Kloszard w McDonaldzie
Możliwe, że za kilkanaście, kilkadziesiąt lat pomysł szybkiej eutanazji zdecydowanie się przyjmie: pokolenie, który patrzy obojętnie na rzucającą się w oczy biedę, nie będzie miało także większych sentymentów wobec nas, starych, nieprzydatnych i z kiepskimi na ogół emeryturami.
Rzadko zaglądam do fastfoodów, ale zdarza mi się. W miniony weekend byłem w MacDonaldzie na Szewskiej w Krakowie. Był wieczór, w jednym z rogów sali, ukrytym nieco przed oczami innych, spał kloszard. Obudziła go ochrona. Bez szczególnej agresji kazała mu się wynosić. Mężczyzna wstał: starszy, wysoki, z poranioną twarzą, niezbyt trzeźwy. Zwyczajem bezdomnych miał ze sobą cały swój dobytek - kilka dużych, starych toreb podróżnych. W jednej miał złom - wiem, bo trzymałem ją przez chwilę w dłoni. Miał nawet - co całości nadawało tragikomiczny rys - kwiatka w doniczce.
Na sali przy stolikach siedziało dużo młodzieży, dzieciaków właściwie. W tym grupa turystów z Włoch. Polacy i cudzoziemcy co do ubioru wyglądali właściwie tak samo - ekstrawaganckie oprawki okularów, dobre ciuchy, nastolatki miały makijaż i farbowane włosy, faceci wyglądali jak wycięci z żurnala. Obserwowałem ich z ciekawością, bo uświadomiłem sobie, że w moich nastoletnich latach byliśmy zdecydowanie mniej wymuskani. Może nie tyle mniej dbaliśmy o wygląd, co przemysł odzieżowy/gadżetowy i konsumpcja nastolatków były wtedy na zdecydowanie niższym poziomie. Pod względem naśladownictwa obyczajów konsumenckich dogoniliśmy Europę dość szybko. W mimikrze jesteśmy nieźli, stąd i młodzież, jak widać, mamy już światową... W zwykłym fastfoodzie miałem wrażenie, że jestem niemal na pokazie mody. Kontrapunkt stanowiła jedynie otyła dziewczyna w sieciowym mundurku, sprzątająca salę, która przywołała ochronę, by ta wyrzuciła kloszarda.
Jak się rzekło: bezdomny wstał i wśród połajanek personelu niezbyt zbornie próbował ogarnąć rzeczywistość. Wzbudził powszechne zainteresowanie. Młodzież zaczęła przypatrywać się jemu, a ja - z dziennikarskiego nawyku - i jemu, i młodzieży. Zainteresował mnie typ reakcji na kloszarda. Było to coś, co wydaje mi się odmienne od reakcji na biedę i biedaków ludzi z pokolenia moich rodziców i osób nieco od nich młodszych. Tamci zwykle zajmowali jakieś "emocjonalne stanowisko". Ci młodzi z Maca na Szewskiej patrzyli na zniszczonego mężczyznę jak na motyla przebitego szpilką, bardziej jak na "coś", niż na "kogoś". Chłodno, bez emocji, nawet bez fizjologicznego poczucia wstrętu. Napiszę zresztą bez cienia poprawności politycznej: kloszard za bardzo nie śmierdział. Ludzie spoglądali na niego, jedli frytki, pili napoje, patrzyli - nawet bez tej czujności, jaką sprawia poczucie zagrożenia ewentualną agresją. Nie budził oburzenia, litości, gniewu, złości - oni się na niego patrzyli bez jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego. Z jakichś względów nie zasługiwał na nie: nie podchodził bardzo blisko, więc był jak za szklanym murem.
Przypomniało mi się, że z czymś podobnym spotkałem się może rok temu także na Szewskiej, w jednym z barów z włoskim i orientalnym jedzeniem. Tam stara, zmizerowana żebraczka weszła do środka i prosiła ludzi o pieniądze. Nikt jej nic nie dawał, ale właściwie typ reakcji był podobny - brak zainteresowania. Z tą różnicą, że wkurzył się jakiś facet po czterdziestce i oburzony zaczął wołać do personelu: "co za porządki!". Z dalszego kontekstu wynikało, że "człowiek ma prawo zjeść w spokoju". To jest właściwie racja, choć przyznam, że wolę jeść w towarzystwie żebraczki niż wielu tzw. "porządnych ludzi".
To, o czym piszę, to impresja, spostrzeżenie. Może o tyle wiążące, że od dobrych kilku lat dostrzegam więcej przykładów takiej obojętności, czasem zaprawionej chłodną wzgardą. Ale młodzież nie wzięła się znikąd - ktoś wszczepił jej przedstawicielom i przedstawicielkom ten rodzaj braku empatii.
Rosną mury w obrębie społeczeństwa czasów transformacji: to jest fakt, który wynika z opracowań zarówno socjologicznych jak ekonomicznych. Co z tego będzie? Możliwe, że za kilkanaście, kilkadziesiąt lat pomysł szybkiej eutanazji zdecydowanie się przyjmie. Pokolenie, które patrzy obojętnie na rzucającą się w oczy biedę (jaka wymaga nawet elementarnego określenia się wobec niej: "współczuję czy się brzydzę"), nie będzie miało także większych sentymentów wobec nas, starych, nieprzydatnych i z kiepskimi na ogół emeryturami. Duże zmiany społeczne zaczynają się często od bardzo drobnych, ale korespondujących ze sobą zmian obyczajowych. Gdy niewielkie, acz symptomatyczne zjawisko urasta do rangi prawidłowości społecznej, prawo sankcjonuje to, co ogół uznaje za normę... Do kogo będziemy mogli mieć pretensje? Przede wszystkim do siebie.
Skomentuj artykuł