Etycznie szokujący prosiaczek
"To zwierzątko nie miało w ogóle żadnego życia - urodziło się i zostało zabite. I z tego powodu jest nam jeszcze bardziej przykro" - ubolewał nad prosiaczkiem z Makro prof. Jan Hartman. Przykro nie jest mu już z powodu ponad sześciuset dzieci rocznie, które nie mają nawet szansy, by się urodzić…
Powiedzmy to sobie otwarcie - żaden człowiek, o ile nie jest jakimś zwyrodniałym sadystą - nie czerpie przyjemności z zadawania cierpienia i zabijania zwierząt. Normalnemu człowiekowi, niezależnie od tego, czy mieni się obrońcą praw zwierząt, czy też nie, zależy na tym, aby nasi czworonożni czy skrzydlaci przyjaciele nie cierpieli. Ale normalny człowiek musi także czymś się żywić, więc niemal od zarania dziejów nie tylko uprawia warzywa, ale także zjada mięso. I jest to czymś tak naturalnym, że nie powinno wywoływać burzliwych dyskusji.
Ale wywołuje, w dodatku obnażając pewną hipokryzję najgłośniej krzyczących obrońców zwierząt. W ostatnim tygodniu serwisy informacyjne podały "szokującego etycznie" newsa - w sklepach Makro można kupić prosię w całości. "Młode prosięta zapakowane są w całości próżniowo w folię i sprzedawane w dziale mięsnym. Mają od 3 do nawet 10 kg. Widok, trzeba przyznać, jest dość szokujący" - relacjonowała "Gazeta Wyborcza", okraszając tekst zdjęciami biednych prosiątek zawiniętych w folię. Niemal od razu zareagował Międzynarodowy Ruch na rzecz Zwierząt "Viva!", a także znany zwolennik aborcji prof. Jan Hartman.
"Ja również jestem etycznie zaszokowany widokiem prosięcia sprzedawanego w całości. Ale przecież taka jest prawda. I nasz naturalny protest przeciwko temu jest znakiem, że odczuwamy jakiś dyskomfort związany z jedzeniem zwierząt. I powinno nam dać do myślenia, że gdy widzimy bardzo namacalnie, że rzeczywiście zjadamy prawdziwe zwierzę, to nie czujemy się z tym dobrze. Jeśli odczuwamy pewne wyrzuty sumienia, to nie uciekajmy w hipokryzję, zasłaniając oczy przed tym, co robimy. Dlatego wydaje mi się, że ten produkt nie powinien być wycofywany ze sprzedaży, bo to sprzyja myśleniu "co z oczu, to z serca" - mówił w rozmowie z "Wyborczą" profesor.
Widok małych prosiaczków wstrząsnął prof. Hartmanem, bo "ssaki mają w naszej kulturze wyższy status etyczny. Poza tym prosię jest zwierzęcym dzieckiem. To zwierzątko nie miało w ogóle żadnego życia - urodziło się i zostało zabite. I z tego powodu jest nam jeszcze bardziej przykro".
Oczywiście, zdjęcia zafoliowanych świnek, którymi epatowały wszystkie serwisy informacyjne, mogły budzić konsternację, ale… do licha! Przecież hamburgery, kotlety i kiełbaski, które lądują co dzień na naszych talerzach, też były wcześniej tą czy inną częścią zwierzęcego ciała. Na sklepowych półkach i w zamrażalnikach piętrzą się całe stosy elementów "prawdziwych zwierząt" i jakoś nie budzi to takich emocji, jak prosiaczek z Makro. "Kiedy zaś pojawia się przed nim (klientem - przyp. MBW) prosię w jednym kawałku, myśli sobie: o, to prosię było małe, miało mamę, kwiczało, było bezradne i różowe, ten prosiaczek był taki słodziutki i przyszedł barbarzyńca, i zabił, i zapakował w folię. A przecież prosię zmielone i prosię w całości, to nadal prosię. Mielonka również miała mamę i coś jest z nami nie tak, skoro straciliśmy tego świadomość" - konstatował Michał Olszewski z "Tygodnika Powszechnego".
Najbardziej "nie tak" wydaje mi się jednak to, że niektórzy potrafią tak mocno rozckliwiać się nad losem prosiaczka czy mielonki, jednocześnie nie robiąc sobie praktycznie nic z tego, że w Polsce legalnie co roku zabijanych jest ponad 600 dzieci, których jedyną winą było to, że nie były do końca zdrowe, mogły urodzić się z Zespołem Downa czy nieodwracalną wadą genetyczną. "Poza tym zarodek jest nienarodzonym dzieckiem. To dziecko nie miało w ogóle żadnego życia - urodziło się i zostało zabite". Czyż słowa prof. Hartmana po niewielkiej zmianie nie brzmią równie logicznie?
Jasne, dbajmy o zwierzęta, nie pozwólmy, by znęcali się nad nimi sadyści… Ale zachowajmy zdrowy rozsądek i umiar. Zwierzę, jakimkolwiek wspaniałym przyjacielem człowieka by nie było, nie jest od niego ważniejsze. Na końcu dzieła stworzenia Pan Bóg ulepił człowieka, by miał panowanie nad stworzeniami.
"Dziwi mnie to, że wartość życia zwierzęcia ma większy wymiar od wartości życia ludzkiego. To już nawet nie hipokryzja. Ja bym to nazwał pewną schizofrenią. Dziwne jest to, że przedstawiciel ludzkiego gatunku rezygnuje z obrony swojej przyszłości, a angażuje się w troskę o przyszłość zwierząt. Proszę uruchomić wyobraźnię i odwrócić ten problem. Co by było, gdyby zwierzęta zorganizowały protesty razem z myśliwymi na rzecz obrony życia ludzkiego? Wywołuje to, co najmniej uśmiech na twarzy, abstrahując, że to niemożliwe ze względu na poziom inteligencji zwierząt.
Oczywiście, nie obrażając zwierząt, co by nie wyszło, że je dyskryminuję (śmiech). Niemniej, byłoby niepoważne. Podobnie jest z człowiekiem. Gdyby jelenie i łosie mogły pukać się w głowę, to pewnie by się puknęły, patrząc na to, co wyprawia w tej sytuacji człowiek" - mówił br. Marcin Radomski, kapucyn, któremu przecież franciszkański duch serdeczności dla "brata Słońca i siostry Księżyca" nie jest obcy.
Skomentuj artykuł