Dobry wujek z Ameryki kupuje ciastka z wiśnią

(fot. Screen ze strony The Washington Post)
Marcin Łukasz Makowski

John Kerry jest właśnie w trakcie politycznego tournée po Europie i Bliskim Wschodzie. Wszędzie przyjeżdża jednak skruszony, tłumacząc się z afery podsłuchowej. Wszędzie, tylko nie w Polsce. My witamy go bowiem jak bohatera, z uśmiechem i klepaniem po plecach. Nie słychać pytań o wizy, za to reporterka z podekscytowaniem relacjonuje: "Właśnie spaceruje po Krakowskim Przedmieściu, kupuje ciastko z wiśnią, pomachał pani w oknie!". Czy to jeszcze sojusz, czy już toksyczny związek?

Każdy, kto pamięta poprzednią epokę, kojarzy również relacje z gospodarskich wizyt I Sekretarza, rozpoczynające się od słów: "Towarzysz Gierek odwiedził...". Ojciec opowiadał mi, że kiedy przyjeżdżał do okolicznego PGR-u, na dzień przed tym wydarzeniem krowy myto szamponem a trawę malowano na zielono. Dzisiaj myślimy, że to absurd. Przenieśmy się jednak do współczesnej Warszawy i zerknijmy na depeszę agencji prasowej największego państwa Europy środkowej.

DEON.PL POLECA

"Kerry wstąpił (...) do cukierni. Kupił bagietkę, bezę, brownie i dwa ciastka z wiśnią. - Powiedział, że wszystko jest piękne, podał rękę i poszedł. Byliśmy bardzo zdziwieni tym, że wszedł do środka. Koleżance, która go obsługiwała trzęsły się ręce - relacjonowała jedna z pracownic". Czytamy ze wzruszeniem.

"Gdy sekretarz stanu USA zbliżał się do placu Zamkowego, z okna jednej z okolicznych kamienic wychyliła się starsza kobieta. - Hello, Mr Kerry - zwołała i zaczęła mu machać. Sekretarz stanu pomachał jej i uśmiechnął się" - kontynuuje reporterka. Wszystko jak w baśni albo podczas wizyty Chińskiego cesarza. Sekretarz zatrzymuje dzieci z przedszkola, te uśmiechnięte mówią do niego "Hello!", pani przedszkolanka patrzy z podziwem, ludzie przystają a on głaszcze maluchy po głowie.

Do kompletnego show brakowało jedynie żółtego paska w TVN24, który niczym przed Euro 2012 powinien informować: "Pilne. John Kerry zjadł śniadanie". Nie było pytań o podsłuchy, nie było postawienia sprawy wiz i współpracy gospodarczej na ostrzu noża. A przecież Polska właśnie w tej chwili ma największą szansę zostać poważnie traktowanym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, które na nadmiar przyjaciół w regionie nie mogą narzekać.

Zamiast gry z pozycji siły (nawet jeśli to tylko gra pozorów), kolejny raz wybieramy zabawę w rytualne gesty, którą nawet przy dużej dozie dobrej woli nie można nazwać ani dyplomacją, ani tym bardziej polityką. "Polska jest gospodarczą potęgą" - słyszymy z ust Kerry'ego, i jednocześnie w artykule o jego wizycie na portalu Washington Post widzimy zdjęcie ze spotkania z jakimiś arabskimi szejkami.

Tak wyglądamy z pozycji kolosa, którym nadal jest USA. Małe, zakompleksione państwo, wizytę w którym bez zażenowania można wrzucić do działu "Bliski Wschód". Ot, taka symboliczna pomyłka.

Nie rozumiem, dlaczego po tylu latach nie nauczyliśmy się jeszcze, że silni rozumieją tylko język siły. Amerykanie kochają dumę i patriotyzm. Tylko to budzi ich szacunek. Niestety od wielu lat dokładamy wszelkich starań, aby w oczach amerykańskich polityków jawić się jak ubogi, mało rozgarnięty kuzyn, który zawsze czeka na kopertę z dolarami od wujka ze Stanów. Koperta nie przychodzi, ale on z własnego kieszonkowego leci przekopać jego grządki na działce w Afganistanie.

Kiedy nadrabiając zaległości naszych polityków postanowiłem zapytać ambasadora USA na Twitterze o postępy w sprawach wiz, usłyszałem tylko "Pracujemy nad tym w Kongresie, jest blisko ale trudno o termin". Jesteśmy świetnymi sojusznikami, tygrysem gospodarczym i narodem dzielnych kawalerzystów, ale jeszcze troszkę musimy poczekać. Tarcza antyrakietowa? Będzie do 2018 r. Awaryjne F-16 i niezrealizowany offset? Przecież można przyznać medal Polskiemu żołnierzowi i powiedzieć: "You're great!".

Jak długo będzie nam to jeszcze wystarczać?

Marcin Łukasz Makowski - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca portalu DziwnaWojna.pl. Jego teksty można przeczytać na blogu autorskim. Twitter: @makowski_m

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dobry wujek z Ameryki kupuje ciastka z wiśnią
Komentarze (10)
MR
Maciej Roszkowski
9 listopada 2013, 18:01
Świetnie odawał to rysunek. Do grupy ludzi podbiega jakiś gość i krzyczy "Ludzieee! Muszyni przyjechali! Rozdaja paciorki!"
J
Jacek
6 listopada 2013, 22:13
Naprawdę nie wiecie, po co przyjechał??? To sobie poczytajcie i Wam się objawi ta prawda... :/ http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/naciski-polske-w-sprawie-roszczen-za-mienie-zydowskie
W
wanda
6 listopada 2013, 20:42
Galicyjska wioska w górach.Lata sześćdziesiąte.Brak dróg,szkoły,w domach lampy naftowe.Ksiądz proboszcz z mieszkańcami robi drogi .Dżwiga,uklada.Pojawia się sekretarz województwa.Proboszcz z mieszkańcami "gości go jak króla" na plebani .Dzięki temu rusza budowa szkoły,elektryfikacja wiosek,powstają drogi.Ksiądz osobiście  stawia słupy.Czasy były straszne.Nie nam dzisiaj oceniać.....I jak ocenić seretarza,który podjął współpracę z księdzem  dla dobra mieszkańców?I jak ocenić księdza,który zaprzyjażnił się z serkretarzem dla dobra mieszkańców swej parafii odciętej od świata.
6 listopada 2013, 20:29
Jestem za rozwijaniem dobrych stosunków z sąsiadami i dalszymi krajami. Nie dam sobie wmówić niektórym politykom, że Niemcy to hitlerowcy, a Rosjanie - stalinowcy i tylko nie-patriota z nimi rozmawia. Chcę rozwoju wzajemnego handlu, współpracy na innych polach, bez uprzedzeń. To wszystkim przyniesie korzyść. Fajnie też, że możemy mocniej współpracować z USA. Tylko na razie, to nie wiem, czy przez nasze kompleksy, czy co, ale póki co, robią nas, jak chcą. Szukając porozumienia z innymi, szanujmy się, są granice. Polacy nie są kundlami, nie muszą skomleć o te zakichane wizy. Ułatwiajmy przedsiębiorcom polskim działalność, to będzie brakowało rąk do pracy tu, na miejscu, w Polsce, jak to jest w prężnej branży meblarskiej choćby.
L
leszek
6 listopada 2013, 19:24
Z drugiej strony to nie rozumiem. Kiedyś przyjeżdżał Pierwszy Sekretarz z zaprzyjaźnionego kraju na wschodzie, całe miasto było na pół dnia zablokowane, aby zaplombowana limuzyna przemknęł, wyściskał się ze swoim odpowiednikiem i pomknął dalej. I było źle. A teraz przyjechał Kerry, tu i tam poklepał po ramieniu, powiedział parę komplementów, przeszedł się po ulicy i niektórym jeszcze gorzej. To dowód na naszą małość i zakompleksienie. Bo na pewno, gdyby Komorowski złapał Kerrego za krawat, wytrząsnął mu mikrofon ze spinki w krawacie i powiedział, "nie wyjdziesz na żadne zakupy i na żadne ciastko z wiśnią, dopóki nie powiesz co z wizami, podsłuchami, offsetami, dronami itp itd" to od razu nasze akcje w Waszyngtonie by poszły w górę i nikt by nie pomylił Komorowskiego z szejkiem arabskim.
A
AP
6 listopada 2013, 19:22
Niektórzy twierdzą, że starsza kobieta wołała Hello Kitty... Rządzący wygrywają wybory wyłącznie pod hasłami "co o nas pomyślą jak wygra PiS, będą się z nas śmiać" itp. więc takie poklepywania po plecach jest dla rządzącej ekipy na wagę złota, bo przynosi wymierne korzyści wyborcze wśród zakompleksionych wyborców.
L
leszek
6 listopada 2013, 19:03
To wszystko wina Tuska i Komorowskiego.
jazmig jazmig
6 listopada 2013, 18:09
Nikt nie tłumaczy się z afery podsłuchowej, bo tę aferę tworzą wyłącznie dziennikarze. Wszyscy wszystkich podsłuchują. Amerykanie Niemców, a Niemcy - ich. Podobnie jest z innymi nacjami, może poza Polską, bo wątpię, żeby Polska dysponowała odpowiednimi technologiami. Gdyby Merkel strofowała amerykańskiego polityka za podsłuchy, to by się tylko ośmieszyła.
Krzysztof Wołodźko
6 listopada 2013, 17:52
"Kerry, opisując wizytę na cmentarzu, na którym pochowano Tadeusza Mazowieckiego, powiedział, że złożył wieniec na grobie byłego ministra spraw zagranicznych (former foreign minister) . - W poniedziałek wieczorem miałem zaszczyt stanąć przy grobie byłego ministra spraw zagranicznych Mazowieckiego - mówił na konferencji prasowej Kerry" (za Polskim Radiem).
O
opti
6 listopada 2013, 16:53
Święta racja - mamy jako naród manierę wchodzenia do d...y wszystkim większym od nas - najpierw ZSRR teraz USA. A przecież w życiu jak w piłce - tak się gra jak przeciwnik pozwala - traktują nas jak kelnerów bo tak się zachowujemy.