Jak uratować euro?

(fot. PAP/Rafał Guz)

Boston Consulting Group (BCG) stoi na stanowisku, że euro można uratować przez stworzenie europejskiego funduszu oddłużeniowego (EFO). Polacy powinni przyklasnąć tej idei.

Złoty, którym się posługują, leci na łeb na szyję już przy drobnych zmianach wartości głównych walut, a złudna amortyzacja antykryzysowa, na jaką w czasach standardu bimetalicznego liczyły państwa emitujące własną chybotliwą walutę, dziś, w czasach globalnych sieci finansowych, wszystkim odbija się czkawką i w ostatecznym rachunku niszczy gospodarkę.

DEON.PL POLECA

Frank Hutten-Czapski i Daniel Stelter, obaj z BCG, podają w swoim krótkim tekście sugestywną alegorię, którą warto zapamiętać (Jak uratować strefę euro?, Rzeczpospolita 15 maja 2012). Gdyby obecne zadłużenie państw UE, średnio wynoszące 80% PKB (w Grecji 120%), obniżyć do dających się ekonomicznie zaakceptować 60% PKB i zamienić na monety jednoeurowe, to na każdego Europejczyka przypadłoby po 85 kg tego złego długu, w sumie równego masie 462 "Titaniców" (lub jak kto woli 2775 wież Eiffla). Resztę, czyli kolejne 1848 "Titaniców", najprawdopodobniej udałoby się już jakoś spłacić.

Nadmierny, przekraczający możliwości danego kraju dług publiczny jest zły nie tylko dla tego kraju, ale także dla jego partnerów i sąsiadów, więc niezależnie od wszystkiego oni także muszą uporać się z tym długiem. Na wspólnym europejskim rynku ten imperatyw w równym stopniu winien być kwestią solidarności jak instynktu samozachowawczego i z tego właśnie powodu propozycja BCG nie do końca wydaje się trafna. Jaką bowiem możemy mieć gwarancję, że nowy europejski mechanizm ratunkowy nie ulegnie tym samym politycznym nowotworom, jakie od lat toczą budżety żyjących ponad stan Greków, Włochów i Hiszpanów?

Hutten-Czapski i Stelter mają rację, twierdząc, że fundusz solidarnościowy Starego Kontynentu mógłby się cieszyć nieporównanie większym zaufaniem niż samotny bank centralny takiego utracjusza jak Grecja, nie tyle z racji skali, co z racji towarzyskich. W tych dniach wszyscy widzimy, że w Grecji bardzo trudno znaleźć reprezentację polityczną, w której znalazłaby się także ktoś, kto umiałby przekonać pozostałych, że życie ponad stan zawsze źle się kończy, więc nigdy nie wolno go wpisywać do budżetu państwa, tymczasem na forum europejskim takich gospodarnych osób (i państw) nie brakuje, można zatem przyjąć, że ich wartości stałyby się koniecznym elementem EFO.

Ale żeby pomysł EFO mógł się udać, klienci EFO muszą wyznawać identyczne wartości, jak jego twórcy, a tego Hutten-Czapski i Stelter nie gwarantują i chyba nie wiedzą, jak to zrobić. Uważam zatem, że wznoszenie EFO lub podobnych struktur powinna poprzedzić poważna praca edukacyjna adresowana do polityków i obywateli, której celem byłoby upowszechnienie minimalnej choćby wiedzy z zakresu ekonomii politycznej. Zastępowanie standardu bimetalicznego standardem trzeźwego myślenia w głowach elit politycznych i finansowych trwało całe wieki, prawdę powiedziawszy trwa do dziś, ale obywatele przywykli do internetu i bankomatów powinni tę lekcję odrobić szybciej, sami przecież wiedzą najlepiej co dzieje się z ratami ich kredytów, giełdą, cenami paliw i energii, a nawet kto i dlaczego wygrywa wybory u dalekich sąsiadów. Czas, żeby te fakty zaczęli poprawnie łączyć.

Autorzy z EFO byliby cokolwiek bardziej wiarygodni, gdyby w kilku słowach wyjaśnili, że nie każdy dług publiczny rzędu 60% PKB znaczy to samo. Ta różnica jest zresztą bodaj główną przyczyną naszych obecnych trudności. Dług przejadany w postaci dopłat do emerytur i rat za stare długi konsumpcyjne to nie to samo, co dług wydany (choćby częściowo) na badania i rozwój czy modernizację administracji i infrastruktury. Problem największych europejskich utracjuszy polega na tym, że ich rządy i obywatele udają, że tej różnicy nie widzą, a także na tym, że kraje pozbawione wiedzy, innowacji, technologii i inteligentnej administracji zadłużają się tak, jakby były bardziej muskularne od Niemiec.

Edukacja ekonomiczna obywateli musi uwzględnić wszystkie te niuanse nie tylko dlatego, że suchy dogmat o nieprzekraczalności 60% PKB części opinii publicznej może wydać się nieżyciowy i nieznośny, ale przede wszystkim dlatego, że w każdym państwie najlepszym stróżem odpowiedzialnego rządów jest obywatel, który wie, dlaczego rosną koszty obsługi jego własnych kredytów i jaki ma to związek z zawartością urny wyborczej. Nie tylko w jego własnym kraju.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak uratować euro?
Komentarze (35)
KM
Krzysztof Mądel SJ
21 maja 2012, 11:14
Rostowskiego osobiście nie znam, mamy wspólnych znajomych, ale przez pewien czas publikowałem w piśmie, w którym i on publikował. Tekst wyżej zamieściłem na portalu, na którym publikują osoby mocno zainteresowane sprawami publicznymi. Jeśli czytali ci, na których mi zależy, to za parę miesięcy będziemy mieć europejski fundusz oddłużeniowy. Proszę trzymać kciuki. Liczę na to, że Pani w tej sprawie zrobi więcej od innych : ) W Polsce demografia jest tak niekorzystna, że za jakiś czas próg emerytalny trzeba będzie przesunąć do 70 roku życia. PO należą się oklaski za utrącenie pomostówek (brawa dla Fedak z PSL), inne partie bały się tego jak ognia, a za 67 w emeryturach kolejne brawa. Mimo najszczerszych chęci demografii Pani nie zmieni. Ludzie żyją coraz dłużej, patrz badania, muszą zatem znacznie dłużej pracować, bo dzieci jest mało, a będzie jeszcze mniej. Polska za 40 lat będzie jednym z najstarszych społeczeństw Europy, no chyba, że zdarzy się demograficzny cud. Niestety, kilka innych katolickich krajów, Włochy, Hiszpania, Irlandia, będzie w podobnej sytuacji. Francja i Niemcy będą ciut młodszym społeczeństwem od nas, w części dzięki imigrantom. Finanse publiczne Polski chorują, ale nie aż tak jak greckie, bo tam dług publiczny sięga 170 proc. (w tekście wyżej cytuję nieaktualne dane, przepraszam). Nasz dług mieści się w granicach ekonomicznej wypłacalności, zachowuje się stabilnie i są widoki, że zacznie się wnet kurczyć. Większość krajów w Europie może nam zazdrościć. To jendak wcale nie oznacza, że możemy siedzieć z założonymi rękami. Wręcz przeciwnie. Podniesienie progów emerytalnych to tylko jedna z wielu koniecznych i trudnych reform. Oby się rząd nie cofnął przed kolejnymi, za które niestety musi zapłacić utratą poparcia.
KM
Krzysztof Mądel SJ
21 maja 2012, 11:14
Rostowskiego osobiście nie znam, mamy wspólnych znajomych, ale przez pewien czas publikowałem w piśmie, w którym i on publikował. Tekst wyżej zamieściłem na portalu, na którym publikują osoby mocno zainteresowane sprawami publicznymi. Jeśli czytali ci, na których mi zależy, to za parę miesięcy będziemy mieć europejski fundusz oddłużeniowy. Proszę trzymać kciuki. Liczę na to, że i Pani coś w tej sprawie zrobi. W Polsce demografia jest tak niekorzystna, że za jakiś czas próg emerytalny trzeba będzie przesunąć do 70 roku życia. PO należą się oklaski za utrącenie pomostówek (brawa dla Fedak z PSL), inne partie bały się tego jak ognia, a za 67 w emeryturach kolejne brawa. Mimo najszczerszych chęci demografii Pani nie zmieni. Ludzie żyją coraz dłużej, patrz badania, muszą zatem znacznie dłużej pracować, bo dzieci jest mało, a będzie jeszcze mniej. Polska za 40 lat będzie jednym z najstarszych społeczeństw Europy, no chyba, że zdarzy się demograficzny cud. Niestety, kilka innych katolickich krajów, Włochy, Hiszpania, Irlandia, będzie w podobnej sytuacji. Francja i Niemcy będą ciut młodszym społeczeństwem od nas, w części dzięki imigrantom. Finanse publiczne Polski chorują, ale nie aż tak jak greckie, bo tam dług publiczny sięga 170 proc. (w tekście wyżej cytuję nieaktualne dane, przepraszam). Nasz dług mieści się w granicach ekonomicznej wypłacalności, zachowuje się stabilnie i są widoki, że zacznie się wnet kurczyć. Większość krajów w Europie może nam zazdrościć. To jendak wcale nie oznacza, że możemy siedzieć z założonymi rękami. Wręcz przeciwnie. Podniesienie progów emerytalnych to tylko jedna z wielu koniecznych i trudnych reform. Oby się rząd nie cofnął przed kolejnymi, za które niestety musi zapłacić utratą poparcia.
G
Groszek
21 maja 2012, 10:32
(...) Jeśli zaś idzie o cenę akcji ratunkowej, to chyba o różnych rzechach mówimy. Samo euro ściśle ujmując nie potrzebuje żadnego ratowania. Pomocy potrzebuje natomiast Grecja i inne zadłużone państwa, ta pomoc może nic nie kosztować, jeśli tylko poprawnie zestawi się rachunki. Grecy nie potrzebują gotówki, tylko płynności w finansach publicznych, a to nic nie ksztuje, na tym wręcz można zarobić, a jeśli chce się zarobić, to się inwestuje. Wystarczy poprawnie sporządzić wiarygodne rachunki i trudno się będzie opędzić od inwestorów. Skoro ojciec jest takim fachowcem od finansów i ma takie pomysły na uzdrowienie finansów Grecji, to jak to możliwe, że jeszcze nie jest doradcą Vincenta Rostowskiego??? Fachowa wiedza ojca jest na DEON-ie marnotrawiona, bo raczej finansiści tutaj nie zaglądają. Przynajmniej greccy. A może ma ojciec pomysł na "licznik Balcerowicza"? Ale nie typu "emerytura po 77 latach życia". Interesuje nas Grecja i jej kryzys, a tracimy z oczu własny kraj, a Polska  jest w podobnej sytuacji, a może i gorszej. Obecna propaganda sukcesu stosowana przez PO-wskie media tumani naród, zachęca do przyjęcia wyższego wieku emerytalnego, a Grecy niby w kryzysie, a żyją w lepszych warunkach niż miliony Polaków.
KM
Krzysztof Mądel SJ
21 maja 2012, 09:02
Do fijor Von Mises jest libertarianinem, a więc z punktu widzenia tradycji klasycznej - ideoloiem. Ma rację, ale nie we wszystkim można się z nim zgadzać. Naturę pieniądza wyjaśnia w sposób cokolwiek prymistywy, mechanicystyczny, abstrahując od kontekstu kulturowego. To częsta choroba libertarian. Ich siłą jest jednak prostota, wręcz publicystyczna. Euro jest lepiej zbudowane niż dolar, obwarowane, przejrzyste, niezależne od polityki, więc gdyby von Mises znał jego budowę, łatwo znalazłby elementy wspólne ze swymi własnymi poglądami. Nie oznacza to bynajmniej, że euro jest lekiem na całe zło, nic podobnego, jest tak samo podatne na psucie, jak wszystko inne. Jest jedynie nieco lepszą walutą niż niemiecka marka i to wszystko. Ktoś inny pytał na tym forum po co je w ogóle ratować? A po co dbać o mieszkanie czy ogórd? Jeśli ktoś chce mieszkać w błaganie, proszę bardzo. W Europie ktoś taki będzie jednak należał do mniejszości. Jeśli zaś idzie o cenę akcji ratunkowej, to chyba o różnych rzechach mówimy. Samo euro ściśle ujmując nie potrzebuje żadnego ratowania. Pomocy potrzebuje natomiast Grecja i inne zadłużone państwa, ta pomoc może nic nie kosztować, jeśli tylko poprawnie zestawi się rachunki. Grecy nie potrzebują gotówki, tylko płynności w finansach publicznych, a to nic nie ksztuje, na tym wręcz można zarobić, a jeśli chce się zarobić, to się inwestuje. Wystarczy poprawnie sporządzić wiarygodne rachunki i trudno się będzie opędzić od inwestorów.
JF
Jan Fijor
20 maja 2012, 18:36
A w jakim to celu czcicogny Ojceic chce ratowac euro? Czy ksaidz wie, ile to może kosztować? Polecam lekturę ksiązki Misesa, Teoria pieniądza i kredytu, gdzie można przeczytać, że taka waluta, jak euro (Mises pisał swoją ksiązkę 100 lat temu) nie utrzyma się, gdyż powstała z niczego, to znaczy z powietrza.  Dziwi mnie też wyrozumiałość Ojca w stosunku do polityków, którzy beztrosko zdłużali swoich obywateli, a teraz co? Mają spokoinie spać?       Moim zdaniem powinien ich spotkać los p. Tymoszenko. Ukłony Jan M Fijor
JF
Jan Fijor
20 maja 2012, 18:36
A w jakim to celu czcicogny Ojceic chce ratowac euro? Czy ksaidz wie, ile to może kosztować? Polecam lekturę ksiązki Misesa, Teoria pieniądza i kredytu, gdzie można przeczytać, że taka waluta, jak euro (Mises pisał swoją ksiązkę 100 lat temu) nie utrzyma się, gdyż powstała z niczego, to znaczy z powietrza.  Dziwi mnie też wyrozumiałość Ojca w stosunku do polityków, którzy beztrosko zdłużali swoich obywateli, a teraz co? Mają spokoinie spać?       Moim zdaniem powinien ich spotkać los p. Tymoszenko. Ukłony Jan M Fijor
KM
Krzysztof Mądel SJ
19 maja 2012, 19:38
@thm Jeśli przedstwisz argumenty, to one się same wybronią, ale jeśli przypisujesz komuś niestworzone intencje i własne poglądy, to się podpisz.
T
thm
19 maja 2012, 15:33
Krzysztof Mądel SJ : @ Thm Chodzi wyłącznie o sposób. Tobie zresztą ten sam prymitywizm się udziela, o czym sam odbrze wiesz, ukrywając nazwisko. Najwyrażniej uważasz, że twoim ważnym atutem jest twoje nazwisko - w tej dyskusji. Nazwiska - to nie są merytoryczne argumenty. Do czego ci brakuje mojego nazwiska?
KM
Krzysztof Mądel SJ
19 maja 2012, 10:20
@ Thm Chodzi wyłącznie o sposób. Tobie zresztą ten sam prymitywizm się udziela, o czym sam odbrze wiesz, ukrywając nazwisko.
KM
Krzsztof Mądel SJ
19 maja 2012, 10:11
@ Nasciturus (2) Standard bimetaliczny nie jest niczym skomplikowanym, opisuję go w sposób symboliczny, licząc na Pańską inteligencję. Dzisiaj jest czystym anachronizmem. Precyzyjne reguły prawne funkcjonowania banków centralnych są nieporównanie lepszym zabezpieczeniem, aczkolwiek one same także wymgają nadzoru, bo rynki ciągle się zmieniają. Obecny kryzys bardzo, ale to bardzo niewiel ma wspólnego z decyzjami w tym obszarze. Greenspan dusił stopy, żeby ożywić gospodarkę, prawdopodobnie zrobił, bo pośrednio ułatwił dotowanym spółkom budowlanym mnożenie złych kredytów, ale panuje powszechna zgoda, że to te źle zarządzane dotacje są głównym winowajcą, a pół czy półtora stopy procentowej Greenspana.
KM
Krzysztof Mądel SJ
19 maja 2012, 10:10
@ Nasciturus Zróżnicowanie wynika z faktu, że różne gospodarki zostały wolną wymianą. Sam ten fakt tworzy wartość dodaną. Ekonomiści doskonale to rozumiją, np. każde kolejne rozszerzenie UE zwiększa o kilka procent wartość nabywczą walut tylko dzięki temu, że rynek zwiększył swój wolumin i pojawiły się na nam bardziej zróżnicowane komponenty. Jeśli chce Pan ten problem dyskutować, porszę zadać szczegółowe pytania. Druga kwestia, ujednolicenie rynku, w części wynika z naturalnego mechanizmu konwergencji, jaki dochodzi do głosu przy swobodnej wymianie, ale wiemy różwnież, że nie działa on wszędzie i nigdy automatycznie. Jeśli jakiś region lub państwo nie umieją lub nie chcą korzystać z szans, jakie daje powiększony rynek, to zaczynają odstwać i trzeba im wtedy pomagać. Jeszcze inną kwestią, są programowe działania zmierzające do ujednolicenia rynku. To pojęcie w tym wypadku dot. niemal wyłącznie ram prawnych i administracyjnych. Ten na poziomie makro, jak pakt fiskalny, są niewystarczające, a niektóre, jak propozycja ujednolicenia systemów podatkowych, czysto fantastyczne i zupełnie niepotrzebne, wreszcie jest całkiem konkretny mechanizm funduszy strukturalnych, które mają przyspieszać rozwój biednych regionów, mimo pewnych wad i bardzo ograniczonych środków, ten mechanizm przynosi dobre rezultaty. Marszałkowie i sejmiki doskonale o tym wiedzą.
LR
lepiej ratować duszę
19 maja 2012, 09:49
"Oto słyszę jak w popiół Przemieniam się i kruszę. I coraz mniejszy ciałem Wierzę we własną duszę"
T
thm
18 maja 2012, 22:18
Elf: Fatalnt tytuł. Lepszy moim zdaniem: Po co ratować euro? Mądel zajmij się kapłaństwem a nie mamoną. masz rację Elf, całkowicie zgadzam się z Twoim zdaniem i nie widzę, żebyś był prymitywny, ten zarzut, to taka projekcja Mądela.
N
nasciturus
18 maja 2012, 19:45
UE nie stworzyła żadnego zróznicowanego rynku. Stworzyli go ludzie poprzez wybranie różnych dróg bogacenia się, które uznali za najbardziej odpowiednie dla nich. To co UE robi to "ujednolica" rynek czyli likwiduję konkurencyjność (planuje również podatkową) czyli jeden z czynników pobudzających gospodarkę. Potzreba wymiany towarów i usług w dobie globalizacji jest niezwykle ważna, ale UE ideę wolnego handlu przekształciła w ideę Unii Celnej ograniczając tym samym swobodą wymianę towarów i usług jedynie do EOG. UE przynosi wielkie zyski, ale tylko dla nielicznych kosztem ogółu podatników UE. UE to najwolniej rozwijąjacy się region na świecie. Czytałem prognozy, że za kilka lat UE będzie mogła konkurować jedynie z gospodarką Afryki (oczywiście Afryka dogania b. szybko UE). Ponadto mam wrażenie, że o. Mądel nie odróżnia pieniądza kruszcowego (wykonanego z jakiegoś kruszca np. złota) od standardu złota (pieniądz może pozostać papierowy czy elektroniczny ale emitent pieniądza gwarantuje, że pieniądz ten może być wymieniony na określoną ilość złota co zapobiega drukowaniu pieniędzy bez ograniczeń).
S
szary
18 maja 2012, 19:28
Do Szary No ale euro dobrze działa. Nie spotkałem się z żadną poważną opiną, że działa źle.   Podziwiam optymizm ojca, ale go nie podzielam; znam dużo opinii negatywnych na temat tej waluty - choćby ta, którą przytoczyłem wcześniej.   Skoro euro tak dobrze działa, to skąd uwidoczniona w tytule potrzeba jego ratowania?
N
nasciturus
18 maja 2012, 19:18
"Jak dotąd EU i euro to bardzo udany projekt". UE jest tak samo udane jak Cesarstwo Rzymskie gdy jego potęga upadała czyli wcale. Co smutniejsze potega UE upada z tych samych przyczyn co potega Cesarstwa Rzymskiego, a przywódcy Europy nie wyciagają żadnych wniosków z historii. Wśród przyczyn upadku Cesarstwa Rzymskiego wymienia się odejście od tradycyjnych wartości, ujemny przyrost naturalny i uzepełnianie ubytków barbarzyńcami, wulgaryzacja(psucie) prawa,  psucie pieniądze, zbyt dużo regulacji, nadmierna biurokracja, brak zasad sukcesji cesarskiej. Jak się spojrzy na UE to jest dokładnie to samo. Odejscie od tradycyjnych wartości (np. Cohn-Bendit wybrany na przywódcę Zielonych w parlamencie UE, chociaż jest  pedofilem), ujemny przyrost naturalny i uzupełnianie braków imigrantami, prawo UE jest fatalne (niespójne, zbyt kazuistyczne), pieniądze są psute przez nadmierne drukowanie i do tego kreatywną ksiegowość, ogromna biurokracja we wszelkich sprawach związanych z UE.
KM
Krzysztof Mądel SJ
18 maja 2012, 17:08
Do Szary No ale euro dobrze działa. Nie spotkałem się z żadną poważną opiną, że działa źle. A co do gorączki złota, to kiedy ona wraca? Tylko w czysie bessy. Sztuka też wtedy drożeje. Jeśli znajdzie Pan w kosmosie odpowiednią ilość złota i vangoghów (jakieś tysiąc razy więcej niż obecnie na ziemi mamy), to czemu nie, możemy się przerzcić na złoto i na sztukę, ale tylko pod warunkiem, że innym osobom zakażemy szukać nowych złóż, bo jak nie daj Boże oni coś znajdą, to nas szybko doprowadzą do bankructwa. Patrz sowiecka Rosja i powojenna Europa, która się wyzbyła złota wcześniej na zakup broni. Patrz standard bimetaliczny w USA plus zabobbony FED i wielki kryzys. Czy nie lepiej i nie prościej zamiast bujać w obłokach Magellana umówić się, że tu, na ziemi, nikt nie macha stopami procentowymi? Ta umowa zasadniczo nieźle się sprawda, groźniejsi są rozrzutni politycy, a ci już starożytności umieli mieszać złoto z brązem jak Neron.
KM
Krzysztof Mądel SJ
18 maja 2012, 17:01
Do Szary Kiedy? W czasie kryzysu. Sztuka też wtedy drożeje. Jeśli znajdzie Pan w kosmosie odpowiednią ilość złota i vangoghów, to czemu nie, możemy się przerzcić na złoto i na sztukę, ale tylko pod warunkiem, że innym zakażemy szukać, bo jak nie daj Boże i oni coś znajdą, to nas przechytrzą. Czy nie lepiej, nie prościej, zamiast bujać w obłokach Magellana, umówić się, że tu, na ziemi, nikt nie macha stopami procentowymi? Ta umowa zasadniczo nieźle jak dotąd działa, groźniejsi są rozrzutni politycy, a ci i w tamtych czas umieli mieszać brąz ze złotem, więc kruszec sam z siebie nikogo nie zbawi.
S
szary
18 maja 2012, 15:28
  No cóż... Jak to ujął Milton Friedman:   "Z euro jest jak z socjalizmem, to piękna idea,która nie sprawdza  się  w praktyce".   A co się tyczy kruszców, to tak pochopnie  bym ich nie przekreślał, o. Krzysztofie; różne "świnki", suwereny, krugerrandy i in. tego typu walory wciąż cieszą się wzięciem  i to jest naprawdę  pieniądz międzynarodowy , ba - międzykontynentalny! Na dodatek - ponadczasowy.
KM
Krzysztof Mądel SJ
18 maja 2012, 15:21
Do Wojtek1957 Jak dotąd EU i euro to bardzo udany projekt, więc, wbrew temu, co twierdzisz, nikt nie będzie niszczył kury znoszącej złote jajka. EU i euro nie są zagrożone, więc nie ma sensu dywagować nt. ich upadku. Już samo stworzenie dużego, zróżnicowanego rynku stworzyło wartość dodaną, bo dało możliwość wymiany, na której zyskują wszyscy (patrz Adam Smith), a w czasach globalizacji taka możliwość jest Europie absolutnie konieczna do życia. Wielki, kontynentalny rynek stwara co prawda pewne zagrożenia wobec niektórych biedniejszych firm czy państw, ale zyski wielokrotnie przewyższają te zagrożenia i dość łatwo dają się minimalizować. To, że jakiś odsetek firm upada, świadczy o zdrowiu, nie o chorobie, a im szybszy rozwój, tym szybsze są bankructwa, fuzje i pojawianie się nowych firm.
KM
Krzysztof Mądel SJ
18 maja 2012, 15:08
Do Elfa Nie mam przyjemności. Jesteś prymitywny.
KM
Krzysztof Mądel SJ
18 maja 2012, 15:03
Fiducja to fiducja, z łac. fiat nie ma nic wspólnego, ale jako żart ujdzie. Monopol państwa jest starszy niż Keynes, ale Keynes, zgoda, ma wiele wspólnego z drukowaniem pieniądza. Krzywa Phillipsa unieważna Keynesa, nie ma o czym dyskutować. Pienądz papierowy i elektorniczny jest dużym osiągnięciem, pod względem substancjalnym, ani lepszym ani gorszym od kruszców, a pod wzglądem zastosowań nieporównanie lepszym, więc nikt nie będzie Pana słuchał i wracał do kruszców. Co więcej, pusty pieniądz elektroniczny lub papierowy jest dość łatwy do wykrycia. Trudniejsza do wykrycia jest kreatywna księgowość rządów (czasem też firm), ale to nie ma nic wspólnego z naturą pieniądza. Pewnych trudności dostarcza też chorobliwa kreatywność banków centralnych, ale tę można wykryć, już po paru miesiąch. Wbrew temu co Pan twierdzi, nie mamy problemów nieoznaczonścią materii, tylko zachowaniami ludzi. Zmiana substratu niczego tu nie zmieni. Złoto złota w złoto nie zamieni, więc jakim cudem złoto miałoby zastąpić ludzkie umysły? To nieludzkie rozwiązanie.
W1
Wojtek 1957
18 maja 2012, 12:24
Mnie się wydaje, że każdy kraj powinien emitować własny pieniądz. Gdy wyemituje za dużo, to jego wartość spadnie i stracą ci, którzy mają ten pieniądz. Nie będzie natomiast zadłużania przyszłych pokoleń. A banki powinny mieć prawo pożyczania tylko tego, co w nich zdeponowano. Jeżeli pożyczą więcej i upadną, niech nie liczą na pomoc rządu. Natomiast zadłużanie się rządów w bankach (co to niby miało pomóc w walce z inflacją) okazało się jeszcze bardziej inflacjogenne, niż tworzenie pustego pieniądza przez banki centralne! Euro upada, bo realizacja mrzonki o "wspólnej Europie" wymaga kosztownej propagandy i dotacji (łapówek). Podtrzymywanie stanu obecnego (gdy ilość pieniędzy kilkakrotnie przekracza wartość dóbr możliwych do kupienia) grozi albo wieką inflacją, albo całkowitą ucieczką od pieniądza fiducjarnego i powrót do gospodarki wymiennej, czemu lobby bankowe będzie się starało przeciwstawić presją na rządy, by ludzi zmusili do korzystania z pieniędzy (już zresztą widać tę presję).
E
Elf
18 maja 2012, 11:34
Fatalnt tytuł. Lepszy moim zdaniem: Po co ratować euro? Mądel zajmij się kapłaństwem a nie mamoną.
D
Dokładny
18 maja 2012, 09:02
Nie widzę powodów, dla których projekt polityczny jakim jest Euro, szkodliwy gospodarczo ma być ratowany. Tym bardziej nie widzę powodów, dla których ma to się odbywać przez spłacanie przeze mnie i innych polskich podatników długów dużo bogatszych społeczeństw jak Włochy czy Hiszpania. Dokładnie tak!
N
nasciturus
18 maja 2012, 08:00
Nie widzę powodów, dla których projekt polityczny jakim jest Euro, szkodliwy gospodarczo ma być ratowany. Tym bardziej nie widzę powodów, dla których ma to się odbywać przez spłacanie przeze mnie i innych polskich podatników długów dużo bogatszych społeczeństw jak Włochy czy Hiszpania.
Z
Zamorski
17 maja 2012, 21:58
Do: Krzysztof Mądel SJ Pieniądz to towar, na który istnieje na rynku najwyższy popyt. A pieniądz, o którym ksiądz tutaj mówi, to pieniądz fiducjarny (fiat money = „niech się stanie pieniądz”), który jest tylko substytutem pieniądza. Nie jest on środkiem wymiany, gdyż nie jest towarem, ani też nie reprezentuje tytułu do takiego towaru. W przeciwieństwie do złota, pieniądz fiducjarny został na siłę wprowadzony przez państwa, jako oficjalny środek płatniczy, które mają monopol na pieniądz. Jest to interwencja państwa w gospodarkę rynkową na niespotykaną wcześniej skalę. To praktyczne zastosowanie doktryny Keynesa, która w późniejszych latach stała się jednym z dominujących nurtów ekonomii oraz polityki gospodarczej XX wieku. Ten monopol państwa i brak wolnej bankowości z wymogiem stuprocentowej rezerwy (trzymanej w złocie!) umożliwia rządom praktykowanie sztucznej ekspansji kredytowej. Skutkiem polityki interwencyjnej rządu są cykle koniunkturalne, czyli skłonność gospodarki do boomów i recesji, co nie miałoby miejsca przy pieniądzu towarowym. Wyższości standardu złota polega na tym, iż uniezależnia on siłę nabywczą jednostki pieniężnej od polityki rządów oraz partii. Do tego dochodzi jeszcze aspekt teologiczny. Istniej ścisły związek pomiędzy człowiekiem jako podmiotem pracy oraz prawem do owoców tej pracy w postaci własności prywatnej. Związek ten został poważnie naruszony przez przyjęcie fałszywych teorii monetarnych. I jeszcze jedna uwaga dotycząca siły nabywczej pieniądza. Gdy pieniędzy na rynku jest mniej, wartość wymienna jednostki monetarnej wzrasta. Gdy pieniędzy jest więcej, wartość jednostki monetarnej spada. Widzimy więc, że nie istnieje sytuacja, w której byłoby „zbyt mało” lub „zbyt dużo” pieniędzy. Jakakolwiek ilość pieniędzy znajduje się w rękach ludzi, walory użytkowe pieniądza będą wykorzystane do maksimum.
KM
Krzysztof Mądel SJ
17 maja 2012, 21:16
Do Zamorskiego (II) Kiedy JP2 mówi, że KNS jest częścią teologii (B16 mówi to jeszcze dobitniej), to wskazuje na inspirację, jedną z wielu, nie na przedmiot. KNS posługuje się w znacznym stopniu czysto filozoficznymi metodam i operuje głównie na danych empirycznych. Inspiracja teologiczna jest tu zdecydowanie mniej wyraźna niż np. dogmatyce, bo zasada dialogu z partnerami o innych inspiracjach konieczna. Bez niej KNS nie miałaby sensu. KNS nie jest tylko katechizmem dla pobożnych katolików. Nie zgodzę się też z poglądem, że pieniędz pojawił się bez jakiegokolwiek związku z państwem. Fenickie miasta tworzyły wysoko zorganizowaną kulturę. W naszych czasach ludzi i ineteresów jest nieporównanie więcej, ale wystarczy, że wszyscy będą respektować te same wartości co wtedy. Jeśli posługują się pieniądzem emitowanym przez EBC, to nie powini się zachowywać tak, jakby go sami emitowali i drukowali bez oglądania się na resztę świata, a to właśnie (w pewnym sensie) jest problem dzisiejszej Grecji. Grecy nie mogą też w jednej chwili unieważnić wszystich dotychczasowych swoich zobowiązań, bo wtedy żadne ich działanie nie będzie wiarygodne. 
KM
Krzysztof Mądel SJ
17 maja 2012, 20:42
Do Zamorskiego Znam ks. Zwolińskiego, cenię go za to, że popierał ks. Isakowicza, ale o ekonomi nie ma zielonego pojęcia, tu ma Pan rację. Zwoliński nie wie, że jest keynesistą, a pod wieloma względami głosi nauki sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Papieskie uczenlnie chową w swoich murach nie takich geniuszy. Na tej samej uczelni do niedawna wykładał ks. Natanek, pożal się Boże hab. z historii. Gdyby Pan sam znał lepiej ekonomię, to wiedziałby Pan, że powrót do kruszców w czasach elektronicznego pieniędza jest niemożliwy. Zrozpaczeni inwestorzy mogą sobie kupić złoto i to wystarczy. W sprawach dot. ludzi znacznie lepszej gwarancji mogą udzielić ludzie, nie kruszce. Jeśli posłowie, rządy i zarządy banków centralnych umówią się, że nie będą drukować pustego pieniądza i, po drugie, jeśli naprawdę będą tej zasady przestrzegać na co dzień (takie wtedy, gdy jest to trudne), to lepszej gwarancji nie potrzebujemy. Złoto i srebro samo z siebie nigdy tak dobrej gwarancji nam nie dostarczy, bo złoto i srebro ktoś może ukrać, a ktoś inny znaleźć w ziemi i tym samym skutecznie obniżyć wartość pozostałych zasobów.
Z
Zamorski
17 maja 2012, 19:59
NIE RATOWAĆ!!! Jest jedna recepta na kryzys. Bank nie może pożyczać innym czegoś, co powierzono mu w depozycie na żądanie. Takim przywilejem cieszą się obecnie jedynie banki. Przeciętni obywatele za kradzież cudzej własności są zamykani więzieniu. Należy więc zamknąć bank centralny, wrócić do standardu złota i wprowadzić wolną bankowość. To jednak szybko nie nastąpi, gdyż nawet teologowie nie są w stanie zrozumieć istotnych zasad teoretycznych i prawnych związanych z pieniądzem, kredytem bankowym i cyklami koniunkturalnymi. Kiedyś teologowie tworzyli pionierskie prace na temat teorii pieniądza. Dzisiaj podkreślają jedynie niebezpieczeństwo kultu pieniądza, ale takie analizy dobre są jedynie w kazaniach. Niektórzy próbują, ale lepiej byłoby, gdyby nic nie pisali. Np. ks. Zwoliński, wykładowca KNS na UPJP2, twierdzi, że „kreacja pieniądza jest dobrem społecznym poprzez stwarzanie dobrobytu gospodarczego” (Etyka bogacenia, Kraków 2002). Pieniądz w gospodarce pojawił się sam, bez interwencji państwa ani żadnego centralnego kierownictwa, ponieważ człowiek używa rozumu i dostrzega pożytki, jakie może osiągnąć, gdy jakieś poszukiwane dobro staje się pośrednikiem wymiany. Najwyższy czas, by teologie powrócili do analizy ludzkiego działania w sferze ekonomicznej, a nie czytali mainstreamowe książki z ekonomi politycznej. Ekonomia musi pozostać apolityczna. Jan Paweł II wyraźnie przypomniał, że katolicka nauka społeczna nie należy do dziedziny ideologii, lecz teologii, zwłaszcza teologii moralnej (SRS, 41; CA 55). A gdzie KNS jest wykładany dzisiaj na katolickich uczelniach? Na wydziałach nauk społecznych (UKSW, KUL, UPJP2 i inne).
N
normal
17 maja 2012, 18:01
Człowiek powiniem produkować niezbędne jemu i innym rzeczy,bo z tego się bierze rozwój i dobrobyt,  a nie papiery w urzędach przekładać. Niepodległy kraj z własna walutą - to powinien byc cel.
N
normal
17 maja 2012, 17:59
Nie MAMONA tylko Człowiek. Niepodległy kraj z własna walutą - to powinien byc cel.
L
leon
17 maja 2012, 16:36
  a po co ratować??????????
G
Groszek
17 maja 2012, 12:28
Zamiast ratować euro, trzeba było ratować polskie stocznie i inne miejsca pracy. Jak Tusk z Rostowskim wymyśli ratunek dla zbankrutowanej waluty, to z pewnością ona upadnie.
Z
zapytanie
17 maja 2012, 12:15
Nie ratować!