, kiedy możliwość skorzystania z opieki psychologa w szpitalu będzie czymś naturalnym. Oby nastąpił jak najszybciej.
Skomentuj artykuł