Kapelan Lecha Poznań o swojej posłudze
„Wy gracie, a ja odmawiam «Zdrowaśki»”, powtarza piłkarzom ks. Jacek Markowski, kapelan Lecha Poznań. O swojej posłudze kapelańskiej opowiada w rozmowie z KAI.
KAI: Jak to się stało, że trafił Ksiądz do Lecha Poznań?
Ks. Jacek Markowski: Piłką interesowałem się od zawsze. Przez wiele lat sam też grałem, dopóki zdrowie na to pozwalało. Zaczęliśmy w latach dziewięćdziesiątych organizować także mecze księży. Brałem oczywiście w nich udział i to one zaowocowały kontaktami w środowisku sportowym. W czerwcu 1999 roku drużyna Lecha była u mnie w parafii w Brodnicy na Mszy św. i meczu pokazowym. Wówczas trener Adam Topolski zapytał mnie, czy nie chciałbym zostać kapelanem drużyny. I tak się też stało. Od tego czasu zmieniali się trenerzy i piłkarze, a kapelan pozostaje wciąż ten sam.
KAI: Na czym polega na co dzień bycie kapelanem drużyny piłkarskie?
- Tę posługę pojmuję jako opiekę duchową, a opieka duchowa to przede wszystkim modlitwa. Wśród odmawianych przeze mnie codziennie dziesiątek różańca, jedna zawsze jest za Lecha. Staram się też być na każdym meczu drużyny, co udaje mi się jedynie, kiedy Lech gra u siebie. Niestety, z powodu moich obowiązków duszpasterskich w parafii, w której jestem proboszczem, nie mogę być na wszystkich spotkaniach wyjazdowych. Ale kiedy jestem na meczu, zawsze stoję gdzieś blisko tak, żeby zawodnicy czuli, że ksiądz jest z nimi. „Wy gracie, a ja odmawiam «Zdrowaśki»”, powtarzam im za każdym razem.
Na początku każdej rundy rozgrywek odprawiam również Mszę św. dla zawodników. Są to Msze jedynie dla piłkarzy i kadry klubowej, bez udziału kibiców, po to żeby zawodnicy mogli modlić się w skupieniu. Natomiast na zakończenie rundy odbywa się piknik, który rozpoczynamy Mszą św. dziękczynną. Piłkarze nazywają go „piknik u księdza”. Ma on rodzinny charakter, bowiem pomyśleliśmy, że skoro zawodnicy są tak często poza domem, warto, żeby spędzili ten czas wspólnie ze swoimi najbliższymi.
KAI: Czy to prawda, że piłkarze modlą się razem przed każdym meczem?
- Przed samym wyjściem na boisko stajemy w kółku: zarówno zawodnicy, jak i trenerzy oraz sztab medyczny. Chwytamy się wszyscy za ramiona i modlimy się: „Panie Boże pobłogosław nasz wysiłek”. Następnie odmawiamy modlitwę „Zdrowaś Maryjo” i wzywamy wstawiennictwa św. Antoniego. Kiedy bowiem mieliśmy taki czas, że przegrywaliśmy mecz za meczem, szukałem różnych „dojść w niebie” w tej sprawie. W końcu wezwaliśmy właśnie św. Antoniego i wygraliśmy z Wisłą 4:1. Od tego czasu Lechici są czcicielami św. Antoniego. Obecnie w naszej drużynie są również wyznawcy prawosławia i stąd nasza modlitwa do Matki Bożej, którą wspólnie czcimy. Mamy też dwóch muzułmanów, którzy stoją z nami ramię w ramię, ale modlą się po swojemu.
KAI: A co Księdzu sprawia największą trudność w byciu kapelanem Lecha?
- Na co dzień jestem proboszczem w parafii pw. św. Jadwigi w Grodzisku Wlkp., więc moje kontakty z zawodnikami Lecha są utrudnione. To, że jestem oddalony od Poznania o ponad 50 km, sprawia, że nie mogę spotykać się z moim piłkarzami tak często, jak bym tego chciał.
KAI: Ale jest Ksiądz chyba osobą dość rozpoznawalną w świecie piłkarskim?
- Mogę zaryzykować stwierdzenie, że w Ekstraklasie wszyscy mnie właściwie znają. Z niektórymi piłkarzy znam się bliżej, ale ze wszystkimi mam sympatyczne kontakty. Błogosławiłem też związki małżeńskie zawodników, trochę mam ich „na koncie”. Zdarzają się też smutne sytuacje: pogrzeby. Wychodzę bowiem z założenia, że ksiądz powinien towarzyszyć swoim podopiecznym w różnych sytuacjach: w czasie meczów, ale i w życiu osobistym.
KAI: Przypomnijmy jeszcze obecną sytuację Lecha Poznań w rozgrywkach...
- Lech jest w tej chwili w 1/16 finału Ligi Europejskiej. Najbliższy mecz gramy 17 lutego. Gramy u siebie z portugalskim Sportingiem Braga. Tydzień później mamy spotkanie rewanżowe w Portugalii. Natomiast w Ekstraklasie idzie nam trochę gorzej. Nie można było pogodzić gry na wysokim poziomie w Lidze Europejskiej w czwartki, z niedzielnymi meczami ligowymi w Polsce. Mamy trochę za krótką ławkę rezerwowych, więc zmęczenie dało o sobie znać. Mieliśmy też, moim zdaniem trochę pecha, co kosztowało nas utratę punktów. Ale wierzę, że wiosną uda nam się odrobić straty i dobrze zaprezentować w Europie.
Skomentuj artykuł