Paplanina o prawach człowieka

(fot. PAP/Tomasz Gzell)

W debacie publicznej politycy i komentatorzy często odwołują się do praw człowieka, które mają uzasadnić niemalże wszystko. Tę retorykę zastosowali wczoraj także zwolennicy legalizacji związków partnerskich, mówiąc o równości człowieka, o jego prawie do godności.

Ewa Siedlecka w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" również powtarza, że zalegalizowanie związków partnerskich to "sprawa godności i równości Polaków". Ma to być główny argument przemawiający za ustanowieniem nowego postępowego prawa. Ale pojęć: "godność", "równość" , "prawa człowieka" już się nie wyjaśnia. Traktuje się je jak oczywiste prawdy, fakt zastany, własność zdobytą bądź wypracowaną przez człowieka, z którą można sobie robić, co się komu podoba.

Dlatego, niestety, często słowa te funkcjonują jak banały, których użycie ma ukrócić światopoglądowe dyskusje i otworzyć furtkę dla wszelkich roszczeń człowieka. Dochodzi do tego, że jeśli, np. nie potrafi się przekonująco uzasadnić, dlaczego związki partnerskie należy zrównać z małżeństwem opartym na relacji kobiety i mężczyzny, od razu włącza się płytę o prawach człowieka. No bo przecież człowiek ma prawo do tego czy owego.

Niedawno szerokim echem odbił się precedensowy wyrok Trybunału w Strasburgu w związku z niemieckim organistą, który został zwolniony z funkcji kierownika chóru parafialnego, ponieważ żył w konkubinacie z kobietą. Decyzję władz kościelnych potwierdziły sądy niemieckie.

Tymczasem Trybunał w Strasburgu - współczesna wyrocznia delficka - skasował wyroki sądów niemieckich, orzekając, że władze kościelne zwolniły organistę bezprawnie, ponieważ prawo państwowe stoi ponad prawem Kościoła. W domyśle: Kościół arbitralnie mnoży jakieś nieżyciowe regulacje, łamiąc "prawa człowieka".

Prof. Genowefa Grabowska, komentując ten wyrok w radiu TOK FM, przyznała słuszność Trybunałowi i stwierdziła, że prawa człowieka są nadrzędne wobec wszystkiego. Czyżby?

Nie jestem przeciwnikiem praw człowieka. Uważam ich skodyfikowanie za jedno z największych osiągnięć ludzkości. Ale jestem przeciwny ich nadużywaniu, kiedy czyni się z nich ideologiczny absolut, ostateczną instancję, której strażnikiem jest sam człowiek. Dzieje się tak, ponieważ dyskretnie przemilcza się pytanie, skąd się te prawa wzięły i jaki jest ich rodowód.

Jeszcze Deklaracja Niepodległości USA z 1776 roku stanowiła, że to "Stwórca obdarza człowieka pewnymi nienaruszalnymi prawami". Tekst przytacza "prawo natury i jej Boga" - jako ostateczne źródło praw człowieka. Wśród nich wymienia jednak tylko trzy prawa: do życia, wolności i ubiegania się o szczęście.

Po II wojnie światowej sytuacja w tej materii się zmieniła. Wbrew pozorom znacznie. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ z 1948 roku mówi o "przyrodzonej godności i niezbywalnych prawach wszystkich członków wspólnoty ludzkiej". Według tego dokumentu, ludzie są równi pod względem godności, wolni, obdarzeni rozumem i sumieniem. W sumie Deklaracja wylicza aż 30 artykułów, kodyfikujących najróżniejsze prawa człowieka, obowiązujące wszystkich. Jednak próżno nam szukać, na jakiej podstawie możemy twierdzić, że mamy takie prawa. Czy to wynik pragnień i marzeń człowieka? A może to rezultat ewolucji? Rodzaj intelektualnej utopii?

W tym tekście odwołanie do prawa natury lub Boga już się nie pojawia. Czy dotknęła ludzi zbiorowa amnezja? Słusznie więc pyta Leszek Kołakowski w swoim słynnym tekście "Po co nam prawa człowieka": "Skąd oni wiedzą, że ja jako uczestnik gatunku ludzkiego jestem nosicielem tych 30 cech, podobnie jak nosicielami są wszyscy inni ludzie"? No właśnie, skąd?

Po przeczytaniu Deklaracji bądź wysłuchaniu mów wielu współczesnych myślicieli i polityków, można odnieść wrażenie, że człowiek sam sobie te prawa stworzył. Jakoś wypadło im z głowy, że źródłem tych praw jest Bóg, Ewangelia i chrześcijaństwo, a ludzkość jedynie je właściwie odczytała i zapisała. Powoli nastąpiło oderwanie praw człowieka od ich prawdziwego źródła, czego świadkami jesteśmy także we współczesnej debacie publicznej. Wskutek tego człowiek przypisuje sobie funkcję najwyższej instancji, odcina się od historii, tradycji, kultury, która go ukształtowała. Puszcza w niepamięć długowieczne przecież dojrzewanie do właściwego odczytania i zrozumienia tego, co dał nam Stwórca.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Paplanina o prawach człowieka
Komentarze (56)
MR
Maciej Roszkowski
17 sierpnia 2012, 21:16
Związki homoseksualne są wadliwe z punktu widzenia wychowania dzieci. Wychowanie w rodzinie polega na wpajaniu i dawaniu przykładu jak wykonywać role męskie i kobiece. Na to feministki powiedzą, że to dyskryminacja, a Unia Europejska wmusi w nas dyrektywę, że to stereotypowe pojmowanie ról w rodzinie. Tyle, że to politycznie poprawny  bełkot. Nie dajmy się zwariować.
STANISŁAW SZCZEPANEK
28 lipca 2012, 00:13
 Oderwanie praw człowieka od Stwórcy prowadzi do uznania prawa Orwella - wszystkie zwierzęta są równe, ale świnie równiejsze. 
STANISŁAW SZCZEPANEK
28 lipca 2012, 00:12
 Oderwanie praw człowieka od Stwórcy prowadzi do uznania prawa Orwella - wszystkie zwierzęta są równe, ale świnie równiejsze. 
26 lipca 2012, 15:43
@maro - dużo treści na forum napisałeś, ale skąd w "małżeństwa" homoseksualnych mają sie wziąść dzieci nie potrafisz napisać.
M
maro
26 lipca 2012, 15:37
 "prawa wyzysku!"  buahahaha - mój Ty zawadiacki intelektualisto, aleś sobie wykombinował :))) idę na drzemkę, już nie będę się wyżywał, the field is yours :))  
26 lipca 2012, 15:25
@maro – widzisz z dziećmi w związkach homoseksualnych to kolejna ściema i okrutne kłamstwo. Bo z jednej strony cały czas idzie propaganda ze strony środowisk homoseksualnych, iż ich płciowość jest zdeterminowana  od urodzenia, więc nie można jej już zmienić, ale jednocześnie domagają się prawa do wychowania dziecka swojego partnera czy parterki. To jak, ten pater (partnerka) była heteroseksualna, a później zmienił (zmieniła) zdanie. Ale to przeczy tezie o urodzeniu się homoseksualistą. Czyli kolejna wielka ściema. Przy okazji wskazuje to na kolejne kłamstwo – żądania „małżeństw” homoseksualnych, ale równocześnie żądania, aby dla tych „małżeństw” związki heteroseksualne rodziły dzieci. To już nie są prawa człowieka, ale prawa wyzysku.
N
nasciturus
26 lipca 2012, 15:15
maro-->Brakiem prawdziwych argumentów i bzdurnymi wypowiedziami,  w stylu, że homoseksualiści mogą być w takiej samej sytuacji jak małżeństwa wychowujące wspólne potmstwo (pewnie bocian przynosi dzieci takim homoseksualistom) jest oznaką, że nie dorosłeś intelektualnie do dyskusji. W dodatku proponujesz wprowadzenie dyskryminację, ze względu na życie seksualne np. rodzeństwo może wwychowywać dzieci i prowadzić wspólne gospodarstwo rolne, ale nie będą mieć takich praw jak homoseksualiści rozbiący to samo. 
M
maro
26 lipca 2012, 15:09
 @TomaszL no ja raczej nie mam wątpliwości, w jaki sposób te dzieci przyszły / mogą przyjść na świat -- ale to Wy wierzycie w niepokalane poczęcie i cuda nieprzebrane, więc, ekhm, no, ten tego... :))) 
L
leszek
26 lipca 2012, 15:07
do Leszka, Przykłady z Deklaracją Niepodległości i Powszechna Deklaracja Praw Człowieka to były przykłady, które miały równiez unaocznić, jak człowiek również się "usamodzielnia" - nie powołując się już na Stwórcę - bo się boi, że to by go ograniczało. Ale sama Deklaracja w dalszej treści jest w porządku, chociaż to niezwykle idealistyczne postulaty Jeśli zas chodzi o Deklarację Niepodległości z 1776 roku to sądzę, że Ojciec wie lepiej ode mnie że od tej deklaracji do pełni praw katolików w USA była jeszcze długa droga i walka, to tak naprawdę czasy po 2 Wojnie Światowej gdy w końcu się utrwaliło,że bycie katolikiem i lojalnym Amerykaninem się nie wykluczają. Więc samo powołanie się w Deklaracji na Stwórcę niewiele musi znaczyć. USA było zakładane przez fanatyków religijnych, dla których nawet Kościół Anglikański była skażony papizmem. Owszem, byli fanatykami równości i wolności, ale dla głównie dla siebie i swoich wspólwyznawców.
26 lipca 2012, 15:05
@maro (@mara) - pary homoseksualne wychowują dzieci ? Dzieci będące jednocześnie potomkiem jednego i drugiego z partnerów ? Czyżby znowu jakaś ściema wpisana w źle rozumiane "prawa człowieka". Bez względu na polityczną poprawność "praw człowieka" nie da się zrównać związku homoseksualnego do związku kobiety z mężczyzną. Idąc dalej w imię podstawowych prawd nie można takich związków ze sobą porównywać.
M
maro
26 lipca 2012, 14:40
A może Wy potrzebujecie obrazków i kolorów; no to może ABC w formie przedszkolnej -- od czegoś wszak trzeba zacząć, filozofia społeczna i prawa na później: http://paradarownosci.eu/?p=1985 No, to do roboty! 
M
mara
26 lipca 2012, 14:35
 @nasciturus zarówno akt notarialny, jak i "kartka i długopis" w domu nie wchodzą w grę -- jedyne rozwiązanie, które nie dyskryminuje par LGBT, to na tym etapie rejestracja w USC z pełną formułą wypowiadaną przez urzędnika i uznaniem przez państwo. Nie tylko Ty płacisz podatki, robią to wszyscy obywatele -- schowaj te dąsy do kieszeni, tytanie myśli społecznej -- pary LGBT również, tworząc wieloletnie związki miłosne, prowadząc wspólnie gospodarstwa domowe i wychowując dzieci dokładnie jak Ty (??), zatem powinny mieć, i wcześniej czy później otrzymają, analogiczne przywileje połączone z obowiązkami co pary różnopłciowe. Jest to dokładnie konsekwentna realizacja kilku fundamentalnych praw człowieka -- nieuki, oj oj nieładnie :)), proszę ponownie przerobić lekcję, bo będzie pała :))):  http://www.hrea.org/index.php?doc_id=432.     
N
nasciturus
26 lipca 2012, 14:09
przepraszam za błędy w poprzednim wpisie, ale komputer mi szwankuje.
26 lipca 2012, 14:08
@maro Od zawsze uważałem, iż hasło związki partnerskie to wielka ściema , jak widać kłamstwo jest jednym z wielu oręży bojowników o wypaczone „prawa człowieka”. Czytaj uważnie to, co piszesz i pomyśl chwilę: jeśli obrona praw i godności człowieka, np. osób LGBT na całym świecie (znowu, ABC: http://www.hrea.org/index.php?doc_id=432), jest dla Ciebie "chciejstwem Chciejstwem jest np próba traktowania na równi związków homoseksualnych i małżeństw. Chyba, ze jesteś w stanie udowodnić, iż w ‘małżeństwie”  homoseksualnym jest możliwość spłodzenie dziecka pomiędzy „małżonkami”. A co do tych etapów dochodzenia do małżeństw homoseksualnych, to przejście ze związku partnerskiego do „małżeństwa” będzie ograniczeniem wolności i praw człowieka.
N
nasciturus
26 lipca 2012, 14:07
maro-->Widzę, że  dla Ciebie wytykanie błędów to oznaka nierozmienia czegośuluję logicznego myslenia. Nie wiem dlaczego wypisujesz ciągle o umowie w formie aktu notarialnego skoro ja nic takiego nie pisałem. Dyskryminacja to nierówne traktowanie osób w tej samej sytuacji. Przywileje małżeństwa wynikają z faktu, że małżonkowie  posiadają lub potencjalnie mogą posiadać wspólne potomstwo. Dlatego brak niektórych praw dla związków osób tej samej płci nie moze być traktowany jako dyskryminacja. Jesli chodzi o te prawa, które mogą uzyskać w drodze umowy to nie widzę powodów, dla których z moich podatków ma być opłacana procedura legislacyjna czegoś co można osiągnąć w domu, w krótkim czasie za pomocą długopisu i kartki.
M
maro
26 lipca 2012, 13:54
 @TomaszL Tomaszku, ja nic nie ściemniam: związki partnerskie to chwilowe rozwiązanie, docelowo jest oczywiście poprawka do konstytucji i rozszerzenie definicji małżeństwa, zgadza się. Ale to dalsza przyszłość. Na dziś związki partnerskie w pełni wystarczą. 
M
maro
26 lipca 2012, 13:49
 @TomaszL :)) ani ja, ani żaden filozof prawa/prawnik nie wie na pewno wszystkiego -- wszystko wiedzą na tym niepewnym świecie tylko fundamentaliści religijni i wariaci, więc, ekhm, ten tego, ja bym się tak tym nie podniecał. Proszę nie wpadać w panikę, że Boga nie ma w preambułach -- to żadna katastrofa, nasza intuicja moralna nie obraca się w nicość, proszę wziąć spokojny wdech :)) O tej ewolucji praw człowieka, świadomości moralnej juz krótko pisałem, nie chce mi się tu w kółko naśladować "paplaniny" Piórkowskiego. Czytaj uważnie to, co piszesz i pomyśl chwilę: jeśli obrona praw i godności człowieka, np. osób LGBT na całym świecie (znowu, ABC: http://www.hrea.org/index.php?doc_id=432), jest dla Ciebie "chciejstwem", to zaiste Twa moralność jest na iście rzymskokatolickim poziomie, tu już nawet studia i podręczniki nie pomogą... :))  
26 lipca 2012, 13:47
@maro – ściemniasz o związkach partnerskich. Odwagi, z Twojego wywodu jasno widać, iż pragniesz praw "małżeńskich" dla par homoseksualnych. Tylko jakie korzyści widzisz dla społeczeństwa z przyznania „małżeństwom” homoseksualnym identycznych praw, co małżeństwom ? Ba, dajesz jedno prawo więcej, prawo do rozwiązania takiego „małżeństwa” bez formalnego cywilnego rozwodu. Czyli żądasz uprzywilejowania takich związków w społeczeństwie. Zgodnie z Twoja wyznawana tutaj filozofia praw człowieka będzie to zapewne sprawiedliwość społeczna.
N
nostromo
26 lipca 2012, 13:39
Drogi Maro, czytając Twoje wypowiedzi, szczerze Ci współczuję, bo biedny jesteś tkwiąc w tych pseudonaukowych ciemnościach. Nie mówiąc już o poczuciu wyższości i pysze jaka bije z Twoich słów.
26 lipca 2012, 13:39
@maro - Znów obok pytania - ja się pytałem dokładnie o sprawiedliwość społeczną, o której pisałeś wcześniej.W dodatku w konteście okresu PRL, bo wtedy to pojęcie było na ustach przodowników walki o prawa socjalistycznego obywatela.  A przy okazji, skąd wiesz, skąd masz taką wielka pewność, iż obecna interpretacja „praw człowieka” jest tą właściwą. Bo pewnie za kilkanaście lat jakiś innym maro wersja 2.0 stwierdzi z równą zapalczywością iż jest  nadużywanie pojęcia praw człowieka w XXw i na oczątku XXIw  są właśnie jednym z kluczowych doświadczeń zbiorowych Zachodu, które wpłynęły na głębsze przemyślenie i rozwój doktryny praw człowieka w 1. poł. XXI w. Bo tak działa każde oderwanie prawa od wartości absolutnych.  Tak tez działał obecne naużywanie pojęcia praw człowieka i pakowanie w te pojęcie każdego „chciejstwa” człowieka.
M
maro
26 lipca 2012, 13:33
 @nasciturus nadal nic nie rozumiesz. O "legalizacji" mówi się w prasie/dyskusjach niepoprawnie, jest to skrót myslowy czy po prostu błąd, masz oczywiście rację. Umowa notarialna jest właśnie formą dyskryminacji, o której się dyskutuje -- nie mam czasu teraz pisać tu elaboratu o zasadniczych różnicach. Chodzi o przywileje spadkowe (najwyższa stawka 20% to dyskryminacja ekonomiczna par LGBT), wspólne rozliczanie podatkowe, prawo do pochówku i bezpośredniego dziedziczenia (przed rodziną, z którą często osoby LGBT są poróżnione ze względu na orientację seksualną), prawo partnera do przejęcia najmu lokalu po zmarłym partnerze, przysposobienia dziecka partnera i opieki nad dzieckiem po jego śmierci (żeby nie lądowało w domu dziecka), decydowania o interwencjach medycznych, gdy partner jest nieprzytomny, prawo do odmowy zeznań w sądzie przeciwko partnerowi etc. etc. Do tego dochodzą jasno zdefiniowane obowiązki (pożycia, opieki etc.) Po to jest jeden spójny konstrukt prawny, aby te wszystkie rzeczy jednocześnie regulował -- państwo może też mieć wgląd w status tych związków rejestrowanych w USC, w przeciwieństwie do umów notarialnych.     
M
maro
26 lipca 2012, 13:22
 @TomaszL drogi Tomaszu, wybacz, jestem teraz trochę zajęty -- a dyskusja, widzę, toczy się tu wartkim strumieniem. Pojęcie "sprawiedliwości" nie ma wyróżnionego statusu (jeśli myślisz o jakichś "nadprzyrodzonych źródłach") -- jest również wynikiem takiej samej ewolucji społeczeństw i naszej świadomości moralnej (od antyku, konkretnie Grecji!), co prawa człowieka (pisałem o tym wcześniej, wróć do tego postu); traktujemy ją z reguły jako naczelną wartość, ponieważ znacznie łatwiej jest ją filozoficznie dookreślić niż "dobro", które jest bardzo wieloznaczne i (tradycyjnie) może mieć silnie indywidualistyczny wymiar. Twoja fiksacja dot. PRL jest trochę nudna, ale dobrze; powiedzmy krótko, że doświadczenie tragicznych skutków i zbrodni komunizmu, tak jak i nazizmu oraz XIX-XX-wiecznych nacjonalizmów (tak jak wcześniej monarchii absolutnej, feudalizmu, niewolnictwa, kolonializmu i wojen religijnych), jest właśnie jednym z kluczowych doświadczeń zbiorowych Zachodu, które wpłynęły na głębsze przemyślenie i rozwój doktryny praw człowieka w 2. poł. XX w. "Kto stanowi prawa człowieka?" -- wybacz, to już szkolne pytanie, nie chce mi się wykładać -- poszukaj w dobrym podręczniku. Pzdr.     
N
nasciturus
26 lipca 2012, 13:12
maro-->To niby teraz mamy rozwiazanie związków partnerkich bezprawne, skoro w tej ustawie chodzi o rozwiązanie prawne? To, że nie mamy instytucji prawnej w postaci zwiazków partnerskich nie uprawnia nikogo do pisania, że wprowadzenie tej instytucji legalizuje takie związki. Wspomnieć trzeba jeszcze o zasadzie swobody umów zgodnie,z którą  dwójka ludzi co do zasady może zawrzeć umowę jaką chce. Dlatego jak komuś bardzo zależy na uregulowaniu prawnym swojego konkubinatu to może spisać z partnerem/partnerką umowę, która będzie okresśała ich prawa i obowiązki względem Siebie.  
26 lipca 2012, 13:07
@maro - prosiłem o konkretną odpowiedź, liczyłem, że umiesz coś więcej niż operowanie tylko pustymi hasłami. Więc jeszcze raz powtórzę pytania: Co wg Ciebie oznacza termin "sprawiedliwość społeczna" ? I kto wg Ciebie stanowi prawa człowieka ? I to w odniesieniu do piewców zarówno sprawiedliwości społecznej jak również praw socjalistycznego obywatela PRL.
M
maro
26 lipca 2012, 13:06
Droga theONO -- niepotrzebnie się oburzasz, nie musisz już "posługiwać się" podręcznikami, jeśli opanowałaś odpowiednią wiedzę, by kompetentnie podjąć dyskusję (w przeciwieństwie do p. Piórkowskiego). Wszystko jest oparte na jakimś "światopoglądzie" -- proszę nie opowiadać banałów, od praw dzieci i modelu demokracji przez sposób spędzania czasu i książki wybierane w księgarni po segregację śmieci i etykę biznesu, cóż to za "wnikliwa uwaga"... Chodzi tylko o społeczno-polityczno-kulturowy zakres podzielania i akceptowania tych wartości i postulatów etycznych wyrażonych w konwencjach i deklaracjach, nie o żadnąmetafizykę ani teologię. Z tym "pseudopostępem" to bym tak na Twoim miejscu nie szarżował, zważaj na słowa, bo gdyby nie ten "pseudopostęp" wywalczony np. przez odważne kobiety-socjalistki, które stulecie temu wychodziły na ulice w Europie, to (jeśli nie jesteś zamożna) nie miałabyś ani wykształcenia, żeby tu pisać ten post, ani nie wpuszczonoby Cię do lokalu wyborczego, zaś w swoim Kościele usłyszałabyś, że "twoją głową i zwierzchnością jest mężczyzna". Zanim palniesz nonsens ze swojego katolickiego "oglądu z lotu ptaka", pomyśl chwilkę samodzielnie, poczytaj jakieś prace historyczne nt. emancypacji i praw człowieka, i podumaj sobie, dlaczego są dla nas dzisiaj takie ważne, niezależnie od wyznania, rasy i pochodzenia etnicznego (w przeciwieństwie do Katechizmu czy jakichś starożytnych ksiąg). Jeśli chcesz wiedzieć, jak dzisiaj patrzymy na proces konstytucji praw człowieka, spójrz na mój krótki post niżej i odpowiedz sobie na pytanie, dlaczego takie spojrzenie jest lepsze niż przywoływanie "Boga"/"bogów" (takie zadanie domowe :))  .        
26 lipca 2012, 12:45
Po przeczytaniu poniższej dyskusji widzę, że użytkownik maro najpierw uzurpuje sobie prawo do oceniania, co jest w myśli filozoficznej archaiczne, a co nie, nie mając oczywiście przy tym żadnego argumentu poza własnym zdaniem z cyklu "tak jest i już" :) Następnie dużo dużo epitetów, kwestionowania intelektu rozmówców, czego główną przyczyną jest oczywiście zaściankowy (oczywiście) katolicyzm i tym podobnego bleblania. Jeśli chodzi o mnie, to styl mocno przypomina tupiącego tu nie tak dawno astrotaurusa, ale to nie dziwi, bo przecież i rodzaj "oświecenia" jest ten sam. Ale to tylko moje zdanie, które pewnie nie ma nic do rzeczy, zwłaszcza że użytkownik maro może spokojnie zakwestionować moją umiejętność posługiwania się podręcznikami akademickimi z tymi prawniczymi na czele :-) Co do tematu to pozwolę sobie w tenże sam typowo katolicki wąskohoryzontalny sposób zauważyć, że tekst o. Piórkowskiego doskonale oddaje panującego ducha czasu. Jest to kwestia założeń światopoglądowych, a nie żadnego pseudopostępu, że odchodzi się od odwołania się do praw wiecznych i nieśmiertelnych w uzasadnianiu kodyfikacji praw człowieka. W odniesieniu do samego procesu kodyfikacji już się tego zrobić nie da, bo tego dowodzi historia ludzkości, ale "oświeceni" w takim miejscu powołują się na bliżej nieokreślone osiągnięcia ludzkiej myśli, aby odwrócić uwagę od faktu, że jedynym argumentem jest ich własny światopogląd i przekonania.
M
maro
26 lipca 2012, 12:40
 @Dariusz Piórkowski, TomaszL "Ale sama Deklaracja w dalszej treści jest w porządku..." -- jezuita, mente et malleo przybił pieczątkę imprimatur, ale Wy jesteście zabawni, moi "inteligenci" :))) I widzę, że lekcja z filozofii jeszcze nieodrobiona, no nieładnie -- podręczniki i http://www.hrea.org/index.php?doc_id=432 czekają cierpliwie... :) (To nie sala wykładowa, nie mam czasu komponować wykładu ABC online -- proszę się wdrożyć w temat samodzielnie, literatura filozoficzna i prawnicza powszechnie dostępna, człowiek dokształca się całe życie, nawet jeśli jest jezuitą!)     @nasciturus uff, następny "udający głupiego": szanowna/y Pani/e, legalne (niekarane) są jednopłciowe relacje seksualne oraz miłosne, sprawa dotyczy związków partnerskich jako rozwiązania prawnego (jak małżeństwa), proszę się troszkę otrzepać, dojść do siebie i ogarnąć! :))  
N
nasciturus
26 lipca 2012, 12:15
W kwestii wyjaśnienia ZWIĄZKI PARTNERSKIE w Polsce są LEGALNE!. Zarówno dla hetero jak i homoseksualistó. Dlatego nie może być mowy o legalizacji czegoś co już jest legalne. Można mówić co najwyżej o przyznaniu DODATKOWYCH PRAW takim związkom. Później powstaje fałszywy obraz dyskryminowania czy wręcz prześladowania homoseksualisów.
Dariusz Piórkowski SJ
26 lipca 2012, 11:19
do Leszka, właśnie o to mi chodzi w tym tekście. Niektórzy zapominają skąd sie biorą prawa człowieka, używają tego terminu jak im się podoba i w ten sposób manipulują. Prawa człowieka nie obejmują wszystkiego. Przykłady z Deklaracją Niepodległości i Powszechna Deklaracja Praw Człowieka to były przykłady, które miały równiez unaocznić, jak człowiek również się "usamodzielnia" - nie powołując się już na Stwórcę - bo się boi, że to by go ograniczało. Ale sama Deklaracja w dalszej treści jest w porządku, chociaż to niezwykle idealistyczne postulaty
L
leszek
26 lipca 2012, 10:19
Szanowny Panie maro, jeśli chce Pan wyrażać swoją opinię, to proszę bardzo. Ale wyzywanie rozmówców od nieuków tylko świadczy o niskim poziomie Pana kultury. Rozumiem, że się Pan nie zgadza, ale czy trzeba przy tym innych obrażać? Proszę sie nad tym zastanowić. Zdecydowanie zalecam Ojcu nie karmić trolla. Jak trolla się przestanie karmić, to sobie pójdzie.
L
leszek
26 lipca 2012, 10:00
do leszka, ja praw człowieka nie krytykuję, bo przecież to dobra rzecz. Tylko ich absolutyzowanie i stawianie ponad Ewangelią (przykład z organistą i związkami partnerskimi), co jest pewnym paradoksem, bo bez Ewangelii tych praw by nie było. Nawet jeśli niewierzący upierają się, że to oni je wszystkie wymyślili, patrząc na zły świat. Jeśli pod pojęciem prawa człowieka rozumieć Powszechną Deklarację Praw Człowieka to absolutnie  nie ma tam niczego, co stało w konflikcie z Ewnagelią. Tylko problem jest taki, że "prawa człowieka" to często taki plecak, który niektórzy sobie wypychają dowolną zawartością, w zależności od tego, na jaką wycieczkę idą. Jako osoba która pewien fragment swojego zycia poświęciła walce o prawa człowieka w tym kraju, odczuwam także przykrość, że "prawa człowieka" stały się dla niektórych parawanem,  za którym chce się wprowadzić do tkanki społecznej jakieś dziwaczne i kotrowersujne rozwiązania. Mam wrażenie, że to z nadmiaru dobrobytu i szczęścia niektórym się w głowie przewraca, bo dla setek milionów czy miliardów ludzi na świecie to co jest napusane  w Powszechnej Deklaracji to odległa wizja. Ale to nie powód, dla którego się trzeba obrażac na prawa człowieka. Wczoraj w BBC3 tez się dowiedziałem, że Lenin byl wielbicielem sonat fortepianowych Beethovena (jak przyznał w rozmowie Gorkim), ale przecież nie powód, żeby znielubić Beethovena.
26 lipca 2012, 09:53
@maro Co wg Ciebie oznacza termin "sprawiedliwość społeczna" ? I kto wg Ciebie stanowi prawa człowieka ? A pytam, ponieważ termin „sprawiedliwość społeczna” znany mi jest z czasów, kiedy prawa człowieka w Polsce stanowił Lud wsparty swoja przewodnia siłą PZPR-em. Czy więc wtedy też wg Ciebie były to odpowiadające ludziom prawa człowieka.
.
.
26 lipca 2012, 08:52
Skoro o "prawie i organiście" to może zwrócę uwagę na to, że w Polsce księża w wielu kościołach nie przestrzegają prawa organisty do legalnego zatrudnienia, a warunki pracy są często żałosne. Również u ojców jezuitów. Więc ..."paplajmy dalej o prawach człowieka"... Skoro chrześcijanie dalsi są od chrześcijańskich wartości niż niejeden niewierzący, ni powinien dziwić fakt, że owe wartosci coraż rzadziej kojarzone są z chrześcijaństwem.
O
obserwator
26 lipca 2012, 08:02
maro, i ten typ myślenia nasączony jest sceptycyzmem - nic nie jest pewne, prawo jest pozytywne, ale tworzone na podstawie negatywnych doświadczeń, nie ma rdzenia prawa. Tak samo nie potrafi Pan tego udowodnić, jak D. Piórkowski. W to, co Pan pisze, trzeba wierzyć.
M
maro
26 lipca 2012, 01:25
 @Gaduła Oczywiście, są "jakieś" granice praw człowieka, ale nie mamy żadnych podstaw, by je a priori wyznaczać, nie znamy przyszłych problemów społecznych, konfliktów, nowych form nierówności i dyskryminacji, które się pojawią itp. Nie sądzę, podobnie jak inni, by był jakiś "rdzeń" tych praw w sensie metafizycznym -- jest to niewłaściwe wyobrażenie oparte na dawnej, archaicznej metafizyce "istot"/essentiae; takiego "rdzenia" nie da się nawet przekonująco wskazać. Stanowczo też bym podkreślał (w duchu, powiedzmy, kantowskim), że przenoszenie dyskusji o "źródłach" praw na płaszczyznę metafizyki i pytanie "skąd one są" (tak jak: "skąd się wziął Wszechświat" etc.) jest mylące, nie ma sensu i raczej hamuje rozwój ich doktryny niż mu pomaga, ponieważ wymusza na nas zajmowanie się pseudoproblemem (to jak roztrząsanie - zgodnie z tym, co pisał Piórkowski - na jakiej podstawie mam traktować kobiety jako równe mnie, skoro nie znam metafizycznego źródła tej intuicji, zamiast formułowania i wdrażania tej zasady równości opartej po prostu na postulacie sprawiedliwości społecznej). Sądzę, że odpowiedź na pytanie źródła jest, jak pisałem, dość banalna, ale zarazem bardzo optymistyczna: jako gatunek społeczno-językowy myślimy o naszej przeszłości oraz zawinionych cierpieniach innych ludzi (choć nie tylko, zwierząt też), uczymy się coraz lepiej analizować konsekwencje moralne naszych zbiorowych decyzji i przekonań (np. rasistowskich, nacjonalistycznych, seksistowskich, homofobicznych itp.) i wyciągamy wnioski (zwracam uwagę, że prawa człowieka nie są zakazami, jak Dekalog, tylko prawami pozytywnymi, chroniącymi). W sferze praw człowieka nic nie jest "absolutnie pewne" i dane w "nadprzyrodzonym wglądzie", jak by chciał D. Piórkowski -- wręcz przeciwnie, i to nie jest niepokojące, ale właśnie pocieszające.       
T
Tomek
25 lipca 2012, 23:50
Skoro o "prawie i organiście" to może zwrócę uwagę na to, że w Polsce księża w wielu kościołach nie przestrzegają prawa organisty do legalnego zatrudnienia, a warunki pracy są często żałosne. Również u ojców jezuitów. Więc ..."paplajmy dalej o prawach człowieka"... tutaj Pana popieram, 
O
Organista
25 lipca 2012, 23:16
Skoro o "prawie i organiście" to może zwrócę uwagę na to, że w Polsce księża w wielu kościołach nie przestrzegają prawa organisty do legalnego zatrudnienia, a warunki pracy są często żałosne. Również u ojców jezuitów. Więc ..."paplajmy dalej o prawach człowieka"...    
G
Gaduła
25 lipca 2012, 20:39
~Maro  Zgoda, tyle, że przyzna Pan, iż istnieją granice ewolucji owych Praw, a zatem - istnieje jakiś - być może trudno definiowalny - "rdzeń", przekroczenie którego powodowałoby karykaturę Praw Człowieka. Ostatecznie mieliśmy w dziejach róznych "benefaktorów", zarówno świeckich jak i duchownych - niezależnie od wyznania, których działania zapełniły niejedne Pola Śmierci. Wydaje się więc, że ów "rdzeń" - ponadwyznaniowy i ponadkulturowy jest przynależny człowiekowi jako istocie społecznej. Oczywiście, redakcja Praw zależna jest od kontekstu, który jak słusznie Pan zauważa - ewoluuje. Żeby daleko nie szukać starczy przejrzeć dodatek do encykliki Piusa IX Quanta cura i zestawić go z encyklikami JP2 czy KKK. Jestem jak najdalszy od tego by nakładać na genezę Praw Człowieka zawężającą  genealogię judeochrześcijańską, ba, więcej, sądzę że to co w Chrześcijaństwie najbardziej porywające - stosunek Boga do człowieka i stosunek człowieka do drugiego człowieka w swej redakcji uwzględnia właśnie ów rdzeń, bardziej pierwotny aniżeli jakikolwiek system religijny. Nb - eksponowana przez KK kenoza to nie tylko "uniżenie" Boga, który stał się człowiekiem, ale to też "apoteoza" człowieka. w którego wcielił się Bóg... Nie zmienia to postaci rzeczy, że w dlaszym ciągu nie wiemy co jest źródłem tych Praw... Pozdrawiam  serdecznie!
M
maro
25 lipca 2012, 20:14
@Gaduła Szanowny Panie -- jak pisałem wcześniej -- podobnie jak większość teoretyków praw człowieka zgadzam się z opinią, iż metaficzyczna natura "źródła tych praw" nie ma żadnego istotnego znaczenia (i w przeszłości też miało znaczenie jedynie nominalne); co więcej, suplementowanie tych praw a priori jakąś konkretną metafizyką (zwł. ontologią człowieka) jest bardzo szkodliwe, ponieważ w punkcie wyjścia ogranicza ich potencjalną uniwersalność (np. dlaczego nie mielibyśmy w preambułach wymieniać "bogów", albo wszystkich ważniejszych "świętych ksiąg" ludzkości, albo tylko idei Kanta, albo tylko Benthama etc.). Jedynym sensownym rozwiązaniem jest tutaj bardziej pragmatyczno-historyczne podejście, o którym pisałem uprzednio. Prawa człowieka (w swej treści) ewoluują, ponieważ ewoluuje nasza świadomość moralna i rozumienie historii społecznej, zwłaszcza po XX wieku.         
TT
takie tam pytanie
25 lipca 2012, 20:14
Panie Maro, wydaje mi się, że ignoruje (czy może raczej upraszcza?) Pan pytanie "dlaczego", tzn. kontekst uzasadnienia. Pójście Pana torem rozumowania oznacza w końcu konieczność stwierdzenia "nie wiadomo, dlaczego", albo "pytanie >dlaczego?< jest pozbawione sensu" (to drugie rozwiązanie jest często spotykane zwłaszcza w stosunku do praw fizyki). Ponieważ z doświadczenia wynika, że odpowiedź na pytanie "dlaczego" zawsze istnieje, więc z góry wiadomo, że Pana ścieżka (w zasadzie, nie Pana) kończy się ślepo. Nasz tok rozumowania jest ograniczony. Nie mam na celu przepychanek słownych. Bardzo proszę albo o przemyślenie problemu i udzielenie odpowiedniej odpowiedzi, albo o zignorowanie mnie.
G
Gaduła
25 lipca 2012, 19:38
Zapał polemiczny, trochę przy tym weredyczny, dialogu toczącego się na kanwie artykułu przesłonił dość istotne pytanie:   c o  jest źródłem uniwersalnych praw człowieka? Ostatecznie Chrześcijaństwo jest bardzo młode z perspektywy historii człowieka, nie mówiąc już o Oświeceniowych czy XX wiecznych zdobyczach humanizmu. Myślę, Przewielebny Ojcze i Szanowny/na ~Maro, iż zgodzicie się z tezą, że duch Praw Człowieka wpisany jest w społeczny (a zapewne i biologiczny) genom Człowieka, do czego poniekąd nawiązywał królewiecki filozof, niezależnie od okoliczności kulturowych, geograficznych czy historycznych. Co ciekawe - nie można do końca określić, czy Prawa Człowieka są "ius" czy "lex", w uproszczeniu mówiąc - czy są  p r z y w i l e j e m   czy  o b o w i ą z k i e m. Natura więc - a także - postulowana niezbywalność owych Praw ma więc charakter bytowy czy przypadłościowy?
M
maro
25 lipca 2012, 18:10
Oj, proszę się tak nie dąsać, nie można prowadzić żadnej sensownej debaty, jeśli ktoś myśli że prawa człowieka to np. prawo każdej aktorki do otrzymania roli w wymarzonym filmie, albo, jak Pan, że prawa człowieka potrzebują Boga :)) Najpierw elementarz, żeby nie było niedorzeczności -- nie ma elementarza, to wtedy mamy polemikę z prof. Grabowską na takim poziomie, jaki Pan wysmażył powyżej... Obawia się Pan (słusznie zresztą) traktowania praw człowieka jako "banałów", a sam -- jak się zdaje -- zna Pan teorię praw człowieka na poziomie banałów, no i jak to tak? :))     
Dariusz Piórkowski SJ
25 lipca 2012, 18:01
Szanowny Panie maro, jeśli chce Pan wyrażać swoją opinię, to proszę bardzo. Ale wyzywanie rozmówców od nieuków tylko świadczy o niskim poziomie Pana kultury. Rozumiem, że się Pan nie zgadza, ale czy trzeba przy tym innych obrażać? Proszę sie nad tym zastanowić.
M
maro
25 lipca 2012, 17:57
 @Wojtek1957 :))) Następny domorosły filozof katolicki "na chłopski rozum" z przykładami "z życia wziętymi" :)) -- jak człowiek nie rozumie podstaw filozofii prawa, to się nie wypowiada :) Najpierw porządnie się wyedukuj w temacie, a potem "prowadź rozumowania", tytanie intelektu (uwaga jak do autorów poprzednich postów). Nie rozumiesz elementarnych rzeczy i w Twoim rozumowaniu wychodzi Ci, że zgodnie z "prawami człowieka" "każdy miałby prawo urodzić dziecko", ogarnij się, nieuku i nie rób wstydu swoim katolickim braciom :))) 
W
Wojtek1957
25 lipca 2012, 17:46
Czy każdy absolwent politechniki z dyplomem ma "prawo" być zatrudniony na wybranym przez siebie stanowisku, które wymaga dyplomu inżyniera? To po co są rozmowy kwalifikacyjne, okresy próbne, badanie indywidualnych predyspozycji i umiejętności itp. Czy każda, nawet brzydka (w ocenie reżysera) aktorka ma "prawo" do otrzymania głównej roli w każdym filmie, o którym marzy? Czy grzeszący publicznie organista ma "prawo" kierowania chórem kościelnym? W końcu w chórze kościelnym nie chodzi wyłącznie o ładne śpiewanie! Jeżeli tak, to gdzie jest "prawo" zatrudniającego do swobodnego wyboru tych, z którymi współpracuje? Jak widać wspólcześni dawcy "praw człowieka" obdzielają nimi ludzi nierównomiernie i niesymetrycznie. Co wolno wojewodzie, to nie tobie... Co wolno Michnikowi, nie ujdzie Rymkiewiczowi. Człowiek wobec Boga zachowuje się jak dziecko piszące na murach "Nie ufaj rodzicom, zrób się sam". Widziałem kiedyś taki ironiczny napis i bardzo mi się spodobał!
M
maro
25 lipca 2012, 17:28
 P. Piórkowski dalej nic nie rozumie -- na egzaminie byłaby pała :)) Tak jak w filozofii nauki rozróżniamy ściśle kontekst odkrycia od kontekstu uzasadniania, tak samo w etyce i filozofii prawa odróżniamy kontekst sformułowania (np. osobisty-psychologiczny, socjologiczny, historyczny) od kontekstu uzasadniania/krytyki. Oj, widzę brzydkie luki w edukacji humanistycznej... No to, jak @leszek, najpierw zabrać się za ABC, a potem do trudniejszych lektur: http://www.hrea.org/index.php?doc_id=432, żeby nie wypisywać bzdur :))  
Dariusz Piórkowski SJ
25 lipca 2012, 17:21
do leszka, ja praw człowieka nie krytykuję, bo przecież to dobra rzecz. Tylko ich absolutyzowanie i stawianie ponad Ewangelią (przykład z organistą i związkami partnerskimi), co jest pewnym paradoksem, bo bez Ewangelii tych praw by nie było. Nawet jeśli niewierzący upierają się, że to oni je wszystkie wymyślili, patrząc na zły świat. Niektórzy po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, że wiele zawdzięczają chrześcijaństwu. To tak jak wniosek amerykańskich naukowców, którzy po latach pewnych badań orzekli, iż człowiek najlepiej wypoczywa na łonie przyrody:) Ale zapomnieli, że o tym mówili już starożytni. No i ubierają swoje wnioski w szaty naukowości, a ludzie się zachwycają nad wspaniałością ich odkryć.
M
maro
25 lipca 2012, 17:03
oo, i nawet @leszek się zjawił: "ludzie, którzy "prawami człowieka" wymachują niczym Samson oślą paszczęka na pohybel wrednym Filistynom" -- cóż za retoryczny zawadiaka, no no, widzę, że lekcja ze szkółki niedzielnej przerobiona -- teraz nic tylko występować jako polski europoseł i Biblię na eurokorytarzach rozdawać :))) Nie mam czasu Cię douczać (jak zwykle) -- forum to nie sala wykładowa, ale jeśli chciałbyś, mój waleczny katolicki Samsonie, dokształcić się troszeczkę, to możesz sobie poczytać ABC dla laika, a potem -- do porządnych książek prawniczych (jeśli książki akademickie czytujesz) :))   http://www.hrea.org/index.php?doc_id=432  No, to do roboty, Samsonie filozofii i prawa w jednej osobie!
L
leszek
25 lipca 2012, 16:49
"Prawa człowieka" są często kluczem-wytrychem którzy się różni ludzie posługują nie zawsze rozumiejąc co to znaczy. Jeśli pod pojęciem "praw człowieka" rozumie się Powszechną Deklarację Praw Człowieka, to tam nie ma niczego, z czego miałaby wynikać że "prawem czlowieka" jest prawo do zarejestrowania związku homoseksualnego w urzędzie. Choćby czytać tę Deklarację od przodu, od tyłu albo w poprzek nic tam o tym nie ma, a nie bezpośrednio, ani pośrednio. Więc jeśli ktoś się tego domaga powołując się na "prawa człowieka" to odwołuje się raczej do politycznej poprawności obowiązującej w danym środowisku, a nie do "praw człowieka" w rozumieniu bardziej ścisłym. Ale wydaje mi się. że Ojciec jednak popełnia błąd przenosząc swoje niezadowolenie z retoryki związanej z odrzuceniem propozycji ustawodowczej w Sejmie na prawa człowieka. Prawa człowieka naprawdę nie są tutaj nic winne, raczej ludzie, którzy "prawami człowieka" wymachują niczym Samson oślą paszczęka na pohybel wrednym Filistynom.
M
maro
25 lipca 2012, 14:46
 Nie, Pan nadal nic nie rozumie -- ale spotykam się z Pańskim rozumowaniem często, słuchając katolickich intelektualistów. "Humaniści ateistyczni" nic nie musieli "przejmować" -- historia myśli, zwł. filozofia, nie rozwija się przez "podkradanie" i "podmienianie", Pan myśli właśnie jak biedny urażony chrześcijanin, któremu ktoś coś "splagiatował". Myśliciele, którzy kładli wielorakie podwaliny pod prawa człowieka od XVIII w. po XX (od Kanta i Locke'a) byli akurat wyjątkowo odważni i samodzielni, niczego nie musieli z Pańskiej religii "przejmować" ani "podmieniać":) Historia i kultura mają ogromne znaczenie -- proszę przeczytać ostatnie zdanie mojego poprzedniego posta... :) -- ale nie takie jak Pan zapewne zakłada (wiążące lub wymagające "wierności tradycji", wręcz przeciwnie -- inaczej nigdy nie posunęlibyśmy się do przodu, komentując św. Pawła i Arystotelesa).  Ostatnie zdania, które Pan napisał są zdumiewające, Pan rzeczywiście nie rozumie doktryny praw człowieka: nie ustalamy ich indywidualnie/dowolnie, "każdy sobie/dla siebie", nie wiem, co mam tu komentować... Żeby szanować prawa człowieka nie trzeba mieć żadnego "nadprzyrodzonego wglądu" ani "światła wiary": wystarczy rozumieć, dlaczego je formułowano (np. w kontekście niewolnictwa -- wspieranego a propos przez chrześcijańskie Kościoły -- seksizmu, nacjonalizmu, wyzysku dzieci, bestialstwa związanego z wojnami, w tym religijnymi, teraz agresji i przemocy wobec osób LGBT etc. etc.), czego się nauczyliśmy z konfliktów i przemocy wobec innych ludzi i jakie motywacje etyczne te prawa wyrażają. Wtedy może Pan je szanować jako cenne bez "świętych ksiąg", obojętnie, czy to Koran, czy Wedy, czy ewangelie. Ależ my, ludzie, "budujemy na sobie", tylko, że to "my" to przede wszystkim inni, społeczeństwo i jego doświadczenia (m.in. i "zakodowane" w konwencjach i konstytucjach), nie ma tu żadnej "woli Bożej".   
M
maro
25 lipca 2012, 14:46
 Nie, Pan nadal nic nie rozumie -- ale spotykam się z Pańskim rozumowaniem często, słuchając katolickich intelektualistów. "Humaniści ateistyczni" nic nie musieli "przejmować" -- historia myśli, zwł. filozofia, nie rozwija się przez "podkradanie" i "podmienianie", Pan myśli właśnie jak biedny urażony chrześcijanin, któremu ktoś coś "splagiatował". Myśliciele, którzy kładli wielorakie podwaliny pod prawa człowieka od XVIII w. po XX (od Kanta i Locke'a) byli akurat wyjątkowo odważni i samodzielni, niczego nie musieli z Pańskiej religii "przejmować" ani "podmieniać":) Historia i kultura mają ogromne znaczenie -- proszę przeczytać ostatnie zdanie mojego poprzedniego posta... :) -- ale nie takie jak Pan zapewne zakłada (wiążące lub wymagające "wierności tradycji", wręcz przeciwnie -- inaczej nigdy nie posunęlibyśmy się do przodu, komentując św. Pawła i Arystotelesa).  Ostatnie zdania, które Pan napisał są zdumiewające, Pan rzeczywiście nie rozumie doktryny praw człowieka: nie ustalamy ich indywidualnie/dowolnie, "każdy sobie/dla siebie", nie wiem, co mam tu komentować... Żeby szanować prawa człowieka nie trzeba mieć żadnego "nadprzyrodzonego wglądu" ani "światła wiary": wystarczy rozumieć, dlaczego je formułowano (np. w kontekście niewolnictwa -- wspieranego a propos przez chrześcijańskie Kościoły -- seksizmu, nacjonalizmu, wyzysku dzieci, bestialstwa związanego z wojnami, w tym religijnymi, teraz agresji i przemocy wobec osób LGBT etc. etc.), czego się nauczyliśmy z konfliktów i przemocy wobec innych ludzi i jakie motywacje etyczne te prawa wyrażają. Wtedy może Pan je szanować jako cenne bez "świętych ksiąg", obojętnie, czy to Koran, czy Wedy, czy ewangelie. Ależ my, ludzie, "budujemy na sobie", tylko, że to "my" to przede wszystkim inni, społeczeństwo i jego doświadczenia (m.in. i "zakodowane" w konwencjach i konstytucjach), nie ma tu żadnej "woli Bożej".   
Dariusz Piórkowski SJ
25 lipca 2012, 14:25
A ja jednak uważam, że nawet oświeceniowi myślicieli przejęli to, co im pasowało z chrześcijaństwa tyle, że w miejsce Boga postawili nierzadko siebie. To jest humanizm ateistyczny. To jasne, że człowiek musi mieć jakiś punkt odniesienia, ale jeśli buduje tylko na sobie, daleko nie zajdzie. Mówi Pan jednak tak, jakby historia i kultura nie miały żadnego znaczenia. I robi Pan unik, nie udzielając odpowiedzi na pytanie, dlaczego mam te prawa szanować. Nie potrafi Pan tego uzasadnić. Bo mnie nie wystarcza to, że ustalimy sobie prawa człowieka, abym je szanował. Bo skoro tak, to przecież mogę sobie również ustalić swoje prawo, bo kto mi zabroni, jeśli jestem człowiekiem. W tej logice zawsze będzie dochodziło do konfliktu praw, bo każdy może je różnie odczytywać.
M
maro
25 lipca 2012, 14:17
Szanowny Panie Piórkowski, oczywiście wiem, że wielu ludzi żywi lęk, "co nam zostanie bez Boga" w preambułach, konstytucjach, konwencjach etc -- jest to jednak problem psychologiczny, a nie filozoficzny ani prawny, i chrześącijanin może go rozwiązywać, jeśli musi..., na różne sposoby, np. wyobrażając sobie, że te wszystkie humanistyczne postulaty, zapisane w owych konwencjach są w istocie "chrześcijańskie" (czyli świeccy prawnicy są "plagiatorami teologii"), jak Pan jednak widzi, jest to jednak dość kuriozalne i raczej ośmiesza teologów. Rzecz jasna, idea tych praw człowieka była formułowana pierwotnie w kontekście tradycji chrześcijańskiej (ale również i liberalnej, oświeceniowej, a nawet ateistycznej); niestety nic to nie mówi o dzisiejszej doktrynie praw człowieka, ponieważ ten odległy kontekst nie ma już dzisiaj żadnego znaczenia. Nie rozumie Pan też, że prawa człowieka nie są ani religijne ani niereligijne (ateistyczne) -- po prostu zagadnienia teologiczne nie mają tu żadnego znaczenia, i dzięki Bogu :) Zdaję sobie sprawę, że nie jestem w stanie Pana "przekonać do praw człowieka", jeśli potrzebuje Pan "absolutnego punktu odniesienia", "świętości" i "absolutnej niepodważalności". Wspomniane preambuły i konwencje nie są jak Pana "święte księgi", są pod tym względem o wiele bardziej banalne, ale i mądrzejsze -- ciągle staramy się formułować prawa człowieka ucząc się na błędach z przeszłości i wyciągając moralne wnioski z doświadczeń, a nie nasłuchując "woli Bożej" :)))       
Dariusz Piórkowski SJ
25 lipca 2012, 14:01
Szanowny maro, ma Pan rację: Bóg i prawo natury nie mają dzisiaj większego znaczenie przy formułowaniu praw. Dokładnie o tym piszę. Tylko że to wypływa z amnezji. Gdyby nie chrześcijaństwo, takich praw nigdy by nie sformułowano. Na tym właśnie polega problem. Skoro Pan zarzuca mi nieuctwo, to proszę mnie przekonać, dlaczego mam szanować człowieka i jego godność? Co ma mnie do tego zmotywować? To, że sobie tak człowiek ustalił? Hitler nic sobie z tego nie robił. Traktował ludzi jak rzeczy. I na czym godność człowieka polega? Pan reprezentuje właśnie poglądy, które wypierają Boga z przestrzeni publicznej. Można i tak. Tylko że ja uważam, że w ten sposób człowiek sam wiąże sobie pętlę na szyi.
25 lipca 2012, 13:52
Jak zwykle problem z pierwszym przykazaniem. Człowiek musi w coś wierzy i jak odrzuca Boga, to znajduje sobie jakiegoś bożka – tym razem są to prawa człowieka. Prawa człowieka są ważne, ale jak robi się z nich przedmiot kultu religijnego stają się po prostu farsą.
M
maro
25 lipca 2012, 13:44
No nie -- następny jezuita-nieuk. "Prawa człowieka" to oczywiście konstrukty prawne i postulatywne, nieustannie ewoluują i oczywiście będą ewoluować (Pan się zafiksował na Bogu w Deklaracji z 1776 r., co jest nawet zabawne); nikt dzisiaj nie odwołuje się do "Boga" przy ich formułowaniu -- bo to archaizm, żaden prawodawca nie wierzy, że prawa te mają "nadprzyrodzone źródła" (mogą sobie w to wierzyć oczywiście jezuici, jeśli chcą, ale nie ma to żadnego znaczenia), ani nie odwołuje się do "prawa naturalnego" -- bo wiemy, że ta pseudodoktryna nie da się obronić na gruncie filozoficznym, jest to archaiczny sposób myślenia posiadający teologiczne (gł. średniowieczne) korzenie i przesłanki, którego bronią zwykle tzw. "myśliciele religijni" i oczywiście katoliccy teologowie -- nie ma on żadnego znaczenia przy formułowaniu współczesnego prawa, a już zwł. europejskiego, i dzięki Bogu. Wiem, że ci, którzy mówią (słusznie) o prawach człowieka broniąc osób LGBT przed dyskryminacją, psują Wam zgrzebną teologiczną "piaskownicę" -- zdaje Wam się mylnie, że macie monopol na "prawa człowieka" -- ale ja bym na Waszym miejscu się z tym pogodził...