"Hobbit" bez domu

Dariusz Piórkowski SJ

Obejrzałem "Hobbita". Prawdopodobnie moim błędem było to, iż wybrałem wersję 3D, choć w sumie w tym dniu lepszego wyboru nie miałem. Ciągle próbuję odgadnąć, na czym polega wyjątkowość trójwymiarowości w tym filmie, poza tym, że na moim nosie tkwiły okulary za 3 zł. Cały seans wydał mi się przez to przyciemniony. Ale mniejsza z tym.

Sam film z pewnością lipą nie jest, choć na arcydzieło też nie zasługuje. Ustępuje w wielu miejscach "Władcy pierścieni". Najbardziej przyciąga uwagę główny bohater - Bilbo. Martin Freeman zagrał go nieźle, przekonująco, z pewną dozą nieśmiałości, ale dość oryginalnie. Podobał mi się intelektualny pojedynek Bilba z Gollumem, dość wierny książkowej wersji, jednak nieco okrojony. Gandalf to już leciwy dziadunio, choć wszystko dzieje się o wiele wcześniej niż we "Władcy Pierścieni"… Sprytne są też nawiązania do dalszego ciągu historii Środziemia.

Krasnoludy, poza Thorinem i Balinem, są nazbyt płaskie, bez charakteru. Nie bawiłem się więc w ich odróżnianie, bo nawet nie było potrzeby. Zraziło mnie trochę ich zbyt przerysowane zachowanie podczas uczty w domu Bagginsa, ocierające się momentami o prostactwo i grubiaństwo. Nie wiem, może bekanie i opilstwo ( a potem jeszcze smarki trolla na głowie Bilba) są dzisiaj na topie, ale mnie się to raczej kojarzyło z nieco uszminkowanym warcholstwem. Na szczęście, później krasnoludy poważnieją, zachowując stosowny fason.

W momencie opuszczenia Shire przez pogromców smoka, film zmienia się w niemalże nieustanną scenerię walk z rozmaitymi przeciwnikami: orkami, trollami, goblinami. Do tego stopnia, że sceny bitew i ścinanych głów już nieco mdliły. Fakt, że możliwości komputerowych grafików są dziś niemal bezkresne. Jednak nadmierne uleganie obrazom (niektóre sceny są przepiękne) znacznie uszczupliło film z języka i głębszej treści. W książce co rusz natrafiamy na pełne subtelnego humoru dialogi i rozmowy, które są wspaniałym przerywnikiem, dają wytchnienie, a czasem także uczą. Cóż, kwestia priorytetów. Być może niejednemu współczesnemu widzowi, wychowanemu na grach komputerowych, dłuższy brak action i zaniżony poziom adrenaliny zakończyłby się atakiem nudy i dłużyzny. Dla mnie jednak przerost tego typu akcji przemówił na niekorzyść filmu, a dowartościował lekturę książki.

DEON.PL POLECA


Mimo wszystko na film warto się wybrać. W pamięć zapadły mi dwie rzeczy. "Hobbit" pokazuje, że wyzwania kształtują człowieka, wtrącają w niepokój, który popycha życie na inne tory. A więc święty spokój wcale nie jest taki wychowawczy. Ryzyko i przygoda pozwala człowiekowi odkryć to, czego jeszcze w sobie nie zna. Coś obecnego, choć drzemiącego. Ukrytego, ale czekającego na iskrę, która zapali ogień.

Ważna jest też w filmie idea, a może raczej potrzeba, domu. I w czasach Tolkiena, i dzisiaj. Tyle że ten dom należy czasem opuścić, by kiedyś do niego powrócić i go docenić. ale już jako domownik odmieniony. O dom trzeba również walczyć - właściwie tę prawdę dogłębnie zrozumiał Bilbo, patrząc na zdesperowanych krasnoludów, którzy ruszają w nieznane, by odbić swój dom - królestwo z pazurów smoka.

Tolkien widzi więc w człowieku istotę rozpiętą między zadomowieniem a wędrówką, między zakorzenieniem a ciągłym wykorzenianiem się z tego, co znane, miłe i przyjemne. Jeśli autor "Hobbita" w ten sposób próbował wychowywać swoje własne dzieci, którym jako pierwszym opowiedział tę historię, to musiał mieć sporo wolności duchowej i odwagi. Uczył je jak wyfrunąć z gniazda i stawić czoła lękowi przed nieznanym, który często człowieka zadowala, ale nie pozwala mu rozwinąć skrzydeł. Nie tylko w dzieciństwie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

"Hobbit" bez domu
Komentarze (20)
5 stycznia 2013, 22:12
Pani Hanno, nie prościej napisać, że film się nie podobał a nie wyciągać wnioski o poranieniu rozmówcy? Dla mnie zdanie WIROB-a jest sensowne, ma prawo tak myśleć. Co do Bilba to wróci do domu, w następnym odcinku...
H
Hanna
5 stycznia 2013, 21:58
"Wtedy Dom mógłby być wszędzie" napisał WIBOR. Myślę, że ktoś kto tak mówi i czuje, musi być człowiekiem poranionym. Do Domu  zawsze się wraca. Jest Dom u rodziców, póżniej "buduje" się wlasny Dom. Dom dla siebie i swojej rodziny. Do każdego z tych Domów  wraca się, nawet jak już nie istnieje materialnie. Dom rodziców wraca we wspomnieniach, w tradycjach które staramy się podtrzymywać.  Dom to też kultura i historia .Proszę popatrzeć na naszą emigrację. Nawet Ci zamożni i już urządzeni, tęsknią. Znam to z autopsji. Gdzieś tam daleko swoje życie urządzają na wzór Domu Polskiego. Ci którzy musieli wyjechać wręcz manifestują swój Dom. Nawet ptaki zawsze wracają do swoich gniazd. Dlatego wraca się do Domu chociaz u schyłku życia. Dlatego to nieprawda, że Dom można urządzić sobie byle gdzie. Dom jest ściśle związany z naszą tożsamością.
A
a
5 stycznia 2013, 21:20
Uwazam, ze to jest naprawde dobry artykul, wszystko z jakims dystansem,  widac ze Autor jest przywiazany do wersji ksiazkowej, mozna  znowu polubic deona. Pozdrawiam Autora
W
WIROB
5 stycznia 2013, 19:08
Dla mnie bardzo ciekawy wydaje się motyw Domu. Z jednej strony Bilbo, który pozostawia za sobą spokojny cichy i bezpieczny dom, z drugiej strony zdesperowane Krasnoludy, które o ten dom muszą walczyć. Gdzie jest nasz Dom? Bardzo podoba mi się, że bohaterowie opowieści zmagają się z różnymi obrzydliwymi istotami, że przemierzają niebezpieczne krainy. Czy nie tak wygląda świat wokół nas? Czy nie jest drapieżny, nieprzyjazny, groźny, wymagający, czasami wręcz obrzydliwy i brutalny? Czym jest nasz Dom? Miejscem na mapie, kawałkiem przestrzeni, która pozwala nam odizolować się do zewnętrznego świata i choć przez chwilę mieć poczucie pełnej kontroli nad własnym życiem? Czy nie jest tak, że nasze poczucie równowagi buduje Męstwo wielu bliskich nam ludzi? Myślę, że stagnacja, przywiązanie do miejsca, zawężenie pola świadomości do spraw codziennych, które tylko nas dotyczą daje iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa, a dom nie zawsze jest prawdziwym Domem. Może Bilbo tak naprawdę nie opuścił Domu, tylko miejsce w którym dotąd przebywał. Może Dom tworzy się każdego dnia przez budowanie wspólnoty z innymi ludźmi, podejmowanie wspólnych wyzwań, dzielenie się sercem. Wtedy Dom mógłby być wszędzie.
H
Hanna
4 stycznia 2013, 17:33
Byłam wczoraj na tym filmie, w zasadzie po to aby mieć swoje zdanie w dyskusjach z wnuczkami. Byłam przerażona. Zastanawiałam się ,po co ten film został nakręcony. Dla pokazania wsółczesnej techniki, czy może chodzi też o treść. Mnie się wydaje, że treść powinna być podstawą, a technika narzędziem. Z 3 godzinnego  filmu zapamiętałam tylko 2 zdania sensowne. Że trzeba mieć własny dom, do którego chce się wracać i że w życiu ważniejsze są rzeczy małe dobrze czynione, od wielkich bohaterskich czynów. Czyny małe budują rzeczywistość.  Moje wnuki już niestety oglądały ten film. Film który pokazuje brzydotę, przemoc, głupotę. Film składa się z  obrazów szkaradnych, częsci niespójnych, nielogicznych. I nie zmieni to mojej opinii, używając argumentu, że to baśń.  
M
McLeo
4 stycznia 2013, 11:55
Śmieszny dla mnie jest zarzut, że Jackson "wydłużył na siłę" cienką książkę. I uważam go za jedny z najbardziej głupich argumentów. Wręcz numer 1. Zastanówmy się, co by wolał przeciętny a nawet ponadprzeciętny widz. Krótkie i w sumie powierzchowne wyjaśnienienie krasnoludów opowiadane podczas spotkania u Bilba, czy jednak tak, jak to zrobiono w filmie, przedstawiając retrospekcję? Która i tak mogła by być jeszcze dłuższa, bo np. zabrakło motywów zdobycia przez Gandalfa klucza i mapy. To jest film, nie słuchowisko, jeśli ktoś oczekuje "gadających głów" to polecam ekranizacje Hobbita z roku 1985, radziecką. Tam niemal słowo w słowo jest przedstawiona książka. Jestem zdania, że jak ktoś chce odkrywać - co serdecznie polecam - cudowny jezyk książki, studiowac bohaterów to niech weźmie książkę. Film to ruchome obrazki, i tyle. I tak moim zdaniem zachowano wiele książkowości. Nie wyobrażam sobie, by Hobbit polegał głównie na przedstawieniu złotych myśli bohaterów i przenosin z miejsa na miejsce. Scena 1. Hobbiton, Shire. Scena druga. 30 dni później. Królewstwo Goblinów. itd. To mniej więcej tak, jakby zarzucać Mickiewiczowi że bez sensu powtykał w Pana Tadeusza "opisy przyrody" albo rozwodzenie się nad urokami Niemna przez Orzeszkową. Że niepotrzebnie rozciągają książkę. Ten film jest widowiskowy, w dużej cześci w naturalnych plenerach. Zdaję sobie sprawę, że większość ludzi teraz żyje szybko. Nawet książki szybko czytają. Pach i następną. Bez pieszczenia się słowem, pływania w tekście (zakładając że książka jest tej klasy). Część - jasne, zrobiono "pod odbiorce" który wychował się na Xboxie i PSX, w końcu film to rozrywka jarmarczna, jego główny cel to rozrywka i zarabianie pieniędzy. Tylko jak się uda bywa sztuką. Więc o ile osobiście nie pobadają mi się niektóry sceny z daleka śmierdzące komputerem, to nie uznaję ich za coś złego. Whisky śmierdzi dla mnie myszami i obchodzę z daleka, ale nie uznaję, że z tego powodu nie powinno być jej w sklepach czy na przyjęciach.
A
a
3 stycznia 2013, 22:28
super :)
Dariusz Piórkowski SJ
3 stycznia 2013, 21:38
Jeśli x D. Piórkowski zapamiętał tylko warcholstwo i smarki to chyba faktycznie z okularami było coś nie tak.... no chyba że z percepcją też.  Film wg mnie 3ma poziom "Władcy" bo "Władca..."  też arcydziełem nie był... ... Do Chrisa, a gdzież to Pan przeczytał, że zapamiętałem tylko warcholstwo? Ciekawe, jak to niektórzy wybiórczo czytają teksty
3 stycznia 2013, 20:50
Spoko, następna część pewnie za rok ;-)
NW
nie ważne kto
3 stycznia 2013, 20:35
Niestety nie znam duszpasterstwa dla bezrobotnych ;) Będzie trzeba wyjechać gdzieź za granicę najpierw by zarobić ;) Może zdąże ... ;)
3 stycznia 2013, 20:30
Może skrzyknij się z jakimś duszpasterstwem, jeśli masz taką możliwość. Ja za bilet zapłaciłem 14 zł. Ponadto w kupie raźniej ;-)
NW
nie ważne kto
3 stycznia 2013, 20:05
mhpaw: "Cóż można zamknąć oczy na różne takie. Nie mniej na uwagę zasługuje muzyka, szczególnie temat "krasnoludzki". Warto!" Dzięki za zachętę :) Myślę, że muzyka, piękne plenery i efekty specjalne są pociągające, jak dla mnie. A czy są gdzieś jakieś zniżki dla bezrobotnych, albo wstęp wolny, ktoś słyszał może? ;)
C
Chris
3 stycznia 2013, 19:57
Jeśli x D. Piórkowski zapamiętał tylko warcholstwo i smarki to chyba faktycznie z okularami było coś nie tak.... no chyba że z percepcją też.  Film wg mnie 3ma poziom "Władcy" bo "Władca..."  też arcydziełem nie był...
M
Manveru25
3 stycznia 2013, 19:21
Właśnie też zwróciłem uwagę, że krasnoludy to nie grzeczne dziewczynki tylko krasnoludy i mogło to być przedstawione jeszcze dosadniej ;) Jedna taka scena na cały film nikomu nie zaszkodzi. Co do tego, że są 3 części z jednej cienkiej książki to nie prawda, ponieważ pojawiają się wątki "zakulisowe" opisane w "Silmarillionie" i "Niedokończonych opowieściach" - choćby wątek Dol Guldur. Nagminnie pojawia się to niedoinformowanie, jak widać nawet w recenzjach... Polecam lekturę wyżej wymienionych pozycji. Ciekawie uzupełniają historię "Hobbita" i "Władcy pierścieni".
R
rdh
3 stycznia 2013, 18:57
Oczywiście, że akcja filmu jest zbliżona do akcji książki. Inaczej być nie mogło, w końcu to ekranizacja. Rzecz jednak w tym, że z niezbyt długiej książki, Jackson postanowił zrobić filmową trylogę a la "Władca Pierścieni" - dlatego wydłużył akcje do granic możliwości. Poza tym dodał masę nawiązań do "WP", a i filmowym klimatem niebezpiecznie zbliżył się do "WP". Tego klimatu grozy w Hobbicie nie ma. Czy to zarzut. Cóż, jako filmowe działo "Hobbit" się broni, bo to kawał rozrywkowego kina. Ale ja przez cały seans miałem wrażenie, że Hobbit to Władca Pierścieni 10 lat później. Oprócz trzeciego wymiaru i bardziej efektownych efektów specjalnych nie zobaczyłem nic, czego nie widziałbym wcześniej. Moim zdaniem to poważny zarzut, Jackson w pierwszej odsłonie Hobbita nie pokazał nic nowego.
Dariusz Piórkowski SJ
3 stycznia 2013, 18:52
Do McLeo, tak mam Pan sporo racji, ale chyba inaczej rozumiemy słowo "warcholstwo". Oczywiste jest to, że nie da się ująć wszystkich dialogów w filmie. Zawsze jest to jakiś wybór. Film jednak jest bardziej widowiskowy i wydłużony, bo skoro zrobiło się 3 części z książki, która jest o wiele cieńsza niż "Władca Pierścieni", no to trzeba coś szczególnie wyeksponować. Takie sa moje wrażenia, a książkę prawie przeczytałem w całości.
G
Gedeon
3 stycznia 2013, 18:28
Proszę przeczytać książkę, tak naprawdę akcja jest bardzo zbliżona do książkowej.
M
McLeo
3 stycznia 2013, 18:25
Niezgodzę się, że film mocno spłycił książkę. Jasne, nie ma tam wszystkich dialogów z książki, ale nie ma też ich dużo mnie, ba, śmiem twierdzić, że książka jest w pewnych miejscach dużo, duuuużo bardziej infantylna niż film. Szczególnie relacji Thorin-Balin, wyjaśnienie kwestii nieprzyjaźni miedzy krasnoludami a elfami, potępienie próżności. A co do warcholstwa i bekania - no sorry, ale krasnoludy takie są. Waleczne, ale rubaszne, o zdolnych rękach, ale prostackie. Ot twardy lud o prostych sercach, często chciwych i próżnych, ale ostatecznie szlachetnych. A wiecej obrzydliwosći o warcholstwa znajdziemy w pierwszej lepszej relacji z dowolnego posiedzenia polityków. Fakt - film w paru miejscach aż ociekał "grą komputerową", walka poganiała walke ale tak też jest w książce, tyle, że w filmie bitwy rozbudowano do proporcjonalnej ilości. Jak mieli to zrobić, rozpoczyna się bitwa i napis "20 minut później". Słowem - spłycił ojciec dosyć mocno tę recenzję.
3 stycznia 2013, 17:48
Cóż można zamknąć oczy na różne takie. Nie mniej na uwagę zasługuje muzyka, szczególnie temat "krasnoludzki". Warto!
NW
nie ważne kto
3 stycznia 2013, 17:18
No tak, bekanie, opilstwo i smarki mogą zniechęcić. Fuj, mam nadzieję, że ta scena trwa krótko i mimo to warto iść. Dziękuję za uprzedzenie o tym, zamknę oczy gdy to się zacznie ;)