Łukaszenka kryzysem migracyjnym wpisuje się w większą grę Rosji

Alaksandr Łukaszenka (Fot. pl.depositphotos.com)

- Kryzys migracyjny, wykreowany przez władze białoruskie, dotyczy sfery bezpieczeństwa w regionie. Białoruś jest sojusznikiem wojskowym Rosji i nie można wyobrażać sobie samodzielnego działania Łukaszenki. Przy okazji Rosja chce, jak Unia Europejska i NATO zareagują na tego typy wyzwania – mówi w rozmowie z DEON.pl mówi Kamil Kłysiński, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.

Dominika Miros: W jakim momencie jesteśmy, jeżeli chodzi o poziom napięcia na granicy polsko-białoruskiej i czy możliwa jest kolejna eskalacja sytuacji?

Kamil Kłysiński: - Jest za wcześnie, żeby mówić o pełnej deeskalacji. Migranci chwilowo nie szturmują granicy. Część z nich nawet ewakuowano – prawdopodobnie około 2 tys. Trudno to policzyć, bo brakuje wiarygodnych informacji i panuje zamieszanie. Niektóre loty ewakuacyjne są odwoływane. Kilka tysięcy migrantów nadal pozostaje na Białorusi. Trudno powiedzieć dokładnie, ilu ich tam wciąż przebywa. Część z nich mieszka jeszcze w centrum logistycznym w Bruzgach - blisko przejścia granicznego w Kuźnicy. Część wróciła prawdopodobnie do Mińska, niektórzy mogą przebywać w lasach. Jest to moment zawieszenia. Krytyczną chwilą może być opublikowanie w czwartek 2 grudnia nowego, piątego pakietu sankcji unijnych wobec Białorusi. Następne dni pokażą na ile Łukaszenka jest gotowy do deeskalacji.

Jaka może być reakcja Łukaszenki na nowe sankcje?

DEON.PL POLECA

- Różna. Musi zachować twarz. Lubi uchodzić za silnego, zdecydowanego lidera, który nie boi się stanowczych ruchów, więc jakiś odwet z jego strony nie jest wykluczony. Być może „użyje” migrantów i zrobi kolejny szturm na infrastrukturę graniczną.

Na ile Łukaszenko jest samodzielny w swoich poczynaniach? Na ile jest awanturnikiem politycznym, a na ile jest uzależniony od Rosji?

- Uważam, że Rosja jest bardzo zaangażowana w sytuację na granicy polsko-białoruskiej i to od początku. Rosja musiała chociażby zgodzić się na takie działania Mińska. Kryzys migracyjny, wykreowany przez władze białoruskie, dotyczy sfery bezpieczeństwa w regionie, bezpieczeństwa państwa związkowego Białorusi i Rosji. Białoruś jest sojusznikiem wojskowym Rosji i nie wyobrażam sobie zupełnie samodzielnego działania Łukaszenki. Poza tym Rosja też chciałaby, być może nawet bardziej niż Łukaszenka, przetestować Zachód. Sprawdzić jak Unia Europejska i NATO zareagują na tego typy wyzwania. Jak będą przebiegały procesy decyzyjne w UE. Czy Unia zajmie wspólne stanowisko, czy ujawnią się podziały. Natomiast co do Łukaszenki, to myślę, że chciał się odegrać za unijne sankcje po sfałszowaniu zeszłorocznych wyborów na Białorusi - szczególnie na Polsce i Litwie. Wiadomo, że te kraje lobbują za sankcjami i nie ukrywają tego.

Może się to wydawać dziwne, ale tym kryzysem migracyjnym Łukaszenka chciał wymusić dialog. Wyobraził sobie, że przystawiając metaforyczny pistolet do głowy UE, czyli podsyłając biednych, zmanipulowanych ludzi - migrantów, tworząc kryzys, terroryzując na swój sposób UE, skłoni ją do dialogu. Nic nie zdziałał, bo nie mógł zdziałać. Ale taki cel z pewnością mu przyświecał. Widać to na przykładzie jego reakcji po telefonach od Angeli Merkel. Był niesiony entuzjazmem, wręcz piał z zachwytu, że udało mu się porozumieć.

Komisja Europejska poinformowała, że przeznaczy 700 tys. euro na pomoc migrantom na Białorusi. Z drugiej strony mamy piąty pakiet sankcji i zapowiadany kolejny. Mamy również telefony Angeli Merkel do Łukaszenki. Czy UE nie daje sprzecznych komunikatów w kwestii stanowiska wobec Łukaszenki?

- Tu nie ma żadnej sprzeczności. Unia Europejska musi się też zachować w sposób cywilizowany. Te 700 tys. euro nie są dla Łukaszenki. Są dla ludzi, którzy przez niego muszą o chłodzie i głodzie mieszkać często w lesie bez dachu nad głową. Migranci zasługują na szacunek i pomoc. Podjęli oczywiście ryzyko - zapłacili pieniądze Łukaszence, wpadli w pułapkę, ale należy im się pewna pomoc za strony Unii. I ta ręka jest wyciągnięta. Pieniądze będą przekazywane organizacjom charytatywnym., np. Międzynarodowemu Czerwonemu Krzyżowi, który zresztą był na Białorusi, a jego przedstawiciele spotkali się z Łukaszenką.

Angela Merkel też dzwoniła - jak się później okazało, pomimo różnych propagandowych zagrywek Łukaszenki - głównie po to, żeby pomóc tym ludziom, rozwiązać kwestie migracyjne i kryzys humanitarny na granicy z Białorusią. Pamiętajmy, że w wewnętrznej agendzie niemieckiej kwestia migrantów z krajów muzułmańskich jest bardzo ważna. Znaczny odsetek społeczeństwa niemieckiego to muzułmanie. Patrzymy na to przez pryzmat interesów i uwarunkowań władz niemieckich. Nie było żadnego wyłamania się Niemiec. Władze niemieckie nadal stoją na stanowisku, że Łukaszenka powinien podjąć dialog z opozycją i rozpisać wcześniejsze wybory prezydenckie, a także uwolnić więźniów politycznych. Unia Europejska, mimo zawirować w przestrzeni informacyjnej, np. po telefonach Angeli Merkel do Łukaszenki, zachowała wspólne stanowisko, czego dowodem są sankcje. I to jest bardzo twardy fakt, pokazujący, że nie doszło do żadnego rozłamu.

W 2014 roku prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin podpisał nowelizację wojennej doktryny politycznej. Czy obecna sytuacja na granicy wpisuje się właśnie w rosyjską doktrynę polityczną?

- Białoruś jest elementem wielkiej gry prowadzonej przez Rosję. To wszystko trzeba również rozpatrywać w kontekście rosyjskiej presji na Ukrainę: straszenia armią rosyjską, gromadzoną przy ukraińskich granicach, manipulacjami przy dostawach i cenach gazu. Rosja jest ważnym dostawcą gazu dla Zachodu, dla Europy. A to wszystko jest częścią rosyjskiej gry w regionie i elementem stosunków ze Stanami Zjednoczonymi.

Białoruś ma tu wąskie pole manewru. Stosunki tego kraju z Zachodem praktycznie nie istnieją, mimo telefonów Angeli Merkel nie ma żadnego dialogu. Łukaszenka jest izolowany ze strony Zachodu. Zostaje mu rosyjski sojusznik, dominujący i roszczeniowy. Rosja ma swoje wymagania. Oczekuje, że Białoruś w pełni wpisze się w rosyjską grę. Stąd też Łukaszenka podłącza się pod rosyjskie straszenie wojną, rozmieszczeniem głowić jądrowych. Można przypuszczać, że ta rola już Łukaszence mało pasuje, że tak daleko nie chciał w to iść, ale zbytnio dyskutować nie może.

Jakie jest miejsce Polski w tej układance?

- Polska jest w trudnej sytuacji. Warszawa musi bronić granic. Nie można dopuścić, żeby Polska, Łotwa czy Litwa dały się ciągać w cyniczną grę Łukaszenki, a w szerszym zakresie w rosyjską grę. Chociażby w przemyt ludzi. Polska nie może na to pozwolić i mówi stanowcze nie. Ale z drugiej strony jest jednak potrzeba, aby tym ludziom, migrantom pomagać. Jest to sprawdzian wytrzymałości. Łukaszenka ewidentnie testuje Polskę. Jest to trudny egzamin zwłaszcza dla polskich służb granicznych.

Jakie są rosyjskie cele wobec Polski? Z jakim zagrożeniem możemy się liczyć. Pojawiają się opinie, że z rosyjskiej doktryny politycznej można wyczytać zamiar zrobienie z Polski obszaru buforowego?

- Nie szedłbym tak daleko, że Rosja ma jakiekolwiek złudzenia, aby była zdolna uczynić z Polski strefę buforową w sensie takim, że będzie dominować nad Polską czy wpływać na nasz kraj. Rosji, jeżeli już, zależałoby na zmniejszeniu roli Polski na arenie międzynarodowej. Polska oczywiście nie jest imperium i nie ma globalnych ambicji jak Rosja, ale jest państwem istotnym w regionie czy w Europie, więc na pewno celem Rosji jest osłabienie Polski. Strefą buforową staje się Białoruś, która jest ściśnięta między rozpychającą się w Europie Wschodniej Rosją, a Zachodem.

Jeszcze przed 9 sierpnia 2020 roku, czyli przed wyborami prezydenckimi na Białorusi, Aleksandr Łukaszenka był w trochę lepszej sytuacji, bo mógł rozgrywać Zachód i Wschód, prowadził dialog z Zachodem, miał szeroko rozwiniętą współpracę i chociażby zdywersyfikowane mimo wszystko źródła dostaw surowców energetycznych. Teraz tego nie ma. Sytuacja, w którą się wpędził, jest nie do pozazdroszczenia.

Czy obecna sytuacja na granicy polsko-białoruskiej może być próbą odwróceniem uwagi od realnego zagrożenia na Ukrainie i ewentualnych rosyjskich planów względem tego kraju?

- Takiej tezy nie można do końca wykluczyć, ale patrzymy na skutki. Nie udało się odwrócić uwagi. Kwestia zagrożenia Ukrainy jest bardzo ważna, chwilami nawet ważniejsza od kryzysu migracyjnego i państwa UE czy USA poświęcają tej sprawie bardzo dużo uwagi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Łukaszenka kryzysem migracyjnym wpisuje się w większą grę Rosji
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.