Czy liczby coś mówią?

Jacek Poznański SJ

Liczby wydają się być fetyszem współczesnej kultury zachodniej (N. Rescher). Wprost obsesyjnie lubujemy się w wskaźnikach, poziomach, kursach, stopniach, rankingach. Przyjmuje się nieraz, że tylko tworzenie systemów kwantyfikacji jest drogą do dostarczenia spójnej, wiarygodnej, wiedzotwórczej informacji i prowadzi do autentycznego rozumienia. W badaniach społeczeństwa statystyka staje się wyrocznią, która dla decydentów wyznacza jasną linię oddzielającą racjonalne decyzje i wybory polityczno-gospodarcze od nieracjonalnych.

Na ile liczby coś mówią? Przy bliższej refleksji, chociażby nad edukacją, wydaje się absurdalne, by tak wiele tak różnych elementów móc wyrazić za pomocą jednej liczby, jak to robią np., rankingi uczelni, albo procedury kwalifikacyjne na studia. Bo jakim działaniem matematycznym połączyć ze sobą liczbę studentów na uczelni, dorobek kadry naukowej, oraz dostępność akademików, by otrzymać sumę, która umieści uczelnie w szeregu? Są to przecież odmienne wymiary edukacji! Że takie procedury są przydatne dla rankingów (i przynoszą pieniądze), nie znaczy, że są autentyczną informacją. A co mówią liczby, na które przekłada się konkretnego człowieka, przychodzącego do biura rekrutacyjnego? Czy dodanie do siebie punktów, na przykład za oceny z matematyki, języka polskiego i obcego oraz punktów za udział w konkursach itp., jest w ogóle sensownym działaniem, nie mówiąc już o tym, czy powstała w ten sposób suma rzeczywiście coś mierzy?

W planowaniu instytucji i rządów często istnieje jakieś ukryte przekonanie, że tylko wtedy, gdy coś da się skwantyfikować, można otrzymać poznawczo znaczące rezultaty i właściwą wiedzę. Jednocześnie nieraz milcząco się zakłada, że to, co nie da się skwantyfikować jest poznawczo bezwartościowe, a przez to zaniedbywane. Chyba także w Kościele przyjął się nowożytny kwantyfikatywny paradygmat oceniania spraw i osób. Ujawnia się to choćby w dyskusjach dotyczących tego, co będzie z Kościołem, gdy spadnie liczba księży (albo wiernych). Kościół ma przecież tyle niemierzalnych aspektów, o wiele istotniejszych niż liczba księży czy zakonników. Czy czasem w Kościele nie ulegamy idolowi liczb, by nie zostać posądzeni o brak (nowożytnej) racjonalności?

Czy i decyzje nie są podejmowane pod presją liczb? Dlaczego np. mniejsza liczba księży nie mogłaby prowadzić do dynamiczniejszego rozwoju chrześcijaństwa? Dlaczego to akurat te rzeczy, zjawiska, procesy, których nie da się policzyć czy skwantyfikować, nie miałyby odkrywać donioślejszej roli w rozwoju chrześcijaństwa?

DEON.PL POLECA


Liczby nie zawsze wskazują na to, jaki będzie wpływ czegoś na sprawy świata, państwa, czy choćby los poszczególnej instytucji edukacyjnej. To, co najłatwiej uchwytne i mierzalne nie musi być w rzeczywistości najistotniejsze. No chyba że przyjmiemy jakąś mocną metafizykę liczb.

Być może obecny kryzys ekonomiczny to także efekt zaufania do liczb, indeksów, statystyk, rankingów. Często przywołuje się ilościowe informacje jako podstawę do podejmowania decyzji, wywierania presji, wyznaczania politycznych i społecznych strategii. Zaufanie do nich sprawiło, że ludzie pracujący w bankach i instytucjach finansowych zrezygnowali z kształtowania w sobie moralnego etosu, myślenia według wartości, zdrowego rozsądku.

Sztywne trzymanie się liczb nieraz może się okazać zasadniczą przeszkodą niż ułatwieniem dla krytycznego i refleksyjnego myślenia. "Twarde liczby", rzucane na oślep przez "gadające głowy" zdają się nieraz wypełniać luki w refleksji i niedostatki w zdrowym rozsądku. Zaufanie do liczb, sprawia, że ludzie wydają się tracić świadomość tego, jak ogromnie ważna jest życiowa mądrość, zdrowy rozsądek, trzeźwy osąd sytuacji, znajomość ludzkiej natury, intuicja, znajomość historii, myślenie analogiczne i obrazowe. Nie możemy tak łatwo zastąpić liczbami przemyślanego osądu, wymagającego czasu dojrzewania do decyzji, kontemplacyjnego i refleksyjnego elementu ludzkiej inteligencji. To w oparciu o takie elementy można otrzymać słuszną ocenę wymiarów rzeczy i spraw, wartościowanie liczbowych danych, ich dobór i interpretację. Statystyka może dać znaczące informacje, ale osobie, która posiada te inne, wyżej wymienione cechy.

We współczesnej trosce o wskaźniki rozwoju gospodarczego (którą całym sercem podejmuje system edukacyjny) trzeba sobie przypominać o konieczności troszczenia się o sprawy i rzeczy, których nie da się policzyć. Powinny też o tym pamiętać młode osoby, które na progu swojego dorosłego życia mają stać się liczbą i uczyć się myśleć liczbami, bo tak jest wygodniej dla technokratycznego społeczeństwa. Ocenianie wartości osoby, czy instytucji za pomocą jednej liczby jest pragmatycznie efektywnym i urzekającym pomysłem technokratów, ale jednocześnie intelektualnie całkowicie niesatysfakcjonującym. Wprowadza bowiem iluzję posiadania rzetelnej informacji czy wiedzy. "Wiedza" ta zdobyta jest za cenę zlekceważenia całej masy aspektów rzeczywistości i wielu wymiarów życia poszczególnych osób, które w długim dystansie mogą się okazać decydujące o przyszłości świata.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy liczby coś mówią?
Komentarze (10)
2
2FKUB
10 lipca 2012, 22:10
Liczby to tylko narzędzie. Bezcenne, ale wciąż tylko narzędzie. Niektórzy komentujący, ale nie tylko oni, dorabiają filozofię czy religię do tego narzędzia i starają się demonizować to zagadnienie. Takie podejście świadczy o braku zrozumienia. I jest typowe dla osób określających się nierzadko jako "humaniści", a będących de facto nieukami. Z drugiej strony, ślepe poddaństwo statystykom, wynikom pomiarów, temu co mierzalne itp., jest objawem ubóstwa intelektualnego. To dwie skrajne, równie bezwartościowe postawy, których nie należy przyjmować i nie ma co chyba nad czym się rozwodzić.
RJ
Robert Jęczeń
10 lipca 2012, 16:36
Liczbami daje się powierzchownie opisać bardzo wiele zjawisk przyrody czy społecznych. Szkopuł w tym, że aby ten opis był bliski stanu faktycznego, potrzeba bardzo wiele liczb, nierzadko tysiące czy miliony, co trudno ogarnąć badaczowi. Tylko jedna dana procentowa czy miejsce w rankingu nie opisuje konkretnego aspektu świata, a tylko go szkicuje, często błędnie i łatwo tu o matactwa i manipulacje. Żeby sklasyfikować np. uczelnię, trzeba setek parametrów. I tu pojawia się pytanie, które parametry uwzględnić, a które pominąć? Liczbę studentów? Liczbę książek w bibliotece? Ilość publikacji kadry uczącej? Itd.
MR
Maciej Roszkowski
10 lipca 2012, 16:09
 Przy pomocy liczb można powiedzieć wszystko, nawet prawdę. Nie przesądzimy, czy pomiary liczbowe są cacy, czy be. W naukach społecznych procedura jest dość prosta. Określa się problem badawczy, formułuje hipotezy, definiuje wskaźniki, przeprowadza badanie, analizuje wyniki( wtym obróbka statystyvczna), weryfikuje hipotezy. Czasem wychodzą bzdury, ale nie są wynikiem błędów tej  procedury, tylko błędów na którymś z tych etapów. 
S
Stilgar
7 lipca 2012, 21:01
Niech więc mosty i budynki projektują humaniści. No bo przecież inżynierowie posiadają "iluzję rzetelnej wiedzy" skoro opierają się w projektowaniu tylko na liczbach, a nie uwzględniają "kontemplacyjnego i refleksyjnego elementu ludzkiej inteligencji".  Motorem rozwoju nauki i techniki była zawsze właśnie próba liczbowego, a więc ścisłego opisania dziejących się zjawisk.  "Bycie humanistą" stało się dzisiaj wymówką dla leni którym się nie chce uczyć matematyki ot co.
.
.
7 lipca 2012, 20:11
Nie sądzę, że powinniśmy wyrzucać różne liczbowe wskaźniki (choć może niektóre tak). Ale uważam za rozsądne dążenie do tego, żeby je uzupełniać o te "niemierzalne efekty". Podpisuję się pod tym obiema rękami. Nie zrównywałbym zdrowego myślenia z kierowaniem się rankingami. ...Obawiam się, że ~ wyciąga swoje wnioski na podsatwie nieprzeczytania tekstu. Drogi autorze, to raczej Ty nie zrozumiałeś mojego komentarza :-). Zdrowy rozum polega na odpowiednim dystansie do rankingów i na tym że wkłada się odrobinę wysiłku w to aby dowiedzieć jakie kryteria je ustawiają. Brak rozumu to ślepa walka z rankingami, bo z tych można korzystać zarówno dobrze jak i żle.
W
wakacje
7 lipca 2012, 13:27
 Nie sądzę, że powinniśmy wyrzucać różne liczbowe wskaźniki (choć może niektóre tak). Ale uważam za rozsądne dążenie do tego, żeby je uzupełniać o te "niemierzalne efekty".
D
D4TIX
7 lipca 2012, 09:36
 Acha, w zamian oferuję to: "życiowa mądrość, zdrowy rozsądek, trzeźwy osąd sytuacji, znajomość ludzkiej natury, intuicja, znajomość historii, myślenie analogiczne i obrazowe. Nie możemy tak łatwo zastąpić liczbami przemyślanego osądu, wymagającego czasu dojrzewania do decyzji, kontemplacyjnego i refleksyjnego elementu ludzkiej inteligencji.
JP
Jacek Poznański SJ
7 lipca 2012, 09:29
 Nie zrównywałbym zdrowego myślenia z kierowaniem się rankingami. Na jakiej podstawie ~ przyjmuje takie zrównanie? Że większość ludzi tak robi nie znaczy, że to jest zdrowe. Może po prostu wskazuje, jak bardzo coś niezdrowego się rozpowszechniło. Kwantyfikacje i przekładanie na liczby są tak powszechną praktyką, że już mało kto się temu dziwi. Ale czy to czasem nie świadczy negatywnie o tych, którzy nie zadają sobie pytań odnośnie tych praktyk. Moje wnioski natomiast są oparte na prostej refleksji o tym, jak się takie rankingi robi. Wystarczy samemu sobie wyprodukować jakiś ranking i po chwili refleksji pojawi się tysiące pytań.Chociażby te, które zadałem w moim tekście o sensowność nie tylko oznaczania czegoś liczbą ale operacji matematycznych na liczbach przypisanych jakimś rzeczywistością. Obawiam się, że ~ wyciąga swoje wnioski na podsatwie nieprzeczytania tekstu.
6 lipca 2012, 21:27
Liczby i sposób rekrutacji na studia mówią bardzo dużo o czasach w jakich żyjemy. A są to czasy w których nikt nie ma czasu nie tylko na spotkanie i rozmowę, ale także na solidne wykonanie pracy w tym edukacji młodego pokolenia. Wymyśla się więc różne skróty i do nich należy punktowe ocenianie wiadomości ucznia przy pomocy  testów. Ma się to czasami nijak do wiedzy, bo są ludzie którzy świetnie rozwiązują testy i nic poza tym nie wiedzą, a są i tacy którzy kładą każdy test, a świetnie odpowiadają na egzaminie ustnym. Liczby mają upraszczać życie i czynią to, ale czy jest to dobry pomysł. Mam tak jak Autor poważne wątpliwości. Niestety ten sposób na ułatwianie sobie życia wkrada się coraz bardziej w różne dziedziny i "zastępuje" to co najważniejsze, czyli bezpośrdenie spotkanie z człowiekiem.
.
.
6 lipca 2012, 12:33
Autor krytykuje sposób oceniania, nie proponując niestety nic w zamian. Nie podobają mi się też mocno naciągane osądy w rodzaju: Ocenianie wartości osoby, czy instytucji za pomocą jednej liczby jest pragmatycznie efektywnym i urzekającym pomysłem technokratów, ale jednocześnie intelektualnie całkowicie niesatysfakcjonującym. Wprowadza bowiem iluzję posiadania rzetelnej informacji czy wiedzy. "Wiedza" ta zdobyta jest za cenę zlekceważenia całej masy aspektów rzeczywistości i wielu wymiarów życia poszczególnych osób, które w długim dystansie mogą się okazać decydujące o przyszłości świata. Na jakiej podstawie autor wysuwa tak daleko idące wnioski ? Dla każdego zdrowo myślącego człowieka, pozycja w rankingu oznacza spełnienie pewnych wybranych do oceny kryteriów. Niestety wielu ludzi zatraciło już zdolność używania rozumu...