Co Miłosza ocala

Co Miłosza ocala
(fot. Mariusz Kubik, http://www.mariuszkubik.pl/Wikipedia Commons/CC BY-SA 3.0)

Mija właśnie 10 lat od śmierci Czesława Miłosza. Najlepszym sposobem na uczczenie pamięci poety jest czytanie jego poezji. Zatem czytajmy. Nasza dzisiejsza lektura to tom poetycki zatytułowany "To", wydany w 2000 roku, a więc u progu nowego wieku i u schyłku długiego życia naszego noblisty.

Czytelnik w roli spowiednika

DEON.PL POLECA

Na kartach "To" spotykamy się ze starym, blisko 90-letnim człowiekiem, który miał bardzo bogate życie. Z człowiekiem świadomym zbliżającego się końca ziemskiej wędrówki i próbującym jakoś to długie życie podsumować czy może rozliczyć. Można sobie więc wyobrazić Miłosza, który wspiął się na górę swego życia, na sam szczyt, by obejrzeć się za siebie i spojrzeć w dół na to, co było esencją minionych lat.

To spojrzenie jest czyste i dalekosiężne jak widok z górskiego szczytu przy dobrej pogodzie. Takie wiersze jak "Uczciwe opisanie samego siebie nad szklanką whisky na lotnisku, dajmy na to w Minneapolis", "Voyeur", "Vipera berus" czy "To jasne" niosą znamiona szczerej autoanalizy, wyznania czy miejscami wręcz spowiedzi. Czytelnik zostaje w ten sposób postawiony w roli spowiednika, który chcąc nie chcąc musi w jakiś sposób odnieść się do "grzechów" penitenta, rozeznać je, a może nawet ocenić.

Zabieg ten może wydawać się początkowo nieco ekshibicjonistyczny, może wręcz miejscami niesmaczny. Jednak wciąga człowieka do wnętrza tej poezji. A gdy oswoimy się już z emocjonalnym ładunkiem, jaki niosą ze sobą owe wyznania, zaczynamy dostrzegać, że tak naprawdę nie one są tu najważniejsze.

Działam czy jestem działany?

Miłosz patrzy na swoje życie jak na długą podróż. Można by przeczuwać, że 90-letni człowiek po przebytej drodze zechce odpocząć, że odczuje satysfakcję, jaką zwykle mamy po zakończonym etapie na szlaku, że w końcu poczuje sens i wartość wykonanego wysiłku. Nie, niczego takiego nie odnajdziemy w tym tomiku.

W wierszu "Po podróży" poeta przyznaje się do myśli wręcz przeciwnych. Swoje życie uważa za niezrozumiałe i dziwne, a siebie przyrównuje do podróżnika, który właśnie powrócił z wyprawy i próbuje sobie przypomnieć, gdzie był, co robił i jaki to miało sens. Bez skutku. Dość łatwo jest przypomnieć sobie najważniejsze fakty z tej wędrówki. Najtrudniejsze okazuje się odnalezienie w niej sensu. Bez tego "człowiek wydaje się istotą irracjonalną i absurdalną".

Tu uwidacznia się manicheistyczna koncepcja urządzenia świata, którą Miłosz wyznaje i którą bezskutecznie próbuje oswoić. Tak naprawdę to nie on wyznaczał trasę tej wędrówki, to nie on trzymał mapę z zaznaczonymi na niej szlakami, to nie on działał, ale "był działany przez posługujące się nim siły". Fakt, iż w ten sposób patrzy na świat, poeta poczytuje sobie za sukces, a tym, którym wydaje się, że wyłącznie sami decydują o swoim życiu, zarzuca naiwność (wiersz "Głowa").

Nie jestem stąd

W tomie "To" bardzo silny jest ton pesymistyczny, daleki od klasycznej pochwały istnienia. Ludzka kondycja okazała się rozczarowaniem ("Voyeur", "Tak zwane życie", "To"), a życie poety nieustanną tułaczką. Porównanie egzystencji do wędrówki ma jeszcze jedną istotną cechę. Człowiek przemierza malownicze tereny, podziwia piękno przyrody, rozkoszuje się cudownością natury, ale tak naprawdę w żadnym z tych miejsc nie jest u siebie. Wędruje nieustannie z myślą, która gdzieś tam jest z tyłu głowy, że "nie jestem stąd" ("Gdziekolwiek").

Jaki zatem był sens i cel mojej drogi - pyta poeta. Zadaje to pytanie wpatrzony w nurt strumienia, przywołując heraklitańskie panta rhei. Jedną z odpowiedzi jest "siedzieć i patrzeć" ("Nad strumieniem"). Tym określeniem Miłosz nazywa swoją skłonność do nieustannej obserwacji, do chłonięcia wszystkiego, co piękne. Chciwe, bardzo chciwe oczy poety ("Voyeur"), choć słabną, nadal są żądne wrażeń. Ta właściwość wydaje mu się tak ważna i silna, że bez trudu przenosi ją na życie przyszłe, po śmierci: "Zamieniony w samo patrzenie, będę dalej pochłaniał proporcje ludzkiego ciała, kolor irysów, paryską ulicę w czerwcu o świcie, całą niepojętą, niepojętą mnogość widzialnych rzeczy" ("Uczciwe opisanie…").

Temat śmierci i tego, co po niej nastąpi jest tu obecny, ale z umiarem, jak na człowieka około dziewięćdziesiątki. Miłosz wyznaje, że raj to dla niego za wysokie progi, ale chciałby znaleźć się w którymś z regionów czyśćca, gdzie mógłby dostąpić "wyzwolenia z fantomów umysłu" i "zobaczyć jasno" ("Jeżeli"). W wierszu "Obudzony" opisuje jak pewnej nocy obudził się i nagle doznał uczucia ogromnego, doskonałego szczęścia. Szczęścia, które dla niego było zapowiedzią tego, co znajdzie "po drugiej stronie".

Zatem widzimy starego człowieka wpatrującego się w strumień, w przemijanie, w swoje minione życie. Człowieka, który - jak się wydaje - śmierci się nie obawia, a z Bogiem jest pogodzony.

Odpuszczony

Uważny czytelnik w tym miejscu zada pytanie. Co sprawia, że człowiek, który przyznaje się do wielu przewin, który nie chwali swojego istnienia, nie dziękuje za nie, uważa je za nielogiczne i niezrozumiałe; co sprawia, że człowiek wierzący w Boga, ale nie przyznający Bogu przymiotu rozumnego Stwórcy ma odwagę z nadzieją spoglądać w nieznaną przyszłość i odnosić do siebie samego określenie "odpuszczony" ("Post Scriptum")? Inaczej mówiąc: co Miłosz ma na swoją obronę? Co Miłosza ocala?

Niewątpliwie wyzwalająca i oczyszczająca jest poezja tego temu. Za jej pośrednictwem poeta staje nagi przed czytelnikiem i przed Bogiem ("Modlitwa", "Daemones"). Tym, co ocala jest też według Miłosza "wieczne i boskie zdziwienie" ("Na moje 88 urodziny"), któremu był wierny przez całe życie. Dar nieustannego zadziwiania się poeta podnosi do rangi najwyższej, zostawiając swym czytelnikom w testamencie jako wyzwanie i zadanie.

Zresztą ten dar zadziwienia oraz "chciwe oczy" poety pozwoliły mu wypełnić to przeznaczenie, którego sam nie wybierał, ale przyjął jako swoje ("Do leszczyny"). Było to powołanie, by "wchłonąć jak najwięcej barw, smaków, dźwięków, zapachów, doświadczyć wszystkiego, co jest udziałem człowieka, przemienić co doznane w czarodziejski rejestr" ("Gdziekolwiek"). Z tego zadania 90-letni poeta wywiązał się dobrze.

Dobrze też czuł się w towarzystwie słabych, chwiejnych, niepewnych. Zaliczając i siebie do tej kategorii, wyznaczał im (i sobie) konkretną pracę: "Wznieść się dwa centymetry nad swoją głową / I móc powiedzieć komuś, kto rozpacza: / Ja też tak samo płakałem nad sobą ("To jasne"). Empatia, współczucie z doświadczonymi, wspólnota tej samej ziemskiej doli - to także Miłosz ma na swoją obronę.

Pieśń wieczności

To wszystko - przewiny i zasługi, zachwyty i rozczarowania, nadzieja i niewiara - prowadzi sędziwego poetę do finału, którym jest pieśń o charakterystycznym tytule "Jasności promieniste":

Jasności promieniste,

Niebiańskie rosy czyste,

Pomagajcie każdemu

Ziemi doznającemu.

Za niedosiężną zasłoną

Sens ziemskich spraw umieszczono.

Gonimy dopóki żywi,

Szczęśliwi i nieszczęśliwi.

To wiemy, że bieg się skończy

I rozłączone się złączy

W jedno, tak jak być miało:

Dusza i biedne ciało.

Wiersz ten uderza melodyjnością, wyjątkową w tym tomie i jakby nie przystającą do formy pozostałych utworów. Jest to utwór pisany jakby ex post - po śmierci, już z drugiej strony. Tym samym wędrówka przez karty "To" nie kończy się wraz ostatnią jego stroną, ale pozostaje otwarta na wieczność.

* Wszystkie cytaty za: Czesław Miłosz, "To", Wydawnictwo Znak, Kraków 2004.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Co Miłosza ocala
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.