Kokpit Polish Air Force One

Kokpit Polish Air Force One
(fot. shutterstock.com / kk)

Publikacja dokładniejszego stenogramu rozmów pilotów Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku, budzi zrozumiałe napięcie. Radio RMF FM wystarczająco często śmieje się (słucham) z władzy, by nie posądzać go o granie "na daną partię" czy wspieranie danego kandydata na prezydenta. Zresztą w przypadku bardzo kontrowersyjnych, "kelnerskich" nagrań ujawnionych przez "Wprost", które o mały włos nie pogrążyły rządu Donalda Tuska, krytycy publikacji stenogramów aż piali z zachwytu, widząc w nich interes społeczny. Nie pytali o źródło, ani o to, kto na tym najwięcej skorzysta.

Kłótnie o przyczyny katastrofy nie znikną i trzeba się z tym (niestety) pogodzić. Jeśli dziś Marcin Mastalerek mówi, że zamachu nie można wykluczyć - ma rację. Nieważne, że jest on niezwykle mało prawdopodobny. Dopóki prawda nie zostanie ujawniona w 100 proc., teorie spiskowe wyrosną na żyznej glebie brakujących nawet 3 proc.. Co oznacza konflikt na wieki wieków, bynajmniej nie amen.

Rosja to nie jest kraj demokratyczny, gdzie mamy prawo upominać się o przejrzystość działań władz, apolityczność wymiaru sprawiedliwości itd.. Jedne kraje stosują wobec niej łagodniejszą taktykę dialogu i wywierania presji, inne wolą rozwiązania typu sankcje i groźby. Nikt nie szuka eskalacji konfliktu, mając w tyle głowy obraz militarnej wojny. Polska jest na tyle małym sąsiadem, że nie ma mowy o relacji partnerskiej. Chyba, żeby silny dobrowolnie spuścił z tonu, a to nie wchodzi w grę.

DEON.PL POLECA

Rosja jest potężnym graczem na arenie międzynarodowej, a państwo rosyjskie od lat rządzi się swoimi prawami. Można oczekiwać od polskich władz większej stanowczości, a przede wszystkim szybkości działania, ale na rewolucyjne efekty nie ma co liczyć. Tu-154M spadł na rosyjskich bezdrożach - a cel wizyty polskiej elity politycznej, czyli Katyń, nie ułatwia współpracy. Przeszkodą w smoleńskim śledztwie nie są uwarunkowania naturalne, jak w Alpach, lecz polityczno-historyczne. Jak trudna jest to sprawa pokazuje zestrzelenie 17 lipca 2014 roku malezyjskiego samolotu nad Ukrainą. Czy rodziny prawie trzystu osób, które niewinnie zginęły, mogą liczyć na pomoc Rosji w dotarciu do prawdy? Pytanie retoryczne...

Pora się opamiętać w postsmoleńskim obłędzie, póki czas. Życia tym, co zginęli, nikt nie wróci. Dopiero co obchodziliśmy dziesiątą rocznicę śmierci św. Jana Pawła II. Naprawdę komuś się wydaje, że uśmiechnięty papież wychyla się teraz z okna w niebie i kibicuje którejś partii, jak kiedyś Cracovii? Widzi rosnącą agresję politycznych szalikowców, z których sporo wyciera sobie usta patriotycznymi frazami umoczonymi w katolickiej sosjerce i załamuje ręce nad wspólnotą narodową. W piątek wypada rocznica katastrofy i politycy znów obrzucą się zgniłymi jajami. Dwa dni później, pobożnie i grzecznie, ci sami ludzie pójdą świętować w kościołach Niedzielę Miłosierdzia. Oczywiście, najchętniej w obecności kamer.

Państwa nie wolno dzielić. Trzeba je szybko naprawiać, bo jest dobrem wspólnym. W stenogramach rozmów z kokpitu, odczytanych (wreszcie) najbardziej nowoczesnymi metodami, poraża mnie familiarna atmosfera, która nie ma racji bytu w przypadku lotów wojskowych, a już na pewno nie podczas pilotowania Air Force One. Luz, żarciki, czułości, wulgaryzmy, wpadający co chwila goście, piwko w tle. Przed pilotami natomiast mgła, chmury, jar i nieprzystosowane do przyjmowania samolotów lotnisko. Trudne, życiowe decyzje. Nikt nie traktuje poważnie zagrożenia. Trzeba wylądować, alternatyw nikt poważnie nie rozważa. Polski partyzant i watażka może wszystko. A jak mu nie wyjdzie, to zawsze jest Matka Boska i cud nad Wisłą. Tu po prostu cudu nie było. Był tylko kokpit pełen gwaru. To mieszanka bardziej zabójcza od trotylu. Na zamach zazwyczaj nie mamy wpływu. Na bezpieczeństwo pierwszych osób w państwie - jak najbardziej.

Leciałam kiedyś z przyjacielem Cessną. Bardzo mnie bawiło, kiedy zapowiedział: "Mów do mnie panie kapitanie. W samolocie masz mnie słuchać". Tak zrobiłam, choć nie miało to nic wspólnego z wojskową dyscypliną. Już nie jest mi do śmiechu. Po lekturze stenogramów myślę, że dobrze, gdy jest jeden pilot, jeden pasażer i klarowny podział ról. Kokpit zbyt otwarty jest równie groźną pułapką, jak kokpit zabarykadowany kodem.

Niemcy bywają mądrzy po szkodzie. Kokpit ich linii lotniczych już nie będzie taki sam. A Polacy?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kokpit Polish Air Force One
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.