Lepiej sprzedawać marchewki

Piotr Żyłka

Są takie momenty, kiedy wszyscy katolicy muszą ze sobą ściśle współpracować. Niezależnie od podziałów. Sprawa profesora Chazana to jest właśnie taki moment.

Narracja o Kościele oblężonej twierdzy, o prześladowaniach chrześcijan w naszym kraju, o potrzebie walki ze złym światem, to zupełnie nie moja bajka. Co więcej, uważam, że ten rodzaj przedstawiania rzeczywistości przez ludzi Kościoła jest szkodliwy. Wielokrotnie wchodziłem w polemikę z publicystami, którzy zbyt łatwo i zbyt często pozwalają sobie na potępianie kogoś lub czegoś.

Podobnie jest teraz. Nie jestem w stanie przyklasnąć i powiedzieć, że utożsamiam się ze sposobem opisywania ostatnich wydarzeń przez Joannę Najfeld, która odnosząc się do ostatnich wydarzeń ze szpitala św. Rodziny w Warszawie napisała: "Dwa dni po pozbyciu się Profesora Chazana, w jego byłym szpitalu zamordowano pierwsze dziecko. Krew tego niewiniątka obryzgała nie tylko kafelki przy Madalińskiego. Prześladowcy Profesora Chazana - ta krew jest na was. Macie ją za paznokciami. Poplamiła wam koszule, oblepiła klawiatury, rozmazała się na waszych biurkach. Śmierdzi od was tą krwią. Śmierdzi od lekarza, którzy zabił to dziecko. Śmierdzi od tych, którzy usunęli Profesora Chazana i sprowadzili szpital św. Rodziny do poziomu innych stołecznych rzeźni. Śmierdzi od pracowników mediów, którzy nagonkę na Profesora na zlecenie poprowadzili. Nie spierzecie tej krwi i nie doszorujecie w prysznicu. Nie zalejecie drogimi perfumami ani butelką whisky. Ta krew nie da o sobie zapomnieć".

Nie potrafię się pod taką wypowiedzią podpisać. Uważam, że taki język i używanie tak ostrej formy wyrażania myśli do niczego dobrego nie doprowadzi. Nawet jeśli Najfeld ma rację, to w ten sposób nie uda nam się nikogo przekonać do ochrony życia. Od lat powtarzam, że potrzebujemy konsekwentnie budować pozytywny przekaz, pokazywać światu, jak wiele Bóg poprzez Kościół ma do zaoferowania każdemu człowiekowi. Nie inaczej jest w dziedzinie pro-life. To jest trudne, wymaga więcej wysiłku, cierpliwości, kreatywności, często czekania na pierwsze owoce latami, ale jestem głęboko przekonany, że inaczej nie ma sensu. Łatwo jest krzyczeć i rozdzierać szaty. Ale co to da?

DEON.PL POLECA

Z drugiej strony nie rozumiem "świętych" katolików, którzy atakują profesora Chazana za to, że kiedyś sam dokonywał aborcji. Czytam, że z tego powodu jest osobą niewiarygodną i nie można mu ufać. Taki sposób myślenia nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. To, że ktoś robił coś złego w przeszłości, wcale nie znaczy, że teraz nie może być kimś naprawdę dobrym, a nawet autorytetem. Patrz - kazus świętego Pawła.

Te wszystkie różnice schodzą dziś na dalszy plan. Kiedy słyszę, że w Szpitalu im. Świętej Rodziny po raz pierwszy od 8 lat dokonano aborcji, to ogrania mnie ogromny smutek. To jakaś straszna perfidia zła - zabijając niewinne dziecko, chce się demonstrować tryumf. To naprawdę boli. I jeszcze ta symboliczna nazwa szpitala.

Profesor Bogdan Chazan w wywiadzie-rzece przytacza taką historię: "Jako dyrektor Szpitala im. Świętej Rodziny zatrudniłem pielęgniarki, które odeszły ze Szpitala Bielańskiego, ponieważ chciano je tam zmusić do asystowania przy aborcjach. Ich przełożony, profesor Dębski, skomentował ich decyzję słowami, że jeśli ktoś nie chce wykonywać tego rodzaju zabiegów, to niech idzie sprzedawać marchewki. Pragnę zapewnić, że jest wiele szpitali, w których nie wykonuje się aborcji i można w nich znaleźć zatrudnienie. Poza tym sprzedawanie marchewek jest zajęciem godnym człowieka, w przeciwieństwie do zabijania. Więc w tym się zgadzam z profesorem Dębskim: lepiej sprzedawać marchewki".

Żyjemy w społeczeństwie, w którym wiele osób akceptuje aborcję. Nie możemy narzucać wszystkim swoich przekonań. To jest jasne. Nie możemy się jednak zgadzać na to, żeby zmuszano lekarzy i innych pracowników służby zdrowia do wykonywania albo ułatwiania wykonania aborcji. Na naszych oczach próbuje się coraz bardziej zawężać rozumienie ochrony życia. Dlatego sprawa profesora Bogdana Chazana powinna nas zjednoczyć. On potrzebuje naszego wsparcia.

Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg i papieskiego profilu Franciszek. Jego projekty można znaleźć na blogu autorskim

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lepiej sprzedawać marchewki
Komentarze (90)
E
Ewa
29 lipca 2014, 17:31
"Z drugiej strony nie rozumiem "świętych" katolików, którzy atakują profesora Chazana za to, że kiedyś sam dokonywał aborcji. Czytam, że z tego powodu jest osobą niewiarygodną i nie można mu ufać. Taki sposób myślenia nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. To, że ktoś robił coś złego w przeszłości, wcale nie znaczy, że teraz nie może być kimś naprawdę dobrym, a nawet autorytetem. Patrz - kazus świętego Pawła." Hmmm załóżmy że ktoś schrzanił pare operacji i wysłał pare osób na tamten świat. Oczywiście od teraz może być dobrym operatorem, ale mimo wszystko nie chciałabym aby mnie operował. Swiety Paweł nie był lekarzem i taka jest różnica. Wracajac do prof Chazana, jezeli tak zmienia poglądy to może sie zdarzyc ze zmieni je jeszcze raz,.
30 lipca 2014, 11:16
Warto pamiętać też, iż Św Paweł nie zarabail mamony na swoim nawróceniu.
K
kaska
29 lipca 2014, 15:20
Żyłka pisze to za co mu jezuici prowadzący deon płacą. Jest najemnikiem. A dlaczego deon to robi? to zasadnicze pytanie
S
strada
29 lipca 2014, 20:35
A Ty??? Kim jesteś??? 
M
myslacy_inaczej
29 lipca 2014, 14:21
Czytam te wszystkie komentarze. Zapalonych obrońców życia, flagowych katolików (ciekawe ilu z Was rzuciłoby kamieniem zgodnie z Jezusowym zaleceniem - każdy, kto jest bez grzechu?)... Jak piękny byłby to kraj, gdyby % katolików (zgodnie ze statystykami) żył zgodnie z zaleceniami swojego Mistrza... (odsetek zabójstw, aborcji, kradzieży). Ja chcę napisać inaczej - jestem wyznawcą Koscioła Latającego Potwora Spaghetti i moj bóg i mój kościół pozwalają mi na aborcję, aby cieszyć się życiem radosnym i bezproblemowym. Żyję w tym państwie, mam polskie obywatelstwo, pracuję, płacę podatki i państwo pozwala mi wyznawać moją religię (na szczęście). I skoro jestem pełnoprawnym obywatelem mam prawo do aborcji - bo to państwowy szpital. I nie rozumiem postępowania prof. Chazana. Może mieć własne przekonania i pracować w prywatnym szpitalu. Państwo w którym mieszkam i pracuję pozwala żyć wielu ludziom o różnych przekonaniach. Skoro Wasz Bóg zabrania Wam aborcji - to dlaczego tak bardzo burzycie się w stosunku do inaczej wierzących i myślących? Czy potrzebujecie prawa państwowego, aby respektować Dekalog, który ponoć otrzymaliście od Boga w którego wierzycie?  Przecież skoro nawet prawo pozwala na aborcję to z niej nie skorzystacie bo zabrania Wam tego Wasza religia. Nie bardzo rozumiem przedmiot sporu, poza jednym - prawo tego kraju zostało złamane i to jest fakt. To oczywiście ironia - ale chcę powiedzieć jedno - w tym kraju mają prawo zyć ludzie inaczej myslący od nas, a zakazy i nakazy religii powinny być przestrzegane przez ludzi wierzących niezależnie od prawa jakie w tym kraju zostało ustanowione. Panie Piotrze - wielkie brawa za ten artykuł
29 lipca 2014, 12:27
> Żyjemy w społeczeństwie, w którym wiele osób akceptuje aborcję. Nie możemy narzucać wszystkim swoich przekonań. To jest jasne. Wiele osób akceptuje legalność przynajmniej tzw. miękkich narkotyków, a mimo tego narzucane są im przekonania zabraniające ich legalnego używania. Można? - można i świat się jakoś od tego nie zapada, więc skąd to puste "to jest jasne"? Poza tym nie ma mowy o narzucaniu przekonań, bo nikt nikomu do mózgu, gdzie owe przekonania się znajdują, wchodzić nie ma zamiaru, a o narzucania postępowania wedle pewnych zasad co najwyżej. Czy ze strachu przed konsekwencjami ich nieprzestrzegania, czy z przekonania, czy bezrefleksyjnie ma znaczenie drugorzędne.
I
Ika
29 lipca 2014, 13:42
Jak mozesz narkotyki, które są zabójcze porównywać do dziecka? Bo porównujesz te rzeczy. Bo juz zazywanie narkotykow i aborcja to czynnosc. jak ktos bardzo chce to niech sie narkotyzuje, mnie nic do tego, mogę jedynie te osobę przestrzec.
29 lipca 2014, 13:48
Nie porównuję zażywania narkotyków do życia dziecka, a przekonania jakichś części społeczeństwa, które wedle Pana Żyłki stanowią jakąś nienaruszalną świętość, co na dodatek rzekomo "jest jasne". Ani nie jest jasne, że stanowią one tabu wyjęte spod aparatu przymusu, ani nie jest jasne dlaczego owo wyjęcie jest jasne samo przez się.
I
Ika
29 lipca 2014, 17:39
Fakt, ze pan Zyłka pisze głupoty. To, ze zaraz po odejściu prof Chazana wykonano aborcję nic nie znaczy, tak naprawdę nie wiadomo czy ta aborcję wykonano, bo oficjalnych danych nie ma tylko pare słów Chazana, nie wiadomo - jezeli rzeczywiście była to aborcja - to z jakiego powodu ja wykonano. Może w ten sposób uratowano życie kobiety matki innych dzieci. Zabito jedno dziecko ale uratowano w ten sposób matkę i inne dzieci nie zostały sierotami. Oczywiście to tylko mojke gdybanie bo mogło być inaczej.
29 lipca 2014, 17:55
> To, ze zaraz po odejściu prof Chazana wykonano aborcję nic nie znaczy Nader wątpliwe wydaje mi się, zby to nic nie znaczyło, ale nie do tego się odnosiłem, a do - jak to Pani ujęła - głupot pisanych przez Pana Żyłkę.
29 lipca 2014, 11:42
> Nie potrafię się pod taką wypowiedzią podpisać. Uważam, że taki język i używanie tak ostrej formy wyrażania myśli do niczego dobrego nie doprowadzi. Może tak, a może nie, a może wobec jednej kateogrii ludzi tak, a innej siak. Pańskie 'uważanie, że' nie stanowi tu żadnego argumentu, a jest jedynie prezentacją chciejstwa. Czy dysponuje Pan jakimiś argumentami uprawdopodobniającymi to czcze chciejstwo?
29 lipca 2014, 12:46
Panie Piotrze, ze wszystkich portali najchętniej poczytuję Deon. Co jakiś czas robię też wypady na mocniejsze i prawo i lewo, bardziej konserwatywne, liberalne, według innych podziałów jeszcze, żeby w miarę się orientować, co gdzie indziej w trawie piszczy. Za każdym razem zdenerwuję się tym, czy innym artykułem, sformułowaniem, z każdej strony. Mam naturalną reakcję obronną na ewentualne karmienie się nienawiścią i nie jestem w stanie tolerować pewnego języka. Wracam wówczas chętnie znów na Deon, odetchnąć i spokojnie poczytać to i owo wiedząc, że mogę poznawać różne spojrzenia na wiele kwestii, ale nie będę narażony na takie ładunki agresji, napastliwości, pomsty (przynajmniej w treści artykułów, bo komentarze już się nieco poprawiły, ale jeszcze nie są wolne od wylewów...) Tymczasem co jest najczęściej źródłem tej agresji, nienawiści tych wszystkich tu i tam ze wszystkich stron? Odwoływanie się do słów o takim samym negatywnym ładunku, tylko że z przeciwnej strony. Efektem jest wzajemne naparzanie się, które nie ma końca, bo za każdy wet jest nowy wet. To jest samo nakręcające się.
29 lipca 2014, 12:53
To zapewne w sporej mierze słuszna obserwacja, bo nader łatwo oddawać się emocjom tak głęboko, iż zapomina się po cóż w ogóle batalia się rozpoczęła, ale nie stanowi argumentu na rzecz tezy, iż budowanie pozytywnego przekazu jest jedynym do czego należy się ograniczać. Na przykład dziecko potrzebuje w wychowaniu nie tylko pozytywnego przykładu od rodziców, ale również korygowania szkodliwego postępowania systemem zakazów.
29 lipca 2014, 13:13
Nie jest jedynym, zgadza się.Różni ludzie mają różne zdolności, charyzmaty, osobowości. Pan Piotr Żyłka najlepiej realizuje się w tych pozytywnych przekazach. A ja bym nie narzekał na nadmiar tego w komunikacji katolików wobec samych siebie i wobec nie-katolików, dlatego tym bardziej potrzebne jest zagospodarowanie tego pola przez szanownego Autora. Zwłaszcza, gdy dobrze się w tym czuje. Z tymi zakazami dowolności nie mamy na zasadzie, że nie możemy innych dorosłych traktować, jak nasze dzieci, które wychowujemy i mamy nad nimi władzę rodzicielską. W tym władzę dobrze rozumianą.
29 lipca 2014, 13:27
Oczywiście, że orkiestra potrzebuje smyczków, ale poza smyczkami potrzebuje również bębnów. Gdyby Pan Żyłka zajmował się swoją 'smyczkową' działką to 'Alleluja i do przodu!'. Niestety Pan Żyłka zapędza się w sugerowanie, że bębny brzmieniu orkiestry nie tylko potrzebne nie są, ale nawet, że brzmieniu orkiestry szkodzą, na dodatek posługując się zwykłym odwołaniem do osobistego widzimisia i chciejstwa.
29 lipca 2014, 13:42
A jeśli to chodzi nie o to, że grają inne instrumenty, w tym bębny, tylko że nie grają zgodnie z rytmem i tonem, przeszkadzając i psując całościowe harmonijne współbrzmienie orkiestry (Królestwa Bożego)?
29 lipca 2014, 13:49
O tym oczywiście dyskutować można, ale za pomocą argumentów i obserwacji, a nie czczego chciejstwa p.t "uważam, że".
J
JaM
29 lipca 2014, 00:58
Panie Piotrze. Jak Pan znosi te wszystkie "życzliwe" komentarze? To dla redaktora chyba chleb powszedni - wyrazy szacunku. Nie wiem, czy Pan wie, ale Pan zdecydowanie do marchewek się nie nadaje, bo Pan jest na swoim miejscu. Dokładnie tam, gdzie Pan ma być - gdzie Pana Bóg postawił. I Bóg robi przez Pana dobrą robotę:) I niech tak będzie, zawsze i na wieki. Amen:)
K
kuradomowa
28 lipca 2014, 18:02
Mam czasem wrażenie czytając  Wasze komentarze (oczywiście  nie wszystich), że bardziej od  przekazu  liczy się  forma...Jednakże wymaga  się  od  ludzi jakże światłych, dla których wyrazanie opinii to  pestka, głównej  cechy: piszcie to  co czujecie, a nie  to  co daje  Wam popularność ;) Piszcie językiem  prostym, szczerym, a nie językiem  zawistnym i  zbudowanym z "trudnych akademickich  zwrotów ". Nie bywałe ileż  to znawców na każdy  temat istnieje  na tym Bożym świecie...Ludzie, to ma być  odczucie, nikt  nie  prosi  Was/nas o recepty ;)
T
tomtom
28 lipca 2014, 16:03
Problem z „budowaniem pozytywnego przekazu” o którym wspomina autor zaczyna się wówczas gdy przeczy on rzeczywistości jaka nas otacza. Można by go wtedy śmiało uznać za zaburzenia percepcyjno-poznawcze albo akt kapitulacji co w przypadku redaktora Żyłki wcale by mnie nie zdziwiło skoro jak sam pisze:  „narracja o potrzebie walki ze złym światem, to zupełnie nie (jego) bajka.” Prawo do życia to nie kwestia przekonań które można „narzucać” bądź nie- to obiektywna prawda więc tłumaczenie się że „Żyjemy w społeczeństwie, w którym wiele osób akceptuje aborcję. Nie możemy narzucać wszystkim swoich przekonań” zdaje się potwierdzać motywacje autora. Obawiam się ponad to że „na pierwsze owoce” takiej postawy przyjdzie czekać nie tylko latami ale całą wieczność… a „owoce” mogą okazać się niejadalne…
L
leszek
28 lipca 2014, 16:41
Wszystko zależy od efektu, jaki się chce osiągnąc. Jeśli celem jest zademonstrowanie własnych poglądów, to może i taka narracja jak w wydaniu Joanny Najfeld pełni swoją funkcję, ale nic więcej. Podobnie było w wypadku społecznego projektu o zmianie ustawy aborcyjnej jaki został zaprezentowany w Sejmie 27 IX. Może i sprawozdawczyni nie stosowała takich drastycznych środków wyrazu jak Joanna Najfeld, ale po sali sejmowej obiło się echem coś bardzo podobnego. W efekt projekt upadł i nikt nawet nie chciał podjąć żadnej dyskusji nad projektem, Społeczna inicjatywana zaczęła się i skończyła. Więc jeśli kogoś interesują praktyczne efekty, a nie wyłącznie jałowe bicie piany, to jednak "budowanie pozytywnego przekazu" jest bardzo ważne, a wręcz kluczowe. Aby podjąć dyskusję ze swiatem i miec jakiś wpływ, trzeba wychodzić z przekazem, który dla tego świata będzie zrozumiały. Samo grzmienie i chlastanie z użyciem słów o dużym zabarwieniu emocjonalnym to trochę za mało, trzeba się trochę bardziej wysilić.
29 lipca 2014, 12:17
Pytanie brzmi czy istnieje jakieś 'non possumus' poza które 'possumus' ani nie wolno, ani sensu nie ma, także w imię 'budowania pozytywnego przekazu'.
T
tomtom
29 lipca 2014, 12:27
Widzisz Leszku, zupełnie gdzie indziej niż Ty widzę "jałowe bicie piany". Przekaz "który dla tego świata będzie zrozumiały" to najczęściej przekaz relatywizmu, uniwersalizmu, a w tym konkretnym przypadku język tzw. "kompromisu aborcyjnego" gdzie "wysiłek" o którym wspominasz ogranicza się do stwierdzeń typu: "Nie możemy narzucać wszystkim swoich przekonań ponieważ żyjemy w społeczeństwie, w którym wiele osób akceptuje aborcję". Wg mnie wysiłek o którym piszesz podejmują właśnie Ci którzy mimo że żyjemy w społeczeństwie które zabijanie dzieci ze względu na zły stan zdrowia akceptuje jako prawo wyboru- stają w obronie Prawdy nazywając rzeczy po imieniu. Oczywiście- jedni robią to mniej lub bardziej "zgrabnie" nie mniej jednak chodzi o bezkompromisową postawę wobec niedyskutowalnego prawa do życia i tego prawa obronę w imieniu tych którzy sami się nie obronią! Pan żyłka powinien się zastanowić czemu służy postawa jaką reprezentuje i budowanie podziałów w środowiskach Pro-liferskich... Z jednej strony Pan Piotr nawołuje do ścisłej współpracy środowisk katolickich (w pierwszym zdaniu)- natomiast następne zdania budują już tylko podziały i tą współpracę wykluczają... "Wszystko zależy od efektu, jaki się chce osiągnąc" i tu przyznam Ci rację- przyznaję jednak równie otwarcie że mi z kolei nie jest po drodze z "pluszakową" postawą Pana redaktora Żyłki który "Od lat powtarza, że potrzebujemy konsekwentnie budować pozytywny przekaz" na temat zabijania dzieci w łonach matki... chociaż życzę mu sukcesów i czekam na efekty w postaci zmiany haniebnego prawa bo jak dotychczas jego krytykancka postwa utrudnia możliwość "ścisłej współpracy" do której sam zachęca. Pozdrawiam serdecznie
L
leszek
29 lipca 2014, 20:26
Przede wszystkim autor pisze o "pozytywnym przekazie" ale nigdzie nie pisze żeby jego intencją był "pozytywny przekaz na temat aborcji".  Jaki jest sens takiego przekręcania cudzych intencji ? Fałszywe świadectwo ma być formą "pro-life" ? Czasami działacze "pro-file" sprawiają wrażenie członków jakiejś fanatycznej sekty zafiksowanej na jednym przekazie i dla której każdy kto do sekty nie należy (np. nie uważa że forma tego przekazu jest właściwa) jest wrogiem, poganinem i wyznawcą cywilizacji śmierci.  Właśnie takie sekciarskie podejście jest efektem znikomej skuteczności tych działań i jedynym skutkiem są napuszone morały i ględzenie. Ale jeśli ktoś chce osiągnąć coś więcej niż pusta gadanina skierowana wyłącznie na użytek sekty (bo np. forma przekazu odstręcza każdego), w szczególności osiągnąć zmniejszenie liczby aborcji czy zmianę ustawy aborcyjnej, to niestety trzeba się wysilić i wyjść poza sekciarstwo. Np. sformułować przekaz pozytywny na rzecz życia, (a nie tylko anty-aborcyjny), szukać zrozumienia dla tego przekazu na drodze dialogu. Ale dialog wymaga wyartykułowania swoich racji językiem zrozumiałym dla drugiej strony (a nie odstręczającym) i zrozumienie, a przynajmniej porządne wysłuchanie innych racji. Oczywiśce, jest to moze żmudne i nieefektowne, napuszona gadanina  i prawienie morałów niewiele kosztują i nie wymagają wysiłku.
T
tomtom
30 lipca 2014, 01:03
To prawda, przyznaję że pozwoliłem sobie na odrobinę sarkazmu pisząc o "pozytywnym przekazie" na temat aborcji ale autor sam się o to prosił ponieważ muszę przyznać że widok poćwiartowanych dzieci jakoś nie licuje mi z czymkolwiek pozytywnym… (co najwyżej w sensie odważnej i bezkompromisowej postawy TAKtak-NIEnie)… Domyślam się jednak że zarówno Panu, jaki i Panu Żyłce chodzi o bardziej "pluszowy" wyraz tego przekazu. Czy mógłby Pan podać jakiś przykład "sformułowania przekazu pozytywnego na rzecz życia (a nie tylko anty-aborcyjnego)" bo przyznam że dotychczas wszelkie (nawet skrajne) działania anty-aborcyjne uważałem za działania na rzecz ŻYCIA w najbardziej bezpośredniej formie! Zaznaczam że przykład "pozytywnego przekazu" którego efektem miałby się stać tzw. "kompromis aborcyjny" nie jest dla mnie satysfakcjonujący.
T
tomtom
30 lipca 2014, 01:04
cd. ​Wiem czym jest dialog i podkreślę raz jeszcze- że ocenie poddałem słowa Pana Żyłki a nie Pani Najfeld bo z pewnością tworzenie podziałów w środowiskach Proliferskich i moralizatorstwo co jak widzę również Panu przychodzi dość łatwo- jedności i współpracy we wspólnej sprawie nie służą… Jeśli podstawowym wyrazem działań Proliferskich nie jest działanie antyaborcyjne to co nim jest… Jeśli nawet wewnątrz środowisk katolickich które powinny (choć tak nie jest) mówić w tych kwestiach jednym głosem nie brakuje krytykanctwa i omawianej postawy: "wiem lepiej ale nie powiem" to muszę przyznać że szanse na konstruktywny "dialog" np. z Panią Bratkowską może nie przynieść zbyt wielu pozytywnych rezultatów (oprócz pozytywnej, pluszowej pogadanki)… Apeluję zatem o to samo co Pan Żyłka w pierwszym zdaniu, o konieczność współpracy ale bez dyskredytowania innych walczących o to samo, nawet jeśli ich forma ekspresji nie jest dla nas zrozumiała. Co zaś się tyczy "sekciarstwa" to mój krótki komentarz: nieźleś Pan odjechał Panie Leszku… Raz jeszcze życzę sukcesów w działaniu zgodnym z własną wrażliwością i sumieniem bo myślę że najlepszy efekt może przynieść wielopłaszczyznowa defensywa zarówno wobec panującego prawa jak i antykultury obecnego świata nie wyłączając szeroko rozumianych akcji o charakterze informacyjno- świadomościowym bo może czasem to właśnie przez ten pieszczotliwy dialog i unikanie jasnych w tej materii komunikatów brakuje społecznej świadomości że aborcja to zabójstwo bezbronnych. Spokoju i Radości
K
Kaśka
28 lipca 2014, 15:13
Jak Pan ma pisać takie bzdury, to lepiej niech Pan sobie idzie sprzedawać marchewki, zamiast bawić się w dziennikarstwo, ostatecznie to "zajęcie godne człowieka". W tak ważnej sprawie przekaz musi być jasny, a nie podszyty fałszywą akceptacją pluralizmu poglądów, jakąś miękką retoryką, która relatywizuje prawdę. Tym swoim przyzwoleniem na każdy pogląd w ramach tzw. posznaowania praw do swojej opinii zaczyna Pan robić się leni jak Laodycea. Tymczasem morderca jest mordercą, a lekarz lekarzem. Prawo do życia jest podstawowym prawem każdego człowieka, a prawo reprodukcyjne nie istnieje. Zaś przyczyną cierpienia matki tego dziecka jest nieuleczlana choroba, czyli jest to tzw. cierpienie niezawinione. Obaj prof. zaś chcieli jej pomóc, jeden przez poćwiartowanie maleństwa (lecz cel nie uświęca środków!!!), drugi przez pomoc w przyjęciu dziecka z tak poważną wadą i wsparciu przy oczekiwaniu na jego śmierć.      
28 lipca 2014, 17:01
"chcieli jej pomóc, jeden przez poćwiartowanie maleństwa" W sieci krąża zdjecia z pogrzebu abortowanego dziecka. Jakoś nie wygląda na poćwiartowane.  Jak sie o czyms pisze, warto najpierw sprawdzic, jak wygląda procedura późnej aborcji. 
K
Kaśka
28 lipca 2014, 18:16
Panie Tomaszu, bez względu na to, czy dziecko zostanie poćwartowane, czy poda się mu jakiś środek trujący, czy też wykona się aborcję inną metodą, za każdym razem pomoc zwolenników przerywania ciąży matce chorego dziecka polega na skróceniu życia jej maleństwa poprzez interwencję abortera i to jest meritum sprawy. Proszę również zwrócić uwagę, że wskazałam na dwa rodzaje pomocy w przypadku poczęcia dziecka obciążonego nieuleczalną chorobą. W tej konkretnej sprawie, która doprowadziła do zwonienia prof. Chazana, na szczęście nie doszło do aborcjii, więc nie rozumiem, skąd miałabym widzieć zdjęcia abortowaniego dziecka. Co nie zmienia faktu, że pojawiają się głosy oburzenia, że nie doszło do przerwania ciąży, oraz te obarczające prof. Chazana za cierpienie matki, co jest czystym absurdem.
29 lipca 2014, 08:57
"Panie Tomaszu, bez względu na to, czy dziecko zostanie poćwartowane, czy poda się mu jakiś środek trujący, czy też wykona się aborcję inną metodą, za każdym razem pomoc zwolenników przerywania ciąży matce chorego dziecka polega na skróceniu życia jej maleństwa poprzez interwencję abortera i to jest meritum sprawy." Niestety jest różnica, bo jak matka chorego dziecka dowie sie, iż będzie to chore dziecko mniej cierpieć ( a taka jest bolesna prawda) to łatwiej jest jej zaakceptować aborcję eugeniczną. Szczególnie iż ciągle słyszy o tym ćwiartowaniu, a tu taki "prosty " zabieg ("tylko" chemiczne zabicie dziecka). Czas skończyć z tym bajdurzeniem o ćwiartowaniu dzeci podczas poźnej aborcji eugenicznej. BO to może przynieśc skutek odwrotny od zamierzonego. "Co nie zmienia faktu, że pojawiają się głosy oburzenia, że nie doszło do przerwania ciąży, oraz te obarczające prof. Chazana za cierpienie matki, co jest czystym absurdem." To nie absurd, tak też można tłumaczyć. I takie tłumaczenia ma oparcie w faktach.  Pozostaje otwarte pytanie, dlaczego nie abortować i narażać dziecko na cierpienie po urodzeniu, a matkę na traumę patrzenia na to cierpienie, ze swiadomością iż nic nie moze zrobić.
K
Kaśka
29 lipca 2014, 12:31
Panie Tomaszu, po raz kolejny nie zgadzam się z Panem i zastanawiam się, gdzie tkwi podstawa braku porozumienia między nami. Wydaje mi się, że chodzi tu o różne rozumienie miłości.  Wydaje mi się, że dla Pana miłość polega na eliminacji lub przynajmniej redukcji cierpienia. Wyraża się to w Pańskiej (skądinąd bardzo szlachetnej) niezgodzie na cierpienie wyrażonej w ostatnim zdaniu. Ponadto chce Pan uchronić dziecko przed cierpieniem wynikającym z choroby, ale i matkę, która cierpi, patrząc na nieuleczalnie chore dziecko. W takim przypadku faktycznie aborcja zdaje sie być aktem miłosierdzia. Ja z kolei uważam, że miłość naturalna możlwa jest tylko wówczas, gdy istnieją/żyją osoba kochająca i osoba kochana. Milość broni życia, bo nie można zaopiekować się, przebaczyć, przytulić, wysłuchać osoby, która już nie żyje. Miłość do tego stopnia nie znosi śmierci, że chrześcijanie ale nie tylko ze względu właśnie na miłość ma nadzieję na życie nawet po śmierci, co nazwałabym choć nie wiem, czy to jest do końca uprawnione, miłością nadprzyrodzoną. Jeśli zaś chodzi o relację miłości do cierpienia to miłość nie eliminuje cierpienia, ale czyni cierpienie łatwiejszym a nierzadko wręcz możliwym do zniesienia. 
K
Kaśka
29 lipca 2014, 13:08
Dodam jeszcze, że nie wierzę w możliwość eliminowania cierpienia, to walka z wiatrakami. Cierpienie wpisane jest w życie człowieka i powinniśmy dawać wyraz niezgody na nie, ale zdaje się, ze jesteśmy wobec niego bezsilni. Natomiast aborcja jest tylko zastąpieniem jedngo cierpienia innym. 
29 lipca 2014, 14:47
Doszliśmy jak widzę do pewnego zresztą niejako trafnego spostrzeżenia – „W takim przypadku faktycznie aborcja zdaje sie być aktem miłosierdzia.” Specjalnie chciałem pokazać, jak łatwo można przy dyskusji o aborcji eugenicznej dojść do takich wniosków. I wielu dochodzi i wielu daje się też na takie „miłosierdzie” nabrać. Otóż dyskutując o cierpieniu dziecka o cierpieniu rodziców katolik ustawia się na pozycji straconej. Bo faktycznie i aborcja eugeniczna i eutanazja zmniejszają cierpienie. Pytanie dalej pozostaje otwarte, czemu wiec aborcja i eugenika są złe? Odpowiedź jest prosta i oczywista i nie trzeba jej daleko szukać, Bóg nam objawił iż zabijanie drugiego człowieka jest złe. Jeżeli wierze w słowo, jeżeli ufam Bogu – nie zabijam, bo nie czynię zła. Problem jest wtedy, kiedy nie wierzy się Bogu. Ale to inna dyskusja.
29 lipca 2014, 15:19
> Problem jest wtedy, kiedy nie wierzy się Bogu. Ale to inna dyskusja. Krótka dyskusja: "Jeśli nie ma Boga, wszystko wolno". F. Dostojewski
K
Kaśka
29 lipca 2014, 18:59
Panie Tomaszu, cieszę się, że tym razem doszliśmy do porozumienia i budujących konkluzji.  Panie Piotrze, Bóg nie wymaga od człowieka niczego, co nie jest dla niego dobrem obiektynym, a nikt o tym dobru nie wie więcej niż sam Stwórca. Krótka dyskusja komplikuje się, gdy poczyta się przemyślenia J. P. Sartre'a, który w absolutnej wolności zaczął się śmiertelnie nudzić. Jeśli Boga nie ma, a człowiekowi wolno wszystko, to nikt inny a właśnie my, ludzie jesteśmy biedni - wszyscy. 
GN
g nG
28 lipca 2014, 13:38
1/Tekst Joanny Najfeld wygląda na autentyczne oburzenie a tekst Piotra Żyłki na realizację zamówienia okołotematycznego. (wywiad rzeka może być dochodowy!?) 2/Rzeczywiście wiele wskazuje na zbieg okoliczności: w czwartek pacjentka zgłasza się do aborcji, w piątek obowiązkowa konsultacja i skierowanie na specjalistyczne badanie, którego zabrakło wcześniej a we wtorek okazało się,że termin minął... w poniedziałek...? (Tylko gdzie tu bohaterstwo profesora?) 3/Jednoczyć się to lepiej wokół obrony życia a nie wokoł propagandowej "sprawy Chazana".
A
Agnieszka
28 lipca 2014, 09:05
Przepraszam ale tego nie czuję Przepraszam, że kogoś ranią moje odczucia związane z tą sytuacją. Nie popieram człowieka, który okłamuje kobietę gdy zwołuje niepotrzebne komisje aby odwlekać w czasie potwierdzenie diagnozy by kobieta nie mogła skorzystać z przysługującego jej prawa. Nie popieram człowieka, który poza odmową aborcji nie potrafi i nie chce realnie pomagać rodzicom, którzy spodziewają się chorego dziecka. Wielokrotnie czytałam, że kobiety, rodzice którzy byli za kategorycznym zakazem aborcji gdy dowiadują się o poważnym upośledzeniu swojego nienarodzonego dziecka zaczynają szukać lekarza, który dokona terminach ciąży – nie winie ich i nie oceniam jako hipokrytów – bo wiem, że punkt widzenia zmienia się gdy nas samych spotyka taka sytuacja. Są też osoby, które zakładają, że gdyby coś takiego ich spotkało to by z pewnością usunęli – a jednak w czasie takiego doświadczenia, czują, że chcą tego dziecka i zrobią dla niego wszystko aby żyło jak najdłużej i szczęśliwie. TAKIE jest ŻYCIE – zaskakuje nas samych. Więc podpiszę się pod każdą formą realnej pomocy dla rodziców dzieci niepełnosprawnych, podziwiam i szanuję ich trud jednocześnie rozumiem rodziców, którym sumienie nie pozwala skazywać dziecko na bolesną i długotrwałą śmierć, która będzie poza łonem nieunikniona w najbliższych godzinach dniach lub tygodniach po porodzie. Ostatnio słyszałam takie pytanie, które też wzmacnia moje przekonanie „Co chciałoby dziecko, gdyby mogło się na ten temat wypowiedzieć?”
K
KamilŁ
28 lipca 2014, 10:58
Droga Pani! Wychodzi Pani z założenia, że dziecko, które wprawdziwe nie potrafi mówić jeszcze, na pewno chciałoby być zabite w łonie matki (tak wynika z pytania na końcu) niż powolnej i długotrwałej śmierci po urodzeniu. Z tym, że sytuacja po i przed urodzeniem dziecka jest taka sama - jest żywym człowiekiem, i jeśli ma trudności wynikające z nieuleczalnej choroby, to ma je już w łonie matki. Pani mówi, że życie zaskakuje - owszem zaskakuje. I przez to zaskakiwanie, normalną reakcją każdej istoty żywej nie jest bynajmniej wyczerpanie się i chęć śmierci (u dorosłego człowieka w wyniku zaburzeń psychicznch i innych obciążeń może to wyglądać inaczej). I stawianie "miłosiernego" zabijania w łonie matki nad powolną śmiercią po urodzeniu jest fałszywym rozróżnieniem. Skazywanie na bolesną i długotrwałą śmierć po urodzeniu zastępuje Pani jeszcze boleśniejszą śmiercią nagłą przed urodzeniem, gdzie zazwyczaj ciało w całości jest niszczone. To nie jest miłosierdzie i to w dodatku w białych rękawiczkach. Rodzicom chorych dzieci potrzebna jest opieka. Owszem. Z tym zgadzają się wszyscy, ale rozwiązaniem problemu nie jest usunięcie ciąży. W człowieku zawsze się budzi potem uczucie, czy rzeczywiście zrobił wszystko, by pomóc, czy rzeczywiście nie było innego wyjścia. Sytuacja bez tego etapu pozostawia wiele niezagojonych ran, o których mówią rodzice takich dzieci abortowanych. Wystarczy poczytać, jaki to jest szok, jaka nieogarniona pustka i jakie uczucie nie do zniesienia. Tych ludzi zazwyczaj się ucisza, w imię "prawa do aborcji". A ci ludzie cierpią. I istotnie cierpienie jest ogromne, ale pomoc z zewnątrz, od lekarza, to pomoc, w której i matka i dziecko są traktowane jako pacjenci na równi. cdn.
K
KamilŁ
28 lipca 2014, 10:59
Zastanawia mnie także fakt, że skoro Pani czuje jako kobieta, wrażliwie i wspaniale, prawdopodobnie może ma Pani dzieci, czemu przypisuje Pani z góry od razu prof. Chazanowi złe intencje? To chyba nie tędy droga? Zanim powiemy jakieś katogoryczne "nie", powinniśmy się zastanowić. A tak to mamy obraz złego lekarza, bo nie dokonał aborcji (co samo w sobie jest absurdalne) i dobrych rodziców, którzy cierpieli. I fakt, może jest tak, że są rodzice, którzy poszukują lekarza, który wykona dla nich aborcję, bo zmienili zdanie po otrzymaniu informacji o upośledzeniu dziecka, ale to jeszcze nie oznacza, że oni tego dokonają i się zdecydują. Ważną rolę odgrywa tutaj lekarz. Strach jest rzeczą ludzką, wynika z niewiedzy, z poczucia tego, że przerasta nas sytuacja. Zadaniem lekarza jest poinformowanie o wszystkich konsekwencjach oraz udzielenia wsparcia, porady, wskazanie ośrodków pomocy itp. To jest o wiele lepsze niż "szybkie rozwiązanie problemu".
A
Agnieszka
28 lipca 2014, 11:47
Czytanie ze zrozumieniem to może być trudne – a ja jeszcze podnoszę poprzeczkę oczekując empatii.
L
leszek
28 lipca 2014, 11:50
Zarzuty pod adresem profesora Chazana nie dotyczą faktu, że odmówił aborcji. Zarzut dotyczy tego, że kobieta nie otrzymała w porę informacje, że istnieje graniczny termin, do którego jest możliwa aborcja. Zlecono więc dodatkowe badania nie nadając im odpowiedniego priorytetu.  Gdy ostatecznie lekarz prowadzący w Szpitalu Św. Rodziny wypisał skierowanie do innego szpitala na aborcję, okazało się, że termin minął. Cała sprawa wygląda rzaczej na zbieg okoliczności, bo gdyby skierowanie zostało wypisane wcześniej, to zapewne w ogóle problem by się nie pojawił. Oczywiście, że lekarz ma sumienie i ma prawo odmówić wykonania czynności medycznej, które się kłóci z jego sumieniem. gwarantuje mu to zresztą ustawa uchwalono w 1996 roku (19 lat temu) i nikt tego nie podważa. Ale może się wypowiadać w imieniu własnego sumienia, a nie cudzego. Pacjent czy pacjentka idzie do szpitala i oddaje się pod opieką lekarza, oczekuje świadczenia medycznego. Jak będzie potrzebować pomocy i porady w zakresie własnego sumienia, to pójdzie do kościoła i będzie szukać rozeznania u spowiednika.
K
KamilŁ
28 lipca 2014, 19:59
Ja idąc do lekarza nie oczekuję "świadczenia medycznego", tylko potraktowania mnie jako człowieka, pacjenta, kogoś potrzebującego pomocy w moich dolegliwościach. Lekarzy, którzy wykonują świadczenia medyczne, robi się coraz więcej, a mnie jest niedobrze i czuję się po takiej wizycie jak pozbawiony godności. Fakt, lekarz pomógł, leki przepisał, ale nie patrzy się na pacjenta, mówi bezosobowo albo krótkimi komendami: siadac, stać, oddychać, nic nie mówić teraz itp. Wypisuje receptę i nic nie komentuje, a na pytanie, co dolega, można usłyszec odpowiedź: brać regularnie leki, przejdzie, następny proszę. Mylisz dwie płaszczyzny. Informowanie kogoś o tym, czy dziecko jest nieuleczalnie chore i może zwykła pogadanka na temat miejsc, gdzie można uzyskać pomoc w takich przypadkach, jak się zachować, nie wymaga porad duchowych. Taka pogadanka należy do zadań lekarza, bo on ma obowiązek informowania pacjenta. Jeśli nie rozumie się dramatu takich rodziców, brak empatii czy nie rozumie się, że oni mogą być przerażeni, obawiać się, że sytucja ich przerosła lub przerośnie, to wtedy rzeczywiście lekarz nie spełnia swojego zadania. A co do terminu aborcji - ciekawe, w której ustawie to jest napisane, że istnieje graniczny termin. Bo jest tylko wzmianka, ale nie jest określony tydzień czy miesiąc, stąd chyba należy to do arbitralnej decyzji lekarza rozpoznającego, co też prowadzi do nieporozumień. Ale przyznaję, w tej kwestii zapisów ustawy mogę się myić. Jak mnie ktoś oświeci, to będę wdzięczny.
L
leszek
28 lipca 2014, 21:41
Nie bardzo rozumiem, w jakiej dyskusji zacny kolega się wypowiada. Jeśli lekarz przepisuje pigułki bez rozmawiania z pacjentem to prawdopodobnie jest złym lekarzem i powinien zmienić zawód. To trochę jak hydraulik, który przychodzi do mieszkania, wymienia cieknącą rurę i dopiero po wymieanie pyta się, która to właściwie rura przeciekała. Tylko jaki związek łączy te banalne uwagi z casusem profesora Chazana. Jeśli chodzi o "temin aborcji" to akurat ta sprawa jest tutaj kluczowa. Nie bardzo rozumiem - kolega wygłasza jakieś napuszone morały na ten temat i okazuje się, że kolega w zasadzie nic o sprawie nie wie, poza garścią banałów. Sugeruję jednak - podobnie jak ten hydraulik - najpierw ustalić która rura cieknie i potem wygłaszać morały i nauki. Czytanie ze zrozumieniem naprawdę nastręcza takie problemy ?
M
Marcus
28 lipca 2014, 02:10
Myślę, że Pani Joanna opisała to co mówi jej piękne kobiece serce. Myślę że adresaci tych słów w ogóle nie przejęli się tym, skoro nie było ich stać na chwilę refleksji, na spokojne przemyślenie wydarzeń związanych z profesorem B. Ch. Albo tak się przejmną, że podadzą Panią Joannę do sądu :( W każdej tego typu sprawie, ktoś, gdzieś, popełnił błąd. Jeżeli można wytłumaczyć, że nie ma winy u kobiety która pragnie aborcji, bo być może działa pod wpływem silnych emocji to ciężko wytłumaczyć lekarzy, którzy udają że pacjentem jest tylko kobieta a dziecko to nic nie znacząca zygota (embrion). A skoro lekarzy da się wytłumaczyć, że wykonują swoją pracę zgodnie z prawem na zasadzie "nie chcem ale muszem"  to winę ponosi ten kto takie prawo ustalił. Gdzieś jest początek (korzeń) tego chwastu. Media też dorzuciły swoje 3 grosze aby pociągnąć ludzi do złego myślenia.
28 lipca 2014, 08:36
Myślę, ze p. Joanna przedstawiajac emocjonalnie "krew na rękach" daleka jest od chrześcijańskiej miłości bliźniego. 
K
KamilŁ
28 lipca 2014, 11:02
Chrześcijańska miłość bliźniego zakazuje nam potępiania człowieka, a nie nazywania rzeczy po imieniu. Miłość to życie w prawdzie, a nie w jakimś kłamliwym strachu przed "urażeniem" zagubionego człowieka.
28 lipca 2014, 16:53
Gdyby nie dramatyczne wykrzyczane przesłanie p. Joanny, to co ludzie (lekarze, pielęgniarki, salowe, obecna dyrekcja szpitala) nie znaliby prawdy? I znów wracamy do tego, co w takim razie robił dyrektor szpitala, który szczycił sie, iż w jego szpitalu nie tylko nie przeprowadza sie aborcji, ale on nie zna lekarza przeprowadzajacego aborcje.  Ale też co robią ludzie Koscioła, skoro wg. Ciebie dopiero głos p. Joanny pokazał tę prawdę. Ale prawda jest jedna - nie tędy droga. Nie poprzez takie emocjonalne krzyki. 
S
stas
27 lipca 2014, 20:21
Żyłka nie rób sobie cenzury. Prawda w oczy kole? Wszyscy znają twoje "medialne profile", poprawność i usługiwanie dysydenckim jezuitom prowadzącym deon. Zawsze należy słuchać głosu biskupów i KEP a nie tylko tym razem.
A
Asia
27 lipca 2014, 17:03
Zgadzam się z autorem co do przekazu artykułu - oprócz ostatniego akapitu: "Żyjemy w społeczeństwie, w którym wiele osób akceptuje aborcję. Nie możemy narzucać wszystkim swoich przekonań. To jest jasne."... Jasne??? Dla mnie nie. W tym wypadku mamy wręcz obowiązek walczyć o "narzucenie" naszych przekonań - to nie jest walka o jakieś błahe rzeczy - TO WALKA O ŻYCIE W NAJBARDZIEJ DOSŁOWNYM SENSIE. Nie możemy tak po prostu przyjmować tego, że ktoś akceptuje aborcję. Aborcja to zło nieakcpetowalne, niczym nie różniące się od tego, gdy morduje się człowieka już narodzonego, chodzącego sobie spokojnie po świecie - a jednak takiej sytuacji chyba nikt nie jest w stanie zaakceptować, nawet Ci którzy głośno mówią o swoim popraciu dla aborcji. W tym wypadku nie mozna ulegać poprawności politycznej - po prostu nie można.
jazmig jazmig
27 lipca 2014, 12:39
Najfeld ma rację, a Żyłka ma krew tego zamordowanego dziecka na rękach i pod paznokciami, tak samo, jak morderci i każdy inny ich obrońca. Stanowiecie panowie i panie jedną wielką rodzinę morderców niewinnych dzieci.
U
uu
27 lipca 2014, 13:40
Miłość bliźniego kapie Panu na sutannę.
27 lipca 2014, 13:45
Charakterystyczne iz zawsze tę krew na rękach maja miec inni, nigdy ten co takie hasła głosi. 
27 lipca 2014, 09:04
Każdy może się nawrócić korzystając z darmowej Łaski. Ale czy nawrócony jest autentyczny to widać po owocach. Np. czy dziesięć lat bycia przewodnikiem dla grupy ludzi nie wystarczy, aby ci ludzie, gdy zabraknie przewodnika kontynuowali jego dzieło. Jakim dyrektorem był profesor, skoro nie było jakiś spektakularnych akcji protestu ze strony załogi szpitala, co gorsza już dwa dni po jego urlopowani (prawdopodobnie) dokonano tak radykalnie zwalczanej przez profesora aborcji eugenicznej. Oczywiście pojawiły się głosy oburzenia, głosy mówiące o jakimś spisku etc. Ale prawda jest nieubłagana, dziesięć lat nie wystarczyło. W tym wszystkim wyjątkowo żałośnie zabrzmiał głos pani Joanny, emocje nigdy nie pomagają. Wręcz szkodzą w tym wypadku obronie tych nienarodzonych, chorych dzieci przed aborcją. No i oczywiscie odniesienie do ksiązk (wywiadu?)i. Tak łatwo sie zarabia na ludzkiej tragedii. Ale cóż, takie czasy, iż mamona jest bóstwem numer jeden. 
jazmig jazmig
27 lipca 2014, 12:40
Chazan był dyrektorem, a nie przewodnikiem grupy ludzi.
27 lipca 2014, 13:46
"Chazan był dyrektorem," No i nie potrafił przez 10 lat przekonac lekarzy, swoich podwładnych do zła aborcji eugenicznej?
K
KamilŁ
27 lipca 2014, 22:18
Dobry każdy argument, by komuś dowalić? Gdyby przekonywał pan profesor podwładnych, to byłby teraz okrzyknięty propagatorem "tych nienawistnych nieludzkich idei". A gdy nie ma dowodów na to, że takie rozmowy miały miejsce, jest po prostu nieudacznikiem, bo nie przekonał nikogo? Czy to aby nie zaślepienie? Nie ma dowodów na to, że takie rozmowy miały miejsce, nie ma też dowodów, że nie miały. To, że aborcja została tam dokonana, nie oznacza "klęski" dla profesora Chazana. Profesor Chazan to jedno, szpital pod kierownictwem to drugie, a ludzi, z którymi współpracował to trzecie. Ale łatwo połączyć, łatwo osądzić, łatwo wyśmiać. Światła Ducha Świętego!
28 lipca 2014, 08:34
Gdyby z profesora wielu nie robiło wielkiego świętego, to być moze byś miał racje. Al eciągle się pisze, jak to wielki przeciwnik aborcji, a owoce są niewidoczne nawet w szpitalu, którym kierował 10 lat. Coś nie tak....
K
KamilŁ
28 lipca 2014, 11:06
Wręcz przeciwnie. Wszystko tak. Dyrektor odpowiada za procedury stosowane w szpitalu, nie za sumienia ludzi tam pracujących. Owocem jakieś pracy duchowej z ludźmi jest ich przemiana. Ale to nie należy do obowiązków dyrektora. On jako człowiek może dawać przykład, jasne, ale nie może nikogo zmuszać. Stąd nie jest brakiem dobrego owocu działaności prof. Chazana jako dyrektora, wykonanie aborcji po jego odejściu.
28 lipca 2014, 16:58
Profesor ma przeciez przesłanie. Nie głosił go w szpitalu, którym kierował i szczycił sie, iż nie zna lekarza przeprowadzajacego aborcje? Zresztą nie można rozdzielić wiary i życia zawodowego (szczególnei w wypadku podpierania się tą wiarą łamiąc prawo). A każdy wierzący ma moc przemiany drugiego człowieka. Wiec sie pytam o owoce tej 10 letniej pracy szczyczącego sie publicznie wiarą (patrz. dekalracja wiary) dyrektora szpitala.
B
baca
27 lipca 2014, 00:19
Więc na co pan czekasz panie Żyłka ? Zrób pan wreszcie coś pożytecznego dla siebie i Kościoła. Warzywniak czeka.
S
strada
27 lipca 2014, 16:42
No, dawaj, baca. Skoro Żyłkę wysyłasz do warzwniaka, zajmij jego miejsce. Napisz coś na portalu, podpisz sie nazwiskiem....i zmierzymy się z Tobą. 
L
leszek
26 lipca 2014, 22:11
Jak się czyta takie teksty jak produkcja w wydaniu Joanny Najfeld to można się tylko zadumać  jak zapiekła nienawiść i fanatyzm deformuje ludzkie umysły i serca. Co do owych "innych stołecznych rzeżni" to mogę powiedzieć,  że moich troje dzieci się urodziło w Szpitalu Bielańskim, podobnie jak tysiące innych. Gdybym nie wiedział że to czysta głupota w wydaniu zdeformowanego umysłu, to bym pomyślał, że prowokacja.
jazmig jazmig
27 lipca 2014, 12:41
Najfeld pize prawdę, co wzbudza nienawiść leszków i inych żyłków.
V
Velasquez
26 lipca 2014, 20:57
Panie Żyłka, często mnie Pana teksty wpieniają ale tym razem przeczytałem z przyjemnością i jakoś tak nasunęło mi się, że się z Panem zgadzam. Starzeję się chyba.
G
GP
26 lipca 2014, 20:39
Amerykanie w XIX wieku żyli w społeczeństwie, w którym wiele osób akceptowało niewolnictwo czarnoskórych. Co by było, gdyby powiedzieli: "Nie możemy narzucać wszystkim swoich przekonań. To jest jasne"?
T
tomi
26 lipca 2014, 18:28
Byc moze te slowa Joanny Najfeld to po to zeby zwrocic uwagę, troche zaszokowac. Staram sie ja zrozumiec, aczkolwiek jezyk dla mnie jest nie do przyjecia. Nie chce tutaj tez prowadzic polemiki, bo tak sie sklada ze zdarzylo mi sie poznac Joanne Najfeld kiedy nie byla jeszcze znana szerszemu gronu. Co do prof. Chazana, mam nadzieje ze bedzie to przyczynkiem do powstania ruchu obrony zycia, sil politycznych ktore uchwala prawo bezwzglednie zakazujace aborcji. 
WD
Wujek Dobra Rada, Mistrz Ciętej
26 lipca 2014, 17:53
"zatrudniłem pielęgniarki, które odeszły ze Szpitala Bielańskiego, ponieważ chciano je tam zmusić do asystowania przy aborcjach" Co POWINIEN teraz zrobić dziennikarz mając dostęp do takiego materiału? Cytować Joanne Najfeld i pisać, że się z nią nie zgadza? Raczej nie. Powinien dowiedzieć się kim są te konkretne pielęgniarki, później do nich dotrzeć i spróbować przekonać do rozmowy. Wystarczy, żeby jedna się zgodziła na rozmowę i mamy temat dzięki któremu druga strona będzie musiała się tłumaczyć. Redaktorze Żyłka! Odwagi! Do dzieła!
26 lipca 2014, 20:17
Dobry pomysł z wywiadem z którąś z tych pielęgniarek. Myślę, że jeśli p. Piotr Żyłka uzna to za stosowne, skorzysta z Twojej podpowiedzi:) Nie wyklucza to innego podjętego działania - zwrócenia uwagi na język przytaczanej autorki. Zrozumiałe jest oburzenie szanownej, lecz jeśli chce się w ten sposób nie tylko wyrazić swoje emocje, ale również dać jakiś przekaz źle postępującym, to warto to zrobić tak, żeby dało im to do myślenia, a nie zwiększało prawdopodobieństwo, że tylko ich rozsierdzi, wywoła chęć odwetu i jeszcze zacieklejszej walki o prawo do decydowania o „swoim” życiu przez panie poddające się aborcji w tym „katotalibanie”.
WD
Wujek Dobra Rada
26 lipca 2014, 22:20
Dlaczego miałoby to ich rozsierdzić? Przecież przez ostatnie tygodnie promowana była narracja o prawie do artystycznej ekspresji, tak? Wbrew temu co piszesz, ja spodziewam się zachwytów z tamtej strony. To wśród katolików może wzbudzić i jak widzimy wzbudza mieszane uczucia. Czy ten przekaz dotrze do wszystkich? A czy jakikolwiek przekaz jest to w stanie zrobić? Jak zapewne powiedziałby nasz szanowny kolega deonowy Leszek (choć widzę, że powyżej w komentarzu błysnął inną narracją): ten tekst nie trafia w moje gusta, ale dlaczego miałbym narzucać swoje gusta innym, tym którym wpis pani Najfeld się podoba? :) Tak między nami, to pierwszy raz słyszę o takim adresie internetowym, a Ty? Promocja?
26 lipca 2014, 22:56
Pamiętaj, że otrzymaliśmy inny depozyt od Wszechmogącego. Łatwo popsuć, trudniej polepszyć, pomnożyć dobro, hamując emocje, osobiste odczucia: [url]http://www.youtube.com/watch?v=K5KAc5CoCuk[/url]
WD
Wujek Dobra Rada
26 lipca 2014, 23:57
Czyli powinniśmy patrzeć z własnej perpektywy? Przypominam Ci, że w innej dyskusji (bodaj wpis o.Żmudzińskiego) napisałeś mi, że aby dotrzeć do innych powinniśmy wybierać to co ich by przekonało, a nie to co nas samych by przekonało (jako przykład podałem kazanie: ja się z niego cieszyłem, a inny chłop rozpłakał się i poleciał ze skargą do Wyborczej). Nawiasem mówiąc uściśliłem Ci tam, że przez "patrząc z własnej perpektywy" miałem nie tyle i nie tylko na myśli to co by nas przekonało, ale to co sami uważamy, że byłoby dobre wobec innych. Teraz dodałbym do tego jeszcze jedną rzecz: pozostając w granicach własnej wrażliwości.
27 lipca 2014, 10:02
W zasadzie chyba zawsze robimy tak, jak nam się wydaje, że będzie dobrze. Warto to jednak jeszcze skonfrontować z owocami tego, czy osiągnęliśmy oczekiwany efekt. Czy faktycznie tylko nam się wydawało, że to miało być właściwie skuteczne.
29 lipca 2014, 16:10
> zrobić tak, żeby dało im to do myślenia, a nie zwiększało prawdopodobieństwo, że tylko ich rozsierdzi Pytanie brzmi czy jest możliwe 'zrobić tak', a jeśli nie, to czy nie robić nic, czy jednak zrobić coś, nawet jeśli 'ich rozsierdzi'.
29 lipca 2014, 16:47
Nawiązując do orkiestry j/w w wątku, walenie w bęben nie dostosowujące się do orkiestry może być wyrazem bezsilności, albo tylko chęci zademonstrowania swoich negatywnych uczuć, odczuć w stosunku do czegoś, kogoś. Może znajdzie się jakiś niewielki procent zakompleksionych, zastraszonych, którzy pozornie zegną kolana przed tym hałasem. Nie jest to ani trwałe, ani prawdziwe. Jeśli chcemy trwale, o ile w ogóle jakoś przemieniać innych, ukazywać im lepszą według nas drogę, to zdecydowana większość ludzi tylko wtedy nas zechce słuchać, im mniej będzie tego hejterstwa. Dopiero wtedy w ogóle zaczynają słuchać, żeby ewentualnie się nad tym schylić, zastanowić, czy to przypadkiem nie ma sensu, racji bytu, a nie tylko się bronić w reakcji na atak, a potem rewanżować. I tak w kółko Macieju...
29 lipca 2014, 19:03
Pan zanadto upraszcza, zanadto generalizuje, zbyt dużo stereotypowych domniemań popełnia i zbyt wielką wagę przywiązuje do intencji, zamiast efektów.
V
veritas
26 lipca 2014, 17:18
Żyjemy w społeczeństwie, w którym wiele osób akceptuje aborcję. Nie możemy narzucać wszystkim swoich przekonań. To jest jasne. Nie, to nie jest jasne. Albowiem w innych kwestiach bez problemu narzuca się społeczeństwu przekonania różnych mniejszości jako obowiązujące i obwarowane paragrafami.
S
strada
26 lipca 2014, 17:39
Co nie znaczy, że my mamy robić tak samo.
V
veritas
26 lipca 2014, 18:15
I jakiego oczekujesz rezultatu? Powiedzieć ci? Wkrótce jakiś redaktor obwieści, że żyjemy w społczeństwie, w którym wiele osób akceptuje pedofilię. I nie ma rady - wszak "nie możemy narzucać wszystkich swoich przekonań". A potem przyjdzie pora na nekrofilię. A my nic, broń Boże, żadnego narzucania - nie będziemy tak brzydko postępować jak oni. A na koniec będzie wielkie zdziwionko jak @strada & Co usłyszą coś o sługach gnuśnych i nieużutecznych.
U
uu
26 lipca 2014, 19:18
Żyjemy w społeczeństwie w którym wiele osób akceptuje pedofilię.
MR
Maciej Roszkowski
26 lipca 2014, 20:42
Czyli pierwszy krok mamy już za sobą.
S
strada
26 lipca 2014, 20:49
To wypowiedz "wojny krzyżowe". Zobaczymy, ile zdziałasz....
V
veritas
26 lipca 2014, 21:03
Niczego nie muszę wypowiadać. Ta wojna trwa już od dawna. I nawet jej rezultat jest już dawno przesądzony. Jedyne co możemy zrobić, to opowiedzieć się jasno po jednej lub drugiej stronie. Neutralność (czytaj - letniość) w tej wojnie nie przyniesie spodziewanych korzyści.
S
strada
27 lipca 2014, 12:00
Chcesz walić innych w morde to wal. Ja krzyżowcem nie będę. I nie zarzucaj nikomu letmiości. Radykalizm nie polega na wojnie. Bądź sola ziemi. A inni, patrząc na Ciebie będą chceli być tacy jak Ty. Jak walniesz w pysk, oddadzą. Nic tu z Ewangelii. 
V
veritas
27 lipca 2014, 13:56
Jak dla mnie, bardzo mało słony ten twój wpis. Za to mocno kwaśny. Tym kwasem, przed którym przesterzegał Jezus.
D
DG
26 lipca 2014, 16:41
Mam pewien pomysł na zjednoczenie katolików. Księża biskupi powinni powołać fundację która zaoferuje wszystkim kobietom myślącym o aborcji wykupienie ich dzieci. Niech je urodzą i oddadzą do adopcji, przyjmą je dobre katolickie rodziny. Fundusze na projektowaną fundację wpłacą bez wątpienia przeciwnicy aborcji. Sam nie poskąpię grosza. 
W
WDR
26 lipca 2014, 22:42
To zróbmy burze mózgów. Z mojej perpektywy wygląda to tak: najpierw ze swoich podatków dopłacamy do in-vitro, a później od tych kobiet kupujemy te dzieci niczym na targu niewolników? Do tego będzie potrzebna zmiana prawa. Organami nie można handlować, a Pan chce dzieci kupować?
D
DG
27 lipca 2014, 00:17
A ma Pan lepszy pomysł? Zakaz aborcji w polskim prawie jest tylko symboliczny. Ciężarna Polka może wyjechać za granicę i dokonać tzw. aborcji w Niemczech, Czechach, na Słowacji, Ukrainie Białorusi, w Rosji, ewentualnie w Szwecji lub Danii. 
K
KamilŁ
26 lipca 2014, 16:29
Dziękuję za ten budujący artykuł. Podoba mi się, ma pozytywne przesłanie, a poza tym wzywa do refleksji, że należy się zjednoczyć w walce o wyższe wartości. O tych, którzy wykrzykują, że prof. Chazan kiedyś dokonywał aborcji, a przez to jest niewiarygodny, warto przytoczyć słowa o rzucaniu kamieniem. Czy nikt nie grzeszy? Czy tylko ludzie nieskalani mogą się wypowiadać na zadane tematy? Wtedy nie byłoby świadectw przemiany życia, a poza tym w ostatecznym rozrachunku, jeśli grzesznicy nie mieliby się wypowiadac o cnocie, trzeba byłoby o niej zamilknąć. A tak to, mamy żywe doświadczenie przemiany serca, którym dzielimy się z innymi.
S
stas
26 lipca 2014, 16:23
Alez te podziały tworzy przecież pzylka czyli autor artykułu na dysydenckim często wobec biskupów portalu deon. Z tego żyje
P
petersburgjew9emi
26 lipca 2014, 17:38
Soryy, ale Ty głupi jesteś , stas