Maruda na kanapie
Szybko mijają kolejne dni Nowego Roku, nadszedł więc czas na pierwszą weryfikację noworocznych postanowień. Czy te dni nieco innego rytmu życia zostawiły w nas dostrzegalny ślad? Pewnej grupie osób na pewno trudno o przemianę: marudom na kanapach.
Kim jest maruda na kanapie? To krytykant, wiecznie niezadowolony z życia. Postrzegając siebie jako niezwykle bystrego, wiedziałby, w jaki sposób pokierować państwem czy Kościołem, ale.... nie ma takiej szansy, nikt poważnie nie traktuje jego słów. Cenzuruje więc otaczającą go rzeczywistość i pogrąża się we frustracji. W jego oczach, świat stale zmierza ku temu, co gorsze, a obecnie żyjemy w "szczególnie trudnych czasach".
Maruda na kanapie nie działa. Nie podjął konstruktywnych postanowień na rok 2014, bo trudno mu nawet zmobilizować się do porannej gimnastyki. Przepraszam: gdyby tylko chciał, mógłby oczywiście, wiele by mógł, ale... kanapa wygodniejsza!
Maruda na kanapie nie działa, ale zarazem czuje się specjalistą w wielu dziedzinach. Co prawda, jego pojęcie o makroekonomii jest dość blade, jednak "swój rozum ma" - może więc z pozycji kanapy pouczać kolejnych ministrów finansów.
Przebiegnięcie długości boiska piłkarskiego groziłoby mu prawdopodobnie zawałem serca, ale jest mądrzejszy od kolejnych trenerów reprezentacji kraju i gardzi myślą taktyczną piłkarzy: "Chyba są ślepi! Podaj na skrzydło, idioto!".
Wprawdzie, miałby trudność ze wskazaniem na mapie Surinamu, Ugandy i Myanmaru, ale formułuje swoje krytyczne zdanie na temat tego, w jakim kierunku zmierza świat, bo przecież ogląda wiadomości w telewizji (gdzie też zresztą, jego zdaniem, są prawie sami niekompetentni i sprzedajni dziennikarze). Co prawda, kurz pokrywa Pismo Święte na półce w jego domu, ale ma mnóstwo rad dla polskich biskupów. Gdyby tylko go posłuchali, mielibyśmy prawdziwą wiosnę Kościoła w kraju.
Nasz maruda zna się jeszcze, rzecz jasna, na wielu innych dziedzinach życia. Zazwyczaj jednego nie rozumie: dlaczego to, co dla niego jest oczywiste, nie jest tak ewidentne dla innych. Nie może pojąć, z jakiego powodu on, wszak mający najlepsze pomysły na życie, nie został premierem albo choćby trenerem polskiej reprezentacji w dowolnej dyscyplinie sportowej. Sprawy mają się źle, a on przecież wie lepiej, ma świetną receptę na rozwiązanie wszystkich problemów. Gdyby zależało to tylko od niego, bezrobocie spadłoby do zera, emeryci dostaliby co miesiąc trzy razy więc pieniędzy niż obecnie, Robert Lewandowski strzelałby po trzy bramki w reprezentacji, a zima trwałaby tydzień i to zawsze regularnie w okolicach Bożego Narodzenia. Wszak trzeba przywrócić w świecie porządek, skoro teraz już nawet śniegu nie ma w Wigilię!
Z kanapy trzeba jednak wstać i zacząć działać. Niestety, działanie to nie jest kolejna bystra obserwacja z kanapy, czy anonimowy komentarz w internecie, w którym maruda udowadnia, że autor artykułu to idiota.
Marudy, a każdy pewnie zna niejedną osobę o takiej postawie, zatruwają tylko życie innym. Zamiast krytykować polityków, mogliby sami poddać się demokratycznej ocenie i w ten sposób przekonać się, czy ktoś dostrzeże wartość ich poglądów. Czas spędzony na narzekaniu na durnych felietonistów można wykorzystać, by samodzielnie napisać i posłać do redakcji artykuł - istnieje wszak szansa na odkrycie dziennikarskiego talentu.
Prawdopodobnie żadne z tych działań nie zostanie jednak podjęte, bo narzekanie wynika z lęku przed własną pustką, bezsilnością i niezdolnością do działania.
Można przypuszczać, że w każdym z nas tkwi cząstka marudy, cenzora otaczającej rzeczywistości. Na kanapie jest bezpiecznie, bo to ja oceniam. Jeśli zacznę działać, to nieuchronnie inni zaczną oceniać mnie. Słabi jak zwykle pozostaną na kanapie. Inni, nie oglądając się na nich, na miarę swoich możliwości będą w Nowym Roku działać jeszcze intensywniej na chwałę Boga i dla dobra człowieka.
Wszystkim czytającym i sobie samemu na rok 2014 życzę, by udało nam się mniej deklarować, a więcej czynić. Słowo stało się Ciałem. Niech nasze dobre pragnienia i zamiary staną się rzeczywistością. Jeśli są naprawdę dobre, nie ma wątpliwości, że Jezus temu pobłogosławi.
Skomentuj artykuł