Gwałt w Delhi a sprawa polska

Marcin Łukasz Makowski
Marcin Łukasz Makowski

Naprawdę źle się dzieje, jeśli w debacie publicznej tak dalece mieszamy porządki, że gwałt dokonany w Indiach jest dla nas idealnym pretekstem do zaatakowania Kościoła i rzekomego zacofania Polski.

Niedawno media na całym świecie obiegła szokująca informacja o zgwałceniu i zamordowaniu studentki w jednym z autobusów miejskich w Delhi. Przez Indie przelała się bezprecedensowa fala gniewu, oburzony tłum żądał powieszenia sześciu sprawców, a zbulwersowani zachodni dziennikarze szeroko komentowali upokarzającą sytuacją kobiet w kraju, który mieni się być jednym z kluczowych mocarstw XXI wieku.

I teraz pytanie do Państwa: co opisana wyżej tragedia ma wspólnego z ociąganiem się przez Polskę z ratyfikacją "Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet" oraz Kościołem katolickim? Jak się okazuje - przynajmniej według niektórych publicystów - to różne oblicza tego samego demona, tj. "kulturowo-religijnego zaplecza" dyskryminacji płciowej w naszym kraju. I chociaż druga część zarzutów bardzo już się u nas ograła, co rusz o szowinizmie Kościoła słyszymy choćby z ust Magdaleny Środy czy środowisk feministycznych, nową jakością jest wybieg zastosowany przez Adama Szostkiewicza na łamach "Polityki".

W swoim felietonie w brawurowy sposób znajduje on bowiem wspólny mianownik pomiędzy dystansem polskiej Hierarchii do nacechowanego genderowym żargonem dokumentu, prawicowym politykiem w USA, który utożsamił gwałt z wolą Bożą oraz zbrodnią w Delhi.

Szostkiewicz wprost twierdzi, że również katolicka Polska nie jest wolna od przemocy wobec kobiet, a sam "nie raz widział, jak księża potrafią traktować parafianki i siostry zakonne". Oczywiście chwile potem dodaje, że nie była to przemoc fizyczna, ale symboliczna - tak czy inaczej gwałt i morderstwo w miejscu publicznym oraz seksistowskie dowcipy proboszcza muszą być traktowane z jednakową surowością, a do tego potrzebne jest odpowiednie narzędzie. W tym miejscu dochodzimy do "Konwencji Rady Europy", która wg. wielu liberalnych i lewicowych polityków ma być panaceum i jedynie słuszną odpowiedzią na dyskryminacje płciową oraz przemoc wobec kobiet w życiu publicznym.

Szostkiewicz, który jak na rasowego intelektualistę przystało, "w oryginale" przeczytał tekst dokumentu, ubolewa, jak niesłusznie i w wypaczony sposób został on potraktowany przez katolickie media czy polityków pokroju ministra Gowina. Konkluduje on, że zapis o "kulturowo-religijnym" usprawiedliwieniu przemocy musi być brany do serca tak samo poważnie w Indiach czy Somalii, jak i w Polsce, która pierwsza powinna wyjąć belkę ze swojego oka.

Aby nie pozostać jednak przy pustej retoryce, przejdźmy do konkretów. Zupełnie na boku pozostawiam niskie moim zdaniem próby obarczenia Kościoła winą za grzechy, których nie popełnił, bez mniejszej pobłażliwości należy natomiast potraktować charakterystyczną dla wielu publicystów nonszalancję w rzekomo "bezstronnym" czytaniu dokumentów. W rzeczywistości bowiem tak wychwalana "Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet" nie sprowadza się jedynie do projektów z obszaru właściwej penalizacji i ścigania przestępstw, ale faktycznie dąży do  "wspierania rzeczywistego równouprawnienia (…) poprzez wzmocnienie pozycji kobiet". I to nie tyle kobiet w sensie biologicznie przypisanych cech płciowych, co również kobiet w sensie "społeczno-kulturowym". Rada Europy obliguje przy tym sygnatariuszy do aktywnego promowania w szkołach i placówkach oświatowych wychodzenia poza "społecznie skonstruowane role,  zachowania, działania i atrybuty, które dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla kobiet lub mężczyzn".

Dokument, który w swoim tytule odnosi się do przemocy, jej definicję rozciąga tak szeroko, że zaciera granicę pomiędzy presją ekonomiczną, werbalną, fizyczną i kulturową, narzucając feministyczny model funkcjonowania państwa, w którym promować się będzie "zmianę wzorców społecznych", "stereotypowych modeli roli kobiety i mężczyzny" oraz otwarte podejście do "niestereotypowych ról przypisanych płciom". A to wszystko pod egidą kilkunastoosobowego, międzynarodowego gremium pod nazwą GREVIO, opłacanego z pieniędzy obywateli całej Unii Europejskiej.

Podczas lektury dokumentu Rady Europy, przez cały czas zastanawiałem się, do kogo jest on właściwie kierowany. Dokładne i precyzyjne opisy okaleczeń rytualnych kobiet, przemoc o charakterze religijnym i jednoczesna konieczność promowania liberalizmu światopoglądowego - to przedziwna mieszanka, która pasuje może do islamskich dzielnic wielkich miast Francji czy Wielkiej Brytanii, ale na pewno nie do Polski. W swej istocie bowiem, poza słusznym postulatem ścigania gwałtu z urzędu, a nie na wniosek ofiary - "Konwencja" niczego do polskiego prawodawstwa nie wnosi, dublując już istniejące przepisy.

Wystarczy tylko wymienić definicję przemocy, którą utożsamia się również z naruszeniem praw człowieka, jak gdyby sam fakt bycia kobietą wymagał dodatkowego utwierdzenia w już należnych jej swobodach. Nie mówiąc już o zapisach dotyczących przymusowego małżeństwa, które obecne były 200 lat temu w Kodeksie Napoleona. Z resztą, jak słusznie zauważyła Joanna Banasiuk na łamach "Naszego Dziennika": "Wydaje się, że nie jest możliwe pogodzenie systemu aksjologicznego Konwencji z polskim porządkiem konstytucyjnym. Trudno nie zauważyć, że jej rozwiązania hołdują postulatom środowisk feministycznych i homoseksualnych. Może to prowadzić wprost do działań podważających pozycję ustrojową małżeństwa chronionego przez art. 18 Konstytucji RP".

Naprawdę źle się dzieje, jeśli w debacie publicznej tak dalece mieszamy porządki, że gwałt dokonany w Indiach jest dla nas idealnym pretekstem do zaatakowania Kościoła i rzekomego zacofania Polski. "Konwencja" Rady Europy jest pustą wydmuszką prawną, która została napisana nie w duchu neutralności światopoglądowej, ale uprawomocnionej przez organy państwowe misji prostowania naszych "stereotypów" dotyczących płci oraz tradycyjnego modelu rodziny. I może właśnie to drażni niektórych publicystów, że Kościół ma odwagę nazywać po imieniu rzeczy, które głosi i stawać otwarcie w ich obronie, podczas gdy jego przeciwnicy nieustannie idą w zaparte, nadając słowom nowe znaczenia i redefiniując ustalone wcześniej kwestie, pod płaszczykiem niezależności i autorytetem instytucji międzynarodowych. W Polsce narzędzia do walki z przemocą już mamy. Pora zacząć je używać, a nie szukać nowych i obcych nam norm.

Marcin Łukasz Makowski - (ur. 1986) dziennikarz, historyk i filozof, obecnie doktorant w Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Jest stałym współpracownikiem portalu Onet.pl oraz Histmag.org, pisuje do "Tygodnika Powszechnego". Redaktor naczelny strony DziwnaWojna.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gwałt w Delhi a sprawa polska
Komentarze (36)
A
Alla
6 stycznia 2013, 17:15
kate - BRAWO!!!
K
kate
6 stycznia 2013, 03:36
Konwencja nie tyle odnosi się do likwidowania wadliwego prawa (oczywiście tam, gdzie nie ma ochrony prawnej, to robi), ale nawołuje do likwidowania mentalnych i społecznych źródeł przemocy. To jest trudniejsze do zrobienia, to są lata pracy, w które też powinien się Kościół włączyć. Przypomina mi się sytuacja, jaka spotkała mnie w Chorwacji kilka lat temu. Pojechałam do Splitu do znajomych ze studiów. Ich kolega, notabene studiował zarządzanie w Poznaniu, Chorwat, katolik, mąż i ojciec (dwie córki), wspaniały gawędziarz, dusza towarzystwa. Wydawałoby się człowiek kulturalny, wykształcony, obyty w świecie. Rozmowa zeszła na sprawy wojny domowej w latach 90. Okazało się, że nasz Chorwat to weteran wojenny, za uszczerbek na zdrowiu nawet otrzymuje jakąś rentę. Jako nastolatek zaciągnął się do wojska, brał udział w działaniach w Bośni, sam przyznał, że pacyfikowali muzułmańskie wsie i gwałcili kobiety. Na moje słowa oburzenia, jak on to mógł robić, widzę, że oczy mu się szeroko otwierają - nie widział w tym nic dziwnego, strasznego, zdrożnego, godnego potępienia. Oczywiście gwałcić nie wolno, sam, by każdego zabił, jakby ktoś dotknął jego córek, ale tam były Bośniaczki, muzułmanki, gorzej niż wszy. Problem, jaki mamy jako ludzie, to nie to, że nie ma prawa, nie ma etyki, ale że żyjemy zgodnie z mentalnością społeczną, a nie z etyką. Sumienie kształtujemy według społecznych konwenansów, a nie etyki. Wtedy nie trzeba byłoby żadnej konwencji - wystarczyłoby odwołać się do prawa krajowego lub u ludzi religijnych do ich religijnej moralności. To niestety nie wystarcza. Ludzie popełniaja zbrodnie, bo mają na to przyzwolenie społeczne.
K
kate
6 stycznia 2013, 03:18
Jak czytam wpisy, to odnoszę wrażenie, że ludzie nie wiedzą, o co chodzi z tym gwałtem w Indiach. Nie o to, że tam nie ma prawa - to kraj demokratyczny, skazuje się tam za gwałt, są sądy, które rozpatrują te sprawy. Nie chodzi też o etykę - gwałt tez tam jest uznawany za czyn niegodny, za moralne wykroczenie. Więc dlaczego 6 mężczyzn napadło na tę kobietę i czuli się bezkarni (myślę, że sie nawet zdziwili, jak ich aresztowano i nie protestowali, jak ich zabierano do więzienia). Bo istnieje przyzwolenie społeczne na takie czyny: przecież władze dopiero zareagowały, jak podniosły się głosy oburzenia, jak ludzie wyszli na ulice. Przecież dowiadujemy się, że działo się to na oczach ludzi, którzy nie reagowali (nie gdzieś w ciemnej ulicy), ba policjanci przyglądali się temu i nie tyle ich obchodził gwałt, tylko to, kto to ma zgłosić, jaka jednostka policji i że znów trzeba będzie pisać raporty. Kobieta w Indiach jest prawnie chroniona, ale nie jest chroniona społecznie: jeżeli nie ma obrońcy, można z nią wszystko zrobić.
NW
ne wrati se
5 stycznia 2013, 23:08
do Grzegorza M. Doucz się jeszcze korzystając ze słownika ortograficznego że pisze się "rzeczy" a nie "żeczy", "komentarz" a nie "komentaż". Po skrócie "dr" nie stawiamy kropki. Jak sam widzisz minęly czasy, kiedy to kobiety posłuszne były mężczyznom. To se ne wrati. Po skrócie "dr" nie stawiamy kropki - ta uwaga skierowana jest do podpisującego się nikiem MR. Przepraszam za pomylkę. ...
NW
ne wrati se
5 stycznia 2013, 23:01
do Grzegorza M. Doucz się jeszcze korzystając ze słownika ortograficznego że pisze się "rzeczy" a nie "żeczy", "komentarz" a nie "komentaż". Po skrócie "dr" nie stawiamy kropki. Jak sam widzisz minęly czasy, kiedy to kobiety posłuszne były mężczyznom. To se ne wrati.
GM
Grzegorz Miluski
5 stycznia 2013, 21:52
@ ~pszczoła: Tak sex czyli współżycie między mężem, a żoną nie służy jedynie do prokreacji, ale nie może być od niej oderwane i wówczas ma jeszcze wiele zadań, o których nie dowiedziałem się od zlaicyzowanego ŚWIATA, ale wiedzę tą otrzymałem od Kościoła Katolickiego jak wielu. M.in. z książki "MIŁOŚĆ I ODPOWIEDZIALNOŚĆ" księdza Karola Wojtyły dziś błogosławionego, a daj Boże niedługo kanonizowanego. Książka ta powstała około 1956 roku i porusza m.in. problematykę czystości seksualnej, godności osoby, dziewictwa, także dziewictwa wtórnego, nierozerwalności małżeństwa, i jeszcze wiele takich o których na pewno 99,99% lewicowych krzykaczy nie ma pojęcia. Seks nie może zostać oderwany od małżeństwa, Boga i prokreacji czyli współdawania życia, ale zawsze na życie być otwarty, wówczas ma on role służebną i obfituje w takie żeczy, których nie ma i nie będzie mieć "świat" czyli miłość.
MR
Maciej Roszkowski
5 stycznia 2013, 21:41
 Skoro o edukacji to według mnie tak jak wszystkie inne dziedziny wychowania odbiera się ją w rodzinie. I nie o techniczną stronę zagadnienia tu idzie tylko o wpojenie reguł moralnych, nauczenie miłości i odpowiedzialności. A kto atakuje i osłabia rodzinę i dlaczego to z grubsza wiadomo. I nie przypadkiem z tych środowisk płynie żądanie edukacji seksualnej. Czyli ten kto zepsuł zegarek będzie go teraz reperował. A jeśli wchodzi w to państwo ze swoimi programami edukacyjnymi to robi to tak samo jak budowę autostrad, stadionów, PKP, ochronę zdrowia etc. etc.  Argument "przez analogię" jest nic nie wart bo: - jakiś czas temu pewna pani dr. napisał całą książkę o seksie jako "radosnej zabawie w łóżku", inny p. prof opublikował wyniki badań z których mu wynikało, że siła orgazmu jest proporcjonalna do liczby partnerów z którymi sie to ćwiczy. Ten nurt "obalania tabu", "otwartości", łamania zasad moralnych etc jest coraz silniejszy.  Stoi za tym komercja i "nowoczesne" ideologie. A przecież nikt nie namawia do łamania zasad ruchu drogowego, nikt ich nie ośmiesza i nie obala.  - nawet niezbyt rozgarnięty młody człowiek ma dość wyobraźni by wiedzieć czym się może skończyć błąd dziedzinie ruchu drogowego. W przypadku łamania reguł moralnych tej wyobraźni jest znacznie mniej, a wielu ją świadomie niszczy
GM
Grzegorz Miluski
5 stycznia 2013, 21:32
Nie! Nie minęły czasy w których kobieta-ŻONA jest posłuszna swojemu mężowi. Na szczęście. I nie miną, ale wielu by chciało inaczej. To dość zrozumiałe biorąc pod uwagę pietyzm z jakim media mainstrimowe promują obraz ŻONY jako niewolnicy w świecie pełnym wolności. Z niektórych poniższych komentaży wnoszę iż ani te media, ani ich ofiary (m.in. niektórzy autorzy komentaży) nie mają PEŁNEJ świadomości czym jest ŻONA i MĄŻ w rozumieniu chrześcijańskim. Najjaskrawiej się to uwidacznia gdy biorą owi inteligenci spatologizowany sakramentalny związek małżeński i krzyczą głośno: Patrzcie to jest wasz kościół i wasz porządek katolicki. Tak jakby KK zmuszał do życia ewangelią i tym samym odpowiadał za jakość małżeństw i roli kobiety jako ŻONY. Jest jednak pewna droga do przebycia dla kościoła, żeby nie było takiej "wody na młyn". Mam na myśli weryfikacje: chcesz sakrament małżeństwa, to odsłoń swoje życie chrześcijańskie przed kościołem. Wtedy się okaże czy jesteś na drodze nawrócenia czy zabrudzenia czyli fasadowości, drobnomieszczaństwa i udawania nawet sakramentu byle było jak "tradycja nakazuje". Ten proces na szczęście postępuje, ale wciąż za wolno jak dla mnie, ale pewnie nie o wszystkim wiem. Niech Jezus błogosławi Swój Kościół Duchem Prawdy nieobłudnej.
MR
Maciej Roszkowski
5 stycznia 2013, 17:36
Analogie nie są dowodem.  Statystyki są tu oczywiste, można było o nich poczytać nawet w mediach indyferentnych religijnie. Lekarstwo okazało się gorsze od choroby. Ale na statystyki można tak jak na gorączkę. Wyrzucić termometr.
Ś
świadomość
5 stycznia 2013, 14:30
"Za ciąże nieletnich też odpowiedzialny jest KK, stereotypy i brak edukacji seksualnej :D" Za ciąże nieletnich odpowiedzialni są ideologowie postępu i wolności bez żadnych ograniczeń.  I edukatorzy. Trudno o większy nacisk na edukację seksualną niż w USA i W. Brytanii, a tam liczba ciąż  i chorób wenerycznych u nastolatek rośnie. Idąc twoim tokiem rozumowania, to np.edukacja młodzieży i dzieci w zakresie bezpiecznego poruszania się po drogach  też prowadzi do coraz wiekszej ilości wypadków drogowych z ich udziałem. Czyli wg ciebie najlepiej włożyć głowę w piasek i nauczać młodzież, że dzieci bocian przynosi albo można je znaleźć w kapuście.  Jeszcze nie słyszałam aby ktoś z edukatorów namawiał nastolatków do rozpoczęcia współżycia. To, że edukauje się ich w zakresie świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa oraz antykoncepcji, to bardzo dobrze. Szkoda, że takiej edukacji mają tak mało a niektórzy wcale.  ...
MR
Maciej Roszkowski
5 stycznia 2013, 13:04
"Za ciąże nieletnich też odpowiedzialny jest KK, stereotypy i brak edukacji seksualnej :D" Za ciąże nieletnich odpowiedzialni są ideologowie postępu i wolności bez żadnych ograniczeń.  I edukatorzy. Trudno o większy nacisk na edukację seksualną niż w USA i W. Brytanii, a tam liczba ciąż  i chorób wenerycznych u nastolatek rośnie.
P
pszczola
5 stycznia 2013, 11:17
zapamiętajcie to sobie: kobieta ma takie same prawa jak mężczyzna, czasy gdzie miała być "posłuszna "mężowi już dawno się skończyły.  Szkoda tylko, że do niektórych kobiet jeszcze to nie dotarło, ale myślę, że kiedyś dotrze. Współczesne kobiety są wykształcone i bardzo mądre i wiedzą, że seks nie służy tylko prokreacji.
K
kobieta
4 stycznia 2013, 23:30
Jak już ktoś tu wcześniej wspomniał, za stereotypy kulturowe odpowiadają wynaturzenia religii i kultury, które moim zdaniem próbują wmówić ludziom, że role społeczne dzielą się tylko wg płci biologicznej. Od wieków na tej konkretnej płaszczyźnie kobiety były i są deprecjonowane i dyskryminowane i właśnie dzięki temu łatwiej jest uznać, że ofiara gwałtu jest sama sobie winna (bo przecież ma waginę), że żonę można uderzyć (bo jest słabsza więc nie odda), że kobiecie można mniej płacić niż mężczyźnie za to samo lub, że kobieta nie powinna wykonywać tej samej pracy co mężczyzna, np. na stanowisku kierowniczym (bo ma bardziej skomplikowaną gospodarkę hormonalną, menstruuje, może być w ciąży, rodzi, karmi piersią).  To są absurdy, z którymi normalna religia i kultura walczy. Nie da się oderwać sex od gender. To działa razem i tylko wtedy jest poprawne. Nie wiem co tu jest dyskusyjnego. Biologii nie da się zanegować, bo jest faktem. Problemem jest tylko brak jej poprawnej interpretacji kulturowo-społecznej. 
R
Rain
4 stycznia 2013, 21:28
Psn Leszek chyba powinien zabrać się za naukę czytania ze zrozumieniem. BTW - "Ale chyba autor felietonu się zgodzi, że jeśli kobiety częściej padają ofiarą przemocy, to ze względu na stereotypy, ową "płeć kulturową" a nie dlatego, ze mają jajniki i dwa chromosomy X". Określając ten fragment tekstu "odważnym" można zastanowić się nad granicą pomiędzy odwagą a lekkomyślnością. Za ciąże nieletnich też odpowiedzialny jest KK, stereotypy i brak edukacji seksualnej :D
Bogusław Płoszajczak
4 stycznia 2013, 20:21
Mieszanie pojęć zawsze było skutecznym narzędziem propagandowym dezintegrujacym przeciwnika. To co opisano w artykule to efekt stosowania tej strategii przez przeciwników Kościoła. To stara metoda. Nic nowego pod słońcem.
L
leszek
4 stycznia 2013, 19:57
Konwencja została podpisana przez ponad 20 krajów, w tym również takie kraje jak Szwecja, Finlandia, Norwegia czy Szwajcaria. A przeciez chyba nikt nie powie, że w tych krajach są jakieś luki prawne dotyczące zapobiegania przemocy względem kobiet i dopiero podpisanie Konwnencji ma te luki zatkać. Intencją Konwencji jest głównie ujednolicenie standardów, wyraźna deklaracja intencji. Jeśli Konwencja nie zawiera nic nowego to tym bardziej nie rozumiem, na czym ma polegać problem z jej podpisaniem. Nie wiem także skąd się wziął pogląd, ze rzekomo Konwencja stanowi, ich "w rodzinie kobieta może się upodlić" - może czytaliśmy różne Kownencje ? Nie rozumiem takze o co chodzi z tym "niestandardowym pojmowaniem płci" ? Może dlatego, że Konwencja rozróżnia "sex" i "gender" co w polskim tłumaczeniu pojawia się jako "płeć biologiczna" i "płeć społeczno-kulturowa" ? Tak naprawdę to to jest jedyna rzecz dyskusyjna w tym dokumencie i nic więcej. Ale stwierdzenie, że ma to służyć do lansowania jakich teorii to już jakaś nadinterpretacja. To jest dokument prawny i aby dokładnie przekazać treść czasami wprowadza się dodatkowe pojęcia. Ale chyba autor felietonu się zgodzi, że jeśli kobiety częściej padają ofiarą przemocy, to ze względu na stereotypy, ową "płeć kulturową" a nie dlatego, ze mają jajniki i dwa chromosomy X.
MM
MŁ Makowski
4 stycznia 2013, 13:18
Panie Leszku, nie wiem dlaczego sugeruje Pan, że dokumentu nie przeczytałem. Zrobiłem to, bardzo dokładnie. Jeśli jakiś akt prawny nie wnosi nowej jakości do naszego prawa karnego, a jedynym nowum są punkty w którym na państwo spada obowiązek kształcenia młodzieży w duchu "niestandardowego pojmowania roli płci", to co to właściwie znaczy? To są pojęcia niejasne, nieostre które bardzo łatwo wykorzystać do lansowania feministycznych teorii o tym, że w rodzinie kobieta może się tylko upodlić, a w żaden sposób spełnić.  Podpisanie tej konwencji nie sprawia, że coś się z dnia na dzień zmieni. Od tego mamy własne prawo, nie potrzeba dyrektyw z zwenątrz. 
M
mls
4 stycznia 2013, 13:01
... Zmowa żydów i masonów :-). To wszystko, na co pana/panią stać? Prymitywnie - w stylu palikociarni - wyśmiać? Może warto otworzyć oczy na fakty - a te są dość oczywiste: w kilku źródłach naraz pojawiają się podobne wypowiedzi, przypisujące chrześcijaństwu odpowiedzialność za przemoc (zwłaszcza tam, gdzie chrześcijaństwo ma niewiele do powiedzenia).
L
leszek
4 stycznia 2013, 11:59
Argumentacja autora to mi trochę przypomina taką mentalność z epoki - zdawać by się mogło - minionej. "Wrogie siły pod płaszczykiem troski o tzw. prawa człowieka, chcą obalić nasze zdobycze i podważyć sojusze".  Jak widać - mentalnośc tylko pozornie miniona. Może stylistyka trochę inna ale duch ten sam.
L
leszek
4 stycznia 2013, 11:54
Teoria spiskowa, że Konwencja to tak zmyła, gdzie się niby pisze o "przemocy względem kobiet"  a w rzeczywistości autorom Konwencji chodzi co coś zupełnie innego, to nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Może zamiast straszyć zabobonami i przesądami warto by jednak przeczytać treść tego dokumentu.
MM
MŁ Makowski
4 stycznia 2013, 11:38
Mój wpis w żaden sposób nie miał na celu marginalizowania problemu przemocy wobec kobiet, ale chodziło mi głównie o to że używa się go instrumentalnie a Konwencja nie tyle wnosi nową jakość w ściganiu przestępców, co tylnymi drzwiami wprowadza obowiązek wychowywania młodzieży w duchu genderowego pojmowania płci i roli małżeństwa.
.
.
4 stycznia 2013, 10:31
Co do konwencji to skoro nasze prawo zwiera już wszystko to co ona proponuje to dlaczego mamy się jej bać ? Może jej zapisy adresowane są do innych państw, a my możemy się przyczynić do poprawy sytuacji w tych krajach przez jej ratyfikowanie. ...Otóż nie zawiera: wprowadzając genderowe określenia płci konwencja podcina antropologiczne fundamenty myślenia o człowieku. Ponadto wbrew osiągnięcoim cywilizowanego prawa wprowadza zasadę odpowiedzialności zbiorowej: wg konwencji winny nie jest konkretny człowiek jako sprawca konkretnego czynu, lecz winę przypisuje się wzorcom społecznym, kulturom, religiom! Przykład w myśleniu Szostkiewicza: "religie [Wschodu] winne gwałtom - zatem winni polscy bikupi". Idąc dalej - winni są chrześcijanie. A taka logika już pachnie faszyzmem. ... Nie można też nie dostrzegać tego, ze na jednoskę ogromny wpływ mają wzorce społeczne.Dlatego należałoby domagać się zmiany zapisu o kulturowo-religijnych przyczynach dyskryminacji na zapis o wynaturzeniach kultury i religii jako przyczynach powstawania negatywnych wzorców. Ta konwecja zawiera błedy, ale to jeszcze nie znaczy, że jest niepotrzebna.
.
.
4 stycznia 2013, 10:14
Ależ podobną manipulację - "biskupi przeciwni konwencji odpowiadają za gwałty w Indiach o obrzezanie kobiet w Afryce" - zastosował jeszcze w grudniu były dominikanin Tadeusz Bartoś (u M. Olejnik) oraz pana koleżanka (?) z niegdyś katolickiego "Tygodnika Powszechnego" Zuzanna Radzik w należącej do agory rozgłośni radiowej. To raczej nie przypadek, lecz odgórny pomysł.  ... Zmowa żydów i masonów :-).
M
mls
4 stycznia 2013, 10:14
Co do konwencji to skoro nasze prawo zwiera już wszystko to co ona proponuje to dlaczego mamy się jej bać ? Może jej zapisy adresowane są do innych państw, a my możemy się przyczynić do poprawy sytuacji w tych krajach przez jej ratyfikowanie. ...Otóż nie zawiera: wprowadzając genderowe określenia płci konwencja podcina antropologiczne fundamenty myślenia o człowieku. Ponadto wbrew osiągnięcoim cywilizowanego prawa wprowadza zasadę odpowiedzialności zbiorowej: wg konwencji winny nie jest konkretny człowiek jako sprawca konkretnego czynu, lecz winę przypisuje się wzorcom społecznym, kulturom, religiom! Przykład w myśleniu Szostkiewicza: "religie [Wschodu] winne gwałtom - zatem winni polscy bikupi". Idąc dalej - winni są chrześcijanie. A taka logika już pachnie faszyzmem.
M
mls
4 stycznia 2013, 10:08
Ależ podobną manipulację - "biskupi przeciwni konwencji odpowiadają za gwałty w Indiach o obrzezanie kobiet w Afryce" - zastosował jeszcze w grudniu były dominikanin Tadeusz Bartoś (u M. Olejnik) oraz pana koleżanka (?) z niegdyś katolickiego "Tygodnika Powszechnego" Zuzanna Radzik w należącej do agory rozgłośni radiowej. To raczej nie przypadek, lecz odgórny pomysł. 
.
.
4 stycznia 2013, 10:05
Gdy patrzę na udział kobiet w kształtowaniu kierunku rozwoju czy dokumentów Kościoła, zastanawiam się czy ich dary i talenty rzeczywiście są własciwie wykorzystywane. Stwierdzenia o tym, że ktoś jest bez winy zazwyczaj są nieprawdziwe, taka już nasza ludzka natura :-). Dotyczy to także hierachów Kościoła, w końcu to też ludzie. Co do konwencji to skoro nasze prawo zwiera już wszystko to co ona proponuje to dlaczego mamy się jej bać ? Może jej zapisy adresowane są do innych państw, a my możemy się przyczynić do poprawy sytuacji w tych krajach przez jej ratyfikowanie.
A
A
4 stycznia 2013, 07:53
Autor nie opiera się na autorytecie autorki z Naszego Dziennika tylko przytacza to co uznaje także jako swój argument. W związku z tym to on jest odpowiedzialny za argumentacje na jego rzecz.
K
katolik
4 stycznia 2013, 07:36
Współczuję wszystkim, bo: "Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre." 2Kor 5: 10 Dlatego polecam rady praktyczne jak uniknąć piekła. Kto chce skorzystać niech skorzysta a kto nie, to jego sprawa. http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
L
leszek
3 stycznia 2013, 23:36
Mnie natomiast ciekawi, co gdzie autor tego felietonu wyczytał w tym dokumencie niestniejące treści czy nadaje realność urojeniom, że rzekomo dokument "hołduje postulatom środowisk homoseksualnych i podważa pozycję rodziny". O ile mogę zrozumieć, ze redaktor Adam Szostkiewicz nie jest dla wielu autorytetem (dla mnie nie jest), to nie rozumiem, dlaczego odrzucając autorytet redaktora z Polityki trzeba automatycznie uznawać autorytet autorki z Naszego Dziennika. Przecież jaki jest cel tego dokumentu to autor sam sobie odpowiada. Skoro w Polsce jest podobno tak wspaniałe prawodawstwo zapobiegające przemocy wobec kobiet, to dlaczego do tej przemocy dochodzi ? Może wyjściem jest dokładnie to, co proponuje ten dokument. Instrumenty prawne połączone z rugowaniem stereotypów dotyczących kobiet. A nie wymyślanie kolejnych sankcji prawnych, np. ścigania tego typu przestępstw z urzędu. Autor z mocą autoretytu podpartego nieomylnym instyktem redaktorki z Naszego Dziennika odrzuca dokument prawy będący sumą wieloletnich  doświadczeń organizacji miedzynarodowych i próbuje wmówić, że wyjściem jest jakieś mało istotne rozwiązanie prawne.
MM
MŁ Makowski
3 stycznia 2013, 23:26
Niestety tak jak wspomniałem w tekście, postanowienia Konwencji de facto powtarzają zapisy znane np. z Karty Praw Podstawowych, czy polskiego prawa karnego. Same zapisy nie wnoszą niczego jakościowo nowego, poza obcymi zapisamy obligującymi państwo to aktywnej działalności na rzecz promowania "niestereotypowego" modelu rodziny i społecznej funkcji płci. Podpisanie deklaracji jest dobre marketingowo, ale nawet najbardziej wyrafinowany system prawny pozostanie jedynie symboliczny, bez jego przestrzegania. Nie nowych przepisów, ale konsekwentnej egzekfowalności starych tak na prawdę potrzebujemy w Polsce. 
W
Wojtek1957
3 stycznia 2013, 21:52
Zdaje się, że to w (ponoć) zacofanej Polsce kobiety wcześniej uzyskały prawa wyborcze, niż w laickiej i ponoć postępowej Francji. Jestem także przekonany, że pod względem wykorzystywania kobiet w reklamach inne kraje mają więcej grzechów na sumieniu, niż my - zresztą wątpię, czy ta konwencja akurat jest w stanie zapobiec takiemu wykorzystywaniu. Podobnie jest ze zmuszaniem do prostytucji. Podsumowując uważam, że jakkolwiek należy zwalczać przemoc (nie tylko wobec kobiet), to akurat ta konwencja może więcej zaszkodzić, niż pomóc, ponieważ oprócz postanowień bezdyskusyjnych i oczywistych (zatem niewartych formułowania) zawiera groźne sformułowania godzące w małżeństwo. Poza tym nie można sprowadzać płci jedynie do "roli uwarunkowanej społecznie", ponieważ płeć zdaje się jest przede wszystkim uwarunkowana genetycznie a nieliczne wyjątki nie przeczą tej regule.
MR
Maciej Roszkowski
3 stycznia 2013, 21:49
Polskie prawo zupełnie wystarcza do ścigania takich przestępstwe i wykroczeń. A dlaczego nie jest dokładnie stosowane. A dlaczego nie działaja stadiony, koleje,pas na lotnisku opieka społeczna i zdrowotna i setki innych mechanizmów? Żadne dyrektywy unijne tu nic nie pomogą, co najwyżej zaszkodzą. Zaraz okazę się, że rodzina w której matka jest matką, ojciec ojcem, dzieci, dziećmi, to szkodliwy stereotyp i musimy sie dostosować do "norm europejskich".  Coraz częściej wraca do mnie  przekaz o wieży Babel i Sodomie i Gomorze
C
Czarek
3 stycznia 2013, 21:17
Autor sam przyznaje, że wystarczyłoby stosować prawo polskie, aby zagwarantować orchornę praw kobiet. Jednak tak się nie dzieje. Dlaczego? Wydaje się, że w Polsce działa ten sam mechanizm, co w innych krajach. Utrwalone zwyczaje, których nośnikiem nie jest wcale Kościół. Na przykład do przemocy domowej dochodzi w poskich domach często (procedura tzw. niebieskiej karty, zapewnia iluzoryczną ochronę, ponieważ Policja nie jest w stanie wywiązać się ze swoich obowiązków przy tak dużej ilości przestępstw. W polskich reklamach kobieta jest traktowana przedmiotowo. Czy tak duża ilość wykroczeń przeciwko etyce chrześcijańskiej w katolickim kraju nie powinna nas skłonić do bardziej pozytywnego potraktowania konwencji, która ma na celu zobowiązać państwa członkowskie do zmiany stanu faktycznego w zakresie ochrony praw, np. kobiet (krajowe systemy prawne są często fasadowe zarówno w reżimach autorytarnych jak i demokracjach). Skoro nie jest potrzebna konwencja to jaki impuls prawny znaleźć do tego, by zmienić stan faktyczny istniejący w naszym kraju? W Indiach tym tragicznym impulsem była gwałt.
C
Canard75
3 stycznia 2013, 20:30
"(...) międzynarodowego gremium pod nazwą GREVIO, opłacanego z pieniędzy obywateli całej Unii Europejskiej (...)" Rada Europy i Unia Europejska to nie to samo !!! Prosze sprawdzic chocby w wikipedii i nie wypisywac wiecej takich glupot !
B
belfer
3 stycznia 2013, 20:13
Wydaje mi się jednakże (zgadzając się niemal w calej rozciągłości), że Szostkiewicz odrobinę racji ma - gdy pisze o traktowaniu parafianek i sióstr zakonnych przez księży. Nie wszyscy, nie zawsze, ale jednak problem jest. Co nieznaczy rzecz jasna, że należy go traktować na równi z gwałtemw Dehli!
F
Fault
3 stycznia 2013, 20:11
Gdzie ta stronka? Pod adresem jej ni ma