Kloszard w McDonaldzie

Krzysztof Wołodźko

Możliwe, że za kilkanaście, kilkadziesiąt lat pomysł szybkiej eutanazji zdecydowanie się przyjmie: pokolenie, który patrzy obojętnie na rzucającą się w oczy biedę, nie będzie miało także większych sentymentów wobec nas, starych, nieprzydatnych i z kiepskimi na ogół emeryturami.

Rzadko zaglądam do fastfoodów, ale zdarza mi się. W miniony weekend byłem w MacDonaldzie na Szewskiej w Krakowie. Był wieczór, w jednym z rogów sali, ukrytym nieco przed oczami innych, spał kloszard. Obudziła go ochrona. Bez szczególnej agresji kazała mu się wynosić. Mężczyzna wstał: starszy, wysoki, z poranioną twarzą, niezbyt trzeźwy. Zwyczajem bezdomnych miał ze sobą cały swój dobytek - kilka dużych, starych toreb podróżnych. W jednej miał złom - wiem, bo trzymałem ją przez chwilę w dłoni. Miał nawet - co całości nadawało tragikomiczny rys - kwiatka w doniczce.

Na sali przy stolikach siedziało dużo młodzieży, dzieciaków właściwie. W tym grupa turystów z Włoch. Polacy i cudzoziemcy co do ubioru wyglądali właściwie tak samo - ekstrawaganckie oprawki okularów, dobre ciuchy, nastolatki miały makijaż i farbowane włosy, faceci wyglądali jak wycięci z żurnala. Obserwowałem ich z ciekawością, bo uświadomiłem sobie, że w moich nastoletnich latach byliśmy zdecydowanie mniej wymuskani. Może nie tyle mniej dbaliśmy o wygląd, co przemysł odzieżowy/gadżetowy i konsumpcja nastolatków były wtedy na zdecydowanie niższym poziomie. Pod względem naśladownictwa obyczajów konsumenckich dogoniliśmy Europę dość szybko. W mimikrze jesteśmy nieźli, stąd i młodzież, jak widać, mamy już światową... W zwykłym fastfoodzie miałem wrażenie, że jestem niemal na pokazie mody. Kontrapunkt stanowiła jedynie otyła dziewczyna w sieciowym mundurku, sprzątająca salę, która przywołała ochronę, by ta wyrzuciła kloszarda.

Jak się rzekło: bezdomny wstał i wśród połajanek personelu niezbyt zbornie próbował ogarnąć rzeczywistość. Wzbudził powszechne zainteresowanie. Młodzież zaczęła przypatrywać się jemu, a ja - z dziennikarskiego nawyku - i jemu, i młodzieży. Zainteresował mnie typ reakcji na kloszarda. Było to coś, co wydaje mi się odmienne od reakcji na biedę i biedaków ludzi z pokolenia moich rodziców i osób nieco od nich młodszych. Tamci zwykle zajmowali jakieś "emocjonalne stanowisko". Ci młodzi z Maca na Szewskiej patrzyli na zniszczonego mężczyznę jak na motyla przebitego szpilką, bardziej jak na "coś", niż na "kogoś". Chłodno, bez emocji, nawet bez fizjologicznego poczucia wstrętu. Napiszę zresztą bez cienia poprawności politycznej: kloszard za bardzo nie śmierdział. Ludzie spoglądali na niego, jedli frytki, pili napoje, patrzyli - nawet bez tej czujności, jaką sprawia poczucie zagrożenia ewentualną agresją. Nie budził oburzenia, litości, gniewu, złości - oni się na niego patrzyli bez jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego. Z jakichś względów nie zasługiwał na nie: nie podchodził bardzo blisko, więc był jak za szklanym murem.   

Przypomniało mi się, że z czymś podobnym spotkałem się może rok temu także na Szewskiej, w jednym z barów z włoskim i orientalnym jedzeniem. Tam stara, zmizerowana żebraczka weszła do środka i prosiła ludzi o pieniądze. Nikt jej nic nie dawał, ale właściwie typ reakcji był podobny - brak zainteresowania. Z tą różnicą, że wkurzył się jakiś facet po czterdziestce i oburzony zaczął wołać do personelu: "co za porządki!". Z dalszego kontekstu wynikało, że "człowiek ma prawo zjeść w spokoju". To jest właściwie racja, choć przyznam, że wolę jeść w towarzystwie żebraczki niż wielu tzw. "porządnych ludzi".

To, o czym piszę, to impresja, spostrzeżenie. Może o tyle wiążące, że od dobrych kilku lat dostrzegam więcej przykładów takiej obojętności, czasem zaprawionej chłodną wzgardą. Ale młodzież nie wzięła się znikąd - ktoś wszczepił jej przedstawicielom i przedstawicielkom ten rodzaj braku empatii.

Rosną mury w obrębie społeczeństwa czasów transformacji: to jest fakt, który wynika z opracowań zarówno socjologicznych jak ekonomicznych. Co z tego będzie? Możliwe, że za kilkanaście, kilkadziesiąt lat pomysł szybkiej eutanazji zdecydowanie się przyjmie. Pokolenie, które patrzy obojętnie na rzucającą się w oczy biedę (jaka wymaga nawet elementarnego określenia się wobec niej: "współczuję czy się brzydzę"), nie będzie miało także większych sentymentów wobec nas, starych, nieprzydatnych i z kiepskimi na ogół emeryturami.  Duże zmiany społeczne zaczynają się często od bardzo drobnych, ale korespondujących ze sobą zmian obyczajowych. Gdy niewielkie, acz symptomatyczne zjawisko urasta do rangi prawidłowości społecznej, prawo sankcjonuje to, co ogół uznaje za normę... Do kogo będziemy mogli mieć pretensje? Przede wszystkim do siebie.

   

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kloszard w McDonaldzie
Komentarze (16)
ŁK
Łukasz Krzyworzeka
13 marca 2013, 00:31
Kilka razy zaszyłem się w jednym z fast foodów przy Dworcu Głównym w Krakowie. Mam tam swoje "ulubione miejsce", z którego widzę cały lokal. Szczerze powiedziawszy nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek nie wszedł ta jakiś żebrak zbierający na jedzenie. Rodzą się we mnie wówczas dwie postawy, pierwsza ja jem, a on chodzi głodny, głupio mi, że tak jest. Zaraz powstaje druga, ale dlaczego on atakuje mnie właśnie wtedy kiedy jem. Próbuję zauważyć człowieka, ale jednocześnie identyfiuję wchodzących tam żebraków jako intruzów: niemoralnych spryciarzy, którzy próbują chwycić mnie na litość, bo ja jem, a oni są głodni. Druga obserwacja, to obsługa, która kieruje ich na zewnątrz lokalu. Po ich zachowaniu wnioskuję, że się znają, że już nie raz pracownik restauracji przeganiał zaczepiającego wszystkich żebraka. Zresztą sam zauważam, że ci sami żebracy się powtarzają. Jest młody chłopak (chyba na coś chory), który zawsze nosi siatkę z jedzeniem (wcześniej kupionym?) i prosi o drobne na jedzenie. Jest jedna kobieta i kilku facetów. Niektórzy już chyba mnie też zapamiętali, bo zaczynają mnie omijać (a może mi się tak wydaje). Obserwacja trzecia dotyczy jednego konkretnego gościa, którego spotykam w wielu miejscach Krakowa i... nigdy o nic mnie nie prosił. Nazywam go królem (jednym z Trzech Króli), bo nosi charakterystyczne nakrycie głowy. Pierwszy raz spotkałem go późną nocą w tramwaju (jeden z ostatnich kursów). Kiedyś później zobaczyłem go w Galerii Krakowskiej, kelnerka w jednej z droższych restauracji przynosiła mu wrzątek w czajniku. Widziałem go jeszcze kilka razy - nigdy nie prosił o nic przypadkowych ludzi. Co więcej - miałem wrażenie, jakby był stałym klientem galerii.  Nie umiem powiedzieć, dlaczego żyją w taki sposób. Jeśli do mnie podchodzą czasem z nimi rozmawiam, czasami unikam kontaktu. Chciałbym, aby nie było żebraków. Nie da im nic - czuję się jak cham. Dam - czuję się jak frajer, który znowu się dał nabrać.
A
a
12 marca 2013, 19:40
Takie impresyjne artykuly posiadaja swoja wartosc. W przeciwienstwie do modeli teoretycznych generowanych z szybkoscia CKMu przez tych  PeOskich szczekaczy, lumpenintelignentow, belkotliwych i elokwentnych idiotow, ktorzy widzą/wiedzą tyle, ile zajarzą z tego co wycedzą ich aaarrtorytety typu p. Krecha - Mazowiecki. Rzeczywiscie b. lubie prostych a przy tym pracowitych ludzi. Ostatnio dowiaduje się, ze w ministerstwie u p. Sikorskiego pracuja byli ubecy. Ok, nie jest to wina samego nikompetentnego ministra, ale  okraglostolowego grzechu pierworodnego. Zyjemy bez watpienia w zadluzonym panstwie ubeckim zwanym zielona wyspa, zerujacym na swoich obywatelach, gdzie licza sie relacje z tajnymi sluzbami. Ktos musi za to placic. Placą zawsze w pierwszej kolejnosci najslabsi. Dzieci, ubodzy oraz prosci pracowici ludzie, zawsze tak jest. Artykul dobrze diagnozuje dzisiejsza sytuacje i pokazuje empatię Autora, szklana szyba.  Trudno bowiem sobie wyobrazic, ze przytoczone przyklady to cwaniaczki zerujace na pomocy spolecznej.
A
a
12 marca 2013, 17:16
choć przyznam, że wolę jeść w towarzystwie żebraczki niż wielu tzw. "porządnych ludzi".:))))))) ja też
T
Tomek
12 marca 2013, 17:04
Wydaje się że autor pisze o wrażliwości na człowieka. A ta wrażliwość polega na tym że patrzysz z miłością na każdego człowieka. Jesteś uważny, patrzysz czy przypadkiem ktoś z przechodzących nie potrzebuje twojej pomocy jakiejś, modlitwy, a bywa że i jakichś pieniędzy czy pomocy materialnej. Tak, nie nakarmisz wszystkich, ale może się zdarzyć że uratujesz kogoś na dnie, że głupim gestem dasz komuś nadzieje. Co do młodych, są różni, ale myśle że częściej ci pomoże człowiek młody niż starszy. Z tego względu że większość z nich nie została jeszcze tak poraniona wewnętrznie i wykorzystana w życiu. Natomiast los żebraka może spotkać każdego.
jazmig jazmig
12 marca 2013, 12:32
@Patryk Panu się myli eutanazja z morderstwem, jedna jest na wyraźne życzenie, a drugie jest zbrodnią. Bo tej uwadze cały Pański felieton nie ma sensu. ... Morderstwo na wyraźne życzenie jest nadal morderstwem. Nie ma problemów z usprawiedliwieniem morderstwa, zawsze można mówić że ofiara sam się prosiła, prowokowała, żal mi było, bo cierpiała itp. Każdy eutanazista jest mordercą.
J
jacek
12 marca 2013, 12:15
@Belba Wszystko w porządku, że zawodowi żebracy Ci nie pasują, ale Autor nie pisze o tym, że mają Ci oni pasować, tylko o tym, żeby dostrzec w nich Człowieka.
:
:)
12 marca 2013, 10:42
Patryk nie byłoby eutanazji bez morderstwa. Zyczyć sobie mogę śmierci. ale gdy ktoś to życzenia spełnia to już jest morderstwo. Teoretycznie ja nie popełnię samobujstwa, teoretycznie mnie nie można potępić jako samobujcę. Ale Jest ten który mnie zabił więc jest to morderstwo. Bo zabójstwa są najczęściej w afekcie. A to jest świadome zaplanowane, a wieć odważe sie powiedzieć, że morderstwo z premedytacją.
KS
krzysztof sylwester
12 marca 2013, 09:26
WRAŻLIWOŚĆ - o tym pisze autor. Nie ma kto wprowadzić do sadzawki.....
11 marca 2013, 21:44
Myśle sobie też, że czasy się zmieniają. Może to, że są zadbani tylko dobrze o nich świadczy. Inna rzecz, że można przesadzić w drugą stronę, co powoduje efekt komiczny.
11 marca 2013, 21:38
Osobiście cenię pańskie artykuły, panie Krzysztofie. Tylko jedno mnie zastanawia: co było niestosownego w spojrzeniu tych młodych ludzi? Nie za bardzo rozumiem, co pan takiego tu zabaczył. Moim zdanie jest plusem, że nie pobili go i nie kazali za flaszkę wygłupiać się i nie nagrywali tego telefonem.
B
Belba
11 marca 2013, 21:35
Może szanowny autor poczyta lub popyta trochę o krakowskich kloszardów. Skąd się biorą (pół Polski się tu zjeżdża, bo są tu najkorzystniejsze warunki do żebrania i życia za free), jak się zachowują (o wulgarnych wyzwiskach pod adresem przechodniów i turystów, albo wtykaniu rąk do talerzy ludzi siedzących w restauracjach i ogródkach słyszał?), na co wydają "zarobione" pieniądze (nie nie... wcale wódka nie jest głównym celem; większość kasy trafia do rąk "szefów" różnej maści żebraków). Jakoś ze 3-4 lata temu bardzo dużo się o tym w Krakowie pisało i mówiło, ale widać pan redaktor wtedy był na wakacjach w ciepłych krajach....
Patryk Stanik
11 marca 2013, 20:57
Panu się myli eutanazja z morderstwem, jedna jest na wyraźne życzenie, a drugie jest zbrodnią. Bo tej uwadze cały Pański felieton nie ma sensu.
MR
Maciej Roszkowski
11 marca 2013, 20:56
Stosunek do takich sytuacji i takich ludzi to sprawa osobista. Niech każdy robi to co uważa za stosowne i nie ocenia innych.
L
leszek
11 marca 2013, 20:46
Zastanawia mnie ten cytat z artykułu: ---------- . W jednej (torbie) miał złom - wiem, bo trzymałem ją przez chwilę w dłoni. Miał nawet - co całości nadawało tragikomiczny rys - kwiatka w doniczce. ----------- Ciekaw jestem skąd Autor trzymał w dłoni jedną z toreb kloszarda. Przypuszczam, że wiedziony szlachetnością i porywem serca pomagał kloszardowi podnieść się z podłogi przed wyproszeniem na zewnątrz. Jedni (opisywani w felietonie młodzieńcy) urodzili się za poźno, inni (mam na myśli sam siebie) za wcześnie. I pewnie dlatego nie pasujemy do świata moralnych wyżyn Autora i diabeł w piekle zaciera ręce i zamawia nowe kotłý. 
LS
le sz
11 marca 2013, 20:37
@leszek, imienniku, sądzę że zbyt poważnie potraktowałeś artykuł. Żyjący z pisania muszą o czymś pisać, najlepiej prowokująco. A co do współczucia żebrakom, to czym innym jest współczucie oraz pomoc, a czym innym jest rozdawanie pieniędzy na wódkę czy tanie wina. Jestem gotów się założyć, że ten kloszard opisywany w artykule, podobnie jak i inni kloszardzi wcale nie musiał żyć na ulicy, ale zwyczajnie tak jak inni wolał żyć na ulicy niż nie pić i żyć w schronisku. Zauważ że autor artykułu sam wzmiankuje iż był niezbyt trzeźwy (oczywiście kloszard nie autor). Ja nigdy nie daję żebrakom itp. pieniędzy (wolę dawać instytucjom zajmującym się pomaganiem). Jak mówią, że potrzebują na jedzenie to proponuję im jedzenie lub zakupienie jedzenia. Z reguły rezygnują. Czasem biorą i wyrzucają za rogiem. Ale mój znajomy alkoholik (żyjący w trzeźwości) przekonywał mnie że wręczanie jedzenia to również błąd, bo rozumowanie jest następujące: "jedzenie już mam..." - a ten mój znajomy z własnego doświadczenia doskonale wiedział co mówi, gdyż miał za sobą wieloletni piciorys.
L
leszek
11 marca 2013, 20:13
Jakbym chciał dawać pieniądze każdemu żebrakowi, to po paru tygodniach za resztki oszczędności musiałbym sobie kupić kapelusz i sam stanąć gdzieś na rogu. Można wylać łzy na jednym żebrakiem, użalić się na drugim, powspółczuć trzeciemu, potrząsnąć rękę ze zrozumieniem czwartemu, ale już dziesiątemu czy piętnastemu to się nie już da. Wiem, że będę się smażył w piekle, ale nie uważam siebie za świętego. Szczerze żałuję, że nie dorastam do standardów moralnych Pana Redaktora. Co więcej, kopię grób samego dla siebie, bo ze względów pokoleniowych jestem nawet dużo bardziej zagrożony eutanazją niż Pan Redaktor.