Już wiemy, co wydarzyło się na Nanga Parbat. Amerykanie opublikowali raport nt. Mackiewicza i Revol
Dziennik "American Alpine Journal" opublikował raport dotyczący styczniowej wyprawy Tomasza Mackiewicza i Elisabeth Revol na Nanga Parbat (8126 m). Polak zginął podczas schodzenia, a Francuzka została uratowana przez polskich himalaistów atakujących wówczas K2.
Raport rozpoczyna się od potwierdzenia, że 25 stycznia Mackiewicz i Revol dotarli na szczyt niedługo po zachodzie słońca. Nanga Parbat udało się zdobyć zimą dopiero drugi raz w historii, a po raz pierwszy od strony północno-zachodniej.
Tomasz Mackiewicz: "jestem bliżej Boga tutaj" >>
Revol została drugą w historii kobietą, która zimą wdrapała się na ośmiotysięcznik. Pierwszą była Szwajcarka Marianne Chapuisat, która 10 lutego 1993 roku zdobyła Czo Oju (8201 m).
"American Alpine Journal" szczegółowo opisuje trasę, którą Polak i Francuzka weszli na Nanga Parbat, a także przybliża miejsca, w których mieli obozy i odpoczywali. Na szczyt dotarli między 18 a 18.15.
"Podczas wchodzenia byli w miarę chronieni od wiatru, ale w końcówce wiało z pełną siłą. Revol dotarła na górę pierwsza (...) Było ciemno i kiedy Mackiewicz do niej dołączył, przyznał, że nie widzi lampy na kasku Francuzki, a ona sama jest +plamą+" - napisano.
To wprawiło Revol w niepokój. Pogorszenie wzroku mogło wynikać z tego, że Mackiewicz nie założył odpowiedniej ochrony. Mogło też być objawem obrzęku mózgu. Oboje natychmiast zaczęli wracać, Mackiewicz trzymał rękę na barku towarzyszki, aby się nie zgubić.
"Polak nie był w stanie poruszać się na tyle szybko, żeby się ogrzać. Wziął cztery tabletki deksametazonu i to na chwilę poprawiło sytuację. Para schodziła dalej po zaśnieżonych zboczach do wysokości ok. 7280 m. Stamtąd mieli pokonać długi płaski kawałek, a potem czekało ich nieznaczne podejście do namiotu, ale Mackiewicz był zupełnie wykończony, przemarznięty, miał objawy obrzęku płuc i prawie nie widział. Revol postanowiła przenocować wraz z Polakiem w szczelinie, bez żadnego wyposażenia na obóz" - relacjonowano.
Revol napisała list do Mackiewicza. "Tobie przede wszystkim zawdzięczam, że żyję" >>
Następnego dnia Mackiewicz nie mógł się ruszyć. Wcześniej Revol kilkakrotnie prosiła o pomoc. Powiadomiono ją, że powinno się udać wysłać helikopter po Polaka, ale na tej wysokości nie uda się odebrać dwóch osób naraz, więc musi zejść na mniejszą wysokość.
Następnego ranka Francuzka z niechęcią zdecydowała się na zejście szybszą trasą. Pozostawiła Mackiewicza w szczelinie, a w śniegu wyrzeźbiła schody, po których mógłby później wyjść. Tego dnia sama zeszła na wysokość 6700 m, gdzie przenocowała w innej szczelinie.
"Żona Mackiewicza w Polsce, która dowiedziała się o wszystkim z profilu Revol w mediach społecznościowych, skontaktowała się z jego przyjacielem, który z kolei skontaktował się z uczestnikami wyprawy na K2. Spytano uczestników, czy chcą pomóc. Kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki, za zgodą zespołu, skontaktował się z państwowymi urzędnikami, którzy rozpoczęli współpracę i koordynację misji ratunkowej z pakistańską armią" - opisano.
Wówczas Revol nic o tym nie wiedziała. Była wyczerpana i odwodniona, miała halucynacje. Wydawało jej się, że ktoś częstuje ją gorącym napojem, ale w zamian chce od niej dostać but.
"Revol zdjęła lewy but. Pięć godzin później zrozumiała, jak poważny błąd popełniła" - podsumowano.
Następnego dnia w południe pogoda w Skardu się poprawiła, dzięki czemu helikoptery mogły przetransportować czterech uczestników wyprawy na K2 na miejsce akcji ratunkowej. Na pokładach maszyn byli Adam Bielecki, Jarosław Botor, Piotr Tomala i Denis Urubko. Wysiedli na wysokości ok. 4800 m. Bielecki i Urubko od razu ruszyli trasą, którą schodziła Revol, a pozostali himalaiści przygotowali obóz drugi na wysokości 4900 m.
"O godz. 2 nad ranem 28 stycznia, po niesamowitym wyczynie, jakim było wspięcie się o 1100 m w mniej niż dziewięć godzin, (...) Bielecki i Urubko nawiązali kontakt głosowy z Revol na wysokości ok. 6100 m. Sprowadzili ją powoli do obozu drugiego i schronili ją w namiocie na kilka godzin, podając gorące napoje i lekarstwa. Temperatura wynosiła -35 stopni Celsjusza, a wiatr osiągał prędkość 80 km/h" - relacjonowano.
Poinformowano też, że Bielecki i Urubko zastanawiali się nad ponownym podejściem i poszukiwaniami Mackiewicza, ale warunki miały się jeszcze pogorszyć, a Revol była bardzo słaba, miała odmrożenia dłoni i lewej nogi. Ich priorytetem stało się sprowadzenie Francuzki żywej.
Gdy cała trójka pokonała stromiznę, Revol mogła już samodzielnie dotrzeć do obozu pierwszego. "Stamtąd została ewakuowana helikopterem o 13.30" - zakończono.
Skomentuj artykuł