Jej ukochana rola to Michałowa z "Rancza". Marta Lipińska świętuje 60 lat pracy!

Marta Lipińska w roli Michałowej w serialu "Ranczo". Źródło: YouTube.com / Daku Press
PAP / mł

- Moim skromnym zdaniem "Ranczo" jest wspaniałym serialem. Był znakomicie napisany, wspaniale odegrany przez optymalną obsadę aktorską. Gdy uda mi się obejrzeć jakiś odcinek w telewizorze - jestem bardzo zadowolona. W tej mojej Michałowej jest jakaś prawda. Ludzie są mi wdzięczni, bo być może w tej postaci udało mi się przekazać, że w tym małym światku Wilkowyj jest jakaś osoba, która pilnuje sprawiedliwości - mówi w wywiadzie dla PAP Marta Lipińska.

Aktorka warszawskiego Teatru Współczesnego 30 czerwca świętuje 60-lecie pracy scenicznej.

DEON.PL POLECA

Polska Agencja Prasowa: W legendarnym przedstawieniu Axera z 1963 roku zagrała pani postać Iriny. Rola chwalona przez krytykę, za którą otrzymała pani w 1963 r. nagrodę dla młodych aktorów na Festiwalu Sztuk Rosyjskich i Radzieckich w Katowicach. Andrzej Wirth pisał: "Młoda aktorka zagrała z naiwnością artystyczną, niespotykaną już dzisiaj, a jednak konieczną w tej roli [...], była prześwietlona 'wewnętrznym światłem' i gaśnięcie tego światła potrafiła przedstawić jako dramat".

M. L.: Przez sentyment do tego udanego debiutu bardzo dobrze pamiętam tę moją Irinę. Wspominam ją wręcz z czułością. Chcę jednak zwrócić uwagę, że to była praca ze wspaniałym zespołem. Przecież w obsadzie tego przedstawienia znaleźli się: Tadeusz Łomnicki, Halina Mikołajska, Zofia Mrozowska, Kazimierz Opaliński. Wśród takich koleżanek i kolegów, bo pozwolili mi się już tak nazywać, te występy były czymś wspaniałym i wyjątkowym. Muszę dodać, że byli życzliwi, pomocni i czuliśmy, że na podstawie wspaniałej literatury Czechowa powstaje przedstawienie, które będzie nietuzinkowe i być może będzie sukcesem. Aktorzy zawsze mają taką nadzieję. I tak się stało. Jako bardzo młoda osoba nie miałam do końca świadomości, jak wielkie jest to zdarzenie. Natomiast spektakl miał wielu pozytywnych recenzji i powoli ten sukces do mnie dotarł.

Nawet nie chcę już wspominać, ile razy zagrałam w tym przedstawieniu. Bo w tamtych czasach było tak, że gdy spektakl uzyskał uznanie krytyki i widzów - grano go dzień po dniu przez cały miesiąc. Potem następowała krótka przerwa. I znów graliśmy co wieczór przez cały miesiąc, a zdarzało się, że dwa przedstawienia w niedziele. To wszystko zapadło mi i w pamięć, i w serce.

W Encyklopedii teatru polskiego odnotowano ponad 60 ról, które kreowała pani w warszawskim Teatrze Współczesnym, ale także dwie świetne, wiodące role w stołecznym Teatrze "Scena Prezentacje. Która z granych postaci wryła się w pani pamięć?

- Wszystkie te role wspominam dobrze. Niektóre kosztowały mnie wiele wysiłku przy pracy nad nimi i może dlatego bardziej utkwiły mi w pamięci. Bo na przykład "Odwrót" to była sztuka inna niż te, w których grywałam dotąd. Nie była to komedia, chociaż miała takie sceny. W sumie smutna opowieść o Alicji, którą zagrałam, kobiecie porzuconej. Bardzo długo się z tą postacią mierzyłam i potem każdy spektakl przeżywałam, ale jej losy przeżywali też widzowie. A o to przecież chodzi w teatrze, żeby każdy się zamyślił i coś dla siebie wyniósł ze spektaklu.

Zadebiutowała pani w filmie w 1962 r., jeszcze podczas studiów aktorskich. Zagrała pani Urszulę Choberską w "Głosie z tamtego świata" w reż. Stanisława Różewicza. A potem pojawiła się prawie setka ról filmowych, - cała gama postaci kobiecych, wręcz paleta ludzkich typów. Która z tych ról filmowych była dla pani najtrudniejsza?

- Powiedział pan, że zagrałam mnóstwo ról. To nie była nawet setka i czuję lekki niedosyt, jeśli chodzi o moje role filmowe. Może uda mi się jeszcze jakąś ciekawą, fajną postać zagrać. Uważam, że mam jeszcze trochę sił i mogłabym w filmie coś intrygującego zaproponować. Karierą w teatrze jestem usatysfakcjonowana, bo bardzo dużo grałam, i to różnorodnych rzeczy.

Czy miałam problemy z jakąś postacią filmową? Nie, jak ja się już podejmuję kogoś zagrać - to decyduję się bardzo świadomie. Zakładam, że określone trudności pokonam nakładem pracy, ulepszając środki aktorskie. Po prostu staram się te moje postaci dopracować do końca. Bo nigdy nie podejmuję się grania roli ponad moje możliwości i np. śpiewam tylko w swojej łazience.

A którą z ról filmowych pani darzy największym sentymentem?

- W przyrodzie tak już jest, że zawsze się kocha to "najmłodsze dziecko". No i ja wyróżnię tę moją kochaną Michałową z "Rancza", którą pokochała publiczność w całej Polsce. Niewiele jest osób, które mogą mnie na żywo zobaczyć w teatrze. To wymaga jednak przyjazdu do Warszawy. A Michałowa... W najdalszym zakątku Polski widz może włączyć telewizor i obejrzeć powtórkę jakiegoś odcinka tego serialu.

Moim skromnym zdaniem "Ranczo" jest wspaniałym serialem i takim już pozostanie, bo po dziesięciu latach jego realizacja już się zakończyła. Był znakomicie napisany, wspaniale odegrany przez optymalną obsadę aktorską. Gdy uda mi się obejrzeć jakiś odcinek w telewizorze - jestem bardzo zadowolona. Lubię to oglądać, bo w tej mojej Michałowej jest jakaś prawda.

Ludzie są mi wdzięczni, bo być może w tej postaci udało mi się przekazać, że w tym małym światku Wilkowyj jest jakaś osoba, która pilnuje sprawiedliwości. Stara się jednak pomagać i zarządzać tą społecznością, żeby było dobrz

Pani twórczość zapisała się już na stałe w historii teatru, radia, telewizji i kina polskiego. Zapytam, jakie jest credo aktorskie Marty Lipińskiej i co pomogło pani stworzyć tak wiele bogatych ról?

- To bardzo trudne pytanie, bo właściwie powinnam odpowiedzieć bardzo ogólnikowo. Sama mam chyba prostą receptę. Pewnie po to wykonuje się ten zawód, żeby po pierwsze móc przekazać widzom dobrą literaturę, którą sama bardzo cenię. A poprzez tę literaturę i dodanie czegoś od siebie, z osobowości aktorki, spróbować poruszyć publiczność. Często trzeba umieć widza rozbawić, a w każdym razie dać mu do pomyślenia. Warto przynieść mu jakąś otuchę, zabawić, dać odetchnąć. Bo dobry, zdrowy śmiech ma też dużą wartość. Podobnie jak tragedia, która potrafi poruszyć w drugim człowieku wewnętrzne struny.

Rozmawiał Grzegorz Janikowski / PAP
red. mł

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jej ukochana rola to Michałowa z "Rancza". Marta Lipińska świętuje 60 lat pracy!
Komentarze (5)
ES
~Ewelina Sanecka
1 lipca 2022, 12:10
Nie dziwię się, że to dla niej ulubiona rola. Trafiła jej się jak ślepej kurze ziarno. Po latach grania drugoplanowych ogonów, u schyłku kariery wreszcie rola życia, po której będzie zapamiętana. I rzeczywiście świetnie się dopasowała. Tak świetnie, że na sam widok tego babska na ekranie człowiekowi nóż sam się w kieszeni otwiera. Kwintesencja wrednego wścibstwa, podwójnej moralności, szarogęszenia się w każdej sytuacji. To niby miało być zabawne? Doprawdy trzeba by się bardzo wysilić żeby znaleźć w tym babsku coś choćby tylko z lekka sympatyczego.
WC
~Wojciech Chajec
4 lipca 2022, 15:29
A czy Ewelina pamięta panią Elizę z serii skeczów "Kocham pana, panie Sułku"? A tyle innych ról Pani Marty Lipińskiej? Tak, postać Michałowej jest zarówno prawdziwa, pełna prostej ludowej mądrości, jak też zabawna. Nie każdy może to niestety zrozumieć.
EW
~emil walasek
30 czerwca 2022, 22:26
Świetna rola, dobrze zagrana.
GW
~Grześ Wawrzyszyn
30 czerwca 2022, 17:04
Świetnie zagrała wzorcową wiejską dewotkę w zacofanym społeczeństwie katolickiej wsi.
WC
~Wojciech Chajec
4 lipca 2022, 15:26
Uważam, że w tym "zacofanym społeczeństwie katolickiej wsi" jest więcej prawdy, niż w szerokich salonach wielkiego miasta.