Najgorsze doświadczenie Szymborskiej
Do redakcji jednego z katolickich miesięczników zadzwonił czytelnik, który czuł się w obowiązku poinformować, że z powodu mojego wywiadu z Michałem Rusinkiem, dotyczącego Wisławy Szymborskiej, nie weźmie więcej czasopisma do ręki. Pan sięgał po nie od lat, rozmowy o noblistce nie przeczytał, na pewno nie przeczyta, ale jest mu bardzo przykro, że coś takiego ukazało się na łamach tak lubianego przez niego miesięcznika.
Nie on jeden nie może wybaczyć poetce romansu z systemem socjalistycznym. Ale co właściwie pamiętamy czy wiemy o tej miłości, o tym uwiedzeniu? O sprawie z detalami opowiedziały w biografii Szymborskiej pt. "Pamiątkowe rupiecie" Anna Bikont i Joanna Szczęsna. Ta książka, świetnie zresztą napisana, jest niby wznowieniem wersji z 1997 roku, ale śmierć noblistki spowodowała, że sporą część można albo trzeba było do publikacji dodać.
Pierwsze zetknięcie poetki z socjalistyczną ideologią miało miejsce już w czasie okupacji. Szymborska sama o tym okresie życia mówiła czy pisała bardzo niewiele, więc w zasadzie nie wiadomo, co się z nią wtedy działo i w jaki sposób natrafiła na swoich lewicujących znajomych. Kiedyś powiedziała tylko, że na myślenie młodego człowieka w dużej mierze wpływa to, z jakimi ludźmi się zadaje.
Członkiem PZPR była przez szesnaście lat. Najbardziej obciążający moment jej partyjnego życiorysu to złożenie w 1953 roku podpisu pod rezolucją krakowskiego Związku Literatów Polskich, popierającą działania władz w sfingowanym procesie przeciwko księżom z tamtejszej kurii. Tak wydarzenie to zapamiętał jeden z sygnatariuszy, prof. Jan Błoński: "Po odczytaniu tekstu rezolucji nie padało pytanie: "Kto za?". Pytano tylko: "Kto przeciw?". Nikt nie miał odwagi się zgłosić. […] Jeżeli pod tym oświadczeniem są podpisane 53 osoby, to znaczy, że podpisali to wszyscy członkowie koła Związku Literatów. Nie jestem pewny, ale chyba złożono nawet podpisy za nieobecnych. Oczywiście nikt podpisany wbrew swojej woli nie ośmieliłby się zażądać usunięcia podpisu".
Szymborska oddała partyjną legitymację w 1966 roku. "Wyrzucałam sobie potem, że tak późno" - mówiła autorkom "Pamiątkowych rupieci". Na jej decyzji zaważyło usunięcie z PZPR Leszka Kołakowskiego, który nawet nie był świadomy tego gestu solidarności poetki z filozofem.
Ze swojej autentycznej wiary w ustrój PRL noblistka tłumaczyła się nie raz. Mówiła o smutku, o poczuciu winy, o własnej ślepocie "na argumenty i fakty", a pisanie poezji opiewającej socjalizm nazwała "najgorszym doświadczeniem w swoim życiu". Rozliczała się także z tego okresu w kilkunastu wierszach. Chciała w jeszcze jednym, ale już nie zdążyła go dokończyć. (Można jego szkic znaleźć w posłowiu do tomu "Wystarczy".)
W jednej z rozmów poetka tak podsumowała lata przeżyte i przepracowane na rzecz socrealizmu: "W rezultacie na zawsze uodporniły mnie one na wszelkie doktryny zwalniające ludzi z obowiązku samodzielnego myślenia. Wiem, jak to jest: dostrzegać tylko to, co chciałoby się dostrzec, słyszeć tylko to, co chciałoby się usłyszeć, i skutecznie tłumić wszystkie wątpliwości".
Zastanawiam się, co musiałoby się stać, żeby niektórzy przestali dostrzegać jedynie podpis Szymborskiej pod rezolucją z 1953, słyszeć tylko jej wiersze ku czci Stalina oraz zaczęli wątpić w jej zepsucie i wyrachowanie.
* wszystkie cytaty pochodzą z książki "Pamiątkowe rupiecie" A. Bikont i J. Szczęsnej.
Skomentuj artykuł