Kościół a prawa gejów i lesbijek
W krytycznych komentarzach wobec stanowiska Radziszewskiej zawarte jest implicite powszechne, ale z punktu widzenia Kościoła błędne przekonanie, że „każdy powinien móc żyć tak, jak uważa za słuszne”. Kościół inaczej rozumie swoją misję. A hasła liberalne nie obowiązują go w bezwzględny sposób.
Wokół ostatnich wypowiedzi Minister ds. równego traktowania Elżbiety Radziszewskiej rozpętała się gorąca debata. W komentarzu redakcyjnym „Gazety Wyborczej” Aleksandra Pezda odwołując się do wywiadu udzielonego przez Radziszewską najpierw „Gościowi Niedzielnemu” a potem „Rzeczpospolitej” zarzuca jej „kreowanie się na ofiarę”, i „chowanie się za infantylnie wyrażaną religijnością”, której przejawem miała być deklaracja „Jestem osobą wierzącą w Pana Boga”.
Rozumiem intencje publicystki „Gazety”, która domaga się, aby homoseksualistów nie kojarzyć z osobami wrogo nastawianymi do katolików. Nie sądzę jednak, aby Radziszewska to miała na myśli. W wypowiedzi Radziszewskiej: „Katolicka szkoła ma prawo odmówić zatrudnienie osobie, która jawnie narusza jej zasady etyczne. A wiadomo, że osoba, która jest zdeklarowaną i aktywną lesbijką, postępuje wbrew katolickim zasadom. Moim zdaniem tak jak gmina żydowska niekoniecznie musi chcieć zatrudniać u siebie antysemitę, tak szkoła katolicka nie musi zatrudniać homoseksualisty”, oprócz nietrafnej analogii (co wypunktowuje publicystka „GW”), zawarte jest odniesienie do normy zaczerpniętej z dokumentu Kongregacji Wiary pt. „Uwagi dotyczące odpowiedzi na propozycje ustaw o niedyskryminacji osób homoseksualnych. Stwierdza on : (…) „Istnieją dziedziny, w których nie jest przejawem niesprawiedliwej dyskryminacji uwzględnienie skłonności seksualnej, na przykład gdy chodzi o adopcję dziecka lub powierzenie go opiekunom, zatrudnienie nauczycieli lub trenerów sportowych, służbę wojskową” (11).
Po swoich doświadczeniach na amerykańskich uczelniach, w których moimi wykładowcami byli m.in. geje żyjący w związkach partnerskich, wiem że sytuacja taka wywołuje wiele napięć. Jeśli się jest gejem czy lesbijką, to nie po to, żeby swoją orientację ukrywać przed ludźmi. Obraźliwe w wypowiedzi Minister byłoby, gdyby publicznie zarzuciła drugiej osobie, że jest kryptogejem, dlatego nie może dostać pracy, a nie to, że stwierdza fakt, że identyfikuje się ona, ze swoją orientacją. Jaki sens społeczny miałby wtedy coming out? W szkole katolickiej w której naucza gej czy lesbijka po obu stronach pojawia się dylemat, czy można nauczać jedynie tych, których chce się zrozumieć i czy można zrozumieć jedynie tych, których stanowisko jest się gotowym podzielać. Odpowiedź nie jest oczywista, a szkoła staje się miejscem osobistej „krucjaty”, kiedy coming out „usprawiedliwia” przekonywanie uczniów, że Kościół jest w błędzie.
Skomentuj artykuł